Ramirez przyjmował rzeczy takimi jakimi są nie tracąc czasu na zbędne kombinowanie. Wolał biegać i strzelać i w ten sposób rozwiązywać stawiane przed nim problemy. Dlatego ta cała parada i mowa El Presidente i te całe jasełka nie ruszały nim za bardzo. Bardziej zainteresowało go przygotowane jedzonko, oraz pewna osoba, którą chyba kojarzy.
Ruszył więc na konfrontację tak jak to miał w zwyczaju.
- Señor Luna? Tak? A jak! Buenos d-as, zaszczyt poznać taką legendę.- powiedział wyciągając rękę do klechy.
- Jestem Pana wielkim fanem. Raz mi taki gagatek puta jedna wisiał pieniądze i nie okazywał szacunku to jak zem go dorwał to zrobiłem z nim to co Pan z Galindo w El Paso to nikt już się nie spóźniał z płatnościami- powiedział kończąc paskudnym rechotem.
- Jeszcze raz. Zaszczycony jestem poznając Pana osobiście.