Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2022, 18:29   #23
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



- Uch? - Ann spojrzała na Toreadora, chyba zrozumiawszy o czym mówił... lub nie? - Jasne...
I wróciła do poszukiwania Cyrila, jedynie obdarzając wampirze gówniarstwo niezainteresowanym wzrokiem. W Central Parku by więcej Gangreli znaleźli... i pewnie nie wyszli z niego w jednym kawałku.

Prawie jak po sznurku skierowała się bez zastanowienia, ku pokojowi Cyrila. Wiedziała, że tam właśnie się znajduje.

Nim weszła zapukała do jego drzwi.

- Nie przeszkadzać! - usłyszała wrogie wręcz warknięcie Cyrila zza drzwi.
Serce podskoczyło caitiffce do gardła i odskoczyła od drzwi jak oparzona. Po prostu odsunęła się po ścianie, byle dalej od drzwi. Drżała i gdyby żyła, to łapałaby nerwowe oddechy. Złapała się za głowę, opierając o ścianę plecami. Nie mogła wrócić... nie w tym stanie!
Którego się wstydziła…

- Je teraz… wiesz jak bywają Tremere drażliwi podczas posiłków.- usłyszała za sobą głos Lukrecji. Ta podeszła bliżej i ćmiąc papierosa przez cygaretkę spojrzała trochę podejrzliwie, trochę litościwie na Ann.
Teraz ona tu była...
Ann czuła się w tym momencie poniżona. Wiedziała, że widać po niej reakcję, a jeszcze zobaczyła ją ta Ventrue. Skinęła jedynie głową, obawiając się teraz zmuszać swój głos do opuszczenia ściśniętego gardła.
Jasna cholera!
- Jak skończy to sam wyjdzie. - Lukrecja nie przejęła się sytuacją szczególnie. Większą uwagę poświęcając drzwiom niż samej Ann.- Powiadom go wtedy, kiedy Joshua przyjedzie, jeśli możesz… dobrze?
- Tak, oczywiście... - cicho odparła Ann, w ten sposób maskując rozdygotanie głosu.
- Dziękuję. - odparła beznamiętnie wampirzyca i oddaliła się od drzwi pokoju Tremere.
Gdy Lukrecja zniknęła z pola widzenia, caitiffka położyła czoło na ścianie. Nienawidziła tego stanu, nie chciała by pojawiał się... Poniżające.
...a jednak wciąż czekała kawałek od pokoju.

Tremere w końcu otworzył drzwi ocierając usta chusteczką i rozejrzawszy się dostrzegł Ann.
- Skoro tu już jesteś, wynieś babkę do jednego z pokoi na górze. Niech odeśpi.- wydał rozkaz szerzej otwierając drzwi. Tuż obok łóżka leżała bez czucia jakaś atrakcyjna czterdziestolatka, oddychając płytko.
- Oczywiście... - wampirzyca weszła do pokoju, aby zabrać "talerz" i móc odnieść na odpowiednie miejsce... i wrócić.
- No... rusz się… nie mam całej nocy i ty chyba też. - odparł wampir zerkając do góry.- Już zapomniałem jaka to jest dziura, to Stillwater.
Ann bez ociągania, zaczęła prowadzić półprzytomną kobietę, trzymając w pionie wokół talii. Szeptała do niej uspokajająco, zapewniając że zaraz odpocznie. Zaprowadziła kobietę schodami, do pokoju na górze, gdzie ułożyła ją delikatnie na łóżku i...
...szybko, prawie potykając się na schodach, wróciła do Cyrila.



- Mam nadzieję szybko załatwić tu interesy. Jestem pewien, że regent wykorzystuje moją nieobecność do osłabienia mej pozycji w klanie. - Cyril mówił bardziej do siebie niż do niż do niej, gdy sprawdzał w lustrze ubranie, czy aby nie zachlapało się posoką posiłku.
Caitiffka po prostu podeszła do Tremere i poprawiła jego ubranie tak, aby leżało jak najlepiej na ramionach.
- Książę Stillwater pojawi się niedługo. - zapewniła cicho.
- Jak miło… chodzi tu o jakiegoś sabatnika władającego sztuką, tak? - przypomniał sobie Cyril i westchnął.- Strata czasu. Trzeba było go zabić i byłoby po sprawie. Tyle zachodu z powodu marnego imitatora.
- Jego sprawa jest... dziwna... - odparła zajmując się niechcianymi zagięciami - Nie został wciągnięty w Sabat... nie zdążyli. Wie kto był jego Rodzicem... ale został on unicestwiony od razu po użyciu go jako przymusowego Ojca. Czyli w sumie... ten Charlie jest Tremere? Nim go zakołkowałam odstraszał nas ogniem... - trochę napięły się mięśnie Ann na wspomnienie ognia.
- Jest złamaniem prawa moja droga. On i jego rodzic zgodnie z prawem powinni zostać unicestwieni. Nie ma znaczenia, kto go stworzył… klan go nie uznaje. - odparł chłodno wampir wyjaśniając. - To nie jest tak, że z automatu dziedziczysz przynależność do klanu. Musisz być przez niego uznana za członkinię.
- To nie można go... przygarnąć? - zaryzykowała skończywszy układać ubranie Tremere - Miał umrzeć w jakimś rytuale. Tylko Sfora się wbiła. I uznała, że takie zrobienie wampira będzie zabawne.
- Przygarnąć? Co za absurdalny pomysł.- zaśmiał się Cyril, a potem zbladł rozważając. - To pułapka na mnie. Augusto nie dba o to jak potoczą się negocjacje i jaki będzie ich wynik. Tak czy siak będzie miał okazję wypominać mi efekt tych negocjacji do końca swojego nieżycia.

- Też jest kwestia wczorajsza... Najwyraźniej jakieś rzeczy się wyrwały z naszego magicznego miejsca, otoczonego barierą, i ubiły Giovannich... którzy nie mówili, że tu się zjawią.
- Giovanni? To ciekawe… udało ci się… coś zdobyć z ich zwłok? - zaciekawił się nagle Tremere zapominając o swoim “tragicznym” położeniu.
- Znaleziono tylko zniszczoną drogą limuzynę i ciała ochroniarzy. Nie było szczątków wampira. - pokręciła głową.
- To co się z nim stało? A co z jego rzeczami, zapiskami? - zapytał poirytowany Cyril.
- Zakładam, że Książę może więcej powiedzieć... Jeżeli potwory go nie zabrały... tam... to pewnie zostały zgarnięte przez policję. A on... albo potwory go zjadły, albo miejsce pochłonęło... - patrzyła na Cyrila ostrożnie.
- Hmm… jeśli uda się wysępić rzeczy Giovanniego w zamian za życie tego Pandersa, to Augusto z pewnością pożałuje, że mnie traktował jak chłopca na posyłki. - rozmarzył się Cyril.
- Panders może też być... interesem.... Straciłam całą Koterię, może... Da się odbudować?
- Na tym zadupiu? Na co ci koteria? Nic tu się nie dzieje… Giovanni to wyjątek od reguły.- ocenił Tremere.
- Ale wrócę do miasta... Do tego... Jak tu się nic nie dzieje, to dobrze. Kiedy zacznie to gorzej. - westchnęła - Nie wiemy czemu Sabat się pojawił, bo nie zależało im na Nowym Jorku. Jest Piramida. Jest to... przejście... z którego potwory wychodzą. Wilkołaki. I kopalnia, do której z Nadią idę dla Wilkołaków dane wykraść... Nawet Nosferatu nie chcieli tam gmerać…
- Nosferatu gmerają w sieci. Wy raczej zakradnięcie się do jakiegoś ośrodka dla wilkowsioków. - ocenił Tremere. - To chyba bezpieczniejsze… zresztą Rosjanka się tam będzie bardziej narażała, więc powinnaś wyjść bez szwanku z tej przygody.
Spojrzała na podłogę nim zapytała.
- Kim jest Nadia, panie? Dla klanu? Jest tu w nagrodę? Za karę? - odważyła się.
- Cóż… strażniczką projektu regenta. Nie jest tu ani w nagrodę, ani za karę. Jest z konkretną misją, której natury oczywiście ci nie zdradzę. Aczkolwiek dla niej to równie dobrze może być kara. Tu jest nudno… - wzruszył ramionami stary Tremere. - Większość nocy nie ma co robić.
- Czyli... jest sojuszniczką Regenta? Twoim wrogiem?
- I tym, i tym… aczkolwiek… - odparł Cyril wzruszając ramionami. -... wrogiem ją ciężko nazwać. Wrogów mam w Nowym Jorku, tu jest po prostu przydupaską Augusto, bez znaczenia dla mnie. A i wątpię bym ja obchodził ją.

Ann zawahała się i uklękła przed Cyrilem.
- Ciężko znoszę to, że jestem od ciebie odseparowana... Tęsknię, cierpię... Proszę, zabierz mnie…
- Wykorzystałem moje kontakty, by cię tu umieścić. Z dala od tego… całego cyrku, jaki się teraz odstawia w Nowym Jorku. - burknął Tremere.- Ocaliłem cię, zamiast rzucić cię na pożarcie jak kilka innych moich pionków, a ty narzekasz? Co za niewdzięczność.
To było jakby uderzył ją w twarz otwartą dłonią...
- Nie, to nie tak! - skuliła się na podłodze, kładąc czoło na posadzce - Ja tylko... - głos jej się łamał - To boli... A krew skąpa... - jęknęła.
- Nie mogę co chwila dawać ci mojej krwi. - odparł spokojnie Cyril. - Nie stać mnie na taką rozrzutność. Poza tym… ciesz się, że w ogóle jeszcze daję. Na tym etapie mógłbym sobie odpuścić.
Wampirzyca uniosła głowę, patrząc szeroko otwartymi oczami.
- Jestem przydatna, lojalna... - zadrżała wystraszona. Czy jej koszmary się ziszczają?
- W tej chwili nie jesteś przydatna w Nowym Jorku. Wprost przeciwnie. Byłabyś zawadą i mogłabyś zginąć. - odparł Cyril i westchnął. - Wiem, że Stillwater jest… wioską tylko przez przypadek nazwaną miasteczkiem, ale tu… nie narobisz sobie kłopotów i mnie też. Tu nie zginiesz.
Wsparła czoło obok jego nóg.
- Wybacz... Troszczysz się... - wycisnęła z siebie - Poświęcasz... dla caitiffa... z Lasombry. - wykorzystała po raz pierwszy nazwę, której Cyril jej nie przekazywał wcześniej.
Oblicze wampira nerwowo zadrżało, gdy usłyszał te słowa.
- Będzie dla ciebie lepiej, jeśli nigdy więcej nie wypowiesz tej nazwy. Lepiej udawać głupka przed innymi, niż dać komuś powód do podejrzeń, że nie jesteś caitiffem. Szpiedzy z Lasombry przenikają do Nowego Jorku, czasami. - przestrzegł ją.
- Książę Smith mi o nich mówił... - szepnęła - Nie jestem niczyim szpiegiem... To te cienie...
- Jest różnica pomiędzy wiedzą o Lasombrze, a wiedzą o swoim sabacim pochodzeniu. Też się domyśliłem, jaki klan cię wypluł… wiedziałem o tym od początku. Tyle, że ta wiedza nie była ci do niczego potrzebna. I może być obciążeniem w przyszłości.- wyjaśnił Cyril beznamiętnie.
- Nie byłam w strukturach tej sekty... Nie wiem nic o niej. Pewnie powstałam, aby zginąć szybko... - zacisnęła pięści - Spotkałeś mnie jak miałam z tydzień i błąkałam się. Żaden szpieg ze mnie.
- To nie ma znaczenia. Daj im cień podejrzenia, a chłopcy Grozy wycisną z ciebie prawdę. Taką “prawdę” jaka będzie Pawlukowi odpowiadała. - wzruszył ramionami Tremere.

- Joshua Smith kontaktuje się z Księciem Nowego Jorku... czasem twarzą w twarz. - Ann wyglądała na przybitą wcześniejszymi wypowiedziami - Czyli... czy on pojawia się w Stillwater?
- Rzadko bywa z oficjalnymi wizytami w tym mieście. Teraz gdy mamy erę smartfonów, to już nie musi. - ocenił czarownik.

Delikatnie, wręcz z obawą, ujęła rękę Cyrila, wciąż z dołu patrząc na wampira.
- Pozwól, panie... Skoro jesteś...
- Nie mogę się osłabiać przed negocjacjami. Nie po to jadłem, by tracić siły na ciebie. Może przed wyjazdem stąd… ale nie teraz.- wampir wyrwał dłoń z uścisku Ann. - Powstań i zachowuj się odpowiednio. Nie pozwól, by głód tobą władał.
Bezklanowa nawet nie trzymała silnie, więc bez oporu Cyril zabrał rękę ku tłumionemu smutkowi dziewczyny.
- Wedle życzenia... - szepnęła. Rozmowy z Cyrilem ostatnio powodowały niemały ból emocjonalny.
Ann wstała z podłogi wykonując polecenie.
- Mogę dzień przesypiać w piwnicy hotelu, żeby być na miejscu, by służyć, póki się tu znajdujesz.
- Jeśli chcesz… - rzekł obojętnym tonem Cyril ruszając do drzwi.

Caitiffka grzecznie ruszyła za Cyrilem do wyjścia.
- Jak przebiegają relacje z Lukrecją...?
- Nie lubi mnie, ja nie lubię jej. Oboje udajemy, że nic się między nami nie wydarzyło. Czyli wszystko jest tak, jak być powinno. - zaśmiał się złośliwie Cyril. - Wygnanie trochę utarło jej noska.
- Czemu jej nie lubisz, panie? I czemu ona ciebie? - zapytała.
- Ona jest Ventrue. Ich można szanować, można się ich bać, ale nie można ich lubić. Bo to są zadufane w sobie aroganckie dupki. - wyłożył swoją filozofię czarownik.- A ona… nie wiem i nie obchodzi mnie to, czemu za mną nie przepada.
- Może... sądzi, że miałeś coś wspólnego... z jej wpadką? - zaryzykowała.
- Doprawdy? Może tak było… nie pamiętam… - odparł Tremere nie przywiązując większej wagi do sugestii Ann.
Ann jedynie skinęła głową, nie mówiąc nic i otworzyła przed Tremere drzwi, dając mu wyjść pierwszemu.
- Zorientuję się, czy Książę przyjechał. - dodała zamykając drzwi i bez ociągania, ruszyła do głównej sali.
- Dobrze… ja się nie będę spieszył. Niech wiedzą, że nie jestem byle posłańcem. - odparł Cyril zwalniając kroku.



Sytuacja niewiele się zmieniła. Lukrecji nie było w głównej sali. Raze nadal oczarowywał historyjkami Patty oraz Clyde’a. Toreador przyglądał się temu z boku pijąc krwistą Mary. Joshui nie było widać. Zamiast tego… wkroczył do baru Garry.
- Heeej… jak się masz stary? W końcu Lucius poznał się na tobie i wygonił cię?!- zaśmiał się głośno Gangrel i ruszył ku zdumionemu pobratymcowi.
- Nieee… interesy mój drogi, interesy. Jak wiesz, pracuję jako ochroniarz i pilnuję teraz bogatego tyłka jednego takiego sztywniaka.- rzekł wesoło Raze i oba Gangrele uścisnęły się mocno i serdecznie.
- No i jak tam w wielkim mieście? Robisz karierę, zbijasz kokosy?- zapytał przyjaźnie Garry, już nieco cichszym głosem.
- A gdzie tam. Dziaduję pod drzwiami bogatszych. Lucek tnie moje zarobki zbierając fundusze na kolejne swoje wielkie plany. Z których ostatecznie nic nie wychodzi. Jest z nim coraz gorzej. Popadł w obsesję na temat odrodzenia potęgi naszego plemienia. A prawda jest taka, że betonowe dżungle nie są dla Gangreli i Wilkołaków. - odparł z uśmiechem Raze, podczas gdy jego fanklub przyglądał się temu z zaciekawieniem i lekkim zdezorientowaniem.
- Zabawna sprawa, bo słyszałem o plemionach wilkoła…- zaczął Garry, a Raze mu przerwał. - Cokolwiek słyszałeś to bajki. Są co prawda jakieś… likantropy, ale nazwa jaką sobie przybrali dobrze obrazuje ich upadek. Bo kto przy zdrowych zmysłach nazwałby się Gnatożujami.

Ann podeszła do oczarowanej młodzieży i przesunęła im dłonią po widoku.
- Możecie go o numer zapytać…
- O jaki numer?- zapytał Clyde, gdy tymczasem dwa Gangrele wymieniały się anegdotkami.
- Komórki. Może wam mięśnie pokaże, napręży się bez koszulki…
- To dobry pomysł.- odparł wesoło Clyde, a Miracella pokręciła głową dodając. - Ona cię podpuszcza.
- W samym mieście źle się dzieje… Co prawda plotki nie dotarły jeszcze do ulicy, ale parę prominentnych Kainitów przestało się odzywać. Łatwo się domyślić, co się z nimi stało. Tak sobie myślę, czy by wiesz… nie wybrać się na prowincję na kilka tygodni. Przeczekać całą tą burzę, która zbiera się nad Nowym Jorkiem.- rzekł cicho Raze, ale nie dość by trójka wampirów nie posłyszała.
- Do mnie możesz wpaść. Co prawda wiem, że nie lubisz doprawionych przekąsek, ale zawsze możesz stołować się w mieście.- odparł wesoło Garry, a Raze skinął. - Może tak zrobię wkrótce, dam ci znać i dzięki.

- Jesteście uroczy. - Ann mruknęła do Clyde'a i Miracelli, po czym wskazała tylko na Brujah - A ty wciąż dziecinnie naiwny. - westchnęła. Ventrue się zaśmiała cicho, a Clyde zaperzył wyraźnie urażony tymi słowami.
- Zakładam że Lukrecja każe sobie płacić za posiłki? - zapytał Raze, a Garry kiwnał głową.- Jeśli zamierzasz zatrzymać na dłużej to… tak… bez karty bibliotecznej trzeba płacić pogłówne. Czy jak tam to ona nazywa.
- Nie będzie się Ryze liczyć jako... pracownik Tremere? - zasugerowała Ann i spojrzała na Clyde'a - Nie jeż się na mnie, nie warto w Elysium. - szepnęła.
- Cóż… płaci za mnie klan Tremere tak długo jak dla niego pracuję.- odparł Raze ze śmiechem.- Jeśli przyjadę tu prywatnie, żaden kościsty tyłek nie będzie za mnie opłacał rachunku.
Ann nie wyglądała na zadowoloną z określenia Cyrila.
- Zawsze Larry by się ucieszył, gdyby był ktoś inny, kto bić się może. Zatrudnij się jako najemny umilacz istnienia w Stillwater. Więcej ciekawych rzeczy.
- Larry? Jeszcze żyje? O nie… ja się trzymam z dala od takich czubków jak Dukes.- odparł czarny Gangrel unosząc dłonie w żartobliwym geście poddania. - I wolę nie sprawdzać, jak długo wytrzymam łomot w jego wykonaniu.
- Ja dałam radę przetrwać, to ty też. A zawsze nam się tu przyda kolejny. Stillwater... Ma swój... nieoczekiwany wdzięk. I ostatnio nawet nam Sabat umilał czas. - uśmiechnęła się - A pomoc Gangreli... zawsze dobrze wspominam.
- Nie zamierzam tu zostać. Nowy Jork ma swój syreni śpiew. Po prostu nauczyłem się przez lata wyczuwać skąd wiatr wieje. A ostatnio wieje coraz bardziej śmierdzący wiaterek.- wyjaśnił cicho Raze. - Czuć w nim zagrożenie.
- Co się dzieje? - Ann także głos ściszyła.
- Nie wiem. Ja tylko pilnuję szyszek. A one zrobiły się nerwowe. Możesz Cyrila spytać, jeśli uda ci się wydusić z niego jakąkolwiek informację… co byłoby cudem.- zaśmiał się cicho Raze.
- Co wy, Gangrele, w ogóle macie do Cyrila? - zapytała szczerze zaciekawiona - Nie jest taki... zły.
- Nie powiedział ci nigdy? Cóż… to nie jest taki wielki sekret, Cyril to oszust i złodziej.- wzruszył ramionami Raze. - Ukradł coś, co jest cenne dla każdego klanu.
Wyraźnie caitiffka nie wiedziała co powiedzieć. Zaprzeczyć? Nie... A może powinna?
- Ja... Nie wiem. Po prostu... nie wiem. - widoczne było jej zagubienie.
- Poznał dyscyplinę klanu Gangrel i ponoć uczynił to w sposób nie do końca uczciwy czy honorowy. - wtrącił Garry i wzruszył ramionami wyjaśniając. - Lucius zna szczegóły, bo to są stare dzieje… Cyril jakoś wywinął się od zemsty klanu, spłacając tę zbrodnię przysługami, ale… zarówno na starym kontynencie jak i tu klan Gangrel traktuje go podejrzliwie. Kto raz ukradł wiedzę klanu, ten może zawsze chcieć spróbować powtórzyć ten wyczyn.
Ann zastanawiała się, czy tak samo ten klan Lasombra by widział ją. Jak złodzieja ich dyscypliny...
- Przykro mi... tylko tyle mogę. Nie wiedziałam…
- Nie przejmuj się, ja się nie przejmuję… Raze też nie. - machnął ręką Garry. - To stare dzieje.
- Możecie poopowiadać historie młodym? - szeptem zwróciła się do Gangreli - Są pod wrażeniem.
- Jak to nowoprzeistoczeni. Parę dziesięcioleci… i przekonają się jak nudno być umarlakiem. - westchnął filozoficznie Garry, a Raze dodał.- Przystopuj może z tymi ziółkami we krwi.

Caitiffka zostawiła Gangreli na żer dzieciom i podeszła do Williama.
- Kiedy ma zjawić się Książę?
- Tak za pół godziny… myślę. - zastanowił się Blake, a tymczasem do obojga podszedł Garry.
- Tak się rozgadałem, że zapomniałem wspomnieć. Mamy spotkanie z wilkołakami, Ann skoczysz po Nadię? Bo wkrótce musimy wyruszać.
- Jasne, jasne. Tak zrobię. Mam z nią tu wrócić?
- Tak. - uśmiechnął się Gangrel.
- Załatwię, tylko przekażę o Księciu... - spojrzała na Toreadora, jakby upewniając się, że nie uraczy ją jakimś komentarzem i po prostu szybko wróciła do Cyrila.



- Książę będzie za pół godziny... około. - wyrzuciła z siebie od razu.
- Ech… jak miło, że każą mi czekać. - prychnął zirytowany Tremere zerkając na Gangrela i Toreadora.- No cóż… Blake nie jest zajęty niczym ważnym, albo… nikim?
- Tylko obserwował jakiś śmiertelnych, ale tak to na górze jest. Raze także. Muszę iść teraz po Nadię, misja czeka. Nie wiem ile to zajmie.
- Nie szkodzi. Nie będziesz tu potrzebna. Negocjacje i tak odbywają się w dość ścisłym gronie.- ocenił sytuację Cyril kierując się ku Toreadorowi.

Ann wyprzedziła Cyrila i stanęła przed nim. Nie mogła wytrzymać, musiała zapytać...
- Czy to prawda, co mówią Gangrele? - zapytała, zachowując nieoczekiwaną pewność. Może oskarżycielskość nawet?
- A co mówią zwierzaki? - zapytał Cyril.
- Że jesteś oszustem i złodziejem. - skrzywiła się - Cyril, co ty zrobiłeś?
Ann teraz już rzadko zwracała się po imieniu do Tremere, ale kiedy to robiła... najwyraźniej sytuacja ją na tyle poruszyła.
Wampir zgromił ją spojrzeniem, władczym i bezlitosnym.
- Zamierzasz mi prawić morały? Zapomniałaś czym jesteś? Czym my jesteśmy? Jeśli ktoś jest na tyle nieudolny, że nie potrafi pilnować tego, na czym mu zależy to najwyraźniej nie jest tego godny.
- I teraz cały klan ci nie ufa. Mówią, że ukradłeś moc, poznałeś ją przez oszustwo i bez honoru. Nie zapomniałam czym jestem... - zacisnęła zęby, a jej spojrzenie wyrażało, iż prawdziwość tego oskarżenia ją zabolała - ...ale przynajmniej nie jestem złodziejem.
- Nie jesteś też silna. - Tremere dźgnął ją palcem w obojczyk za każdym razem gdy formułował oskarżenie. - Bo jesteś sentymentalna. Naiwna. Pełna skrupułów. Ludzka.
Cyril spojrzał na nią władczo. - Nas nie stać na humanitaryzm. A honor… tym słowem stare klany Sabatu podcierały sobie tyłki. Tym słowem klany stojące na szczycie Camarilli krępowały słabsze klany. Honor to wydmuszka dziewczyno. Był nią kiedy byłem śmiertelny i tak pozostało do dziś. I co mi ty za bajki opowiadasz. Jesteś złodziejką… w końcu w tym celu wilkołaki cię chcą wynająć, nieprawdaż?

- Jak poznałeś ich moc? - zignorowała słowa Cyrila, nie chcąc mu dać możliwości ucieczki, odwracania tematu.
- Spytaj ich. - odparł krótko Tremere postanawiając wyminąć Ann.
Wampirzyca uparcie stanęła znowu na drodze.
- Ty mi odpowiedz.
- Zejdź mi z drogi. Nie zamierzam tobie się spowiadać z dawnych czynów.- stary wampir powoli tracił cierpliwość, a ciało Ann zareagowało na polecenie ustępując Tremere.
Nie chciała ustąpić... i jednocześnie chciała. Była zirytowana, ale co na to mogła poradzić?
- No tak. Każ mi coś zrobić i sprawa załatwiona. - zgorzkniale rzuciła za Tremere - To fajne, co?
- Na tym to polega. Gdybym chciał być przesłuchiwany przez młodzików… zostałbym ojcem za życia. - warknął poirytowany Tremere przez ramię.

- Gdybyś nie ukrywał wszystkiego przede mną, mogłabym się lepiej przydać. - podeszła chwytając Cyrila za ramię.
- Doprawdy? Mam wrażenie, że im więcej wiesz tym bardziej nieznośna się robisz. - odparł czarownik nie oglądając się nawet. - Jesteś pod moją opieką w zamian za wykonywanie moich poleceń. Nie potrzebuję byś wszystko wiedziała i nie potrzebuję, byś… wypytywała mnie o sprawy, które ciebie nie dotyczą.
- Gdy strzępy informacji mi się nie składają, to jestem nieznośna. - mruknęła - Cały czas zastanawiałam się, o co chodzi z tobą i Gangrelami. Sam nie mówiłeś, więc przypadkowo się dowiedziałam. To było gorsze, nie sądzisz? Jeżeli to byłby inny klan, to może tak miło by nie było dla mnie.
- Czy wiesz, czy nie wiesz… nie ma to znaczenia. Gangrele nie mają mnie na liście celów do ubicia, a ich antypatia nie dotyczy powiązanych ze mną Kainitów. I mnie osobiście ich ból dupy mało obchodzi. - burknął Tremere. - Nie moja wina, że nie umieją przegrywać z klasą.

- Czy jeszcze komuś taką krzywdę zrobiłeś? - przeszła przed niego.
- Wielu osobom, zbyt wielu bym spamiętał każdego robaka, którego rozgniotłem na swojej drodze. - odparł stanowczo Cyril i spojrzał w oczy Ann. - Zadowolona z odpowiedzi?
- Niech będzie. - bezklanowa tylko chwilę wytrzymała spojrzenie Cyrila nim odwróciła wzrok - Traktujesz mnie czasem jak kogoś, przed kim trzeba kryć wszystko.
- Nie zamierzam się przed tobą spowiadać z mojej przeszłości i moich czynów. - Cyril stwierdził obojętnym tonem spoglądając na Ann. - Znaj swoje miejsce. Nie jesteś moim sumieniem, by mnie osądzać.
- Nawet bym nie uważała, że osądzanie by coś dało. - wciąż patrzyła w bok - O sumieniu mi już mówiłeś, jasne. Jesteś za stary na nie i zbyt martwy. - zwróciła w końcu spojrzenie na Cyrila - Pożałuję poruszenia tego tematu, prawda? - szepnęła z rezygnacją i tłumioną obawą.
- Tak. - odparł krótko stary wampir. - I tego nieposłuszeństwa też.
- Nie byłam nieposłuszna... - zaprotestowała ze wzrastającą obawą.
Cyril nie odpowiedział, ale jego zdziwione spojrzenie mówiło wystarczająco wiele Ann.
- Odejdź. - dodał krótko i szorstko.

Ann skuliła głowę i usunęła się z miejsca, kierując do głównej sali. Była jednocześnie wystraszona i zła...
Wyraźnie rozdrażniona przeszła szybko przez salę do wyjścia, jakby chciała uspokoić się chłodnym powietrzem... jednak miała lepszy pomysł. Nie była tak szalona by w Elysium robić pandemonium ani przy wejściu... Były jednak tyły.
A na tyłach był kontener ze śmieciami.
Ann nie zważała na szkody. Wściekle niszczyła metal kontenera, rozrzuciła jego szczątki oraz zawartość po całej tylnej alejce Elysium. Chciała komuś zrobić krzywdę... mogła chociaż tej rzeczy. Dać się ponieść...
Po zniszczeniach, gdy dźwięki zamilkły, wydała z siebie zbolałe wycie zwierzęcia. Zrezygnowane...
Po czym ze spuszczoną głową poczłapała w stronę biblioteki.



Doszła na tyły budynku i doszła do drzwi. Pozostało tylko zadzwonić dzwonkiem przy nich, by bibliotekarka się odezwała.
- Zamknięte na noc. Proszę przyjść rano. I od frontu.- po zadzwonieniu Ann usłyszała znaną formułkę. Ciekawe czy Nadia rzeczywiście ją powtarzała, czy też miała nagraną na dyktafon i tylko wciskała przycisk.
- Nadia, robota czeka. - mruknęła bez cienia delikatności, jaką okazywała normalnie.
- Jaka znowu robota? - odparła bibliotekarka.
- Otwórz. - fuknęła wciąż zirytowana - Garry się dogadał.
- Hmm… z kim dogadał? - zapytała otwierając drzwi.
- Przespałaś tamtą rozmowę? - ruszyła szybkim krokiem do leża wampirzycy.
- Którą rozmowę… prowadziłam wiele rozmów z wieloma osobami. - usłyszała za sobą, gdy drzwi się za nią zamykały. Dalsza rozmowa musiała poczekać, aż Ann do niej dojdzie.
Nadia jak zwykle zajęta była swoimi komputerami i ciągami liczb, na które to tłumaczyła fragmenty starego testamentu.
Caitiffka nie miała w tym momencie cierpliwości, a tym bardziej do Tremere. Nie miała zamiaru czekać na nic, jedynie poszła w stronę komputerów.
- Więc.. z kim to się Garry dogadał? - zainteresowanie Nadii było dalekie od entuzjazmu.
- Z Wilkołakami. O wynajęcie nas dla wykradnięcia informacji. - cierpliwość Ann nie była wysoka.
- No tak. Zapomniałam o tym.- westchnęła wampirzyca i sięgnęła do szuflady wyciągając spośród zgromadzonej tam broni krótkiej duży chromowany rewolwer. Sprawdziła czy w bębenku broni, wszystkie naboje są srebrne i wstała pytając. - Co powiedział Garry?
- Że mamy spotkanie z nimi. Musimy wrócić do Elysium, stamtąd nas Garry zabierze.
- No to ruszajmy.- odparła Tremere pakując rewolwer do torebki. - Ty przodem.
Ann napięcie odwróciła się. Cholerne Tremere, za innymi zawsze się chowają…



Słyszała za sobą jej kroki i nic poza tym. Nadia zajęta swoimi sprawami nie przejmowała się Ann, więc obie szybko dotarły do siedliska Ventrue i dwójki Gangreli wspominających dawne dobre czasy przy browarkach. Otworzyli je, ale nie pili. Clyde’a już nie było, Cyril rozmawiał z Williamem, a Miracella… cóż… pracowała przy barze, wymieniając docinki z piosenkarką, która zrobiła sobie przerwę od grania.

Wampirzyca z wyraźnym bólem, zawodem i urażą, przeszła obok Cyrila, z całych sił panując by nie patrzyć na niego. Wewnętrznie czuła, jakby chciała płakać z bezsilności, więc na siłę skierowała się ku Gangrelom.
- Garry, wróciłam z Nadią.
- Hej… dziewczyny. Gotowe na wycieczkę? - Garry zdecydowanie miał dobry humor, wstał od stolika.
- Tak. Tak. Pospieszmy się. Nie mam całej nocy na duperele. - westchnęła teatralnie Nadia.
- Szkoda, że muszę bawić się w niańczenie. Zawsze chciałem ubić wilkołaka.- wtrącił Raze.
- Tutaj z nimi gadamy. - odparł Garry klepiąc towarzysza po grzbiecie. - Jeśli chcesz ubić coś niezwykłego to pełnia jest już wkrótce.
- Nie marudź. Chciałaś. - Ann rzuciła do Nadii.
- Będę marudzić kiedy będę chciała.- stwierdziła zaczepnie Tremere, a Garry dodał ciszej. - Bądź wyrozumiała, pocięła się z mentorem.
- Z kim?- zdziwiła się Nadia, a Gangrel wstając wskazał kciukiem na Cyrila.
- Acha…no.. cóż… nie ona jedyna. - wzruszyła ramionami Rosjanka.
Tymczasem Gangrel pożegnał się z Razem i ruszył do wyjścia z budynku.
Ann ruszyła za Garrym, wyraźnie zła na świat.



Wkrótce cała trójka awanturników dotarła do vana należącego do Gangrela. Typowo hippisowskiego wozika. Po otwarciu drzwi przez Gangrela, Nadia zakryła nos z odrazą.
- Do diabła Garry… mógłbyś czasem kazać tym swoim niewolnikom posprzątać w samochodzie. Jedzie od niego marychą na kilometr. - dodała, a Garry odparł uprzejmie. - To nie niewolnicy, to moi wierni pomocnicy we wspólnym poszukiwaniu prawdy i nirwany.
- Banda pospolitych ćpunów, ot co. - skomentowała Tremere z nutką odrazy.
- Z tym będziesz lepsze ciągi liczbowe widziała. - mruknęła Ann.
- Nieprawda… takie rzeczy jak zioła odciągają od Boga, narkotyki to narzędzie Szatana. Albo szatanów… to Baali je stworzyły. - burknęła Nadia wsiadając do wozu, a Garry dodał. - To bajki Camy… Starszyzna klanowa uwielbia oskarżać Baali o całe zło. Parę wampirów trafi na widły łowców… Baali, jakaś krwawa orgietka z symbolami satanistów… Baali. Czego nie mogą dolepić Sabatowi, w to wrabiają Baali. A nawet nie wiadomo czy jacyś Baali jeszcze istnieją.
- Zapytaj Williama, w końcu mierzył się z nimi. - mruknęła Nadia.
- Z infernalistą… to niekoniecznie musiał być Baali.- odparł Gangrel podążając za nią.
Zniecierpliwiona Ann po prostu popchnęła Nadię do vana, sama tam wskakując.
- Uważaj kundlu…- warknęła gniewnie Nadia, a Garry siadając za kierownicą rzekł błagalnie do dziewczyn siedzących z tyłu.
- Panie, proszę o spokój. Nie chcemy sobie narobić wstydu.
Ann spojrzała na swoje kolana, wspierając twarz w dłoniach.
- Przepraszam, czarowniku. - mruknęła.



Ruszyli z miejsca kierując się ku nowemu celowi. Minęła godzina, nim dojechali do celu… przekraczając po drodze most na przesmyku dzielącym jezioro na dwie części. Większą po ich lewej, mniejszą po drugiej stronie. Tam już czekały dwie półciężarówki. Jedna z przodu z dwiema osobami, druga nieco dalej. I zawierająca aż sześciu ludzi na pace. Wilkołaki przybyły w dużej liczbie.

Z tej z przodu, wyszedł młody mężczyzna, niewątpliwie członek miejscowego plemienia. W dłoniach trzymał spory obrzyn i gestem dłoni nakazał im się zatrzymać.
- Stare Uktena są rozsądni, ale młodzi… cóż, młode wilkołaki to jak Brujah opite krwią. Bardzo nerwowe i szukające okazji do starcia. Nie dajcie się sprowokować. - poradził Garry.
Na ten moment Ann zdążyła się już uspokoić to pozostał tylko ten smutek, teraz też z napięciem pomieszany.
- Larry by tu chciał być.
- I dobrze, że go tu nie ma. Zginąłby… a my z nim.- przyznał Garry i dodał.- Wilkołak to ciężki przeciwnik w walce wręcz. A jego pazury zadają prawdziwe rany. A tych tutaj jest sporo, więc… bądźcie miłe.
- Ja zawsze jestem miła… i zawsze jestem szczera. Nie moja wina, że nikt nie lubi prawdy rzuconej prosto w oczy. - stwierdziła cierpko Nadia.
- Ognia używasz? - zapytała Nadii - Jeżeli tak, to nie jesteś miła. Z założenia.
- Używam błyskawic, broni i technologii. Nie ognia. - odparła Nadia, a Garry dodał.- Mój znajomy wilkołak płomienie potrafi zignorować. Dar Gai, tak twierdzi.

- Chciałabym zapytać o jezioro... ale nie wiem, czy zdołam odezwać się do wilkołaka. - odparła Ann.
- A o co chodzi z jeziorem? - zapytał Garry, gdy cała trójka ruszyła ku młodzikowi.
- Śni mi się... To koszmary z nim, że coś się tam czai... - szepnęła.
- Hmm… mi czasem też.- odparł z uśmiechem Garry, a Tremere przewróciła spojrzeniem dodając. - Oczywiście że ci śniły koszmary. Dotarły do mnie pogłoski o twoim treningu pod opieką Garry’ego. Jakbym cały tydzień łaziła napruta tymi jego ziołowymi mieszankami to też by mi się głupoty śniły.
- A można by pomyśleć, że Tremere będzie miał mniej zamknięty umysł... - parsknęła.
- Hmmm? Naprawdę wyrobiłaś sobie o mnie tak… błędne wrażenie.- zdziwiła się z ironicznym uśmieszkiem Nadia, a Garry uciszył obie słowami.- Cicho teraz, nie róbmy z siebie błaznów przed pracodawcami.

Po czym głośniej zwrócił się do Indianina z śrutówką.
- Hej… młody, gdzie jest Szept Wiatru?
- Tam, zanim się jednak z nim rozmówicie… pogadacie ze mną. Ja zajmuję się tą misją z poziomu taktycznego i logistycznego. Jestem Śmierć Na Twarzy. - odparł Indianin.
Ann nie odzywała się, dając radość Garry'emu, przy którym też się trzymała.
- Zapewniam, że znam najlepszych speców od… niekoniecznie legalnej roboty. Zresztą Uktena świetnie wie, że zawsze dobrze ubijać ze mną interesy.- odparł radośnie Garry i zagadnął. - Pierwszy raz cię widzę… musisz być jednym z nowo przebudzonych?
- Przybyłem z innego plemienia…- odparł chłodno Śmierć Na Twarzy.- I sam wolę wyrobić sobie opinię.
Zwrócił się do obu wampirzyc. - Co wam wasz wygadany hipis powiedział o zadaniu?
- Trzeba dostać się do kopalni i wykraść z niej pliki dla was, z komputerów. - odezwała się Ann.
- Trzeba pokonać płot z drutem kolczastym, ominąć kamery ochrony, dotrzeć do budynków badawczych, pokonać zamki, wejść do środka… podłączyć się do serwerów, które najpierw trzeba znaleźć. Złamać hasła i skopiować całą zawartość. I przy tym wszystkim zachowywać się relatywnie cicho, bo ochrona kopalni w nocy… nie jest ludzka.- wyjaśnił spokojnie wilkołak.
- Radzę sobie całkiem dobrze z komputerami i ochroną elektroniczną. Kamery staną się moimi sługami.- odparła butnie Tremere.
-Czy… nosferatu nie powinny być brzydkie?- zapytał wilkołak zwracając się do Nadii, która zaperzyła się.- To… pozbawione podstaw stereotypy! Nie tylko nosferatu zajmują się informatyką.
Ann połknęła słowa, które cisnęły jej się na usta.
- Ja przejdę niezauważona i postaram się ogarnąć naszego informatyka, by nie wpadł ślepo na ochronę. - zerknęła na Nadię.
- A co jeśli zostaniecie zauważone?- zapytał wilkołak przyglądając się z powątpiewaniem obu wampirzycom. Na co Nadia dodała, gdy jej dłoń pokryła się wyładowaniami elektrycznymi.- To usmażę każdego kto mi zagrozi. Mam też inne sztuczki w swoim arsenale. I znam wojnę… bo jedną przetrwałam. Nie wiem ile masz lat wilkołaku, ale wątpię byś widział ludzi i nieludzi rzucających się sobie do gardeł jak dzikie bestie. Ja widziałam.
- Czyli poradzimy sobie, chciała powiedzieć. - spojrzała na Nadię z irytacją - Nasz Książę by nas wam oddał, gdybyśmy zaraz zrobiły tu aferę na całe Stillwater.
- O to się on nie musi martwić. Wasz los może być gorszy od śmierci, ale żadne wieści nie wydostają się poza teren kopalni. Kilku naszych tam znikło bez wieści. Dostarczymy wam mapy i wszelkie informacje dotyczące tego miejsca, aczkolwiek nie wiemy wszyskiego. Także i sprzęt musicie sobie załatwić we własnym zakresie.- odpowiedział Śmierć Na Twarzy.
- O jak "nieludzkiej ochronie" mówimy?
- Fomory. - stwierdził krótko Indianin, jakby to coś miało znaczyć.
Ann spojrzała na Nadie. Ta wzruszyła ramionami również nie wiedząc co to są owe… fomory.
Wilkołak spojrzał na nie z politowaniem.
- To potwory w ludzkiej skórze, dosłownie. Wyglądają jak ludzie i zachowują się jak ludzie, ale to tylko pozory. W każdej chwili mogą zrzucić tą… iluzję normalności i odsłonić swoje wynaturzone oblicze.
- Ale co potrafią? - zapytała Nadia.
- Wiele, ale te które napotkacie to bojowy chów, więc większa siła i wytrzymałość i odporność na ciosy gwarantowana. No i dobrze posługują się bronią… ze srebrnymi kulami w magazynkach. - wyjaśnił Śmierć Na Twarzy.
Dzień jak co dzień.... Cyril na to przyzwyczajał.
- Cóż… wyglądacie na pewne siebie i swoich talentów. Jutrzejszej nocy, jeśli dogadacie cenę spotkamy się omówimy atak na kopalnię. A podczas kolejnej ruszycie do akcji. Będziemy was wspierać zza płotu, ale na wiele nie liczcie. Oni wiedzą, jak się przed nami bronić. - odparł Indianin kończąc przesłuchanie.
Ann jedynie spojrzała na Garry'ego.
- No to chodźmy do Szeptu Wiatru. - rzekł wesoło Gangrel i pierwszy wyminął młodego wilkołaka.
Caitiffka przemknęła za Gangrelem, nie chcąc dłużej z młodymi wilkołakami siedzieć.

Z wozu tymczasem wysiadł Indianin o zaokrąglonych rysach twarzy, siwych włosach i nieco ociężałej sylwetce.

Ciężko było sobie wyobrazić tego człowieka jak krwiożerczą futrzastą bestię, przed którą nawet wampir czuł respekt.

- Hej… Dave, co tam u ciebie. Widzę sporo nowych twarzy w plemieniu. - rzekł wesoło Garry witając się wylewnie z niższym od niego wilkołakiem.
- Cóż poradzić, musimy… zadbać o to by krew naszych krewniaków nie wypaczyła się w wyniku chowu wsobnego. Między plemionami z rezerwatów następuje, więc że tak powiem przetasowanie. Billy… przybył do nas ze swojego rezerwatu na północ od nas. Sorki… Śmierć Na Twarzy.- zaśmiał się cicho Indianin i wzruszył ramionami. - Mam nadzieję, że Manitu objawił mu to imię… a nie książki o dawnych wodzach Dakota.
Ann stała spokojnie, nie pytając, a jedynie próbując się domyślać.
- Ta cała sprawa wygląda poważnie. - Garry tylko mówił, bo i Nadia stała cicho w milczeniu. - Jakieś fomory i zagrożenia.
- Pomożecie w ratowaniu świata, na któym żyjecie, to chyba coś warte.- odparł Dave “Szept Wiatru”. A Gangrel wzruszył ramionami.- Wiesz jak jest. Ja bym nawet chętnie pomógł, ale dziewczyny nie będą narażać się za friko.
- Cóż… nie mogę zapłacić w pieniądzach. Nie mamy kasyn na terenie naszego rezerwatu.- odparł ironicznie i nieco sarkastycznie Dave. - Ale możemy dać coś innego. Fetysze. Magiczne przedmioty z duchami powiązanymi do nich lub przysługi, w tym nawet wędrówkę przez Umbrę. Nie jestem pewien czy da się fetysz powiązać z martwą istotą, jaką jest wampir, ale… ponoć obie są powiązane z wampirzymi magami, więc… może to wystarczy? W najgorszym przypadku będą to wyjątkowe przyciski do papieru, którymi można będzie szpanować.- dodał na koniec ze śmiechem.

"Może... Cyril by jej wybaczył, gdyby taki prezent dostał od niej?"

- Interesujące. Dwa fety… albo nie. Niech będzie jeden i ta słynna wędrówka do Umbry. - wyceniła swoje usługi Nadia.
- To samo co pani przede mną. - Tremere wie, co najlepsze z takich rzeczy.
- Hmm… myślę, że moi się na to zgodzą.- odparł z uśmiechem Dave. -Śmierć Na Twarzy przekazał wam szczegóły misji?
- Chyba tak... Dotrzeć do plików dla was. Uważać na Fomory.
- Mniej więcej. Dostarczymy wam wszystko co możemy załatwić, ale całość tego skoku musicie zaplanować same. W moim plemieniu brak członków działających subtelnie.- przyznał Dave.

"O ile Nadia umie subtelnie..."

- Więęęc… to chyba wszystko na dziś.- odparł wilkołak, a Garry zgodził się z nim skinieniem głowy i spytał dziewczyny. - Wracamy?
Ann skinęła głową, starając się utrzymać w ryzach emocje, jakie ją ciągnęły do Cyrila, jednak wtedy coś jej się przypomniało.
- Czy może w okolicy krążą jakieś przekazy o potworze w jeziorze? Że coś niebezpiecznego się w nim czai...? - zapytała wilkołaka.
- Cóż… tak… ale nie w tym jeziorze, które widzisz swoimi oczami. - odparł z uśmiechem stary wilkołak. - Jezioro po drugiej stronie bariery. Tej, która oddziela ten świat od świata duchów. Prastary wróg tam leży, pokonany przez naszych przodków. Ciężko raniony, ale nie zabity. Bo zbyt potężny, by go zniszczyć.
Spojrzał na dziewczynę i dodał.- Nie powiem ci, czym jest ten stwór, bo nikt z nas go na oczy nie widział. Wiem tylko, że ma atramentowe macki, które czasem wynurzają się z wody jeziora.
- To brzmi... jak z mojego snu. - spojrzała na Gangrela pytająco.
- Penumbra jest blisko nas, a bariera w okolicy mocno naruszona przez cały ten cyrk ze szpitalem. Wpływa więc na te umysły, które są bardziej wrażliwe na emanacje płynące ze świata duchów. - wyjaśnił Dave.
- Mówiłeś, że też o tym śniłeś. - zwróciła się do Garry'ego - Też o mackowatym potworze z jeziora, który chciał cię pożreć?
- Moja droga ja mam wiele snów, zbyt wiele by spamiętać wszystko. Aczkolwiek chyba tak… śnił mi się i on. - zadumał się Gangrel.
- Dziękuję... - zwróciła się do wilkołaka i zerknęła na Nadię ze spojrzeniem "a nie mówiłam, że to prawda".
Ta tylko wzruszyła ramionami.
- To chyba już wszystko?- zagadnęła.
- Tak sądzę? - zapytał Garry zwracając się do Dave’a. A ten rzekł.- Tak, chyba tak. Zadzwonimy wieczorem i damy namiary na miejsce kolejnego spotkania.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline