Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2022, 10:15   #2
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Kilka dni przed zaginięciem Molly.

6:00. Przenikliwy dźwięk budzika wyrwał Henrego z objęć Morfeusza. - Cholera, miałem taki ciekawy sen. Jak zwykle nie dowiem się jak się skończył - pomyślał. Margaret coś mruknęła w półśnie i przekręciła się na drugi bok. Miała dzisiaj, w przeciwieństwie do męża, wolne. Znowu poniedziałek. Trzeba się zbierać. Henry powoli wstał, przeciągnął się i poszedł do łazienki. Później śniadanie, kawa i szybki rzut oka na poranną gazetę, którą jak codzień znalazł pod drzwiami – trzeba wiedzieć czy coś się ciekawego przez weekend nie wydarzyło. Około 7.30 wyszedł z domu. Dzieciaki szykowały się właśnie do szkoły.
- Cześć tato – pożegnała ojca Polly. Josh w tym czasie siedział jeszcze na łóżku nie mogąc pogodzić się z myślą, że weekend już się skończył i znów trzeba iść do budy.
Henry mieszkał blisko urzędu dzielnicy, toteż zwykle chodził do pracy piechotą. Dziś jednak od samego rana lało. - Dobrze, że mam parasol – pomyślał, kierując się do pobliskiego przystanku autobusowego. - W sumie to tylko dwa przystanki, ale po co moknąć?

W pracy był 10 minut przed ósmą.
- Hej Henry! - przywitała go Sally Biggs, jego zastępczyni. Zaczynała o 7.00. Miała ustalony indywidualny czas pracy ze względu na małe dziecko. Na szczęście szefostwo nie robiło w takich sprawach problemów.
- Z tego co zdążyłam rano przejrzeć, w piątek po południu przyszły jakieś nowe wytyczne od burmistrza. Znowu chcą coś pozmieniać.
- Serio? Przecież niedawno były spore zmiany… - takie newsy na z poniedziałkowego poranku nie napawały Bozansky’ego optymizmem.
- Zaraz się z tym zapoznam – burknął siadając za biurkiem.
Na stanowisku pracy Henrego panował pedantyczny niemal porządek. Z lewej strony leżały równo poukładane przybory do pisania, zszywacz, dziurkacz, karteczki samoprzylepne i kilka innych podręcznych drobiazgów. W zamkniętej na klucz szufladzie – pieczątka: Henry Bozansky – Kierownik Referatu i jakieś dokumenty.

Od czasu objęcia rządów w mieście przez nowego burmistrza grzebanie w przepisach wewnętrznych stało się niemal normą. Wcześniejsze regulacje obowiązywały latami, teraz ciągle coś zmieniali. Jedyne co mógł zrobić Henry to dostosowywać swoją pracę do zmieniających się norm. Piątkowe wytyczne nie były na szczęście rewolucyjne. Ot, jakieś tam nowe zasady obiegu korespondencji. W sumie i tak wszyscy mniej więcej w ten sposób robili. Czyli nic co wywróciłoby pracę do góry nogami. Bozansky przejrzał resztę poczty i przydzielił ją podległym pracownikom. Jakaś skarga, kilka wniosków o dotacje, zapomogi itp. Ktoś chciał wyciąć stare drzewo i potrzebował pozwolenia. Jakaś firma planowała w okolicy inwestycję. Norma. Dzień w pracy płynął swoim tempem. Henry na co dzień nie miał kontaktu z interesantami, chyba że ktoś niezadowolony z obsługi koniecznie chciał rozmawiać z kierownikiem. Tego typu delikwentów przyjmowali na zmianę z Sally. Dzisiaj było ich aż trzech. Henry szybko uwinął się z dwójką, która przypadła mu w udziale. Sally chyba miała pecha bo jej petent przetrzymał ją na sali obsługi prawie dwie godziny. Gdy wreszcie wróciła do pokoju Henry od razu po minie wywnioskował, że nie warto pytać, czego ten typ chciał. Dla poprawy humoru zamówili chińczyka na wynos. Podziałało…

Kilka minut po 16.00 Bozansky zakończył pracę i ruszył prosto do biblioteki. O 16.30 miał dzisiaj partię szachów. Rozgrywali turniej. Partia co tydzień, w każdy poniedziałek. Dzisiaj runda czwarta. Do tej pory Henremu szło świetnie. 3/3. - Dobrze byłoby podtrzymać zwycięską passę – myślał. Grał czarnymi. 1. d4 – czyli debiut zamknięty. 1. … d5, 2. c4 – gambit hetmański. Za tym Bozansky nie przepadał. Niestety coraz więcej szachistów tak grało. 2. … c6 – obrona słowniańska, ulubiona odpowiedź Henrego….

Partia skończyła się późno, kilka minut przed 21.00. Remis. Chociaż mogło być gorzej. Przeciwnik zagrał bardzo agresywnie i gdyby nie jeden drobny błąd to Henry odnotowałby pierwszą porażkę. Czas na analizę będzie jutro. Trzeba się uczyć na błędach. Dziś jest jednak za późno.

- Henry, nareszcie! Zaczynałam się już powoli martwić – tymi słowami powitała go w drzwiach żona.
- Przecież wiesz, że partie potrafią trwać bardzo długo.
- Wiem, ale… głupie zasady z tym wyłączaniem komórek.
- Nie ma wyjścia, za dużo było nieuczciwych graczy. Z resztą podobno teraz też niektórzy odbierają esemesy z podpowiedziami od kumpli, gdy wychodzą za potrzebą. Dla mnie to żenada – wyjaśnił Henry.

- Cześć dzieciaki – przywitał Josha i Polly.
- Dostałem dzisiaj piątkę! - zawołał zadowolony z siebie Josh, pokazując ojcu dzienniczek. Polly przewróciła oczami.
- Cieszę się synku. Oby tak dalej. Ja dzisiaj na remis. A co u ciebie Polly?
- Zerwałam z Markiem. Ale nie chcę o tym mówić, dobrze?
- Dobrze, chociaż na twoim miejscu zająłbym się nauką. Na chłopaków przyjdzie jeszcze czas.
- Tato proszę…
- Ok, ok. Nic już nie mówię.


Po kolacji Bozansky opowiedział żonie co było w pracy i w skrócie streścił przebieg dzisiejszej partii, mimo że Margaret i tak niewiele z tego rozumiała. Około 23.00 poszli spać.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 15-07-2022 o 21:21.
Pliman jest offline