Nie minęło pół godziny od przybycia gości z Bractwa kiedy pojawił się Morris z dyspozycją.
- September. McBride. Do namiotu dowództwa. Inkwizytor chce was widzieć.
- Chyba nie odmówimy zaproszeniu - odparła Shania.
Sierżant skinął głową na potwierdzenie ich wymuszonego entuzjazmu.
- Ale wchodźcie pojedynczo - przykazał.
- O nie, i skąd ja będę wiedział co odpowiadać? - sarknął Chris.
- Będziesz musiał coś wymyślić - Morris pospieszył z dobrą radą.
- Miło było pana poznać, moje prochy proszę rozsypać na plaży - zażartował sobie McBride.
- No chyba, że zabierze cię do Volksburga na przesłuchanie na najniższym poziomie katedry. Wtedy będzie już po ptokach - wzruszył bezradnie ramionami.
- Wyślę wtedy panu pocztówkę - zaśmiał się na to Chris i wyszedł.
***
Inkwizytor rozsiadł się w tylnej części namiotu za stołem. Hełm miał odpięty i ułożony po jego prawej stronie. Z przodu stało krzesło sugerując, że zostało przygotowane dla jego rozmówcy.
- Chciał mnie pan widzieć. - powiedziała Shania wchodząc pierwsza do namiotu, Chris jak na gentelmana przystało przepuścił kobietę przodem, po czym został przed namiotem, starając się podsłuchać rozmowę.
- Chciałbym usłyszeć o waszej konfrontacji ze sługami Demnogonisa - rzucił bez najmniejszych ogródek inkwizytor. September czuła jego świdrujące spojrzenie. Miała wrażenie, że coś wdziera się do jej głowy.
- Idąc sladem naszej piechoty, której mieliśmy szukać trafiliśmy na polaną z ruinami. Tam właśnie spotkaliśmy wroga. Ostrzelawszy granatami legionistów, rozpoczęliśmy atak. Najpierw wyłączyliśmy najłatwiejsze cele, czyli legionistów. Potem nefrytę i jego pomagiera, na końcu McBride załatwił takie mackowate bydle. Dla pewności leżącym wroga wpakowałam po magazynku, a w mackowatemu granat. Potem wezwaliśmy kawalerię.
- Z jaką bronią wroga mieliście styczność? Posługiwał się jakimiś mocami? Natknęliście się na jakieś obce artefakty? Jakie ponieśliście straty? - Inkwizytor w pełnym skupieniu zadawał kolejne pytania.
- Ostrzelano nas ze standardowej broni… z wyjątkiem Payton, ona nagle padła i zaczęła krzyczeć. - odparła September. - Legioniści mieli kratachy, a Nefaryta i pomagier pistolety i miecze. Chociaż nie, nefaryta chyba nie miał miecza. Ale to nie ma znaczenia, zginął zanim dotarł na odległość walki wręcz. Co do strat to poza dwójką rannych reszta oddziału wyszła z tego mniej więcej cało.
- Czuję, że nie mówisz mi wszystkiego - mężczyzna podsumował wypowiedź Shani.
- Tak coś czułam, że obcinanie głów to przesada - odparła September - ale zrobiliśmy to. Tak na wszelki wypadek.
Kącik ust inkwizytora nieznacznie drgnął w górę.
- Żadnych obcych artefaktów i innych kontaktów z Mroczną Harmonią? - ponowił pytanie.
- Przynajmniej nic takiego nie używali. Może coś w ruinach mieli schowane.
- Rozumiem - pokiwał głową. - To byłoby na tyle. Możecie odejść i przekażcie kolejnej osobie, że może wejść.
- Tak jest - zrobiła przepisowy tył zwrot i wyszła.
September wyłoniła się z namiotu odpraw i McBride nie czekając na specjalne zaproszenie stawił się przed oblicze Inkwizytora. Wewnątrz rozejrzał się i widząc krzesło podszedł do niego. Usiadł sobie na nim wygodnie i wbił pytające spojrzenie w przesłuchującego.
- Opowiedzcie mi o waszej konfrontacji ze sługami Demnogonisa - Chris usłyszał niemalże identyczne pytanie jakie podsłuchał w przesłuchaniu Shani.
- Znaczy, że tych z wczoraj? - dopytał McBride z pełną powagą. - Bo żeby było jasne, nie przedstawili się nam.
- A mieliście ostatnio kontakt jeszcze z innymi? - Inkwizytor pochylił się do przodu. Łokcie położył na blacie stołu, a brodę oparł na dłoniach, z których jedna była złożona w pięść. Uczucie jakie Chris czuł w głowie przypomniało mu eksperymenty z elektrodami i elektroencefalografami z jakimi miał do czynienia.
Snajper skrzywił się, na te nieprzyjemne skojarzenie. Zaraz mu przyszło do głowy czy to oznacza, że Inkwizytor siedzi mu w głowie i to tylko wzmocniło mentalny dyskomfort.
- Ta, nasza poprzednia misja - Chris nie widział powodu, żeby to zatajać skoro i tak wspomniał. - Ale tam nasi nie ucierpieli i sprzątnęliśmy wszystkich i chyba to był pierwszy przypadek - machnął ręką. - Więc dopiero po wczoraj wezwali kawalerię - spojrzał wymownie na Inkwizytora.
Inkwizytor skinął głową przyjmując wyjaśnienie do wiadomości, ale jednocześnie jakby zapamiętywał sobie coś na przyszłość.
- Z kim zatem mieliście starcie za pierwszym i za drugim razem? - mówił powoli i miarowo.
McBride chciał skrzyżować ręce, ale zabolała go prawa i zrezygnował z tego. W zamian podrapał się po ramieniu, pod bandażem.
- Za pierwszym razem natrafiliśmy na bazę Bauhausu. Była przejęta przez Heretyków, czy tam Legion, którzy nieudolnie udawali żołnierzy Bauhausu - zaczął, pochylając się nieco do przodu. - Mieli nekromaga, razyde, z jakiś tuzin akolitów, drugie tyle typków przejętych przez kontrolę umysłu czy jakoś tak, bo widzieliśmy jak jeńców przemienili pod swoją wolę. W lesie pół godziny od wspomnianej bazy mieli ołtarz i amunicje Bauhausu. Wszystkich wystrzelaliśmy, bazę wysadziliśmy - opowiedział w skrócie. - Za to za drugim razem, czyli wczoraj - podkreślił. - Szukaliśmy naszego oddziału nieopodal ruin, o których pewnie już wiecie - założył, że mogli już je oglądać. - Tam znaleźliśmy swoich. Niestety był i Legion Ciemności: nefaryta, z ośmiu Błogosławionych, paru ożywieńców i kurator.
- Ciekawe - skomentował inkwizytor starając się zachować kamienną twarz, po czym gwałtownym ruchem wstał od stołu. - To wszystko. Możecie odejść - zabrał hełm i energicznym krokiem wyszedł z namiotu. Na zewnątrz skierował się prosto w kierunku siedziby pułkownika Bella.
- Szybko poszło - mruknął pod nosem Chris, sam do siebie. Wstał, zapuścił żurawia na stolik przy którym siedział Inkwizytor, po czym wyszedł z namiotu i chwilę zastanawiał się gdzie iść.
Ostatecznie zdecydował się na stołówkę.