Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2022, 14:22   #267
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

16 dzień piątego miesiąca

Obudziła się wcześnie, do budzika miała jeszcze godzinę. Była zaskoczona, że mimo to czuła się wyspana, ale zaraz sobie przypomniała o drzemce, którą ucięła sobie przed kolacją. Uznała, że nie chce jej się wylegiwać i po prostu zacznie zbierać się do pracy. Charles spał w najlepsze. Była pewna, że zasiedział się bardzo długo nad aktami, więc ostrożnie wysunęła się spod jego ramienia i cicho wyszykowała do wyjścia. Zabrała ze sobą jeden pistolet z dwoma magazynkami: jeden ze zwykłą amunicją, drugi z tą nową.

Zostawiła klucze od auta Charlesa na stoliku w salonie, tak żeby były dla niego widoczne jak wstanie i po wymacaniu własnych w kieszeni płaszcza, wyszła z domu, zamykając drzwi zapasowym kompletem kluczy.
Wsiadła do swojego pojazdu, wrzuciła dodatkowy magazynek do schowka w podłokietniku i wyjechała z podjazdu, ruszając w trasę do Southside.

***

Gdy weszła do biura przywitały ją ukradkowe spojrzenia współpracowników. Na twarzy Lewis zagościło coś na kształt radości czy ulgi, ale reszta nie okazywała ani pozytywnych ani negatywnych uczuć.
Na jej biurku o dziwo nie leżały żadne akta. Sinclair był u siebie i zdaje się zarejestrował jej przybycie.
Z początku Irya była zaskoczona reakcją biura, ale zaraz ją zaintrygowało co też się wydarzyło pod jej nieobecność, że wywołało takie poruszenie w jej wydziale. Ale miała czas się wszystkiego dowiedzieć, więc po prostu, jak zawsze gdy przychodziła, odwiesiła swój płaszcz na wieszaku przy drzwiach i poszła zrobić sobie kawę. W pokoju socjalnym akurat nie zauważyła żadnej różnicy. Osoby spoza biura zachowywali się tak samo. Kawa nie różniła się w smaku. Wszystko było po staremu. Ale zaraz w drzwiach pojawiła się Amy. Popatrzyła na Iryę i jakby się zawahała nad czymś.
Corday przekrzywiła głowę, patrząc na Lewis pytająco.
- Coś się wczoraj wydarzyło pod moją nieobecność, że wszyscy tacy dziwni? - zapytała wprost, żeby nie przedłużać tej ciszy.
- Chyba nic konkretnego. Komendant trochę się wściekał. Zabrał wszystkie raporty z pani biurka i je przeglądał. Chyba szukał jakiegoś konkretnego - dziewczyna starała się wyjaśnić sytuację.
Corday uważnie słuchała Amy, w międzyczasie sącząc z kubka kawę.
- Na co się wściekał? - Inspektor poprosiła o doprecyzowanie.
- Ogólnie. Najpierw na mnie, a potem na panią. Ale chodziło głównie o akta, które chciał znaleźć - wyjaśniła.
- Ok... - Irya przymrużyła oczy, zastanawiając się czy może Sinclairowi chodzi o sprawę heretyków kanibali. Wtedy nic dziwnego, że nie znalazł akt bo takowe istnieją tylko w jej prywatnym zbiorze. - To idę do niego, zapytać się czy znalazł to czego szukał - uśmiechnęła się przyjaźnie do Amy i ruszyła przed siebie, prosto do gabinetu Komendanta.

***

- Znalazł pan to czego szukał? - zapytał Corday, gdy tylko znalazła się przed biurkiem szefa.
- Znalazłem - odpowiedział lekko złośliwym tonem. Nie wyglądał na obrażonego, ale jakby takiego zgrywał. - Skoro już tu jesteś to możesz sobie z powrotem zabrać - wskazał kilkanaście teczek na swoim biurku.
- Trzeba było do mnie dzwonić, szybciej by wtedy poszło - odparła, pochylając się by sięgnąć do starty akt.
- Nie miałem czasu czekać aż oddzwonisz - odparł.
- A może od razu bym odebrała? - odpowiedziała, gdy już wzięła do rąk dokumenty i się wyprostowała. - O które chodziło?
- Wątpię - posłał jej złośliwy uśmiech. - Porachunki gangów - dodał odpowiadając na pytanie.
- Raz nie zawsze - rozłożyła ręce na jego przytyk do sytuacji gdy jej się rozładował telefon i Sinclair wydzwaniał do niej przez Morgana. Miała rozbawioną minę na to wspomnienie. - Których gangów? - podłapała temat licząc na coś ciekawego.
- Jeden z tych podejrzanych o powiązania z syndykatem i Czarne Maki. A co do akt to chyba nie był to temat istotniejszy niż praca terenowa - zapytał retorycznie.
- Praca terenowa zawsze ciekawsza - odparła.
- Więc nie wychodzę z założenia, że jesteś wtedy dostępna.
Corday ledwo się powstrzymała, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Akurat miałam wolne - wyprowadziła go z błędu. - Wiedziałby pan gdyby były prowadzone briefingi. Zresztą, jeśli zdarzy się ten dzień kiedy będę tak zarobioną że nie będę mogła odebrać od pana telefonu, to zatrudnię asystentkę.
- Skoro miałaś wolne to czemu… - zaczął, ale nie skończył. - Poradziłem sobie - powtórzył.

Wiedziała że chodziło mu o brak u Lewis wiedzy gdzie jest i czy będzie. Idealnie wyszło.
- Może biorę z pana przykład i też nie informuje podwładnych o swoich planach - wbiła mu szpileczkę.
- Może. Może przełożeni powinni się tym bardziej interesować - odparował.
- Zdecydowanie się zgadzam - uśmiechnęła się. - Powinien się pan bardziej interesować.
Sinclair wcale nie krył zdziwienia. Potarł brodę.
- No dobra. To jak postępy w twoim śledztwie? - zapytał w końcu.
- W zasadzie to nic. Umówiona jestem ze Specjalnymi, że jak zdecyduję się odwiedzić podejrzaną, to zrobią za moje wsparcie i na razie tyle - wzruszyła ramionami. - Ta sprawa nie jest tak zajmująca jakby można było tego chcieć.
- Specjalnymi? W co ty się pakujesz Corday? - zmarszczył brwi.
- Zabezpieczam się - odpowiedziała tonem jakby to było coś oczywistego.
- Ale to nie twój rewir i nie twoje kompetencje - wytknął.
- No i? - przekrzywiła nieco głowę, zdziwiona tym komentarzem.
Sinclair oparł się całym ciężarem na krześle.
- No i formalnie jesteś moją podwładną, która w godzinach pracy zajmuje się rzeczami nie będącymi w zakresie jej obowiązków. To nie jest żadna współpraca między wydziałami. Specjalnym jest im to na pewno na rękę, bo jak się coś posra to nie będą musieli się z niczego tłumaczyć w przeciwieństwie do mnie, Corday. - Ostatnie słowo wyartykułował w specyficzny sposób.
- No dobrze, teraz to ja już zgłupiałam - uniosła brew w wyrazie zdziwienia. - Czego się pan spodziewał zgadzając się, żebym się tą sprawą zajęła w czasie pracy i to w trybie priorytetowym? Czyżby zmienił pan zdanie?
- A gdyby sprawa dotyczyła spraw wewnętrznych, międzykorporacyjnych czy przestępczości zorganizowanej to na którymś etapie planowałabyś przekazać ją do odpowiedniej komórki? Czy sama ciągnęłabyś ją do samego końca? - odpowiedział pytaniami na pytania.
- Jak będę miała dowody, że temat może być przekazany dalej - stwierdziła. - Na tą chwilę mam tylko przeczucie, a przecież to za mało, żeby przekazać sprawę gdzie indziej. Prawda?

- Pfff - syknął Sinclair. - Ściemniać to sobie możesz innym. I na podstawie tego przeczucia masz wsparcie dwóch specjalnych? A Yamada był heretykiem kanibalem też tylko na podstawie twoich przeczuć? Daj spokój. Po prostu przyznaj, że cię to kręci.
Westchnęła.
- Niech się pan chwilę zastanowi - zrobiła krótką pauzę. - Czy przy moim statusie społecznym zajmowałabym się pracą w policji, gdyby to mnie nie kręciło? - zadała to pytanie jakby miało być podchwytliwe.
- No właśnie o to chodzi. Ciebie nie kręci bezpieczna posadka jaką załatwił ci tatuś. Ciebie ciągnie do uganiania się za kolesiami pokroju Yamady. Tylko co potem? Myślisz, że takich się po prostu aresztuje jak tutaj? - uderzył palcem w biurko. - To dwa diametralnie inne style pracy, a ty nie możesz pływać między jednym a drugim.
- Bezpieczna posadka? Tu, w Southside? - zaśmiała się szyderczo. - Już pierwszego miesiąca pracy tu zostałam napadnięta we własnym mieszkaniu. No i samą posadę mam po poprzedniku, który zszedł z tego świata nie z przyczyn naturalnych.
- To pewnie kwestia uroku osobistego, a nie posady. Hill miał więcej powodów aby napaść na mnie niż na ciebie, a twój poprzednik lubił ryzykować podobnie jak ty. Ale nawet on nie pchał się w sprawy specjalnych.
Irya przewróciła oczami.
- Czy mój ojciec jakoś panu groził, czy coś? - zapytała przyglądając mu się bardzo wnikliwie, bo zaczęła w tym doszukiwać się powodów tego nagłego zrywu troski o jej życie, którą właśnie zalewał ją Sinclair.
Sinclairowi nie drgnął nawet jeden mięsień twarzy na prowokację dziewczyny.
- Jeśli chcesz się dać zabić to chcę mieć pewność, że robisz to znając ryzyko - wycedził.

Wyszczerzyła się szeroko w odpowiedzi.
- Nie zamierzam dać się zabić - stwierdziła. - A jak nie mam zajęcia to sama sobie go szukam - dodała, by dać mu do zrozumienia, że jego taktyka odsuwania jej od spraw tylko zachęca ją do znajdowania problemów na własną rękę.
- Czyli to moja wina? - prześwidrował ją wzrokiem.
Inspektor nie odpowiedziała na to pytanie, jedynie poszerzyła uśmiech.
- Skoro mamy wszystko dogadane to idę zająć się pracą - powiedziała i poklepała trzymany przez siebie stos akt. Odwróciła się i niespiesznie ruszyła do drzwi, dając mu czas na ostatnie słowo. Za plecami usłyszała jedynie szczęk szkła i strumień płynu wlewający się do szklanki.
Inspektor w bardzo dobrym humorze wróciła do swojego biurka. Rzuciła teczki na blat, aż zadzwonił wazon z o dziwo jeszcze jakoś trzymającymi się kwiatkami. Przez chwilę Irya przyglądała mu się, aż w końcu wybrała z bukietu kwiat, który najbardziej jej się podobał, zerwała go i położyła na biurku. Całą resztę zabrała i wyrzuciła do śmietnika. Oczywiście wazon oszczędziła i zaniosła go do pokoju socjalnego, gdzie umyła go i zostawiła.

Będąc już z powrotem na swoim fotelu, zasiadła do czytania raportów.
Lewis wstała od swojego biurka i podeszła do niej udając, jakby to była sprawa służbowa.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho.
Corday uniosła spojrzenie znad pliku kartek i w pierwszej chwili na to pytanie miała zdziwioną minę, ale po szybkiej analizie zrozumiała czym się martwiła jej podwładna.
- A, tak, jak najbardziej - uśmiechnęła się przyjaźnie do Lewis. - Może w końcu przestanie mnie unikać - dodała z zadowoleniem.
Lewis odwróciła głowę w stronę gabinetu Sinclaira.
- Naprawdę tak pani woli? - zapytała niepewnym głosem.
Irya chciała odpowiedzieć, że gdyby wolała siedzieć cicho w kącie unikając konfrontacji z przełożonym to nie byłaby najmłodszym inspektorem w historii, ale wiedziała, że wszyscy w koło i tak uważają, że załatwił jej to ojciec. Także darowała sobie.
- Zdecydowanie ułatwi mi to pracę jego zastępcy, gdy nie ignoruje mojego istnienia - odparła w zamian, rozbawiona niepewnością podwładnej. - Więcej osiągniemy współpracą - dodała z przekonaniem.
- No tak… - zgodziła się bez entuzjazmu, a po chwili odwróciła się i ruszyła do swojego biurka.
Corday przyglądała się podwładnej gdy ta wracała do siebie, po czym wróciła do papierologii.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline