Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2022, 17:52   #5
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Budzi ją dźwięk. Natarczywy, jednostajny, irytujący.
Nieprzyjemny.

Powoli otwiera powieki, mruży oczy przed szarym światłem dnia wpadającym przez rozszczelnione zasłony. Tego dnia przebudzenie nie ma w sobie nic z lekkości. Śnienie splata rzęsy, osiada na dnie oczu, kusi by ponownie opleść się kokonem snów. Jawa przygniata, pozbawia lekkości i Ayo ma wrażenie, że tonie.

Zwleka się z łóżka z trudem. Minie dobra chwila, nim jej ruchy nabiorą zwykłej płynności. Teraz jest jeszcze trochę tu, trochę tam. Świat zmienia się z każdym mrugnięciem. Jest w swoim mieszkaniu. Jest w słonecznej wiośnie kiedy Mary buja swoją córeczkę na kolanach. Jest w swoim mieszkaniu. Jest w strachach małej Lily, która zasnęła bojąc się opowieści taty o pająkach, które wchodzą do ust podczas snu. Jest w swoim mieszkaniu. Jest…

Pociera czoło, nasadę nosa. Przeciąga się. Rozsuwa zasłony.
Odbiera terkoczący hałaśliwie telefon.

- Mhmm? - mruczy, przecierając oczy. Jest w swoim mieszkaniu. Za oknem deszcz przeciąga miasto szarą patyną wilgoci. Jest w marzeniu Chipa, który po raz pierwszy śni, że lata i coś w Ayo - to obce coś - otwiera skrzydła i leci z nim. - Co? - pyta zaspanym głosem.

- Wstawaj, mała! - dudniący głos Hernandeza jest jak gong, który wzywa na poranny apel i kobieta prostuje się odruchowo. - Ciężki ranek?

- Miewałam lepsze.

- Życie to nie bajka. Zrzucaj kapcie i do boju. Miałem ci przypomnieć o zakupach dla pani Kim. Otworzę Paradise. Ty nadaj dokumenty. Nie zmarudź za długo. Dzisiaj moja kolej na wolny wieczór.


Ayo krzywi się. Jest w mieszkaniu. Jest w mieszkaniu. Jest w mieszkaniu. Patrzy na ścianę prawie w całości pokrytą zdjęciami polaroid. Na każdym z nich jest miasto. Jej Miasto. Znajome ulice, znajome twarze, znajome budynki. Jest w mieście. Oddycha głębiej.

- Będę. Dzięki, Raul.


***


Nie śpieszy się. Idzie krok za krokiem pozwalając, żeby mżawka osadzała się na jej włosach i płaszczu. Drobne krople wyglądają jak mnóstwo drobnych klejnocików i Ayo nie może się nie uśmiechnąć. Podnosi z chodnika denko pobitej butelki, płucze je w jednej z kałuż, przez chwilę przygląda się miastu przez zieloną soczewkę. Ziewa szeroko, ponownie pociera oczy. Pozwala, żeby nogi prowadziły ją same. Skręca w boczną uliczkę, gdy słyszy coś jak echo dziecięcego śmiechu. Przecina pusty plac zabaw, przysiada na chwilę na mokrej huśtawce, wystawia twarz na deszcz. Chmury kotłują się nad jej głową tak nisko, że wydają się wpadać pomiędzy dachy. Wata cukrowa obsypana popiołem.

Chwilę później robi zakupy w sklepie Czarnego Barneya, obecnie całkowicie srebrnego od siwizny. Zatrzymuje się, żeby porozmawiać chwilę z jego żoną, pozachwycać wnukiem, którego dostali pod opiekę. Gdy wychodzi ze sklepu jest godzina później - Ayo znajduje czas, żeby zamienić kilka słów z każdym kogo zna a zna prawie wszystkich. I gdy na koniec ściska Mike’a czuje się lżejsza, bardziej rozbudzona. Bardziej po stronie jawy.

Jest w swoim mieście, myśli z uśmiechem, machając mu na pożegnanie.
Wszyscy są.
Razem.

Zahacza o panią Kim, w milczeniu wypakowuje zakupy, które dla niej zrobiła i cierpliwie wysłuchuje sarkastycznych narzekań na cały świat. Pani Kim jest lepsza niż jakakolwiek gazeta czy radio. Może bardziej przedstawiać opinie niż fakty, ale robi to z taką dawką suchej złośliwości, że Ayo nie może przestać chichotać nad szklanką cienkiej herbaty. Z czułością całuje starszą panią w wiotki policzek, obiecuje wpaść kolejnego dnia.

Nie śpieszy się. Idzie krok za krokiem pozwalając, żeby nogi same poprowadziły ją w kierunku starego parku. Zieleń jest zblakła deszczem, cienie są wilgotne i o ton ciemniejsze niż były poprzedniego dnia. Ayo marszczy brwi, mruży oczy. Czuje z prawie całkowitą pewnością, że ktoś śnił o tym miejscu. Mocno, intensywnie, wyraziście. Śnił przerażenie, śnił krew i ból. Wieje wiatr i coś przemyka pomiędzy pniami drzew: powolne, rozleniwione i groźne. Echo koszmaru, które dołączyło do kakofonii wszystkich wcześniejszych ech. Ayo wyciąga aparat fotograficzny, robi polaroidem zdjęcie, przygląda się uważnie kwadratowemu obrazkowi. Zwykły park. Zwykłe drzewa. Zwykła ławka.

Czas opływa ją całkowicie pozbawiony znaczenia. Ktoś poszturchuje ją, przechodzi obok w pośpiechu.

- Wariatka.

Słyszy zirytowane burknięcie, ale nie odwraca głowy, żeby sprawdzić kto to powiedział. Patrzy na poruszające się cienie, na miazmę nocnych mar i narkotycznych odlotów. Wsłuchuje się w echa, ale nie próbuje czytać ich dokładniej, nie sięga ku nim. Jeszcze nie. W końcu przechodzi przez nie zdecydowanym krokiem, jakby nie istniały, jakby były tym czym wydawały się - snami, które nie były jej.

Obiecała Raulowi, że będzie.

Do wypożyczalni wpada spóźniona z przeprosinami na ustach i torbą ulubionych ciastek Hernandeza w garści. Czas nie jest jej najmocniejszą stroną, przecieka jej przez palce jak woda. Dopiero teraz przypomina sobie o dokumentach i biegnie w pośpiechu je nadać. Wraca zdyszana, uśmiechnięta, podekscytowana bo kotka Geary’ego ma małe. Macha mu zdjęciami przed nosem. Świat Ayo nieodmiennie pełen jest małych cudów.

Zaraz potem obejmuje go mocno na pożegnanie, wciska ciastka na drogę i wygania z wypożyczalni.

Zapala ulubiony neon, przez chwilę wsłuchuje się w jego ciche bzyczenie. Zanim sięgnie po monetę tkwiącą na jej szyi w oplocie z rzemienia i na grającej maszynie Rączki wybierze jedną z jego ulubionych piosenek. Porządkuje kasety machinalnie, w zamyśleniu, z którego wyrywa ją dopiero trzaśnięcie wejściowych drzwi i podekscytowane głosy dzieciaków Hanka. Odwraca się, uśmiecha szeroko i…

Jest w swoim mieście.
Jest na swoim miejscu.
Jest po właściwej stronie jawy.

Jest w domu.


 

Ostatnio edytowane przez obce : 20-07-2022 o 07:48.
obce jest offline