Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2022, 20:30   #19
Nuada
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację


____
-4.0

Zastanawiałeś się kiedyś, jak długo pająk tka swą sieć?

Pewnie nie, ale tylko pomyśl, ile czasu i jak dużo wysiłku, samozaparcia, wiedzy i umiejętności, wymaga uwicie tej finezyjnej konstrukcji. Misterny układ, precyzyjny schemat powiązań, formowany godzinami z mozołem i trudem. Perfekcja i artyzm, zamknięte w jednej kompozycji.

Śledztwo jest jak tkanie pajęczej sieci, tyle że wspak. Bowiem każda nawet najgorsza zbrodnia, kryje za sobą zawiłą plątaninę połączeń, zależności i wpływów. Wystarczy odchylić głowę, nabrać dystansu, by ujrzeć kryminalne fraktale orbitując w zakamarkach dnia powszedniego.

Lśniący szybko przekonali się, jak niewdzięcznego i skomplikowanego zadania się podjęli.
Układając puzzle, nie znając obrazu całości i podążając tropem kryminalnej przędzy, walczyli o życie niewinnego dziecka i wkraczali w świat, który odmieni ich na zawsze.

____
-4.1

Aksel
Gęsta jucha wolno spływała ze świeżo poćwiartowanych tusz. Tłuste, czarne krople spadały na ziemię z głośnym pluskiem, rozbijając się w krwistych ruczajach, ściekających do kratki kanalizacyjnej. Atmosfera tego miejsca niczym nie zaskoczyła Aksela. Był przygotowany na unoszącą się wokół i dławiąca woń śmierci i rozkładu. Zawczasu przysposobił ciało i zmysły do osiadającego i wypełniającego każdą cząstkę powietrza kwaśnego i metalicznego posmaku krwi.

Zaskoczyło go tylko jedno. Oczy pracowników rzeźni. Wyzute ze wszelkich emocji i myśli. Beznamiętne, puste i straszne, niczym grobowe doły do których ciska się nieużyteczne ścierwo i inny poprodukcyjny odpad.

Czy trzeba posiadać specjalne cechy charakteru, by pracować w takim miejscu? Czy tylko ogołoceni i ograbieni z empatii i uczuć ludzie mogą zajmować się szlachtowaniem zwierząt? Czy to jednak codzienna monotonia i ciągłe obcowanie z śmiercią, zmienia ich w otępiałe i gruboskórne zombie?

To nie tylko egzystencjalne pytanie. To fundamentalna kwestia, kim jest oprawca Molly.

Wkraczając w to siedlisko apatii, brutalizmu i obojętności, skrytej za kamiennymi maskami wiecznej kpiny i szyderstwa, Aksel nie podejrzewał, jak bardzo zbrata się z tymi ludźmi. Wystarczyło bowiem zaledwie kilka przyjaznych słów, zwykłych gestów i przede wszystkim brak jawnej wzgardy i obrzydzenia dla tego, co robią, by hardzi masarze okazali się otwarci i bardzo rozmowni.

Luca Pastronni, kuzyn Tony’ego Fariny, od zawsze miał problem z punktualnością i sumiennością. Szefostwo tolerowało jego wybryki i niesubordynację, bo jak nikt inny znał się na robocie. Jak się to mówi - miał fach w ręku. Przy tym raczej stronił od ludzi i należał do tych milczących osób, które przychodzą robią swoje i wracają do domu. Wszyscy jednak wiedzieli, Luca ma dwie pasje i dwa problemy zarazem.
Uwielbiał karty i piękne kobiety.
Wizyty kolejnych bukmacherów oraz zazdrosnych mężów i kochanków, wyraźnie świadczyły o tym, że Luca nie ma szczęścia ani w kartach, ani w miłości.

Ostatnio jednak wciąż chwalił się, że jego życie się odmieni, że jak tylko podopina kilka kwestii, to na zawsze zrzuci zakrwawiony fartuch i wejdzie na salony.

Dziwne i niepokojące zarazem oświadczenie. Pod pewnym kątem jednak typowe dla pogrążonych w długach i problemach ludzi, którzy łudzą się, że tuż za rogiem czai się ich życiowa szansa, która odmieni wszystko.

Czy to jednak czyniło z Luci Pastornni'ego, kogoś zdolnego do skrzywdzenia niewinnego dziecka?

____
-4.2

Henry
Ludzie traktują biurokrację, jako zło konieczne, a wypełnianie formularzy i urzędowych pism, jako przykry obowiązek. Mało jednak kto zdaje sobie sprawę, jak cenne potrafią być wszelkie wnioski o pozwolenie na otwarcie letniego ogródka w restauracji lub kwestionariusz podatkowy. Świstek papieru, pełen rubryczek i okienek do wypełniania dla kogoś mógł być nic nieznaczącym kawałkiem makulatury. Jednak nie dla Henry’ego.

Bozansky potrafił łączyć, kojarzyć i scalać w jedno, rozrzucone po całym archiwum, ankiety, druki i zezwolenia. Coś co dla zwykłego obywatela San Perdido było tylko rutynowym zeznaniem skarbowym, dla kierownika magistratu było niczym fascynująca opowieść o ludziach i miejscach.
Bozansky z niewiele znaczących sondaży, potrafił utkać prawdziwy obraz człowieka, opisać jego historię, a nieraz i osobowość.

Nie inaczej było, gdy zajął się tropienie klubu o jakże romantycznej nazwie “Dzika Orchidea”, a było to miejsce niezwykłe z arcyciekawą historią.

Klub założył niejaki Malcolm O'Brien w połowie ubiegłego wieku. Liczne pokwitowania z nałożonych urzędowo kar świadczyły o tym, że wiele działo się w klubie. Musiał on tętnić życiem i być sercem podziemnego światka w tamtym okresie.
Protokół ubezpieczeniowy opowiadał o przykrym końcu egzystencji klubu. Pożar musiał być olbrzymi, skoro w rubryce strat wymieniano nawet piwnicę z winami.

Miejsce jednak odżyło po prawie dekadzie niebytu. Najprawdziwsza rezurekcja nastąpiła jednak już pod zupełnie innym zarządem. Od początku wieku “Dzika Orchidea” funkcjonowała, jako ekskluzywny klub dla wysoko urodzony dżentelmenów. Pieczęcie Dampierre’ów i de Traffordów odbite na akcie notarialnym, niezbicie świadczyły o powadze i doniosłości przedsięwzięcia.
Lakoniczność i niezwykła wręcz posucha w kwestii urzędowych pism, mówiła dużo więcej o burzliwości drugiego życia “Dzikiej Orchidei” niż komukolwiek mogło się zdawać. Widząc tak dużą lukę w dokumentacji, Bozansky z miejsca wiedział, że musiano włożyć wiele wysiłku i starań, by tak dokładnie zataić dzieje klubu w tamtym okresie.

Druga śmierć “Dzikiej Orchidei” znowuż wiązała się z obecnością ognistych płomieni. Tym razem jednak nikt nie wznosił o jakiekolwiek roszczenia z tytułu ubezpieczenia. Straż pożarna i inspektorat budowlany, po prostu zamknęły budynek przy Volatile Avenue jako grożący katastrofą budowlaną. Na tym kończyła się historia klubu dla panów z wyższych sfer.

Trzecia reinkarnacja klubu nie nastąpiła, jak dotychczas. Wykupienie nieruchomości pośrodku Verdin przez siostrę obecnego burmistrza, Camille Burrow, było jednak czymś więcej niż tylko interesującym faktem.

___
-4.3

Ayo
Prawda wyzwala i wszyscy jej pragną. Czyż nie?
Bzdura do kwadratu!
Prawda rani, a czasami nawet zabija. Sprawia, że musimy spojrzeć na siebie krytycznie i mierzyć się z realnością i wszetecznością naszego postępowania. W jej jasnych promieniach czujemy wstyd i zażenowanie widząc, jak brudni i pokraczni jesteśmy.

Nic zatem dziwnego, że uciekamy i kryjemy się przed nią w mrokach kłamstwa.

Draska z mgły utkana, w rękach Ayo stała się kluczem. Wrota, która on otworzył ziały mrokiem i cmentarnym chłodem. Gęste, kleiste miazmaty otuliły właścicielkę “Full color Paradise” i wciągnęły w plugawe odmęty, gdy najmniej się tego spodziewała.

Na rubieżach jawy i snu, na samym skraju San Perdido stał on. Beżowy Cadillac rocznik 95. Samochód tak pospolity i nijaki, jak tylko można sobie wyobrazić. Idealny środek transportu dla urzędnika lub początkującego maklera.

Tu na przeklętej i zapomnianej przez wszystkich ziemi, pośród ruin i zgliszczy drewnianych domostw, ukrywał się ten, którego szukało tak wielu.

Ultimortum, mroczna i napiętnowana przez wszystkich dzielnica San Perdido. To tu przed wielu laty zbudowano, wielkim nakładem sił i środków osiedle, które miało stać się domem dla wszystkich, którzy nie pasowali do idealnego obrazu ludzkości. Teraz to wykoślawione marzenie, stanowiło gnijącą i cuchnącą raną na zdrowej tkance miasta. Wyklęta i wyparta ze zbiorowej pamięci dzielnica stała się ostoją dla wszystkich outsiderów, wagabundów, pasożytów i szumowin.

To tu, pośród zgliszczy, stosów śmieci i ludzkich odpadów, melinował się Luca Pastronni Z głową opartą na kierownicy swego samochodu zdawał się być pogrążony we śnie. Otumaniony tanim ginem i poczuciem winy, nie miał jednak nawet na to siły. Po prostu tylko trwał w totalnym stuporze, gotowy na to aż nadejdzie kres.

____
-4.4

Lśniący
Stąpali ostrożnie po chybotliwych deskach. Wolno krok za krokiem, w pamięci ciągle mając treść ostrzeżenia z pokrytej rdzą tabliczki.
“Uwaga! Wstęp wzbroniony! Grozi zawaleniem!”
Zwabieni tajemnicą lgnęli, niczym ćmy do płomienia świecy. Parli naprzód mimo wszystko i i wbrew wszystkiemu. Przekonani, że tam po drugiej stronie czeka na nich prawda i odpowiedzi, których tak bardzo pragnęli i potrzebowali. Pokonywali drogę w milczeniu, jakby czuli że najcichszy dźwięk może zburzyć starą konstrukcję, drewnianej galerię, która nigdy nie istniała.

Niestabilne przyjście, otulone mglistym pledem, zawieszone pomiędzy dwoma budynkami stało się dla nich łącznikiem i katalizatorem tego, co każdy z nich przeczuwał już od dawna. Most egzystujący na granicy jawy i snu, zawieszony w niebycie ponad ich głowami, poprowadził ich do odkrycia, że świat wygląda zupełnie inaczej niż do tej pory im się wydawało.

Żadne z nich jednak nie spodziewało się, że otwierając drzwi po drugiej stronie galerii, narodzą się na nowo, jako Lśniący i ujrzą prawdę o sobie i świecie.


 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 05-08-2022 o 21:55.
Nuada jest offline