Zaklinaczka rzuciła z różdżki zaklęcie niewidzialności, po kolei, wszystkich, łącznie z orłami i z gryfem… no i ruszyli. Mieli jedynie 10 minut, trzeba było się więc spieszyć…
Miasteczko było "rozwalone". Takie określenie pasowało najbardziej. Bramy, wiele domów, wieże… ruiny. Do tego masa trupów na ulicach, wszędzie skrzydlate demony, i agresorzy pod czarną flagą. No i jeńcy, zakuwani w kajdany, i zbierani na placu.
Orły wylądowały na kilku budynkach, w miarę cicho. W samym sercu najazdu na pechowe Com Orp, wśród dymu płonących domostw, spalenizny, i szlochu pokonanych…
Okazja natrafiła się w 5 minut. Kilku facetów przetrząsało pobliski dom, rechocząc wrednie, i rozwalając tam, co się dało. Było ich chyba czterech.
- Czterech na nas to nic - szepnął Bharrig do towarzyszy. - Kargar i Endymion złapią po jednym, Geri i ja pozostałych dwóch.
- No to zaczynajcie - powiedział cicho Gabriel. - W razie konieczności wspomożemy was.
Kargar skinął głową, choć od razu zdał sobie sprawę że ten nie gest nie będzie widoczny dla reszty drużyny.
- Dobrze to działamy - odparł również cicho po czym wyjął młot i przymierzył się do ogłuszenia jednego z łupieżców od tyłu.
- Geri, bierz chama w zęby - zakomenderował Bharrig.
Sam zaś zmienił formę na żywiołaka powietrza i podleciał w powietrzu do pierwszego z zamiarem pochwycenia go.
Paladyn przeszedł do ataku z orczym gniewem który kotłował się w nim i który starał się powstrzymywać i pętać, ale nie było to łatwe…
Kilku towarzyszy ruszyło na drabów, chcąc się z nimi rozprawić, i to w miarę cicho? Trudne zadanie, wręcz bardzo…
Żywiołak powietrza-Druid, pojawił się jako pierwszy przy jednym z nich, ciągle okryty niewidzialnością… i złapał typa w łapsko, tracąc swoją magiczną osłonę. A pojmany, wybałuszył oczy, i zaczął drzeć mordę:
- Potwór!! Aaaaaaa!!
W tym czasie, Paladyn dopadł następnego, lejąc go płazem oręża po łbie. Ten padł momentalnie na podłogę, i był zdecydowanie pozbawiony przytomności. Do kolejnego Endymion miał jednak kilka kroków dalej, a to pech…
Zszokowanego zajściem, i widokiem pojawiającego się znikąd, wściekłego Orka, kładącego pokotem towarzysza, facet wrzasnął… i został dopadnięty przez Geriego. Tygrys wgryzł się w łapsko z mieczem wroga, ale ten i wyszarpnął sztylet zza pasa drugą ręką… Geri więc kontynuował atak, i rozszarpał typka serią ciosów pazurami.
Ostatniego zaś, zdzielił młotem Kargar, kładąc delikwenta również "lulu"
Co się działo wewnątrz budynku, gdzie zniknęli towarzysze, Gabriel i dwie pannice przy nim nie widziały, ale za to było słychać aż dwa razy jakieś wrzaski…no i jeden z nich w sumie nawet nie ustawał. Niedobrze.
- Idziemy im pomóc? - Gabriel spojrzał na towarzyszące mu kobiety. - Czy cierpliwie poczekamy licząc na to, że jednak sobie dadzą radę i będziemy pilnować ich pleców?
- A co ty się nas pytasz?? - Zdziwiła się Zaklinaczka - My nowe, ty ich znasz dłużej…
- Macie może zaklęcie teleportacji? - spytał. Obie zaś pokręciły przecząco głowami. Gabriel tego zobaczyć nie mógł, ale uznał, że brak potwierdzenia oznacza brak zaklęcia.
- Ale niewidzialność możesz jeszcze rzucić? - upewnił się, spoglądając w stronę, skąd przed chwilą dobiegł głos Mirelindy.
Bharrig przykrył twarz wrzeszczącego wielką łapą.
- Zamknij się, bo kark skręcę albo tygrysowi dam na pożarcie - rzekł, w istocie mając zrobić jedną z tych rzeczy, jeśli nie zamierzał się uciszyć.
- Dobrze, mamy już jeńców, zbieramy się? - Kargar schował młot i podniósł ogłuszonego przez siebie żołdaka, przyglądając się czy ten ma na sobie insygnia Zhentarimów. Oczywiście, że miał.
- Może przepytamy ich tutaj? - zapytał Bharrig.
- To mamy teraz ich cucić? - odparł skonfundowany wojownik.
- Ten tutaj jeszcze przytomny - Bharrig wskazał na szamoczącego się i próbującego wrzeszczeć pojmanego, który znajdował się w żelaznym uścisku żywiołaka.
- Zbieramy się stąd póki nie wiedzą co ich trafiło - stwierdził ork ładując się i nieprzytomnego jeńca na Agamemnona - Albo możemy walczyć z całą armią. Mi ta opcja również się podoba - dodał mrocznym tonem wyczekując na innych.
- Chodźmy więc - odparł Bharrig.
- Zamieszanie się robi na zewnątrz - zauważył Endymion i na wpół domyślił się po krzyczącym jeńcu Bharriga - odciągnę ich uwagę. Z Agamemnonem damy radę im uciec.
Paladyn wyleciał z domu na pełnej pompie, z jeńcem przerzuconym przez grzbiet gryfa tak aby możliwie bardzo zwrócić na siebie uwagę.
Kargar skinął głową i kiedy Endymiom wyleciał, wraz ze swoim nieprzytomnym jeńcem pod pachą skierował się ostrożnie w stronę budynku gdzie czekały orły.
- Geri, ze mną - rzekł Bharrig, który wziął tygrysa w swoje potężne łapska i wyleciał za orkiem.
Zamierzał zaczekać jeszcze parę chwil i zobaczyć, jak reszta sobie radzi, a później zrównać się z orkiem i odlecieć.
- Ale wymyślili... Gabriel zdecydowanie nie był zachwycony poczynaniami kompanów, którzy najwyraźniej nic sobie nie robili z tego, że wszyscy ich zobaczą.. - Mirelindo, czy możesz rzucić kolejne zaklęcia? - zwrócił się do zaklinaczki.
~
Na widok tak bezczelnie wznoszącego się ponad miasteczko Paladyna na Gryfie, rozległy się krzyki alarmowe napastników spod czarnych flag… oraz skrzeki demonów. I te poderwały się do lotu, z wielu miejsc Com Orp. Po chwili zaś i nad budynkami był Druid-żywiołak powietrza…, który zabrał ze sobą nie tylko jeńca, ale i tygrysa.
- Mamy jeńców, teraz trzeba stąd zwiewać - stwierdził Kargar, który korzystając z tego, że paladyn odciągnął uwagę, przedostał się do Gabriela, Miralindy i Niramour, z nieprzytomnym żołdakiem przerzuconym przez plecy.
Endymion ryknął triumfalnie by jeszcze bardziej przyciągnąć do siebie uwagę i poleciał na wprost, jak strzała aby odciągnąć możliwie wielu przeciwników i demonów. Patrzył tylko co jakiś czas w tył jednym okiem, aby nie odlecieć zbyt daleko. Musieli mieć nadzieję, że go dorwą jeśli mieli mu uwagę poświęcać.
- Mirelindo, rzuć zaklęcia - poprosił Gabriel.
Jeśli mieli uciec nieniepokojeni, to nie dzięki popisowi druida, a dzięki zaklęciu niewidzialności.