Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2022, 00:43   #1
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[WM 5ed] Co się dzieje w Brukseli?

Miejsce: Francja; Paryż, centrum, hotel “Olimp”, gabinet księcia
Czas: 2025.05.21; śr; wieczór, g 23:15; 6,5 h do świtu
Warunki: wnętrze gabinetu, przyciemnione światła, cisza; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, b.sil.wiatr





https://ih1.redbubble.net/image.9891...1000,075,f.jpg


W stylowo i tradycyjnie urządzonym gabinecie światła były przygaszone nadając mu przyjemnego, ciepłego półmroku. Właściwie to gabinet gospodarza był tuż obok, za zamkniętymi obecnie drzwiami. Tam dominowało potężne biurko z ciemnego drewna i regał z książkami nadający mu klasycznego wyglądu. Gospodarz bowiem był znanym miłośnikiem klasycznego stylu. Chociaż nie stronił od nowinek technicznych. W przeciwieństwie do paru swoich rówieśników zdawał się nadążać z duchem czasu. A wszelkie wątpliwości co do narodowości gospodarza mógł wzbudzać wielki portret cesarza Napoleona Bonaparte na jednej ze ścian. Oraz niebiesko - biało - czerwona flaga w rogu gabinetu. Zwieńczona cesarskim orłem. Podobno był to jeden z oryginalnych, napoleońskich sztandarów, może nawet jeden z tych pod jakimi niegdyś walczył gospodarz. Mimo, że było to trochę ponad dwa wieki temu. I pewnie dlatego do dziś zdradzał wielki sentyment do tamtej epoki a zwłaszcza swojego ukochanego cesarza. Ale teraz w gabinecie nie było nikogo. Stał ciemny i pusty. Za to właśnie w pokoju narad, większym i przeznaczonym dla większej ilości osób toczyło się zebranie. Tu książe lubił rozmawiać z najbliższymi i lub najważniejszymi gośćmi. Często właśnie tu, podczas narad, podejmował najważniejsze decyzję jakie potem rzutowały na losy całej wampirzej koterii w tym mieście. Tak też było i tej nocy.

- No nie wiem, nie wiem… - sylwetka wysokiego mężczyzny w garniturze za kilka tysięcy euro nieźle rysowała się na tle widoku nocnego Paryża. Dzisiaj coś mocno wietrznego. Aż te okna zdawały się trzeszczeć od tego wiatru. Ale nikt z zebranych zdawał się na to nie zwracać uwagi. Nie po to tu przyszli. Pozostała trójka znała jego zwyczaje więc nie przerywali mu tylko czekali co powie albo zapyta. Odkąd zaczęli to zebranie gdy tylko nastał czwartkowy zmrok każde z nich przedstawiło swoje powody, dowody i domysły. Nawet z początku byli zdziwieni, że są tu wszyscy. Każdemu z nich wydawało się, że to będzie spotkanie z księciem twarzą w twarz. Trochę ich zaskoczyło, że są tu wszyscy razem. Jak to nie był jakiś kaprys władcy spokrewnionych w ich koterii to by znaczyło, że stało się coś ważnego. Rzadko bowiem wzywał ich całą trójkę na raz. A potem okazało się, że ta sprawa co ich prosił przygotować na dzisiaj to zazębia się ze sobą. Chociaż każde z nich przyszło z inną nitką, innymi dowodami i historią to jakoś wszystkie te nitki prowadzily w to samo miejsce. Do Brukseli.

A potem była burza. I burza mózgów. Bo jak poskładali nawet część tej układanki to wychodziło coś mocno niepokojącego. A jeszcze brakowało całkiem sporo puzzli. No i padł pomysł jak je można zdobyć. Właśnie nad tym teraz się zastnawiał stojący w oknie gospodarz.

- A dlaczego nowych? Takich świeżaków? Na taką misję? - Oliver zwruszył ramionami dając znać, że właśnie co do tego pomysłu ma sporo wątpliwości.

- I tak wkróce byśmy musieli ich tam wysłać. Przynajmniej część z nich co rokuje jakieś nadzieje. Po prostu wtajemniczymy ich w sprawę. Ostrzeżemy. Powiemy na co mają zwracać uwagę. I jak mają zdawać relacje. Nawet byłoby dziwne jakbyśmy przestali wysyłać na te brukselskie studia kolejnych świeżaków. - Aurora odezwała się pierwsza. W końcu była szeryfem Davouta od lad i dekad. Najpierw w jego dzielnicy gdy był jeszcze hrabią a potem jak mianował się księciem to zaufaną policjantkę i detektywa mianował szeryfem całej metropolii. No i odpowiadała za wywiad osobowy. I w mieście i tam gdzie sięgały macki paryskiej koterii.

- A dlaczego nie wysłać tam kogoś. Kogoś z doświadczeniem. Nie masz żadnych odpowiednich ludzi? - książę coś widocznie nie miał przekonania czy wysłanie świeżaków jest najlepszym pomysłem. Chociaż musiał przyznać, że logika Aurory była całkiem słuszna.

- Mam. Właściwie już tam kogoś wysłałam. Ale i tak aby wgryźć się w sprawę trzeba być tam w środku. A zwykle są to świeżaki, to ich naturalne środowisko. Poza tym naszych świeżakow nie powinni znać nawet ci od nas co już tam parę lat siedzą. A nawet jak się będą znać nie będzie dziwne, że przyjechali kolejni. No a jak przyjedzie ktoś znikąd to może się wydać podejrzane. Albo zostanie mu rola obserwatora i kogoś z zewnątrz. Werbowanie informatorów i tak dalej. To żmudna robota, nie przyniesie szybkich efektów. Wszystko to znika jeśli wyślemy tam naszych świeżaków. Tylko uprzedzimy ich na co się zanosi poza bruskelskim szkoleniem. - Demers trochę pokiwała a trochę pokręciła swoją głowa z ciemnymi włosami. Z jej bladą twarzą pasowała do jakiejś bladej, wiktoriańskiej lady. Wydatne kości policzkowe i pełne usta wielu uznałoby za atrakcyjne. Ale suche, zniechęcające spojrzenie i raczej chłodny styl bycia studził większość zapędów. A resztę pewnie odstraszała jej pozycja głównego szeryfa i szefa szpiegów księcia. A szeptane plotki głosiły, że wcześniej to niektóre zniknięcia czy morderstwa niewygodnych Davoutowi osób organizowała osobiście albo nawet i brała w nich udział. Więc pomimo tej chłodnej ale raczej atrakcyjnej aparycji zapewne niekoniecznie jej niezapowiedziana wizyta i widok we własnych drzwiach był powodem do radości i ekscytacji dla wielu spokrewnionych. Zwłaszcza jak mieli na pieńsku z nowym księciem.

- Poza tym jak wyślemy kogoś oficjalnie to oficjalnie przyznamy, że coś wiemy. Albo podejrzewamy. A na razie no to mamy tylko poszlaki. Żadnych twardych dowodów. Oficjalnie to możemy zrobić sprawę w jednej chwili. Wystarczy, że do nich zadzwonisz. Albo ktoś z nas do nich pojedzie. No ale wtedy wypada mieć twarde atuty w ręku. To pokazuje wszystkim, że mamy siłę i spryt. Że nie ma z nami żartów i gramy na poważnie. Nie da się nas zbyć byle czym a jak będą chcieli mydlić nam oczy to będą musieli się nieźle napocić aby coś wymyślić sensownego. No ale na razie nie mamy takich twardych atutów. Dopiero musimy je zdobyć. Albo przekonać się, że to jakiś dziwny zbieg okoliczności i poza tym to tylko jakies wygłupy i balanga jak zwykle. - Marcel odezwał się swoim cichym, stonowanym głosem. Pomimo prawie wieku we Francji nie wyzbył się do końca swojego włoskiego akcentu. A przyjechał tu zaraz po II wojnie. Wtedy prawie w ogóle nie mówił po francusku. Ale ten smagły, szczupły, wysoki mężczyzna był ambitny, cichy i pracowity. Skromnie piął się po kolejnych szczeblach kariery księgowego, finansisty i doradcy. Aż 20 lat temu, jeszcze poprzedni książe Villon zrobił go swoim głównym księgowym i doradcą finansowym. Był na tyle dobry w te klocki, że gdy starego księcia wezwał zew Gehenny i złoty stolec przejął po nim nowy książę to utrzymał go na tym stanowisku. Włoch miał poza talentami finansowymi także cenną cechę bycia lojalnym władcy jakiemu akurat służył. I trzymał się na uboczu wszelkich intryg poświęcając się swojej pracy jakby był tylko skromnym, urzędnikiem za biurkiem a nie głównym sternikiem finansowej potęgi paryskiej Camarilli. I dlatego był dzisiaj na tym zebraniu wśród najbliższych współpracowników księcia. Cieszył się zaufaniem nowego księcia tak samo jak starego i wcześniejszych szefow.

- Ja mam przeczucie, że tam się jednak coś dzieje. Coś niedobrego. Coś wielkiego. Coś co nam zagraża. Może nie tak zaraz i, że zaraz za progiem. Ale rośnie w siłę. Uważam, że powinniśmy coś z tym zrobić. Jakoś to sprawdzić. Wysłać kogoś kto to sprawdzi. - trzecią osobą była blondynka. Siedziała trochę na uboczu, na wolnej sofie, tak jak lubiła, z podwiniętymi nogami. Miała twarz aktorki i figurę modelki. I jak na spokrewnioną była zaskakująco żywa. Ciepła i promienna. O ile Aurorę można by porównać do chłodnego, bladego światła Księżyca to Monique była promiennym blaskiem ciepłego słonecznego dnia. Rzadkość wśród spokrewnionych. Aż przez dłuższy czas zastanawiano się czy nie jest smiertelniczką co jakoś przeniknęła do koterii. No ale te imprezy na zapleczu “Meduse” unaoczniły tym co na nich bywali, że jest wampirzycą jak i pozostali. No i była wiedźmą. Wieszczką. Widzącą. Kobietą o niesamowitej intuicji. Albo wariatką. Co się u Malakavian nie wykluczało. Może by została kolejną lokalną ciekawostką i kokietką o ładnej buzi i długich nogach no ale przyuważył ją książę no i wziął na swoją faworytę. A niedługo potem prawdopodobnie ocaliła im obojgu życie gdy w ostatniej chwili “ujrzała wybuch” i wyskoczyła wraz z nim z opancerzonego samochodu zanim trafiła w niego rakieta z RPG i wybuchł IED. Ten zdumiewający przejaw intuicji i jasnowidzenia przekonał i niedowiarków i samego księcia, że warto słuchać co ona mówi. Nawet jeśli mówiła tylko, że coś przeczuwa albo intuicja mówi jej, że to czy tamto. Jak teraz.

- Intuicja ci mówi… A ty mówisz, że na metody oficjalne to jest jeszcze czas… A ty, że dla świeżaków to naturalny teren… - książę po kolei powiódł spojrzeniem po trójce swoich zaufanych doradców. Spojrzał jeszcze w dół na fotki i papiery leżące na stole jakie mu przynieśli na poparcie swoich słów i podejrzeń. Ta garść puzzli jakie udało im się wyłapać i jakoś ułożyć aby coś zaczęły przedstawiać. Ale wielu jeszcze brakowało.

- No przyznam, że prawie mnie przekonaliście. Ale jak myślę o tej zbieraninie z całego miasta co połowa gwiazdorzy jakby mieli monopol na bycie jednym z nas a druga udaje, że nie to mam wątpliwości czy to ogarnął. Jakbyśmy mieli gotowy zespół to jeszcze. Ale taka zbieranina? To już chyba bym wolał wysłać jednego, może jakiś duet. I to do Brukseli a nie gdzieś tutaj. - Davout pokiwał głową, że raczej go przekonali do większości tego pomysłu. No ale jeszcze pozostawał ten diabeł w szczegółach który nadal budził jego wątpliwości. Pozostała trójka popatrzyła po sobie. No trudno było się z nim nie zgodzić. Gotowego zespołu złożonego ze świeżaków nie mieli. Trzeba by ich pewnie sztukować z całego miasta. A to zwykle sprzyjało tarciom lub wręcz konfliktom a nie współpracy. A jeszcze jakby byli z różnych klanów to w ogóle.

- To niech zacznął od czegoś małego. Tu u nas. Do tego brudasa można by ich wysłać. Co nam tak ostatnio brudzi po ulicach. To tak na miejscu. W miarę szybko. No jak sobie nie poradzą to weźmiemy kogoś innego. Albo tych co rokują jakieś nadzieję. Tak myślę. Tak dzisiaj jak tu szłam usłyszałam jak strażnicy w recepcji o tym mówili. I wiedziałam, że to nie przypadek. To musi być jakiś trop. - Monique tym razem odezwała się pierwsza. Pozostała trójka pokiwała głowami gdy chwilę obracali ten pomysł w myślach.

- No tak. Monique ma rację. Jak sobie nie poradzą u nas na własnym podwórku to na cudze nie ma co ich wysyłać. - Marcel zgodził się z pomysłem blondynki. I darował sobie komentarz nad jego źródłem.

- To prawda. I tak mieliśmy coś z nim zrobić. To właściwie była druga sprawa jaką do ciebie miałam. Znów nabrudził. Dzwoniłam już do Sydneya aby się tym zajął. Na szczęście tam nie było zbyt dużo świadków. Więc chyba nam się udało. Ale jak w końcu rozpruje kogoś pod wieżą Eifle’a? - szeryf też zgodziła się co do tej opcji. Wiedzieli o czym mówią. Od dwóch czy trzech tygodni po mieście znajdywali trupy. Rozprute i wyssane trupy. Tak bardzo, że groziło to złamaniem Maskarady. Podejrzewali, że to któryś ze spokrewnionych co dał się ponieść Głodowi albo po rpostu wpadł w krwawe szaleństwo Bestii i nie było już dla niego ratunku. No może jeszcze wilkołak czy inny nadnatural. Ale raczej podejrzewano kainitę. Wilkołaków w miescie prawie nie było a te co były raczej miały alibi. Teraz zaś ten krwawy szaleniec dawał okazję do sprawdzenia zespołu jaki miałby potem być albo rozwiązany jeśli okazaliby się nieskutczeni, zwłaszcza w pracy zespołowej albo wysłany do brukselskiej sprawy gdyby jednak rokowali nadzieję, że nie rozpieprzą śledztwa od środka przez własne niesnaski.

- Dobrze. Zajmij się tym. Daj im wolną ręke i nie wtrącaj się. Zobaczymy co potrafią i jak sobie poradzą. Jak chcą sobie wyrobić nazwisko w tym mieście to czas zacząć. - takie rozwiązanie pasowało księciu o dał znać Aurorze aby zajęła się przygotowaniami do tej akcji. Rozmawiali potem jeszcze o różnych innych sprawach ale w końcu już po 1-szej w nocy rozeszli się do swoich spraw.





Miejsce: Francja; Paryż, centrum, nocny klub “Meduse”, pokój dla VIP-ów
Czas: 2025.05.24; sb; wieczór, g 23:25; 6,5 h do świtu
Warunki: wnętrze pokoju, jasne światła, wytłione dźwięki muzyki; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr



Wszyscy



Zapewne pokoju w jakim się znaleźli zwykle używano do całkiem innych celów. Świadczyły o tym wygodne kanapy, stół ustawiony pod ścianą aby nie zabierał cennego miejsca i niewielka scenka w na jakiej zwykle ładnie gibały się ładne tancerki na prywatnym pokazie dla tych których było na to stać. Dzisiaj tancerek nie było a scenę zajmowała tylko jedna kobieta. I na pewno nie była tancerką chociaż miała odpowiednią figurę. Blada twarz okolona ciemnymi włosami spiętymi w surowy, solidny kok z tyłu głowy i ostre spojrzenie bez śladu uśmiechu nie nastrajały do żartów i zabawy. Ubiór gdyby był bez garsonki i może spódnica była trochę krótsza nawet mógłby pasować do tego klubu a tak to wyglądało jakby przyszła tu jakaś buzisneswoman i dopiero zaczynała się rozkręcać. Chociaż po minie widać było, że nie jest tu dla zabawy. Popatrzyła teraz po kolei po zebranych twarzach i sylwetkach.

- Dobry wieczór. Cieszę się, że już mamy komplet. Zapewne wiecie po co tu jesteście. Chodzi o tego brudasa co nam ostatnio bruździ po ulicach. Szef ma go dość. Kazał nim się zająć. Dlatego tu jesteście. Macie rozwiązać dla nas tą sprawę. Jak najszybciej. Jeśli się spiszecie. No to pomyślimy o dalszej współpracy i poważniejszych zadaniach. - Aurora nie bawiła się w przedstawianie siebie. Wszyscy spokrewnieni znali szeryf koterii w jakiej byli przynajmniej od paru lat. Ona też ich znała chociaż z twarzy i imienia. Wiedzieli też o tym “brudasie”. Bo prawie jak w zegarku co parę dni znajdowano rozchlapane trupy jakie po sobie zostawiał. Widocznie kompletnie miał w dupie Maskaradę za co groziła czapa. Więc podejrzewano, że to ktoś pochłoniety przez Bestię. Właściwie ogólnie to zadanie wydawało się proste i oczywiste: znaleźć i zabić. Szeryf dała im chwilę na oswojenie się z tą myślą. Po czym przeszła do szczegółów.

- Mamy kilka fotek. Prawdopodobnie mężczyzna. Prawdopodobnie o arabskim typie urody. Tyle widać na zdjęciach. Ofiary znajdowano w tym rejonie. Wszystkie zginęły przez rozszarpanie i wyssanie krwi do czysta. Dlatego to pewnie jeden z nas. - Demers puściła w obieg kilka fotografii zrobionych pewnie z kamer CCVT. Pokazywały raczej mężczyznę, raczej arabskiej urody. Złapanego raz w miarę czystym ubraniu a potem w pokrwawionym. Mocno pokrwawionym. Albo musiał być sprawcą albo ofiarą jakiegoś krwawego wydarzenia. Twarzy jednak nie było zbyt wyraźnie widać. Blady palec z pociągniętym na czarno paznokciem wskazał na papierowej mapie rejon na południe od lotniska Orly. Tam kropkami były zaznaczone znalezione ciała i daty. Było tego z pół tuzina w ciągu dwóch tygodni. Mieli więc dość zawężony rejon działania. A ostatni mord był dwie noce temu. A dziś była weekendowa noc. Ryzyko kolejnego ataku było więc spore.

- Jakieś pytania? - zapytała szeryf widząc, że już mniej więcej ten materiał dowodowy został przejrzany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline