Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2022, 12:05   #3
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Poruszenie przy wejściu, ciche kroki, a może skrzypnięcie otwieranych drzwi? Coś obudziło Alessandrę, albo raczej wytrąciło z letargu w którym trwała od kilku godzin odpoczywając przed kolejną, pełną wrażeń nocą. Co by to nie było, nie dało się zignorować. Mogło też chodzić o zapach, owocowo-kwiatowy z orientalną nutą. Tak charakterystyczny, że nie musiała otwierać oczu aby wiedzieć kto zawitał do jej sypialni.
- Śpisz? - pytanie rozwiało resztę wątpliwości, o ile jakiekolwiek jeszcze były. Całkiem zabawne pytanie, biorąc pod uwagę to, do kogo zostało skierowane.
- Już czas? - zadała swoje pytanie trzymając powieki opuszczone. Brak podniesionych głosów, ani zamieszania na korytarzu podpowiadały, że natychmiastowe wstawanie nie jest potrzebne. Nic ważnego się nie działo, żadna drama ani inna upierdliwość zmuszająca do natychmiastowego działania.
- Słońce zajdzie za dwie godziny… prosiłaś aby obudzić cię dziś wcześniej - kobiecy głos zaczął pewnie, jednak w połowie załamał się. Dokończył po prawie niezauważalnej przerwie dość zmieszanym tonem. Zmieszanym, albo zmęczonym.
Alessa otworzyła oczy dostrzegając stojącą parę kroków od drzwi szczupłą, młodą brunetkę. Jej ukochana siostrzyczka marszczyła brwi wpatrując się w coś leżącego na dywanie między wejściem, szerokim łóżkiem mogącym pomieścić osiem osób i nierzadko goszczącym właśnie tyle, ale nie tym razem. Dziś oprócz bladej jak płótno blondynki, w pomiętej pościeli barwy ciemnego indygo zalegały jeszcze cztery męskie ciała, roznegliżowane, ze śladami po szponach i wybroczynami na skórze. Spali jak zabici, ona zaś wyplątała się z ich kończyn aby usiąść na skraju łoża i przeciągnąć się.
W pokoju panował przyjemny półmrok, rozświetlany punktowo przez trzy niewielkie ledowe lampki zamontowane przy listwach podłogowych hebanowej lamperii. Nie było okien, mimo tego część ścian pokrywały ciężkie kotary odgradzające przejścia do dalszej części zaadaptowanej na mieszkanie piwnicy - nic wzbudzającego jakiekolwiek podejrzenia… oprócz ostatniego gościa leżącego na marmurowej podłodze ze dwa kroki od białych stóp gospodyni. Gościa, którego stan wprawił młodszą de Gast w zakłopotanie.
Dziewczyna była młoda i zeszłej nocy uchodziła za piękność: czarnowłosa, czarnooka, z oliwkową skórą mieszkanki okolic Morza Śródziemnego. Pełna życia, energii i o uśmiechu topiącym lód w każdym sercu. Teraz z owego wigoru nie pozostał najmniejszy ślad.
Leżała na plecach, z ramionami rozrzuconymi na boki, zgiętymi nogami które krzyżowały się w kostkach i głową przekrzywioną pod nienaturalnym kątem. Gładka, opalona skóra zrobiła się szarawa, piękne czarny oczy zaszły mgłą zastygając w wyrazie przerażenia i bólu na wieczność, na szyi odznaczały się wybrzuszenia złamanych kości.
Racja… mieli z Martinem, Vachelem i Payenem ciężki dzień, więc postanowili nad ranem przenieść imprezę poza Miroir Noir, a dziewczyna napatoczyła się przez przypadek. Pijana, naćpana i chętna aby poznać kolejne uroki paryskich nocy. Ciekawość, wedle starego przysłowia, zaprowadziła ją prosto do piekła i w nim zakończyła swoją podróż na wieczność… trochę szkoda, naprawdę miała cudowny uśmiech.
- Możesz się ubrać? - głos Ophelii wyrwał starszą de Gast z zamyślenia. Drgnęła i z leniwym uśmiechem stanęła na nogi, zostawiając dwóch śpiących ochroniarzy oraz dealera za sobą.
- Oczywiście kochanie - powiedziała ciepło, przechodząc nad trupem i z oparcia fotela biorąc czarny, koronkowy szlafrok. Założyła go, wzięła siostrę pod ramię aby wyjść z sypialni.
- Jak ci minął dzień? - spytała zamykając drzwi gdy znalazły się na korytarzu.
- Udało mi się załatwić wejściówki na pokaz Haute Couture w przyszłym tygodniu. Zaczyna się o 20:30, słońce powinno już zajść. - brunetka rozpogodziła się, zapominając o widoku sprzed chwili. Oczy jej błyszczały, gestykulowała żywo - Na początku lipca idę na weselę Julie i Philippa, nie mogę się pokazać w czymś co już nosiłam… to by dopiero była wtopa - parsknęła, a blondynka jej zawtórowała.
- Jeśli nic się nie wydarzy pójdę z tobą, jeśli nie weź Nadine… właśnie, gdzie ona jest?
- Czeka na piętrze, powiem jej aby zeszła do łaźni -
siostra szybko rozwiała wątpliwości odnośnie ich gosposi.
- Doskonale, mam dziś ważne spotkanie. Sama się nie przygotuję - Alessandra pokiwała głową. - Powiedz też Dorianowi żeby zadzwonił do Servio. Trzeba posprzątać bałagan z sypialni.
Na chwilę Ophelia przestała się uśmiechać, przytakując niemo. Trzymanie zwłok w domu było niepotrzebną komplikacją, należało się ich pozbyć, jak wielu przedtem. Tym właśnie zajmował się Sergio, a ich domowy strażnik najlepiej się z nim dogadywał.
Rozstały się przy drzwiach do łazienki, wielkimi krokami zbliżała się noc, a wraz z nią nie tylko standardowe obowiązki sióstr de Gast, lecz również te nadprogramowe.
Drzewa odbijały się w płynącej wodzie, życie odbijało się w baśniach, ale odbicie zawsze było odwrócone, dlatego baśnie kończyły się na opak, szczęśliwie. Nie tak, jak w życiu. W baśni po smutku przychodziła radość, w życiu odwrotnie. Nawet, kiedy człowiek miał w sercu okruch diabelskiego lustra, to serce żyje... teoretycznie. Serce Alessy od dekady nie biło jeśli sobie tego nie zażyczyła, lecz wciąż mogła podziwiać swoją twarz w odbiciach co ją niezmiernie cieszyło. Kochała lustra, z początku największy strach odczuła na myśl, że wedle starych legend nigdy więcej nie ujrzy się w jednym z nich. Cóż by to była za strata, na szczęście ten fragment folkloru okazał się tylko mitem. Mogła więc bez skrępowania podziwiać efekt końcowy prac rudej ghulicy, kończącej układanie jasnozłotych włosów w miękkie, opadające na jedno ramię fale i cieszyć się tym.
Wyglądała pięknie, wciąż i niezmiennie obserwowała młodą twarz o niebieskich oczach, harmonijnych rysach twarzy, wąskim nosie i pełnych czerwonych ustach stulonych jak do pocałunku. Zadowolona z efektu odwołała ją ruchem ręki, wstając z krzesła przed toaletką i obróciła się na pięcie pozwalając żeby bladozłota suknia zakręciła się razem z nią. Nie wolno było pokazywać się publicznie w stroju niepasującym do pozycji, nieważne czy za otoczenie mieli robić śmiertelnicy, czy inni nieśmiertelni. Wyglądało dobrze, fazę przygotować do wyjścia uznała za zakończoną. Rychło w czas, słońce zdążyło się już schować za horyzont ustępując miejsca księżycowi i gwiazdom.
Wsiadając do czekającego pod domem samochodu zaciskała usta w minie irytacji. Obok drugiego wejścia dostrzegła inne auto, większe i terenowe, należące do Servio. Nie spieszył się, nie było też możliwości aby jej opiekun nie dowiedział się o niechlujstwie popełnionym przez spokrewnioną… i bardzo dobrze. Była na niego zła, wściekła nawet. Przez cały tydzień sukcesywnie ignorował ją, zajęty swoimi sprawami zapominając że ona jest jedną z nich. Nie odbierał telefonów, olewał zostawiane jego przydupasom wiadomości i liściki, sprawiając że z dnia na dzień Alessandra czuła się coraz mocniej ignorowana, a jej się nie ignorowało. Szczególnie gdy tęskniła, nie wymagała przecież tak wiele.
Oprócz wszystkiego.

Drogę do Meduzy wykorzystała na uspokojenie się i przyklejenie do twarzy czarującego uśmiechu. To już nie był nocny klub którym zarządzała, tylko spotkanie na o wiele wyższym poziomie, gdzie należało sprawiać jak najlepsze wrażenie - tego od niej wymagano, poza tym na samą myśl, że przyniosłaby Sorenowi wstyd i wprawiła go w zakłopotanie wywoływała u niej ciarki. Szybko więc przeszła z samochodu do lobby aby silny wiatr nie popsuł misternie ułożonej fryzury. Wyglądała na znudzoną i znudzona była. Blichtr, splendor i bogactwo nie robiło na niej wrażenia jeśli nie towarzyszyły im pasja i ruch.
W pokoju przeznaczonym na miejsce spotkania nie była pierwsza, prawidłowo. Nie lubiła czekać w zastoju.
- Alessandra de Gast - przedstawiła się reszcie zebranych, każdego obdarzając uroczym uśmiechem i patrząc im przez chwilę głęboko w oczy, gdy po kolei się pojawiali. Następnie zajęła swoje miejsce i czekała, a potem słuchała Aurory, marszcząc brwi.
Złość była tym co jako pierwsze zagościło w martwym sercu wampirzycy. Po nim pojawiło się zniesmaczenie. Nie wyobrażała sobie jak można upodlić się do tego stopnia aby dać dojść do głosu wewnętrznemu zwierzęciu. Ciężko było nie czuć odrazy do mężczyzny ze zdjęcia. Zatopiony we własnym szaleństwie nie dbał o jakiekolwiek świętości, choćby estetykę.
"Nigdy nie pokazałabym się publicznie w takim stanie" - pomyślała, poprawiając złoty lok opadający na policzek. Choćby miało się spalić w pierwszym blasku poranka należało dbać o estetykę i styl. Usunięcie brudasa stawało się zatem czynem dla dobra ludzkości, zwłaszcza tej która oddychała tylko aby zachować pozory.
Zadanie proste, głupiec nie uważał co robi, kierowała nim Bestia. Jedna śmierć po śmierci i być może wreszcie nadarzy się dobra okazja aby porozmawiać z Sorenem o rodzinnych interesach.
- Ktoś się do niego przyznał? Znamy jego ulubiony typ ofiary? - spytała, z miejsca odrzucając pomysł że poszukiwany może być kimś od Torreadorów. Nikt posiadający choćby szczątkowe poczucie smaku nie zrobiłby czegoś podobnego.
- Zaczynamy od zaraz, prawda? - na jej twarzy pojawiło się podekscytowanie gdy z namaszczeniem dodała - Doskonale.
 

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 16-08-2022 o 01:04.
Sonichu jest offline