Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2022, 17:01   #2
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Festag, 24 Jahrdrung,
2512 roku wg KI,
zmierzch, gdzieś na szlaku Delberz-Altdorf,
Reikland, Imperium



lotki związane z długoterminową pracą dla księcia Ostlandu Hergarda von Tassenincka zaczęły pojawiać się w każdej osadzie w promieniu trzech dni marszu od Altdorfu już dwa tygodnie temu. Więcej niż przyzwoite wynagrodzenie i szansa na sowitą premię na koniec wyprawy sprawiły, że o ofercie rozmawiano praktycznie w każdym siole i miasteczku. Niewielu obchodziło, że zoo w Altdorfie zostało zamknięte, głównie z powodu Szpona Śmierci – gryfa Imperatora – który wpadł w szał i zabił kilka zwierząt, ani nie obchodziły ich opowieści o wzroście bandytyzmu na drogach do Altdorfu. Dla wielu mieszkańców Reiklandu myśl o tym, że zarobią wystarczająco dobrze, aby rozpocząć nowe życie z dala od rodzinnej farmy czy znienawidzonego, codziennego zajęcia, była na tyle kusząca, że postanowili zaryzykować. W Altdorfie miała czekać na nich nowa, lepsza przyszłość.


Wy również wiązaliście wysokie nadzieje z wyprawą w Góry Szare, krocząc tym późnym, zimnym, wczesnowiosennym wieczorem po błotnistym trakcie gdzieś na szlaku między Delberz a Altdorfem. Cel dodawał wam determinacji, gdy walczyliście ze zmęczeniem, zgrabiałymi od zimna palcami i chłoszczącym wasze twarze deszczem, który padał niemal nieprzerwanie od prawie dwóch dni. W głowach jednak kołatało się wam jedno.

Dwa Karle-Franze dziennie podstawy.

W tydzień można będzie zarobić tyle, ile chłop pracujący na gospodarstwie cały rok. A będą przecież dodatki. No i kto wie, co znajdziecie w górach? Może jakieś skarby? Te i inne myśli napędzały was do działania od kilku dni. Poznaliście się w Delberz, skąd wyruszyliście wspólnie w stronę stolicy, a słabo uczęszczany szlak pośród lasu był podobno najlepszym wyborem, gdy chciało dostać się do miasta najszybszą z możliwych dróg. Byliście dla siebie obcy, każde z was miało inne cele, pragnienia i marzenia, ale w jedną drużynę połączyła was otwierająca się możliwość pracy dla księcia Ostlandu.

Nieprzyjemny, wciąż pamiętający zimę wiatr wgryzał się pod wasze ubrania i kołysał nagimi konarami drzew po obu stronach traktu. Gałęzie pochylały się co chwilę w waszą stronę a ich upiorny kształt przydawał im cechy długich, ostrych pazurów, chcących wciągnąć was w mroczną, leśną głuszę. W tych ponurych warunkach wyobraźnia potrafiła płatać figle, dlatego staraliście skupić się na wędrówce i nasłuchiwać. W oddali wychynął zza chmur Morrslieb, obrzucając okolicę niezdrowym, zielonym światłem i spoglądając z góry na wszystkich podróżujących tą późną porą.

Parliście do przodu. Noga za nogą, choć błotnisty szlak nie ułatwiał wędrówki. I tak od dwóch dni z przerwami na odpoczynek, choć nawet mimo tego nogi odczuwały już przebytą trasę. Przemoczeni, zziębnięci, no i głodni, bo ze względu na pogodę nie było nawet jak rozbić obozu by zjeść porządny posiłek. Niedługo później, spomiędzy drzew w oddali zaczęła wylewać się dziwna mgła, otulając oparem część lasu po lewej stronie. Pamiętaliście, co mówili ludzie w Delberz. Tutejsze trzęsawiska miały kryć w sobie różne dziwne istoty, dlatego lepiej było trzymać się drogi. Tak bezpieczniej, choć bezpieczeństwo na szlakach Imperium było tylko iluzoryczne. Od dwóch dni nie minęliście żadnej grupy strażników dróg, ani innej żywej duszy. Mogło to zastanawiać.

Pomimo wybrania drogi na skróty, zdawaliście sobie sprawę, że podróżując pieszo nie dotrzecie do Altdorfu na czas. Musieliście zorganizować sobie jakiś przewóz, choć w obecnych warunkach graniczyło to z cudem. Po kolejnym kwadransie marszu i walki ze swoimi słabościami oraz pogodą, coś się jednak zmieniło. W oddali, za kurtyną lejącego deszczu dostrzegliście światła. Nie poruszały się, więc pierwsze, co przyszło wam do głowy, to że trafiliście na jakąś chałupę pośrodku niczego. Może zajazd? Chcieliście się przekonać, dlatego ostatkiem woli narzuciliście szybsze tempo.

Im bliżej się znajdowaliście, tym waszym oczom ukazywały się kolejne żółte, ciepłe światła odkryte przez wiszące nisko, ponure konary drzew. Teraz byliście już prawie pewni, że kilkadziesiąt metrów przed wami znajdował się sporych rozmiarów zajazd otoczony dość wysokim murem. Nagle oba skrzydła drewnianych wrót otworzyły się i z wnętrza wystrzelił jak z procy powóz, który z każdą chwilą nabierał prędkości. Woźnica strzelał z bata w zady koni jakby się wściekł, a drugi, siedzący obok niego mężczyzna dostrzegł was, idących środkiem traktu, i unosząc w rękach garłacz, krzyknął aż uszy bolały:
- Z drogi, kurwa!!! Bo rozjedziemy jak psa!!!

Na potwierdzenie słów kompana woźnica smagnął biczem konie raz jeszcze, zmuszając je do jeszcze szybszego galopu. Podskakujący na nierównościach powóz nie miał zamiaru zwolnić a obaj mężczyźni na koźle zupełnie nie przejmowali się tym, że mogą was potrącić.

 
Quantum jest offline