Chyba jestem za młoda, by mieć jakieś sentymenty, do tego zrobiłam dla przekonania w ciągu kilku lat parę krytycznych replayów różnych baldurów oraz icewindów i stwierdzam ogółem, że mimo archaicznego wykonania i topornej mechaniki (wersje EE nieco to poprawiają i to je polecam ogrywać na najnowszych patchach, zwłaszcza że przywracają one cały wycięty content) te gry wciąż trzymają się całkiem nieźle. Głównie dzięki bardzo dobremu writingowi, ciekawej szacie graficznej i genialnej oprawie muzycznej. Zatem jeśli komuś nadal podchodzą, to nie musi być jedynie wynik nostalgii i płytkiego sentymentalizmu. Zwłaszcza jak umiemy dobrze zanurzyć się w świecie przedstawionym, nie są to bowiem gry, które na każdym kroku aktywnie próbują nas zabawić i wszystko wyjaśniać. Weźmy na tapetę przykład z BG1. Pełny obraz tragedii i wojen frakcji narastających w obliczu żelaznego kryzysu na południowym Wybrzeżu Mieczy ujrzymy dopiero gdy zaczniemy zwracać uwagę na każdy detal, odbędziemy masę opcjonalnych dialogów, opijemy się alkoholem po tawernach wszelakich i przyjmiemy odpowiednich towarzyszy do drużyny. I choć stanowią one jedynie dalsze tło opowieści, to włożono w nie sporo starań, dzięki czemu możemy odnieść wrażenie, że poruszamy się w żywym świecie, gdzie poczynania gracza mają istotne znaczenie i wyraźne konsekwencje.
__________________ „Everything that lives is designed to end. We are perpetually trapped in a never-ending spiral of life and death. Is this a curse? Or some kind of punishment? I often think about the god who blessed us with this cryptic puzzle... and wonder if we'll ever get the chance to kill him”. |