Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2022, 18:26   #9
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Reiklandzkie szlaki ciągnące się przez ciemne knieje były nowością wzbudzającą niepokój we Florianie Averlingu, nawykłym do rozległych averlandzkich nizin usianych polami uprawnymi, winnicami i folwarkami. Stałym i niezmiennym punktem były jednak pierwsze wrażenia, jakie wywoływał w napotykanych osobach i ich reakcje na jego osobę. Do tego był już przyzwyczajony - jako mężczyzna (a właściwie młodzieniec) będący akolitą w szeregach mocno matriarchalnego kultu Pani Miłosierdzia, wzbudzał wśród pospolitego ludu nieufność gdziekolwiek by nie podróżował. A dokładając do tego wrodzony albinizm, który okrywał jego chudą sylwetkę upiorną bielą, potęgowaną jeszcze mocniej przez szatę w tradycyjnych barwach kultu Miłosierniej, w pierwszych chwilach jawił się zdecydowanej większości ludzi jako żywy upiór. Zwłaszcza że intensywny jasny błękit oczu wchodził miejscami w mało naturalny fiolet.

Pierwsze wrażenia były jednak nader mylne w jego przypadku, bo wpojone Florianowi wartości shallyańskiego kultu zapuściły w nim mocne korzenie i, choć praktykował oziębłą uprzejmość i uprzejmą oziębłość w kontaktach międzyludzkich, zyskiwał przy bliższym poznaniu. Ułożony i wykształcony młodzieniec, zawsze kurtuazyjny, elokwentny i starannie cyzelujący słowa tym swoim melodyjnym, averlandzkim akcentem. Z łatwością można byłoby wziąć go za panicza jakiegoś dobrego domu, gdyby nie znoszona szata kapłańska i pospolite, przybrane nazwisko znaczące tyle co "należący do Averu".

Jak oznajmił nowopoznanym towarzyszom w Delberz, został wysłany w świat szeroki wedle wielowiekowej tradycji kościelnej, mając nieść pomoc, czynić posługi kapłańskie i zdobywać doświadczenie zanim otrzyma pełne święcenia. Szlak zaprowadził go wpierw do Nuln, skąd później wyruszył do Altdorfu. Jak sam wspomniał któregoś razu, nie mógł sobie odmówić "zobaczenia historycznych miejsc, o których czytał w tomiszczach świątynnej biblioteki". Już między Delberz, a Altdorfem, z nowymi towarzyszami podróży, zaczął rozważać zaciągnięcie się do wyprawy Jego Ekscelencji, widząc w tym dosyć ciekawą okazję na poszerzenie horyzontów, acz ostateczną decyzję postanowił podjąć dopiero w stolicy.

Szalonego woźnicę, pędzącego dyliżansem w ich stronę i rozkazującego im usunięcie się z drogi oraz jego kompana z garłaczem w dłoni "powitał" nieukrywanym grymasem. Jednak pokręcił tylko głową, poprawiając wypchaną po brzegi torbę na ramieniu i usuwając się z drogi w ślad za panienką de Vrij.

"Tak ludzi traktować," westchnął w duchu.

- Niech Shallya was błogosławi, dobrzy ludzie - odezwał się w stronę mężczyzn na koźle.

"Najlepiej cierpliwością i dobrymi manierami," dodał w myślach.
 
Aro jest offline