Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2022, 09:09   #10
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację

dskoczyliście na skraj drogi w samą porę, gdyż moment później powóz przeciął trakt, niczym strzała a woźnice o zapijaczonych gębach nawet nie zwrócili uwagi na słowa Floriana, gnając przed siebie na złamanie karku. W ciągu tych kilku sekund byliście w stanie dostrzec wymalowany na drzwiach herb - symbole czterech pór roku zamknięte w bryle o nieregularnych kształtach. Dagmar, Florian i Otto przypomnieli sobie, że dyliżanse tego przewoźnika wynajmowane były zwykle przez bardzo bogatych ludzi, a gdy pędzą, jak ten, który was minął, musiała to być naprawdę paląca sprawa. Wnętrze powozu skrywały ciemne zasłony, przez co nie można było dostrzec, kto znajduje się w środku a po chwili dyliżans zniknął za zakrętem i tyle go widzieliście.

Ruszyliście więc dalej i po dłuższej chwili doszliście w końcu do zabudowań. Wrota były już zamknięte, więc Bardin zadudnił mocno pięścią w jedno ze skrzydeł i czekaliście chwilę pod skrzypiącym, smaganym przez wiatr szyldem zajazdu. Piśmienni wyczytali, że ten nosi nazwę “Dyliżans i konie”, czego reszta łatwo mogła się domyślić po dość niechlujnie wykonanym malunku znajdującym się pod napisem. Jedno ze skrzydeł uchyliło się w końcu lekko i przez szparę w drzwiach ujrzeliście część twarzy jakiegoś staruszka oraz jego pytające, zaniepokojone spojrzenie.
- Kto wy? - zapytał zmęczonym głosem, przeskakując wzrokiem po waszych twarzach. - O tej porze?

Dagmar i Florian wyjaśnili pokrótce wasze położenie, a starszy mężczyzna otworzył w końcu szerzej wrota, wpuszczając was do środka i gdy tylko znaleźliście się po drugiej stronie, szybko je zamknął na dwie solidne zasuwy. Ruszyliście błotnistym dziedzińcem w stronę głównego budynku, mijając po drodze kilka puszczonych samopas kur i kaczek, którym najwyraźniej nie straszny był deszcz. Koło budynków gospodarczych kilku chłopców stajennych wycierało zaciekle cztery wyglądające na lekko zapuszczone konie a obok powozowni dostrzegliście dyliżans z wymalowaną na drzwiach zębatką. Z tej odległości wyglądał na całkiem solidny i zadbany.

Do gospody zapraszały płynące z niej wspaniałe zapachy gotowanej zupy i pieczonego kurczaka, a wasze żołądki niemal od razu zaczęły upominać się ciepłej strawy, dlatego czym prędzej ruszyliście do środka.


Wnętrze zajazdu było jasne i gościnne. Główną izbę oświetlała masa świec zatkniętych w uchwytach na ścianach, postawionych na stolikach czy umieszczonych na kandelabrze. Oprócz tego, w centralnej części sali znajdował się duży kominek, w którym żwawo płonął wysoki ogień, dodając miejscu przytulności i bezpieczeństwa. Wspaniałe zapachy potraw były tu jeszcze mocniejsze.

Izba nie była pełna, ale znajdowało się w niej kilka osób. Pierwsi w oczy rzucili się wam dwaj zachowujący się głośno i śmiejący się niemal cały czas mężczyźni zajmujący stolik w kącie sali. Obaj nosili uniformy z wyszytą na piersi zębatką, zatem jak można się było domyślić, byli woźnicami stojącego na dziedzińcu dyliżansu. Siedzieli nad dwoma sporymi gąsiorami wina i kilkoma pustymi kuflami po piwie. Wyglądali na takich, co mają już mocno w czubie. Nie zwracali uwagi na otoczenie, śmiejąc się z opowiadanych żartów.

Centralny, najdłuższy stół zajmowały trzy niewiasty, z czego jedna wyróżniała się bogatym strojem i zdecydowanie szlacheckim pochodzeniem. Dwórka i siedząca obok niej młoda, szczupła dziewczyna, będąca najpewniej jej służką, starały się nie zwracać uwagi na sprośne żarty i nieobyczajne zachowanie obu woźniców, choć widać było, że siedzą jak na szpilkach. Inaczej zachowywała się ostatnia z nich, potężnie zbudowana, umięśniona kobieta w ćwiekowanej skórzni, nie zwracająca na hałas zupełnie uwagi. Popijała wino z kubka i obrzuciła was wszystkich zimnym spojrzeniem sugerującym, byście nawet nie próbowali podchodzić do zajmowanego przez nie stolika.

Nieopodal trzech kobiet zauważyliście jakiegoś młodzieńca zajmującego jeden z krótszych stolików. Wydawał się być całkowicie pochłonięty lekturą jakiejś książki a obok niego, na blacie, leżała jeszcze jedna. Co jakiś czas zwilżał usta piwem. Wyglądał na żaka, ale dość majętnego, co mogło zdradzać jego wysokiej jakości odzienie. Na skraju długiego kontuaru siedział dobrze ubrany, przystojny mężczyzna o zadbanym zaroście. Zręcznie tasował i przekładał talię kart, mając przed sobą kubek i opróżnioną do połowy butelkę wina. Przyglądał wam się przez chwilę, dłuższy moment skupiając wzrok na Dagmar, po czym wrócił do poprzedniej czynności.

Za kontuarem natomiast stało dwóch przeciwnych wyglądem ludzi - jeden żylasty, wysoki, z nietęgą miną, drugi natomiast gruby, uśmiechnięty, najwyraźniej właściciel przybytku. To on wyszedł zza szynku na spotkanie z wami.
- Witajcie, witajcie, drodzy panowie i pani - powiedział, kłaniając się lekko. - Nie sądził żem, że będę jeszcze kogo gościł w taką pogodę, ale miło mi, żeście do nas zawitali. Na strawę, napitek i noc, jak rozumiem? Ubrania trzeba wysuszyć? Dawajcie, zaraz się tym zajmiemy, żeby na rano suche były i świeże. Pokoje trzeba? Mamy trzy podwójne za pięć srebrników za noc ze śniadaniem, taniej nigdzie w okolicy nie znajdziecie, drodzy państwo. Można też spać w stodole za srebrnika ze śniadaniem jak kto chce, ale nie polecam, bo z rana można się obudzić z nieproszonymi gośćmi we włosach. Mamy też dobre jadło i napitek. Gulasz wieprzowy, jajecznicę z cebulą i chlebem, do tego zupę warzywną albo z grzybów. Z alkoholu polecam wino prosto z Parravonu, to w Bretonii jest, za naszą zachodnią granicą. Piwo wysokiej klasy dowozimy prosto ze stolicy a wodę ognistą z rozlewni spod Gór Szarych. Nawet panowie krasnoludy sobie zachwalali, jak tu byli. - Gospodarz spojrzał na Bardina, jakby chciał go w ten sposób zachęcić do sprawdzenia alkoholu. - Dla niepijących zostało jeszcze trochę kompotu z jabłek. A skąd państwo ciągną o tej porze i gdzie, jeśli można wiedzieć? Bo my tu...

- Gustav... - Przerwał mu nagle żylasty mężczyzna za barem, zarzucając sobie ścierkę na wątły bark. - Dajże naszym gościom w końcu coś powiedzieć.
- A tak, tak, Herpin, masz rację. Wybaczcie, drodzy państwo. Zawsze za dużo gadam, staram się z tym walczyć, ale chyba mi nie wychodzi.
- Zachichotał gospodarz, wycofując się za szynk.

 
Quantum jest offline