Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2022, 18:06   #28
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



************************************************** *************************************************
MAGIA, WILKI I PAJĄKI
************************************************** *************************************************

Bezklanowa stała jak wryta, patrząc na Nadię. Emocje w niej buzowały. Cyril nigdy nie chciał jej pokazać, a rosjanka teraz...
- To była magia? - odezwała się z ekscytacją - Taka prawdziwa? Zrobiłaś magię?

Usłyszawszy to Kainitka spojrzała na Ann, zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Po czym zaczęła odkręcać ów dodatek do broni.
- Cóż… to zależy od tego, kogo byś zapytała. Niemniej to jest forma taumaturgii, zwanej też niewłaściwie magią krwi, gdyż tylko jedna ze ścieżek zajmuje się manipulacją tym płynem. - wyjaśniła w końcu.
- Pokażesz więcej? - podeszła bliżej do Nadii.
- Więcej? Po co?- zapytała Kainitka.
- Więcej magii! Proszę.
- Dawaj swoją komórkę? Zakładam że masz ją zabezpieczoną jakimś hasłem co? - mruknęła w końcu Nadia.
Ann szybko podała komórkę. Cyril nie kupił niczego drogiego.
Nadia podniosła ją na wysokość oblicza Kainitki, tak by ta mogła zobaczyć jak komórka się uruchamia, jak hasło zostaje odblokowane, jak przeskakują kolejne ikonki i jak zdjęcia w jej komórce są jedne po drugim szyfrowane (mimo że komórka Ann nie posiadała odpowiedniego oprogramowania). I to wszystko bez dotykania ekranu.
Dziewczynie wyraźnie to imponowało.
- Jak ty to robisz? - zapytała szeptem.
- Normalnie… to magia krwi… wampirzej krwi. Wygląda to nieco inaczej, ale niczym się nie różni od znikania Nosferatu czy nadnaturalnej prędkości Toreadorów. Taumaturgia pozwala wyciągnąć z naszej krwi różne moce. - odparła beznamiętnie Nadia odblokowując zdjęcia w komórce Ann i podając ją dziewczynie. - Moje talenty nie są szczególnie…widowiskowe. Ale w tej misji niezwykle użyteczne.

- Czyli to to samo co Tremere wzywają ogień?
- Ja potrafię wzywać błyskawice… cóż… ciskać nimi jeszcze nie bardzo. Ale skupiać w sobie już tak. - wzruszyła ramionami Nadia. - I generalnie tak. Manipulacja ogniem jest bardzo popularną sztuczką. I bardzo skuteczną przeciw innym Kainitom.
- Wiem o tym... Za dobrze... - odparła cicho - Cyril nigdy mi nie pokazał magii. Czy wiesz może, jaka jest jego magia? - zapytała ciekawsko.
- Hmm… żadna. Cyril nie potrafi czarować. Opanował co prawda… podstawy kilku ścieżek, w tym i magii ognia… ale nie posunął się dalej poza poziom nowicjusza. - wzruszyła ramionami Nadia. - Cyril to magiczne beztalencie. Za to rozwinął sztukę dominacji umysłem, acz… ten talent nie jest to zaliczany do taumaturgii.
Ann zamilkła w szoku. Dopiero po dłużej chwili się odezwała.
- Żartujesz, prawda? To musi być to. - niezdarne się uśmiechnęła - Cyril jest magiem i włada magią. - zabrzmiało to bardziej jak próba zaklinania rzeczywistości.
- Augusto co prawda nie wtajemniczył mnie w szczegóły, ale wyjaśnił parę rzeczy. Nie można obudzić tego czego nie było od początku. A w przypadku Cyrila, w jego krwi nie było magii… nawet za czasów, gdy był śmiertelnikiem. Ja poświęciłam awatara zostając Tremere. On najwyraźniej nigdy go nie zyskał. - odparła Nadia i stwierdziła krótko. - Ja nie żartuję, nigdy.
- Ale... - dziewczyna spojrzała w podłogę - Klan by go nie przyjął, gdyby nie mógł magii używać... Do tego ma uczniów!
- Przebudzeni magowie nie garną się hurtowo pod skrzydła Tremere, dziewczyno. Ja się nie garnęłam. Do przeistoczenia zmusiły mnie okoliczności. - odparła spokojnie Nadia. - Owszem, magowie są najbardziej cenieni. Ale częściej trafiają tu do nas potencjalni magowie. A że Cyril uczy… to cóż, twój opiekun jest dobrym nauczycielem i posiada olbrzymią wiedzę okultystyczną. Potrafi nauczyć podstaw… resztę jednak uczeń poznaje sam.
Wampirzyca wyraźnie była przybita. Nie takie wyobrażenie Cyrila sobie wyrobiła...
- Lepiej wcześniej się dowiedzieć niż później... - mruknęła z bólem. Zależało jej na nim w końcu.

- Jakoś sobie radzi bez głębszego zrozumienia taumaturgii. No i dominowanie opanował w znacznym stopniu. Więc bezradny nie jest. - spróbowała pocieszyć Nadia i dodała zmieniając temat. - Jak sobie radzisz ze strzelaniem? Jaki arsenał powierzył ci Larry?
Czy powinna pytać Cyrila o ten brak magii?
- Nie najgorzej. Wolę używać broni bezpośredniej, ale strzelać też potrafię. Głównie walczyłam, emm, ukrywając się i zadać cios z zaskoczenia? Larry dał mi niby mniejszy kaliber, ale wątpię by na to coś dało radę. I nie wiem czy da się to też zajść, bo rozbijać czaszki to Larry może, nie mam jego siły.
Wyjęła Desert Eagle otrzymany od Larry'ego.
- To jak radzisz sobie bezpośrednio? Jeśli nie masz siły Brujah czy szybkości Toreadorów?- zapytała Nadia oglądając broń. - Solidny argument. Wilkołaka nie zabije, ale da mu do myślenia… gdy będzie wypychał kule ze swojej czaszki.
- Tak jak powiedziałam. Precyzyjny cios z cieni. Nie walczę twarzą w twarz... tylko atakuję w odpowiednim momencie. Brujah mogliby nazwać to tchórzostwem. - wzruszyła ramionami.
- Wiesz… ja również lubię zadać solidny cios w plecy wrogowi, niż narażać się na uczciwą walkę. Niemniej jak sobie poradzisz, gdy to my zostaniemy zaskoczone?- zapytała Tremere. - I czym chcesz zadać ów zabójczy cios. Nie widzę przy tobie miecza, czy nawet strażackiego topora.
Na te słowa Ann wysunęła spod bluzy schowany w pochwie sztylet z chińskiego rynku za dolara.
- Cyril zabrał mi sztylet magiczny, jak z miasta wyjechałam, ale mag ze Stillwater mi podarował ten z duchem... Duchem zżerającym krew. Bardzo łakomy, to go w zamknięciu trzymam.
Na obliczu Tremere pojawiła się wpierw chciwość, a potem nieufność powiązana ze strachem.
Splunęła mówiąc.
- Sztuczki czarownika. Uważaj na ten sztylet, to zdradziecka magia… na końcu zawsze może się obrócić przeciw tobie.
- Dzięki niemu Pandersa się pokonało. - schowała sztylet ponownie - Czarownik mówił, żebym uważała na to... i jednocześnie zawsze karmiła, jak go wyciągnę. Czyli chciała zabić.
- Cóż… bądź ostrożna z tą bronią. Czarownicy to siedzący na beczce prochu ludzie, którzy bawią się zapałkami. Nie mają tak naprawdę pojęcia z jakimi siłami igrają i jak je opanować.- odparła spokojnie Nadia. I po namyśle dodała. - Niemniej, jeśli futrzaki mówiły prawdę, to każda przewaga nam się przyda… nawet z tak chaotycznego źródła.
- Mogę w pewnym stopniu ciebie skryć... Szczególnie w bezruchu. - stwierdziła po namyśle - I nie wiem ile to pomoże, ale zakręcić w myślach wrogom. Żeby byli przekonani, że znajduje się coś, co da cień, choć nie rozumiem czym te rzeczy są, te fomory.
- Szczerze mówiąc też nie mam pojęcia… brzmi jakby to były jakieś kreatury Technokracji. - zadumała się Nadia i wzruszyła ramionami. - Ale to już nie nasz problem. Tylko wilkołaków. Co do twoich talentów… - znów się zamyśliła spoglądając na Ann, jakby chciała o coś spytać, ale ostatecznie zamiast tego powiedziała. -... zobaczymy co te cienie dadzą. Zamierzasz… się tu dozbroić? Jest ku temu okazja.
- Najchętniej z twoją radą. - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
- Czyli to samo co ja. Wraz z dwoma magazynkami do niego.- rzekła do ghula i podała swoją broń.
- Wypróbuj. -zaproponowała.
Ann przyjęła broń, zważywszy ją w dłoniach. Wycelowała w cel i strzeliła ustawiwszy się odpowiednio. Trafiła, orientując się o mocy broni.
- Daje kopa. - stwierdziła.
- Troszkę.- zgodziła się z nią Nadia, podczas gdy ghul przyniósł egzemplarz dla Ann, plus dwa magazynki i tłumik.
- Dobra. Zabieramy się stąd. Pojedziemy moim vanem.- zadecydowała Nadia ruszając przodem wraz z odebraną od Ann bronią i swoimi klamotami.



Nadia załadowała swoje klamoty do tyłu vana i ruszyła by siąść za kółkiem. Poczekała aż Ann usiądzie na siedzeniu obok i ruszyły ze stacji benzynowej. W jutowej torbie obok caitiffki spoczywał jej nowy pistolet maszynowy. Podczas jazdy Nadia nic nie mówiła. Kierowała wozem pewnie, więc chyba wiedziała gdzie ma jechać.
Początkowo Ann milczała i dopiero po dłużej chwili zapytała.
- Mówiłaś, że to mogą być jakieś kreatury technokracji... Czym jest technokracja?
- To ci co rządzą… Technokracja to organizacja magów, która stoi za wszystkim.- Nadia wskazała ręką naokoło. - A przynajmniej tak lubią sobie wmawiać.
- Och... - Ann zmilkła dłużej - To magów tylu jest? Wszędzie?
- Trochę ich jest. Ale nie tak dużo jakby się wydawało. - oceniła Kainitka Tremere wzruszając ramionami.- Każda Fundacja ma trochę wtajemniczonych współpracowników… potencjalnych magów. Obserwuje też kandydatów z potencjałem… Niewielki procent z nich jest w stanie przebudzić swój awatar. Duchowego przewodnika.
- Ja też bym mogła obudzić swojego przewodnika?
- Ty? Nie żartuj. - zaśmiała się gorzko Nadia. - Żeby obudzić swojego przewodnika, trzeba być żywym. Ja musiałam poświęcić swojego… by stać się wampirem.
- Jasne... - kolejna chwila milczenia - Warto było?
- Zastanawiam się nad tym co drugą noc. - odparła enigmatycznie Nadia wpatrując się w zamyśleniu przed siebie.
Spojrzała w swoje dłonie.
- Co wpierw robimy na miejscu?
- Zaczaimy się w krza… - nagle Nadii telefon zadzwonił. Sprawdziła kto to i zaczęła zjeżdżać na pobocze. - Chwila, muszę to odebrać.
Ann jedynie skinęła głową.
Nadia zatrzymała się i wysiadła. Po czym ruszyła w głąb lasu. Sądząc po obliczu i gestykulacji nie była to przyjemna rozmowa.
- Bardzo źle czy typowo źle? - zapytała cicho, patrząc przez przednią szybę.
- Ech… dowiesz się wkrótce. - odparła zrezygnowanym tonem Nadia wyłączając komórkę i wracając, by usiąść za kierownicą samochodu. Ruszyła z piskiem opon.



W końcu dotarły w pobliże kopalni. Ann tu już była. Co prawda nie tak blisko. Będąc z Clydem widziała kopalnię przez lornetkę oddalona od niej o parę kilometrów. Ale jednak…
Dziewczyny zatrzymały się przy kilku vanach. Byli tam Indianie, w tym i parę znajomych twarzy. Oraz Garry.
- Dam wam znać przez Garry’ego kiedy macie namieszać przy głównej bramie.- rzekła Nadia nie bawiąc się w uprzejmości. - Wtedy ruszajcie.
Załadowała już na swoje plecy mały plecaczek wypełniony… cóż, Ann nie miała okazji sprawdzić co on zawiera.
- Czy w plecaku masz granaty? - szepnęła do Nadii - Żywych bym o wódkę podejrzewała…
- Kilka dymnych. Jeden czy dwa zaczepny. - potwierdziła Nadia, a następnie dodała. - Przede wszystkim jednak sprzęt elektroniczny potrzebny do włamania i nożyce do cięcia siatki.
Następnie ruszyła przodem nie czekając na pomocniczkę.
Ann posłusznie ruszyła za Nadią, woląc nie puszczać jej samej... nie tylko dla jej własnego bezpieczeństwa.

Szły tak we dwie jakieś dwadzieścia lub trzydzieści minut zataczając spore koło. Zapewne po to by nie zostać zauważone przez strażników.
- Tu w okolicy jest porośnięta krzakami skarpa, użyjemy jej jako naszej bazy operacyjnej. - wyjaśniła Tremere. Przypominała jej Samsona. Zimnego i bezczelnego Brujah który należał do jej koterii i traktował Ann oraz resztę drużyny jak irytujące robactwo… którym się jednak opiekował i które niańczył na misjach narażając własną skórę dla ich bezpieczeństwa. Mógł nimi gardzić, ale dopóki należeli do jego Koterii “niańczył” nich. I także obejmował przywództwo podczas samej misji i nawet oficjalny lider z klanu Tremere nie miał nic do gadania w tej kwestii. I to ów Kainita że reprezentował samego Cyrila, nie miało dla Samsona znaczenia.
- W którym miejscu chcesz zrobić przejścia? - spojrzała w stronę siatki - Przeciąć siatkę.
- Hmm? A nie… jeszcze niczego nie przecinamy. Nie jesteśmy bandą futrzaków rzucających się na oślep. Nie jesteśmy prymitywami. Najpierw zbliżymy się na tyle, bym mogła podłączyć się zdalnie od ich kamer ochrony. Przyjrzeć się sytuacji i namieszać nieco. - odparła Nadia nieco rozkojarzona.
- Może w takim razie wokół tej skarpy obejrzę, aby upewnić się czy nie będzie tu patroli żadnych.
- Dobra… obejrzyj. - Tremere wybrała już sobie zakątek. Przykucnęła w nim i z plecaka wyjęła mały solidny przenośny laptop. Taki używany przez inżynierów na budowie.

Ann zniknęła z oczu Nadii, jak ta na chwilę zdjęła z niej wzrok. Caitiffka miała zamiar przejść się po okolicy, jak najmniej drażniąc źdźbła trawy, i obejrzeć teren wokół skarpy. Chciała upewnić się, czy nie postawiono żadnych elektronicznych zabezpieczeń oraz że nie znajdzie śladów regularnego patrolowania okolicy.
Na takie nie natrafiła, choć… za siatką dostrzegła jak ktoś się zbliża. Był to patrol. Dwaj ludzie i jeden duży pies. Owczarek. Szli w całkowitej ciszy i poruszali się miarowo niemal synchronicznie.
Cofnęła się tam, gdzie zostawia Nadię i nie zrzucając zasłony niewidzialności, szepnęła.
- Dwaj ludzie i pies. Idąc jak... automaty.
- Hmm… to nie brzmi zbyt ludzko. W torbie jest lornetka z noktowizją. - Nadia tymczasem pracowała na komputerze. Niemniej zamiast jakiś ciągów kodu na ekranie laptopa były dziwne kręgi, a w tych kręgach litery i liczby. Nadia poruszała kręgami i zmieniała ich zawartość mrucząc coś pod nosem.
Młoda wampirzyca wyjęła lornetkę, na siłę zmuszając się do oderwania uwagi z kręgów, aby spojrzeć przez lornetkę w stronę, gdzie ostatnio widziała ochronę.
Teraz mogła przyjrzeć się im lepiej i… widok wcale nie był zachęcający. Pies wydawał się napęczniały od środka. Jakby pod skórą miał dodatkowe zwały mięśni. Jakby… uprawiał kulturystykę. I w ogóle nie machał ogonem. Dwaj jego opiekunowie przypominali ghule Larry’ego jeśli chodzi o masę mięśniową. I twarze miały ostre rysy i wydatne kwadratowe podbródki. I Ann miała nieprzyjemne wrażenie, że obserwuje roboty z naciągniętą na ciało ludzką skórą. Nie widziała dobrze źrenic tych strażników. Bo nosili lustrzanki… w nocy.
- Ci ludzie noszą w nocy lustrzanki.... i są na sterydach jak ghule Larry'ego. Pies też na sterydach.
- No to chyba nie są ludźmi ? Tak mówiły wilkołaki. Umknęło mi jak ich nazywali.- odparła zamyślona wampirzyca. - W co są uzbrojeni?
- Fomory. - przypomniała Nadii -Pistolety maszynowe i granaty błyskowe.
- Pewnie ze srebrnymi kulami. Na szczęście my nie mamy alergii na srebro… prawda? - zerknęła na Ann pytając.
- Nie mamy, oczywiście. - spojrzała uważnie na Nadię - Ty mnie widzisz, prawda?

Na odpowiedź musiała czekaś stosunkowo długo. Bo skupiona na swojej robocie Nadia milczała. W końcu odezwała się.
- Nie.
- Może pójdą w stronę wilków... - porzuciła temat.
- Powinni… dam im znać jak tylko… - zamruczała pod nosem Rosjanka.- … szlag. Eeeem… nie patrzą w naszą stronę, co?
- Nie nie patrzą. Jaki problem?
- Nie udało mi się. Zajmie to dłużej nieco… podłączanie się do nich. - mruknęła cicho wampirzyca. - Teoretycznie wszystko powinno pójść gładko i bezproblemowo.
- Aaaale? - szepnęła blisko ucha.
- Nie wiem… może to rzeczywiście Technokracja i mają jakieś pieczęcie zagrzebane w oprogramowaniu, albo… mam pecha i noc nie sprzyja magii.- burknęła pod nosem Tremere.
- A gdybyś, nie wiem... miała jednego z tych nieludzkich ochroniarzy? Oni są maszyną?
- Nie ściągajmy na siebie uwagi. Od tego mamy futrzaków… potrzebuję tylko odrobiny czasu i hmm… może innego wzoru? - zadumała się Nadia wpisując inne cyfry w obracające się kręgi.
Nagle znikły one, a ekran pokrył się siatką mniejszych ekranów pokazujących widoki z różnych kamer znajdujących się na terenie kopalni.
Ann patrzyła Nadii przez ramię, obserwując jej magię z zaciekawieniem. Czy Cyril naprawdę... nie potrafił?
- Hmmm… obserwuj wartowników i sprawdzaj czy nie zbliżają się tutaj. A… i daj znać Garry’emu że wilkołaki mogą zaczynać rozróbę. - Nadia pozostawiła laptop i wraz z nożycami do cięcia drutu powoli zaczęła się podkradać do ogrodzenia.

- Comme vous le souhaitez, commandant... - szepnęła wyciągając komórkę i wybierając numer do Garry'ego.
- Mogą zaczynać. Na zewnątrz dwóch ochroniarzy z pistoletami maszynowymi i granatami dymnymi plus pies. Wszystko wielkie i pewnie nieludzkie. - po tych słowach określiła pozycję.
- Jasne… już się tym zajmą. - odparł Garry. A gdy Tremere się podkradała do Ann mogła obserwować na laptopie nie tylko ruchy strażników, ale i nadjeżdżającą pod bramę pikietę rdzennych Amerykanów protestujących przeciwko pracom wydobywczym na ich rdzennej ziemi.
“Nie rozkopujcie grobów naszych przodków”, “Święta ziemia to nie miejsce na machanie łopatą” i podobne napisy zdobiły ich transparenty.
Nadia mogła zauważyć jak osłaniające jej cienie nieznacznie się przesunęły, stanowiąc lepszą osłonę.
Wampirzyca z klanu Tremere była zbyt skupiona na swoim zadaniu by to zauważyć. Wyciągnęła rękę w kierunku ogrodzenia. Przebiegły po nim nagłe błyski i po chwili… Nadia zaczęła się brać za cięcie drutu pracując pospiesznie i nerwowo.
Tymczasem protesty wilkołaków przyciągały coraz większą wagę strażników, którzy zbierali się przy bramie.
Ann rozglądała się uważnie, szukając jakiegokolwiek niechcianego ruchu w okolicy.
I ten się pojawił na monitorze laptopa. Dwóch strażników, na szczęście bez psa, powoli zbliżało się w kierunku Nadii. Bez pośpiechu i najwyraźniej podążali dalej, bo nie przyglądali się ogrodzeniu za bardzo, szukając przy ogrodzeniu powodu zwarcia zasilania płotu. A pracująca przy siatce Nadia znajdowała się blisko drogi jaką chcieli przebyć.
Caitiffka odpuściła osłonę, aby przed motorem, w zaroślach, stworzyć humanoidalny cień kogoś, kto skryłby się w zaroślach z drugiej strony od pracującej Nadii. Upewniła się, że ochroniarze zauważą ten ruch.
To rzeczywiście przyciągnęło ich uwagę i ruszyli w stronę zarośli. Zatrzymali się przed siatką i wiedząc że jest pozbawiona zasilania wskoczyli na nią jak koty by pospiesznie się wdrapać. Następnie przeszli po kolczastym drucie umieszczonym na szczycie siatki po prostu ignorując rozrywany na ich ciele materiał oraz skaleczenie zadawane przez drut.
Ann chciała jak najbardziej ich oddalić z miejsca, kierując cień tak daleko, jak tylko wzrok pozwolił.
Tymczasem Nadia przecięła siatkę i gestem dłoni nakazała Ann, by ta przyszła do niej… wraz całym sprzętem.

Westchnęła i zabrała sprzęt zdejmując osłonę niewidzialności, po czym przeszła do Nadii. Cienie "przylepiły się" do niej, jako osłona.
Obie przekroczyły siatkę i znalazły się po drugiej stronie. Nadia sięgnęła po swój pistolet maszynowy i sprawdziła czy tłumik jest luźno przykręcony. Po namyśle całkiem go odkręciła zastepując ową przystawką którą wypróbowała na strzelnicy. Najwyraźniej uznała, że nie ma co nastawiać się na skrytość w konfrontacji z takimi istotami.
Ruszyła przodem szepcząc. - Za mną.
Nadia się spieszyła rozglądając nerwowo, ich pierwszym celem była stróżówka. Nadia zbliżyła się do tyłów budynku. Tam gdzie znajdowały się generatory. Sięgnęła po łom i wyłamała drzwi.
- Korporacje rzadko dbają o takie detale jak zasilanie drugorzędnych systemów. - stwierdziła ironicznie Nadia i wyciągnęła dłoń ku Ann.
- Mój plecak.
Caitiffka posłusznie podała plecak Tremere.
- Co teraz? - szepnęła.
- Teraz zabawimy się w mały sabotaż.- zamruczała cicho Nadia i zaczęła grzebać w plecaku, po chwili wyjmując z niego kilka lasek dynamitu połączonych z drucikami z zegarkiem casio.
Typowa filmowa bomba.
- Gdzie to dasz? - spojrzała zaciekawiona.
- Po prostu to wrzucę. Nie jest to duży ładunek. Ledwo kilka lasek górniczego. Powinno nieco zdemolować pomieszczenie, ale nic poza tym. Nastawię naaa… pół godziny.- mruknęła Tremere wstukując liczbę.
- I co mamy zamiar robić teraz?
- Mamy pół godziny na dostanie się do laboratorium i zrobienie tego co planujemy. - zadumała się wampirzyca. - Pół godziny na samo dostanie. Wątpię by te potwory miały dostęp do samego laboratorium. Po pół godziny zrobi się jeszcze większe zamieszanie co teoretycznie powinno nam pomóc w ucieczce. Teoretycznie.
Po czym wrzuciła uzbrojony ładunek do środka.

Sięgnęła znów do swojego plecaka instruując Ann, by ta zamknęła drzwi. Sprawdziła na laptopie położenie patroli. A następnie dodała.
- Mamy chyba okienko czasowe na dostanie się do celu.
Następnie ruszyła przodem w kierunku najbardziej strzeżonego budynku. Nie dbała o kamery… wszak te już kontrolowała za pomocą magii krwi. Podeszła do czytnika przy siatce odgradzającej budynek. Przyłożyła dłoń i… po chwili drzwi się otworzyły. Podobnie było z czytnikami przy samych drzwiach budynku. Choć tu technologia stawiała dłuższy opór wampirzycy. Ale w końcu drzwi otworzyły się z sykiem.
Wnętrze niewiele miało wspólnego z tym czego się powinni spodziewać po kopalni. Było białe, było sterylne, było zaawansowane technologiczne… i obce. Korytarze były pozbawione okien, sufit i podłogi oraz ściany pokryte metalowymi panelami, delikatne światło z świetlówek w suficie całkowicie rozpraszało mrok i cienie, a dyskretny szum dobrze ukrytej wentylacji wypełniał swoim odgłosem przestrzeń. I to miejsce… wydawało się większe w środku niż na zewnątrz.
- Dorotko nie jesteśmy już w Kansas.- mruknęła ni to do siebie ni to do Ann, Nadia.
- To... - rozejrzała się - Wydaje się większe niż na zewnątrz…
- Manipulacja przestrzenią… lub złudzenie optyczne. - oceniła Nadia ruszając przodem, z bronią w dłoniach. - Znajdźmy te serwery i wynośmy się stąd. Niepokoi mnie to, że mamy tu włączone światło.
Kiedy następny raz Nadia spojrzała na Ann... tej już nie widziała.
- Wyłączyłaś też i to zasilanie? - do uszu wampirzycy doszedł szept Ann.
- Niee… ten budynek ma odrębne systemy, zarówno zasilania jak i własną sieć informatyczną.- odparła Nadia.
- Więc... Kamery mogą działać?
- Mhmm… niestety. Dlatego…- Nadia kucnęła i sięgnęła po swój laptop. Zaczęła szybko stawiać kolejne runy i liczby na magicznych kręgach odświeżanych co chwilę przez monitor komputera. - Tooo… dziwne.
- Co się dzieje?
- Albo coś pomyliłam, ale to niemożliwe… dwójka w opozycji do piątki i czwórka przy siódemce, lamba i delta…hmm… tu nie ma kamer. A w każdym razie nie mogę ich znaleźć. - zadumała się wampirzyca.
- Może coś co wykrywa ruch, ciepło? - zasugerowała.
- Hmm… czujników też nie wykrywa… są jakieś dziwne światłowody i struktury ukryte w ścianach…- zadumała się Nadia i podrapała po karku.- Mogłabym się temu przyjrzeć, ale… nie wiem czy mamy tyle czasu.
- Może przejdę trochę, a ty będziesz sprawdzała czy coś zareaguje? Jakiś sygnał przez światłowody?
- Na razie spróbuję się podczepić… otwórz tamten panel. W plecaku mam łom. - mruknęła Nadia cicho.
Dziwnie to wyglądało, jak "niewidoczna siła" otworzyła plecak wyjmując z niego... coś. Szybko rozmył się widok łomu.
- Co trzeba otworzyć?
- Tamten boczny panel.- odparła Nadia wskazując palcem na żelazną płytę w ścianie. Wcisnęła jeszcze kilka przycisków i zamknęła laptop.

Panel ze zgrzytem otworzył się po chwili.
Za nimi kryły się światłowody, które połączone były w dziwaczne kombinacje. Nie wiedzieć czemu, pomalowane były na czarne i ułożono w kilka spirali. Do tego jeszcze jakieś dziwne elektroniczne urządzenia z dziwacznym logo firm które je zbudowały. Chyba jakaś irlandzka lub walijska firma, bo logo miała bardzo celtyckie.
Nadia podeszła do tego zawijasa kabli, dotknęła dłonią i przymknęła oczy. Potem… zaczęła drżeć, zrobiła się jeszcze bledsza… z jej ust popłynęła stróżka krwi, a sama Nadia się zachwiała, zatoczyła niczym pijana.
- Jesteśmy bandą głupców… my tu się kłócimy o skrawki władzy, o potęgę… o trzodę… a tymczasem nie zauważamy prawdziwego zagrożenia. Światu grozi zagłada… a my się bawimy…- bełkotała przez chwilę po czym opadła na ziemię. - Futrzaki… mają rację… trzeba to miejsce zniszczyć, całkowicie i ostatecznie.
Ann przytrzymała Nadię, by ta się nie przewróciła.
- Co to było? - położyła dłoń na jej ramieniu - Czujesz się dobrze?
- Nie czuję się dobrze…- warknęła wampirzyca.- … właśnie mnie oświeciła nasza małostkowość. Naszego rodzaju…
Zwymiotowała krwią. Usiadła i sięgnęła do torby wyjmując mały termos, a z niego woreczek z krwią do przetaczania. Wypiła pospiesznie.
- To miejsce chorych eksperymentów… te kable służą to wtłaczania…no same kable nie, ale kierują czymś co wtłacza trujące odpady do kopalni. I to nie jest zwykłe cięcie kosztów przez bezduszną korporację. - wyjaśniła pospiesznie wampirzyca.
- Wilki powinny się ucieszyć z twojej chęci ekoterroryzmu.
- Ech… ktoś tu zamierza truć środowisko w celu… trucia go i czegoś jeszcze. Za dużo… informacji się tu kryje. Ruszajmy… do przodu. - Nadia wstała ostrożnie i dodała cicho. - Nic mi nie jest.
Mimo tego co Nadia uzyskała, sytuacja ich nie zmieniła się za bardzo. Tremere nie wiedziała, gdzie dokładnie mieli iść. I była nadal nieco skołowana. Wkrótce dotarli do czegoś co przypominało recepcję. Duży pokój z biurkiem przy ścianie. Komputerem wbudowanym w owo biurko i kilkoma sofami, krzesłami, maszyną sprzedającą kawę oraz różne słodycze. Oraz kilka wyjść, każde zaznaczone linią w innym kolorze wzdłuż ścian. Jedna była żółta, druga czerwona, trzecia zielona, czwarta niebieska.
Ann obchodziła pomieszczenie, aby znaleźć jakąkolwiek mapę pomieszczeń na ścianie.
Bez skutku… nic takiego tu nie zawieszono. Tymczasem Nadia udała się do komputera i zabrała się za jego rozpracowywanie. Tym razem w tradycyjny sposób, mając zapewne uraz po ostatnim podczepianiu świadomości do światłowodów.
Caitiffka stanęła za Nadią, aby móc zaglądać jej przez ramię.
Tremere zajęta swoimi sprawami, nawet nie zwróciła na o uwagi. Od czasu do czasu przeklinała jedynie pod nosem wstukując kolejne linijki kodu i łamiąc kolejne hasła, z pomocą programów, które uruchomiła z pendriva podłączonego chwilę wcześniej.
- Jest kilka zamkniętych obiegów informacji w tym kompleksie. Komuś zależało na zachowaniu tajemnicy. - mruknęła do siebie Nadia.- Naszym celem są serwery, o tu…- wskazała na mapie, którą wyświetliła. -... najkrótsza droga do nich jest przez ten kompleks badawczy. Dojdziemy tam idąc wzdłuż czerwonej linii.
Dziewczyna skinęła głową, aby zaraz się zmitygować, że Nadia przecież tego nie zobaczy.
- Chodźmy więc. Mogę pójść przodem... - zamilkła na chwilę - Słyszałam, że można sprawić, aby dana osoba cię widziała nawet w tym stanie... - kolejna cisza - Chyba cię nie zszokuje, że nie wiem jak to zrobić?
- Nie dbam o to…- wzruszyła ramionami Nadia. I potarła czoło w zniecierpliwieniu. - Mamy inne sprawy na głowie. Idź pierwsza.
- Rozkaz.- odparła i ruszyła za czerwoną linią.
Nadia zaś podążyła tuż za nią i wraz z Ann zagłębiły się bardziej w to miejsce. Korytarz był długi wąski, czerwona linia na ścianie niczym szlak wyznaczała kierunek. Dopisane pod nią oznaczenia, były zrozumiałe chyba tylko dla obsługi. Tej tutaj nie było, więc dla kogo te… światła włączone?
Ann nie komentowała na głos. Może były spodziewane? Czy świateł potrzebowały jakieś istoty strażnicze?
Przemierzając korytarz Ann czuła narastający… smród. Powietrze robiło się gęste i lekko żółtawe wokół niej… jakiś gęsty opar wypełniał korytarz. Co nie powinno być problemem. Wszak były nieumarłe i nie potrzebowały oddychać.
Wampirzyca wyprzedziła mocniej Nadię, stanowiąc teraz linię przednią... lub po prostu jednoosobowy oddział zwiadowczy.

Gdy weszła w opar, czuła lekki opór… przemierzając gazową mgiełkę i widziała tylko rozmyte kształty. Za to nagle coś poczuła jak potężne dłonie zaciskają się na jej szyi, a potem upadła na ziemię pod ciężarem kreatury, która to zmaterializowała się poprzez nagłe kumulowanie się oparu w jednym miejscu tworząc z powrotem jego ciało. Nie przez mgiełkę przechodziła, ale przez gazową postać żywego potwora. Istota była ciężka, z pozoru otyła i bardzo muskularna pod miękkimi zwałami tłuszczu. Przypominała humanoida, ale była od człowieka większa i goła. Pozbawiona organów rozrodczych, włosów, o wyraźnie zniekształconej twarzy i dziwnych oczach. Ann nie wiedziała czy ją widział, gdy przyciskając ciężkim ciałem do ziemi, zaczął uderzać jej głową o podłogę chcą rozwalić jej czaszkę. Jakoś wiedział, że nie jest śmiertelniczką i próby uduszenia byłyby stratą czasu.
Ann szarpnęła się, mając problem w tej pozycji, aby strzelać do stwora, wysunęła więc sztylet (mając nadzieję, że stwór ma krew) i postanowiła wbić go w oczy paskudztwa... Może ją puści i dostanie możliwość strzału?
Nie było to łatwe, sięgnąć mu do twarzy sztyletem. Grube łapska przeszkadzały tym bardziej, że uderzał z olbrzymią siłą i Ann czuła że w końcu jej kości się poddadzą. Ba, zaskakiwało ją że nie jest już tak krucha. Niemniej atak sztyletem się nie powiódł, nie udało jej się dosięgnąć mu twarzy… wbiła w szyję, a sam sztylet uwiązł w zwałach tłuszczu nie dochodząc do naczyń krwionośnych. Na szczęście… nie była tu sama.
Nadia w końcu dokręciła przystawkę do swojego pistoletu maszynowego i strzeliła. Pisk zmieszał się z hukiem broni, śluz, tłuszcz i kawałki tkanki oraz gęsta czerwona posoka ochlapały twarz i biust Ann, gdy broń Tremere odłupało spory kawałek prawego ramienia odsłaniając grubą kość. Prawa ręka potwora osłabła dając nadzieję na uwolnienie. A kawałki mięsa i tłuszczu owej bestii zaczęły dymić.
Dziewczyna wyszarpnęła sztylet uwalniając się z uścisku. Odskoczyła kawałek i wciskając ostrze w jego pochwę, wycelowała w wielkoluda, aby posłać strzał w jego głowę.
Potwór nie zwrócił na to uwagi, zerkając teraz na Nadię, która to krzyknęła głośno po rosyjsku zapewne jakieś obelgi. I strzeliła w brzuch potwora ze swojej broni… kolejna seria rozerwała trzewia rozlewając posokę i flaki. Ale mimo tej dziury potwór szarżował na nią. Ann strzeliła, celnie… większość kul utkwiła w zwałach tłuszczu, niektóre tylko raniły bestię.
Annabelle zaczęła strzelać pod takimi kątami, aby zwrócić na siebie uwagę bestii... koncentrując się na jej nogach. Nie chciała dać jej dotrzeć do Nadii.
Kule wbijały się w ciało, nie powstrzymując bestii. Nadia przestała strzelać, bo musiała odkręcić od broni zużytą i rozgrzaną do czerwoności końcówkę.
- Rany… zaatakuj otwarte ra…- uderzenie łapy posłało Tremere z hukiem na ścianę. “Gdzie jest Samson kiedy jest potrzebny”… przemknęło przez umysł Ann.
Młoda wampirzyca rzuciła się do przodu, aby zatopić sztylet w otwartej ranie prawego ramienia.
Żryj, cholero...!
Teraz ostrze wbiło się w żywe mięso, teraz opijało się krwi i powodowało ból u bestii, która ryknęła… zdrową łapą chwyciła za Ann i zaczęła nią miotać na oślep. Tym razem trudno było się uwolnić. Ale za to Nadia otrząsnęła i się zamontowawszy końcówkę użyła mocy błyskawic, by zrobić w bestii kolejne dziury. Potwór zachwiał się i opadł na kolana. Próbował jeszcze ponownie zmienić się w mgielny opar, ale jego ciało miało wiele dziur, a sztylet wysysał z niego siły. W końcu padł puszczając boleśnie sponiewieraną caitifkę.
Ann leżała na podłodze, próbując opanować karuzelę w głowie.
- Co to.... za... cholera... - spojrzała na Nadię unosząc się do siadu - Jesteś cała...?
- Mam wrażenie, że… niekoniecznie… cała. - syknęła wampirzyca Tremere oglądając swoją poparzoną dłoń. - Przypuszczam, że to był… fomor.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline