Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2022, 18:12   #29
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Ann spojrzała na kreaturę. Na czerwoną linię. Na kreaturę...
- Merde! - zasłoniła oczy - Nie idziemy dalej.
- Hmm… teraz wpadłaś na ten pomysł? Trzeba było zrezygnować, zanim podjęłaś się tej roboty. I nie mów mi, że przestraszyłaś się jednej kreatury… bądź co bądź futrzaki mówiły, że coś takiego może nas spotkać.- mruknęła Nadia, oglądając swoją broń, by po chwili zamontować kolejną końcówkę.
- Nie. - fuknęła - Nie wystraszyłam się jednejl kreatury, ale nie możemy iść czerwonym szlakiem!
- O czym ty znowu bredzisz? - burknęła Tremere przyglądając się Ann jakby była z klanu Malkavian.
- To ścieżka Bestii, tam jest zagrożenie. Nie możemy iść czerwoną drogą i przez czerwone drzwi…
- Co? - odpowiedziała krótko Tremere patrząc na Ann jakby nagle odkrywała w niej krew Malkavian.
- Nie idźmy tam. - powiedziała poważnie.
- Zacznij mówić z sensem albo przetestuję mój pistolet na twoim tyłku.- postawiła ultimatum Nadia celując w Ann.
- Ta droga prowadzi do niebezpieczeństwa, merde! - warknęła zirytowana - Dalej będzie gorzej niż ten jeden fomor!
- Skąd to niby wiesz… nagle odkryłaś coś co mnie umknęło, gdy mój umysł stał się autostradą informacyjną? - burknęła Tremere.
- Ostrzeżono mnie dwa dni temu... teraz zrozumiałam sens.
- Zapewne będę tego żałowała, ale spytam. Kto cię ostrzegł i jak? - Nadia potarła czoło w irytacji.
- Zadzwonił do mnie niespodziewanie. - Ann mogła podejrzewać jak Nadia zareaguje - Po pierwszym spotkaniu z wilkami. Garry.
- Jednym słowem… wierzysz majakom… ćpuna? - odparła sarkastycznie wampirzyca. - Pewnie mu jakaś wiewiórka wyszeptała te sekrety na uszko.
- I tylko cudownie to się składa? - fuknęła - I tak, wierzę.
- Nikt nie powiedział, że to będzie spacerek po parku. Potwory miały być, a czerwona farba na ścianach nie jest niczym niezwykłym w centrach badawczych. Więc nie ma co panikować. - stwierdziła sceptycznie Nadia.- Teraz zresztą za późno, żeby wracać.
- A co jeżeli to zła droga, nic nie da? - mruknęła.
- Jak to… zła droga? To najkrótsza droga do naszego celu. Tak wynika z map budynku.- odparła Tremere lekko poirytowana.
- Może powinnyśmy inną wybrać. Ta nas nigdzie nie zaprowadzi, tylko do.... czegokolwiek co trzeba unikać.
- Przestraszyłaś się z powodu jakiejś tam przepowiedni? I co dalej… uciekniesz z podkulonym ogonem właśnie z tego powodu? I zostawisz mnie tu? - zapytała Nadia już spokojniejszym tonem.
- Obiecałam cię chronić, więc to robię i robić będę. Zejście z tej drogi to część ochrony
- Cykor. - stwierdziła pogardliwie wampirzyca i odwróciła się plecami do Ann po czym ruszyła z powrotem.- Pospiesz się cykorze, mamy spory kawałek do nadrobienia.
Ann nie przejmowała się słowami Nadii, idąc obok.

Tremere dość szybko przeszła ze spaceru w bieg, coś tam pod nosem marudząc i zapewne klnąc na upór Ann. Bądź co bądź nie wydawała się wierzyć w przepowiednie Garry’ego.
Dotarły wkrótce do pomieszczenia z którego rozpoczęły…
- To teraz który kolor księżniczko?- spytała sarkastycznie Nadia.
- Wedle planu, gdzie która droga prowadzi?
Wampirzyca Tremere spojrzała na Ann, uniosła lewą brew i uśmiechnęła się.
- Idziemy niebieskim korytarzem. - zadecydowała i ruszyła nie czekając na odpowiedź czy reakcję Ann.
- To twój ulubiony kolor, co? - Ann poszła spokojnie z Nadią.
- 450 do 500 nm, taka jest długość fali. Piątka to moja liczba. - odparła Nadia wzruszając ramionami. - Częstotliwość niebieskiego już taka pozytywna nie jest. Dwie szóstki. A poza tym…-
Spojrzała za siebie dodając. - Jeśli uważasz, że zostawiłabym wybór drogi twojej intuicji, to wyraźnie mnie nie znasz. Droga niebieska jest najkrótsza po czerwonej. Ani numerologia, ani preferencje nie mają tu nic do gadania, ani rojenia Garry’ego… tylko fakty się liczą. I logika. I w działaniu, i w myśleniu i w magyi i w naszej krwi. Liczby i działania matematyczne są zaś literami logiki.
- Oczywiście. - odparła ugodowo - Będzie niebieska.
Nadia poruszała się do przodu energicznie i szybko. Wyraźnie się spiesząc i nie dbając już o skrytość. Starała się nadrobić stracony czas. Ann podążała za nią i obie, gdzieś w połowie korytarza usłyszały dochodzący z oddali huk.
- Nasz czas się kończy. Gdy dywersja miała nastąpić, my powinnyśmy już uciekać z tego kompleksu.- stwierdziła lekko poirytowanym tonem Tremere.
- Improwizuj. - Ann podeszła bliżej Nadii - Chyba umiesz działać i bez planu?
- Improwizuj… aleś wymyśliła. - odparła sarkastycznie Nadia.- Improwizacja to ścieżka desperacji… nie chwal się nigdy, że musiałaś na nią wdep…
Ktoś szedł, słychać było kroki i wkrótce pewnie wyjdzie za zakrętu. Ciężkie, głośne, pojedyncze.
- Przygaś. - syknęła do ucha Nadii.

Tremere wyciągnęła dłoń w górę i skupiła się. Po chwili lampki zamontowane w suficie i w ścianach zaczęły migotać, by jedna po drugiej gasnąć w wyniku zwarć. Na korytarzu robiło się coraz ciemniej i ciemniej.
W tym momencie Ann pociągnęła Nadię do ściany i zastygła w bezruchu, gdy ciemność wokół nich nabrała na mocy, a do samej Ann przyległa. Tremere czuła, że cienie jakie są przy niej wydają się... nienaturalnie zimne.
Wkrótce zaś pojawił się strażnik. Z pozoru ludzki, ale… wydawał się być rzeźbą obleczoną w ludzką skórę. Jego rysy twarzy były ostre i wyraziste, szczęka kwadratowa. Pod ubraniem rysowała się rzeźba mięśni podobna tej u ghuli Larry’ego. Ale wszystko wydawało się takie… lekko kanciaste. Jakby to był golem nie człowiek. Nie pomagały w tym oczy o bardzo małych źrenicach i tęczówkach przez wydawały się niemal białe. Czymkolwiek ów strażnik był, podążał szybko i zignorował awarię świetlówek. Najwyraźniej owa dywersja Nadii go zaniepokoiła i opuszczał ten kompleks badawczy by ją sprawdzić.
Odczekała aż fomor opuści miejsce i dopiero wtedy się poruszyła, sprawiając że cienie po niej "spłynęły".
- Ruszamy dalej. - zadecydowała Nadia i to uczyniły. Przemierzając korytarz, wkrótce dotarły do olbrzymiego pomieszczenia pełnego ludzi siedzących za komputerami i zajmującymi się obliczeniami. Ich palce poruszały się pospiesznie po klawiaturze z nieludzką szybkością i precyzją. Wydawali się nie zauważać dwóch Kainitek. Nie tylko dlatego, że byli skupieni na pracy, ale też z powodu braku oczu. Z ich oczodołów jak i z uszu wystawały wiązki kabli, które były podłączone do komputerów przy których pracowali. Idealni “pracownicy biurowi”.

Ann zatrzymała się skrzywiona.
- Mogłabyś na raz upiec wszystkich... - szepnęła przysuwajac się do Nadii - Tylko czy to warte? Mogą inni zauważyć...
- To tylko trolle…- stwierdziła krótko Tremere. - A właściwie internetowe, płatne czasami, trolle. Ich celem jest głównie zaśmiecanie cyfrowej pajęczyny i wywoływanie rozgardiaszu na platformach społecznych. Czasem są opłacani, by działać w imię jakiejś konkretnej sprawy ale najczęściej po prostu wywołują zamęt. Nie wiem jaki jest tego cel biznesowy.
Machnęła ręką.- Tak czy siak nie widzą nas i nie słyszą.
- Czyli idziemy po prostu?
- Tak. Idziemy po prostu powoli jakbyśmy były pracownicami tego… wariatkowa.- odparła Nadia ruszając pewnie przodem.
Bez obiekcji Ann poszła za Nadią, starając się być "jak pracownica", a jednak uważając na otoczenie.
Kolejny korytarz, również niepokojący jak poprzedni. Tym bardziej, że w pośpiechu Tremere nie dbała o ostrożność. Korytarz rozchodził się na trzy odnogi i Nadia wybrała od razu jedną z nich kierując się ku wysoce zabezpieczonym drzwiom. Było tu kilka zamków elektronicznych i dwie kamery. Nadia się nimi nie przejęła… pstryknęła palcami i po kamerach przebiegły jakieś trzaski łuków elektrycznych, a potem czuć było smród fajczących się obwodów i elektroniki.
- Trochę mi to zajmie.- rzekła Tremere.

Ann zaczęła się przyglądać drzwiom, szukając w nich czegoś czerwonego.
Ku swojej uldze… nie znalazła śladu tego koloru. Nadia zaś w końcu otworzyła pancerne drzwi zza których czuć było wyjątkowo zatęchłe i suche oraz zimne powietrze. Przypominało to trochę piwnicę w domu Blake’a… tylko tu było gorzej.
W środku były rzędy dużych połączonych ze sobą serwerów. Nadia weszła do środka, pociągnęła nosem i mruknęła.
- Hmm… małe stężenie tlenu. Nam to nie przeszkadza, ale wilkołaki pewnie go nadal potrzebują. Sprytne.- wyjęła z plecaka laptop i dodała. - Osłaniaj mnie.
Caitiffka osłoniła cieniami Nadię, sama obserwując otoczenie, w tym mrugające ledy z serwerów i czekała…
- Będę musiała zrobić to normalnie… po ludzku…- rzekła Tremere podłączając laptopa do systemu i biorąc się za hakowanie systemu.- W końcu nie chodzi o sabotaż, a o kradzież… a zważywszy na to, z czym mamy do czynienia, nie sądzę bym zdołała wszystko spamiętać. Już to co wycisnęła z samego światłowodu wycieka z mojej głowy z każdą minutą.
Spojrzała po pomieszczeniu oceniając. - Niestety… trochę to zajmie. Więc bądź czujna. Mam nadzieję, że moja bombka da nam dość czasu.
Czas zaczął się Ann dłużyć, bo zajęta swoją robotą Nadia straciła zainteresowanie otoczeniem skupiając się na stukaniu w przyciski. Z początku nic się nie działo, więc Ann nie zauważyła zmian. Tego że z podłogi powoli zaczęła unosić się mgiełka. Że robiło się dziwnie zimno. A mroku pomieszczenia powoli zaczęły pobłyskiwać… pajęczyny. Coraz więcej pajęczyn zaczęła dostrzegać w miejscach gdzie ich dotąd nie było. I były srebrzyste.
- Nadia... -szepnęła przysuwając się do wampirzycy - Pajęczyny wszędzie...
- Mhmm… to miło…- odparła Nadia zajęta swoją robotą.- Nie przeszkadzaj.
Pajęczyn było coraz więcej i były wszędzie… i zaczęły drżeć. Bo coś po nich chodziło, druże tłuste stawonogi. NIenaturalne kryształowe pająki. Było ich całkiem sporo i zwracały coraz większą uwagę na dwójkę “sabotażystek”.

Ann położyła dłoń na ramieniu Nadii.
- Kry.... Kryształowe pająki... -głos jej zadrżał.
- Fajnie… daj mi wreszcie skończyć. Bo musimy załatwić sprawę nim uwędzę serwery.- odparła zajęta swoją robotą Nadia, gdy Ann patrzyła jak sześć z nich ruszyło ku niej wędrując po mostach z sieci, które otaczały dwójkę wampirzyc. Nagle znalazły się bowiem w środku pajęczego gniazda.
Wampirzyca skoczyła do sieci, które czyniły pomost, aby rozciąć je sztyletem... Jadł dużo, teraz ma dietę…
Ostrze zaiskrzyło z trudem rozrywając sieć, która była… metaliczna? Niezupełnie… wyglądała jak światłowód… zbudowany z metalowej osłony. Coś w niej migotało. A Ann trzymając sztylet musiała walczyć z chęcią… wbicia go w plecy Nadii. Pająki zaś przyspieszyły i kolejne ruszyły ku… Tremere głównie. Najwyraźniej ona była dla nich bardziej widoczna, niż Ann.
Ann odruchowo wbiła w ostrze w dłoń czując jak traci siły wraz z wyssaną krwią, po czym schowała sztylet, wciskając go głęboko w osłonę, klnąc pod nosem. Wyciągnęła zaraz pistolet, aby strzelić do najbliższego pająka. Pierwsza kula odprysnęła się od odwłoka, ale kolejna mierzona niżej trafiła w środek głowotułowia rozbijając pająka. Rozbłysły wszystkie sieci i pająki skupiły swoją uwagę na Ann, parę skoczyło na nią. Jeden trafiając na lewe ramię i próbując wbić kły jadowe w jej ciało. Ann… jakoś nie miała ochoty przekonać się, czy nieumarłe ciało jest odporne na ich jad. Dziewczyna strzeliła w łeb tego, co chciał wbić jej kły, zaciskając zęby w determinacji. Zdążyła przed ukąszeniem, ale kolejne trzy już pełzły po podłodze po części ukryte w oparach mgiełki. Sytuacja jak w jakimś podrzędnym horrorze.
Ann starała się nie przysuwać do Nadii, aby nie zaczęły na nią zwracać uwagi. Kolejny strzał poszedł w najbliższego.
Gineły od jednego… dwóch strzałów. Ale co z tego? Było ich więcej niż Ann miała kul i zaczęły je otaczać. To była kwestia czasu.
- Skończone.- odparła Nadia odłączając laptopa. Rozejrzała się i po chwili milczenia wyciągnęła dłoń w górę sięgając po magię Tremere zapewne. I nagle… serwery zaczęły się dymić jeden po drugim, pajęczyna kruszyć, a pająki eksplodować jak kukurydza na rozgrzanej blasze.
Ten pokaz magii mocno jednak nadwyrężył siły Nadii. Która zachwiała się lekko opierając ciałem o dymiący serwer.

Młoda wampirzyca rozejrzała się po pomieszczeniu, podeszła do Nadii.
- Musimy uciekać... - odparła słabiej - Mogę pomóc ci iść.
- Zaraz mi przejdzie… dziwne że w ogóle się udało. Ale pewnie te pająki i pajęczyny coś łączy… z serwerami i technologią. - odparła Nadia wstając i ruszając do drzwi.- Będzie dobrze… po prostu nigdy nie musiałam aż tak się wysilać.
- Co to było? - ruszyła za Nadią.
- Nie wiem… przypuszczam, że jakaś mistyczna pułapka zawieszona w pomieszczeniu przygotowana na tych którzy potrafią pokonać elektroniczne zabezpieczenia. - przyznała Nadia ruszając przodem i narzucając zarówno tempo jak i kierunek. Była to ta sama droga którą przebyły, więc nie było dla Ann problemem zorientować się gdzie były i gdzie mają iść. - Coś mistycznego z wilkołaczego folkloru. Rękawica wydawała się słaba w tym pomieszczeniu więc… możliwe że nasze działania przyciągnęły uwagę istot z innego świata.
- Jeden pająk mnie ugryzł, ale chyba nie wpuścił jadu... - westchnęła idąc z Nadią.
- Jeśli nic nie czujesz, to znaczy że nie ma problemu. - skomentowała Tremere bez cienia empatii w głosie.

- Czy Tremere na początku są wypierani z empatii? To klanowe?
- Uczucia zostaw śmiertelnym.- odparła krótko wampirzyca nie przejmując się przytykiem. Nagle się zatrzymała, Ann także. Korytarz przed nimi był wygaszony i pogrążony w półmroku, co jednak wcale nie nastrajało pozytywnie żadnej z nich. W owym półmroku ktoś szedł powoli i nonszalancko. Ann nie widziała jego twarzy, jedynie oczy błyszczące w ciemności garnitur i czerwony krawat. To jednak wystarczało… Ann widziała już takie spojrzenie i tak samo jak wtedy, zmieniała się z dumnego drapieżnika nocy w zastraszone zwierzę. Ten… osobnik spoglądał na nie jak Barabas wtedy… tylko był bardziej poirytowany. Na szczęście dla Ann, Nadia chyba poczuła się tak samo.
Ann cofnęła się lekko.
- Czym... to jest? - szepnęła do Nadii.
- Trupem…- syknęła gniewnie Tremere maskując strach i sięgając po pistolet maszynowy z dodatkiem po którym znów przeszły impulsy elektryczne, gdy zaczęła strzelać. I chybiać… w wąskim korytarzu, gdyż przeciwnik zwinnie unikał jej strzałów.
- Chodu… - szepnęła w końcu Nadia w panice, gdy ów przeciwnik zaczął przyspieszać by się do nich zbliżyć. A garnitur naprężał się, jakby na niego napierała rosnąca pod nim masa mięśni.
Nie trzeba było Ann powtarzać. Wraz z Nadią rzuciła się do ucieczki, nawet nie odwracając się, by zobaczyć, jak sobie radzi przeciwnik. Czasem tylko zerknęła na Tremere nie chcąc jej zostawiać.
Nadia pędziła wolniej, bo też przy okazji grzebała pospiesznie w plecaku licząc na to, że znajdzie w nim jakieś cudowne remedium na obecną sytuację, a tymczasem potwór w ludzkiej skórze zbliżał się niepokojąco szybko.

Ann wiedziała, że w arsenale wampirzych mocy nie może się niczym stricte ofensywnym pochwalić, więc bezpośredniej walki unikała... mogła jedynie tego potwora spróbować zdezorientować, oszukać...
Cień Ann oderwał się od niej, rozszerzając na całej posadzce i przylegych ścianach. Zaczął przypominać cienistą bestię o wielkiej paszczy z kłami, która trzymała ją otwartą na drodze biegnięcia potwora, niczym inny potwór gotowy pożreć ofiarę.
Istota została “pochłonięta” przez cień i szamotała się przy okazji rosnąc i stając się mniej humanoidalną. A potem… znikła! Tak po prostu.
Caitiffka nie chciała czekać.
- To ty zrobiłaś?! - krzyknęła przerażona, nie będąc pewna, czy uciekać do tyłu ciągle, czy do przodu…
- Nie… - odparła szybko Nadia ściskając coś w dłoni, wyraźnie przerażona. I pognała za Ann, gdy nagle ze ściany wyłoniła się olbrzymia porośnięta futrem humanoidalna bestia. Wilkołak o czarnym futrze i masie mięśni jak u niedźwiedzia. Gdzieś tam przy karku Ann dopatrzyła się resztek czerwonego krawata.

- Myślicie nieumarłe, że możecie uciec z mojego labiryntu? - warknął potwór, któremu daleko było do pogardliwego określenia… futrzak. Ann widziała zmieniające się gangrele, ale to coś… było znacznie bardziej przerażające.
Ann nawet nie próbowała ukryć przerażenia. Drżały jej dłonie, gdy cofała się, ciągnąc za sobą Nadię, a jej oczy wyrażały prymitywny strach zwierzęcia.
- Tak… - wyrwało się Tremere, a potem rzuciła tym co trzymała. Granat wybuchł… huk był głośny, a towarzyszył temu ostry przeszywający pisk. Od którego bolały uszy, szczególnie mocno dał się jednak we znaki wilkołakowi. Nadia chwyciła dłoń Ann i pociągnęła za sobą. Obie nie miały złudzeń. Ów granat hukowy nie mógł zaszkodzić tej masywnej maszynie do zabijania. Zyskały tylko trochę czasu.
Ann biegła z Nadią, przebiegając obok kolejnych drzwi, w które Ann chciała wbiec ze strachu. Musiała stąd się wydostać!
Słyszały za sobą ryk wściekłości i przez chwilę jego kroki. A potem… nic, co było najgorsze. Bo pewnie znów znikł, by pojawić się przed nimi niczym diabeł z pudełka. I tak się rzeczywiście stało…
Ale tym razem Tremere krzycząc głośno pociągnęła Ann za sobą i ślizgiem prześlizgnęła się pod nogami bestii. Caitiffka niestety poczuła jak jego pazury przejechały po jej boku i żebrach. Niemniej zaskoczony tym wyczynem wilkołak nie zdążył zareagować na ich wstawanie z podłogi i dalszą ucieczkę. Tremere rzucała zresztą co chwila kolejne granaty hukowe i dymne… licząc na wystarczającą dezorientację przeciwnika. Minęły recepcję i cóż… wyjście z tego piekielnego budynku było niemal na wyciągnięcie ręki… niemal.
Pazury wilkołaka... bolały. Naprawdę. Nie spowolniły rany tylko dlatego, że trening Garry'ego pomógł w umocnieniu woli... nie tylko ciała.
Przydało to się jej, bo cóż… obie wiedziały co się stanie. Potwór stanął przed nimi blokując im wyjście.

- Dość już tej zabawy nieumarłe. Jak któraś powie mi po co tu przyszłyście i co zrobiłyście to może nawet uda się jednej z was wyjść…- zaczął im grozić.
- Czy wiesz że tu wszystko jest zrobione z metalu? Ściany, sufit, podłoga? Wszystko obite materiałem przewodzącym prąd. Jak dla mnie…- pięść Nadii rozbłysła piorunami, gdy przerwała wywód potworowi. A następnie uderzyła nią podłogę rozprowadzając błyskawice po całym korytarzu i rażąc prądem zarówno wilkołaka, jak i Ann jak i siebie.-... głupota.
Atak ten zaskoczył potwora, ale Ann już mniej. A Nadia była przygotowana na spodziewany ból i szarpiąc za dłoń pociągnęła Ann za sobą ku drzwiom i po wyrwaniu się na zewnątrz szepnęła.
- Teraz nas ukryj. Nie wiem co to właściwie był za labirynt o którym on paplał ale wątpię by rozciągał się poza budynek badawczy.
Kolejne obrażenia nie poprawiły sytuacji. Zmęczona już Ann, pociągnęła Nadię w kierunku ukrytych w mroku krzaków.
- Całkowicie... Nieruchomo.

Cienie oplotły wampirzyce ukrywając je. Tremere mogła liczyć tylko na brak komplikacji, a sama Ann... zniknęła... bardziej niż Nosferatu?
Tymczasem ich prześladowca wypadł na zewnątrz i rozglądając się gniewnie… zaczął maleć i stawać się bardziej ludzki. Najwyraźniej miał jakiś powód, by nie szaleć w swojej potwornej postaci po kompleksie kopalni. Może się czegoś obawiał, może swoją obecność chciał zachować w tajemnicy, może… Cóż, jakieś powody pewnie miał. Nie było to tak ważne, jak to że chyba nie miał zamiaru się przykładać do ścigania ich poza swoim legowiskiem.
Potwór, obecnie w ludzkiej skórze, zaklął pod nosem. Rozejrzał się, zaczął węszyć i po chwili zawrócił.
- Ech… nie warto.- burknął pod nosem i zawrócił wchodząc z powrotem do budynku. Zapewne by ocenić zniszczenia dokonane przez Nadię.
Chwilę odczekała i poruszyła się chwytając Nadię za ramię i skulona szła w stronę ogrodzenia.
Najwyraźniej wilkołaki radziły sobie z odwracaniem uwagi (a może była to zasługa dywersji Nadii), bo obie wampirzyce dotarły bezpiecznie do dziury zrobionej wcześniej przez Tremere.

Ann przeszła przez dziurę, wyraźnie bledsza niż zazwyczaj i wciąż ranna.
Dotarły w końcu do miejsca z którego zaczęły misję, tam Nadia wykazała się dziwnym poczuciem wdzięczności. Pochwyciła Ann za włosy i przysunęła jej twarz do swojej szyi.
- Możesz trochę dziabnąć, wolałabym żebyś mi tu nie zemdlała.
To był... dylemat. Wiedziała już co robi picie krwi innego wampira, ale...
- Ale... - odezwała się zagubiona - Chyba nie powinnam…
- Wypij teraz, póki nad sobą panujesz. Zanim głód przebudzi w tobie bestię lub popadniesz w torpor. Mnie też to się nie podoba.- burknęła Tremere.- I nie licz, że wypijesz dużo. Nie jestem hojna.
- ...dziękuję. - po tych słowach wgryzła się w szyję Tremere. Nadia zamruczała jak kotka poddając się ukąszeniu i wijąc lekko. Nie puszczała jednak włosów Ann. Chciała pić dalej... ale część jej krzyknęła, by po chwili przestała. Z niechęcią odsunęła twarz od Nadii, wyciągając kły.
- Nie myśl, że kierowałam się jakąś wdzięcznością. Moje działania były przemyślane i całkowicie logiczne. Wolałam cię podkarmić teraz niż później rozwiązywać problem szajby która odbiłaby ci z powodu głodu.- mruknęła krótko Nadia. Westchnęła ciężko. - Czas na nas. Musimy odnaleźć Garry’ego i wilkołaki. A potem wrócić do domu. Wygląda na to że futrzaki nas okpiły. Ta akcja nie była warta magicznego przycisku do papieru i przysługi.
- Tam był jeden z nich.... - mruknęła - W co one pogrywają? Sprzeczki w rodzinie?
- Możliwe. W końcu nasza rodzina głównie się kłóci między sobą. Dlaczego futrzaki miałyby być lepsze od nas?- spytała retorycznie starsza z wampirzyc.
- I środowisko zaśmiecać? - zapytała - Mówiłaś o jakimś cierpieniu, eksperymentach…
- O Żmiju… sile zniszczenia… ech… teraz śmietnik to mam w głowie.- warknęła do siebie Nadia.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline