Anglia, Londyn
18 lipiec, 1930 rok.
Piątek, godzina 18:00
Rezydencja profesora Blooma znajdowała się na południowych krańcach zadymionej metropolii, gdzie już była możliwość odetchnąć nieco świeższym powietrzem, a do nozdrzy nie wdzierały się różne, okropne zapachy wielkiego, przeludnionego miasta okresu "Wielkiego Krachu"…
Profesor był bogaty, temu nie dało się zaprzeczyć. Należał w końcu do londyńskiej "śmietanki towarzyskiej", był człowiekiem nauki, do tego te liczne ekspedycje, te znaleziska, te skarby… o które niemal wprost się biły największe muzea… no i być może, i czasem, już te mniej oficjalne interesy, przynoszące jeszcze większe zyski.
Póki jednak co, w żadne skandale zamieszany nie był. I pewnie lepiej, by tak pozostało, również dla jego gości, jego " współpracowników", przybywających właśnie do rezydencji, na pilne wezwanie Blooma.
~
Grzeczna i wielce uczynna
służba zajęła się bagażami, gości zaprowadzono zaś do urządzonych z przepychem pokoi… można było chwilkę odpocząć po podróży, odświeżyć się, a następnie udać na spotkanie z ich pracodawcą…
Salon był ogromny.
Wspaniałe meble, obrazy, zwierzęce trofea na ścianach, gabloty z prywatną kolekcją artefaktów profesora… regały wypełnione setkami książek. Było nawet pianino.
Bloom witał się z każdym osobiście, czy to podając dłoń, i klepiąc po przyjacielsku po ramieniu, czy nawet całując rączki damom.
Był rozpalony ogień w kominku, była Brandy, Whisky, papierosy, cygara, drewniane fajki.
~
Nie wszyscy się między sobą znali, ale
Bloom (chyba?) znał każdego…
Pięciu mężczyzn, dwie kobiety.
- Panie i panowie, bardzo bym chciał, abyśmy się spotkali w bardziej… radosnych okolicznościach - Odezwał się już do wszystkich profesor, gdy zasiedli w wygodnych fotelach, czy na kanapach.
- Moja córeczka… moja kochana Evelyn… - Na chwilę starszemu mężczyźnie załamał się głos - …sami już wiecie z depeszy. Utracono z nią kontakt, nikt nic nie wie… w trakcie wypraw w dzicz, to normalne… ale jednak nie na tak długo. Ostatnie o niej wieści, na miejscu w samym centrum Amazonki, były trzy tygodnie temu… badała nieznane tereny, zamieszkane ponoć przez jeszcze nie poznane cywilizacji plemiona… czas nagli, czas nagli…
Profesor wziął w drżącą dłoń niewielkie zdjęcie swojej
córki, przez chwilę się jemu przyglądał z migoczącymi oczami, i w końcu puścił w obieg…
Evelyn wyrosła na baaaardzo ładną kobietkę.
- Oferuję 10.000 £ dla każdego - Powiedział Bloom, ocierając łezkę - Wyruszycie już jutro rano, wszystko opłacone. Najpierw statkiem przez Atlantyk, do Ameryki Południowej. Dopłyniecie nim do Caracas, w Wenezueli(tydzień czasu). Stamtąd samolotem, do Manaus, w Brazylii(parę godzin). Dalej małym stateczkiem rzeką Amazonką, a potem rzeką Rio Jurua do Carauari… (5 dni) no i w końcu wejście w dżunglę amazońską…
Widząc, jak parę osób zerka na pobliską mapę na ścianie, profesor zbliżył się do niej, po czym jeszcze raz pokazał trasę, ponownie opisując jej etapy.
- Oczywiście, co tam znajdziecie, co znalazła Evelyn… to też będzie częścią dodatkowego wynagrodzenia - Dodał Bloom.
A więc w sumie, dwa tygodnie podróży, a następnie wejście w dżunglę za zaginioną Evelyn… i choliba wie, jak długi okres czasu już w samej dziczy.
Za 10.000 £.
To była duża suma, naprawdę duża. W obecnych czasach, zwyczajowy zarobek typowego zjadacza chleba, za nawet 15h(!) pracy dziennie, wynosił na miesiąc około 1200 £ . Automobil kosztował zaś tak 1000, a dom jakieś 5000. Do tego, jeszcze jakieś znaleziska po drodze… wyglądało wszystko więc bardzo obiecująco?
- Odnajdę ją… - Powiedziała nagle kobieta, paląca papierosa na balkonie.
Przedstawiła się wszystkim jako "Pani Iris Rogers, detektyw"... i wypiła już dwie lampki Brandy. Wyglądała na gdzieś między 25-30 lat(?), nie miała żadnego typowego akcentu, i chyba trochę trudno było określić jej narodowość. Kozaczki, spódnica do kolan, koszula, i żakiet, który już ściągnęła.
- OdnajdzieMY ją… - Poprawiła swoją wypowiedź z uśmieszkiem, widząc na sobie liczne, troszkę zaskoczone spojrzenia.
***
Komentarze sesyjne jeszcze dzisiaj.