Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2022, 11:09   #3
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
USA, Karolina Północna, hrabstwo Alamance, miasteczko Burlington, zbór protestancki.

- Niewiasty dające mężczyznom uciechy cielesne! Jawnogrzesznice! Czyż nie boicie się Pana! Czyż nie boicie się ogni piekielnych?! Bo zaiste cierpliwość Jego jest niezmierzona, lecz wy wystawiacie ją na ciężką próbę! Szatan tylko czeka na wasze dusze!
A wy? Mężczyźni? Czy wy jesteście lepsi!? Otóż nie! A nawet po trzykroć gorsi! Jak ma niewiasta szanować swe ciało jeśli i wy go nie szanujecie! Żyjecie w grzechu! W grzechu śmiertelnym! Diabli do piekieł was porwą i smażyć się będziecie w smole po wsze czasy! Wasze dzieci rozpustę ojców i matek, widzą i nią przesiąkają! Czy chcecie skazać również niewinnych na straszny los, który wam jest przeznaczony! Czy nie rozumiecie, że to właśnie za ten czyn ohydny Pan przegnał Adama i Ewę z raju!? Czy nie dociera do was, że to grzechy nieczyste były przyczyną zniszczenia Sodomy i Gomory!? Czy wydaje się wam, że inna niż ludzka lubieżność, mogła być geneza potopu!? To rozpusta! Powtarzam, rozpusta! Rozwiązłe niewiasty i mężowie do dzikich bestii bardziej zbliżeni, którymi pierwotne instynkty kierują! To wy i wam podobni!
- Lecz jeszcze jest czas! Jeszcze możecie zawrócić z drogi nierządu! Żywoty swe możecie naprawić i ku Pańskimu obliczu się zwrócić! On litościwy jest, acz skrucha wasza musi być szczera. Oszukać go nie zdołacie! A jeśli spróbujecie to kara po tysiąckroć sroższą będzie. Pamiętajcie więc i miejcie na uwadze, że Pan mężczyźnie i niewieście obcować ze sobą pozwala jedynie gdy świętym węzłem małżeńskim związani zostali i gdy potomstwa pragną! Zaś wszelkie inne występki temu podobne, obmierzły grzech cudzołóstwa stanowią. A odpuszczenie uzyskać może ten tylko co szczerze postępku żałuje i pokutę stosowną, acz niełatwą uczyni! Idźcie teraz synowie i córki do domów swoich i pamiętajcie co rzekłem, bo głos Pana przeze mnie przemawia! Idźcie i we wstrzemięźliwości odnajdźcie swe odkupienie!

Wielebny Ebenezer Thompson zakończył kazanie. Twarz miał czerwoną od gniewu słusznego. Gardło piekło od słów wykrzyczanych. Lecz obowiązek swój spełnił.

Pastor skierował się do domu. Po drodze odebrał na poczcie list, który otrzymał od swego mentora i przyjaciela z dawnych czasów, gdy jeszcze powołania nie znalazł i wykopaliskami się interesował. Profesor Bloom chciał odnaleźć córkę, która zaginęła na wyprawie w Amazonii.
- Jakże mógłbym odmówić? - pomyślał pastor i zaczął szykować się do drogi. Evelyn pamiętał jeszcze jako kilkuletnią dziewczynkę. Mała wesoła psotnica. Zapewne na rezolutną, młodą kobietę wyrosła. Oby jej żadne prawdziwe niebezpieczeństwo nie groziło. I oby pokusy grzechu ją omijały.

*

Wielebny Ebenezer Thompson ma 43 lata. Jest amerykańskim pastorem. Dla swej trzódki prowadzi zbór w Burlington, niedaleko Greensboro. Pastor jest wysokim (6,3ft wzrostu), silnym mężczyzną. Duchownym został kilkanaście lat temu. Powołanie odnalazł właśnie w nowym świecie. Wcześniej mieszkał w rodzinnym Londynie gdzie studiował historię. Tak się złożyło, że poznał tam profesora (wtedy jeszcze doktora) Blooma, wybitnego archeologa i odkrywcę. Młody Ebenezer zafascynowany odkryciami wykładowcy wziął udział w kilku jego wyprawach, gdzie zdobył niemałe doświadczenie. W przerwach między wyprawami Thompson trenował boks, do którego posiadał ewidentny talent. Gdy skończył studia drogi jego i profesora Blooma rozeszły się. Ebenezer wyjechał do Ameryki za namową ojca, który wróżył tam synowi wielką karierę. Jednak ścieżki Pana zawiodły go zupełnie w innym kierunku. W Ameryce Thompson ujrzał grzech i rozpustę tego świata. Niechybnie pchnęło go to w objęcia kościoła i już po kilku latach Burlington miało nowego pastora, który z ambony gromił rozpustę i bezeceństwa wszelakie. Charyzma i - a może przede wszystkim - postura i siła duchownego przyniosły mu niemały szacunek w tym niewielkim miasteczku. Kazania jego były głośne i generalnie jednotematyczne. Pastor gromił z ambony nierząd, rozpasanie i frywolność, a obrywało się zarówno kobietom jak i mężczyznom. Pod presją Thompsona burmistrz Burlington zlikwidował jedyny w mieście burdel (choć mówiło się, że działał nadal w tzw. podziemiu) i znaczne sumy z miejskiej kasy przeznaczał na kościół.

Jak wierni poradzą sobie podczas jego nieobecności? Tego Ebenezer nie wiedział, wierzył jednak, że sprawę uda się załatwić w przeciągu miesiąca, może dwóch. Chyba jakoś dadzą radę? Przecież wszystko już im powiedział, a oni przecież słuchali...

*

Jeszcze tego samego dnia wielebny siedział w wagonie pociągu zmierzającego z Greensboro do Norfolku. Następnego wieczoru pastor zameldował się na transatlantyku „SS Dominica”. Statek był piękny. Zwodowany zaledwie kilka lat temu, przeznaczony generalnie dla ludzi zamożnych. W dodatku szybki. Przy sprzyjających warunkach pokonywał trasę Norfolk - Plymouth w zaledwie 6 dni. Czas grał tutaj decydującą rolę. W końcu chodziło o życie niewinnej duszyczki! Wielebny zdawał sobie sprawę z faktu, że płynie do Anglii tylko po to by spotkać się z profesorem i resztą zebranej przez niego grupy poszukiwawczej i za chwilę ruszyć niemal z powrotem ku Ameryce Południowej. Przy okazji postanowił więc załatwić jeszcze jedną sprawę…

Podróż upłynęła spokojnie. Ebenezer wygłosił kilka żarliwych kazań, zbeształ kilka grzesznic i kilku grzeszników, opróżnił kilka butelek whisky… Było miło. W pewnym momencie aż zbyt miło… Czwartego wieczoru rejsu pastor zauważył na statku piękną kobietę.
Ubrana była przyzwoicie, nie kokietowała mężczyzn, nie zachowywała się wyzywająco. Wielebnemu na jej widok serce jednak zabiło szybciej. Był w końcu tylko mężczyzną… Odgonił prędko od siebie myśli nieczyste i zamknął się w swojej kajucie z butelką przedniej whisky. Po kilku głębszych zasnął…

… nagle zobaczył ją. Była naga. Nie licząc butów na obcasie. Chciał krzyknąć, zganić ją. Jednak głos ugrzązł mu w gardle. Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła pastorowi na kolanach, a on zamiast ją przegonić i wyświęcić kropidłem dotknął jej ciała. Skóra była gładka, jedwabista, bardzo przyjemna w dotyku. Przejechał palcami po jej pośladku, drugą ręką dotknął piersi. Po chwili leżeli już na łóżku. Ebenezer całował ponętne ciało kobiety, a ona…

… ocknął się! Zimny dreszcz przeszedł po plecach pastora. Splunął z obrzydzeniem. – Szatan mnie nawiedził tej nocy – pomyślał. Do końca podróży nie tykam whisky, niech to będzie moją pokutą. Na szczęście podobne sny już nie wróciły, dziewczyny również ponownie nie spotkał.

Wielebny opuścił statek w Plymouth i złapał pociąg do Londynu. Zanim udał się jednak do posiadłości profesora Blooma odwiedził znajomego jeszcze z czasów studenckich, który był mu winien przysługę. Jakiś czas wcześniej kolega obiecał Ebenezerowi niezłe cacko. Prototypowy Enfield No. 2.
Dopiero po odebraniu rewolweru pastor zawitał w gościnnych progach swojego dawnego wykładowcy i przyjaciela – profesora Blooma. Było tam już, oprócz niego, kilka osób. No i była whisky… A, że podróż już się skończyła, to i pokutę można było uznać za odbytą. - Nareszcie - pomyślał pastor wychylając pierwszą szklaneczkę i napełniając ją ponownie bursztynowym trunkiem.

Wielebny przyglądał się przyszłym towarzyszom wyprawy. Mężczyźni jak mężczyźni. Nic w nich ciekawego. Dwie niewiasty. Jedna wyglądała nawet przyzwoicie, z tym, że piła alkohol i paliła… Nie przystoi to damie... Natomiast wygląd drugiej od razu skojarzył się Ebenezerowi raczej z kurtyzaną, niż z lekarką, którą podobno była. Na razie zagryzł jednak zęby. Nie chciał robić awantury w domu swojego dawnego mentora, szczególnie w tak trudnej dla niego chwili. Jeszcze przyjdzie czas by rozmówić się z tą lafiryndą…

Profesor przedstawił zgromadzonym obraz sytuacji. Trzy tygodnie w buszu to długo, faktycznie mogło się coś złego wydarzyć. Jednak z drugiej strony Ebenezer pamiętał jak sam uczestniczył w wyprawach profesora Blooma. Czasem przepadali w pogoni za jakimś odkryciem na długie tygodnie. No ale tu chodziło o młodą niewiastę, na którą szatan mógł różne niecne sidła zastawić. Oby Pan miał ją w swojej opiece…

Za pomoc w odnalezieniu córki zrozpaczony ojciec wyznaczył nagrodę. Wielebny był człowiekiem raczej majętnym. Datki na kościół przeznaczał najlepiej jak umiał, tzn. w dużej mierze na potrzeby głosu Pana, który w tym kościele przemawiał, za pośrednictwem jego skromnej osoby. Burmistrz miał przy tym szczodry gest, więc pieniądze nie były dla Ebenezera jakąś wielką motywacją. Mimo to dodatkowy grosz zawsze się przyda. Zdecydowanie bardziej pastor liczył jednak na jakieś ciekawe znaleziska, odkrycia. Nie da się ukryć, że trochę tęsknił też za przygodą z lat młodzieńczych. Jednakże służba Panu nie pozwalała na uganianie się za wykopaliskami bez wyraźnego powodu. Niemniej tym razem były ku temu przesłanki.

Mieli wyruszyć jutro. Czasu było niewiele. Wielebny liczył, że uda mu się spędzić ten wieczór w towarzystwie dawnego przyjaciela. Najlepiej przy buteleczce whisky… Chwilowo jednak wypadało się przedstawić.
- Witam zgromadzonych, a zwłaszcza naszego szanownego gospodarza. Jestem Ebenezer Thompson, pastor. Postaram się żeby Pan miał w opiece naszą, jakże szlachetną, wyprawę.

Po zakończeniu wieczorka zapoznawczego wielebny podszedł do profesora. Kleiła się do niego właśnie owa… lekarka…
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – odezwał się zdecydowanym głosem pastor – profesorze, liczyłem, że zdążymy chociaż chwilę porozmawiać. Nie widzieliśmy się od, zdaje się, 15 lat!
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 28-08-2022 o 11:20.
Pliman jest offline