| Frederika
Phillipe zakręcił wąsa, uśmiechając się spod niego czarująco. - Widzę, że masz dobre oko, mon cheri - rzucił wesoło. - Istotnie, twoja towarzyszka zwróciła moją uwagę, ale jej uroda na pewno zwraca uwagę zawsze i wszędzie. Co do ciebie, po prostu wyczułem, że moglibyśmy być dobrymi towarzyszami w dalszej podróży, już w Altdorfie. No ale skoro pilniejsze sprawy masz w stolicy, naciskać nie zamierzam, gdyż jestem gentlemanem. - Ukłonił się lekko. - Do zobaczenia na zewnątrz, sucré Frederiko.
Po tych słowach ruszył na piętro, zapewne by przygotować się do podróży. Otto i Wolfgang
Odpowiedź “Szubienicznika” mocno zaskoczyła młodziana. Raczej nie spodziewał się takiego obrotu spraw. I takiej odpowiedzi. - Nie ma potrzeby od razu być takim napastliwym. Chyba jednak zdam się na opatrzność losu i nadzieję, że jednak dotrę w jednym kawałku do Altdorfu - powiedział. - Dziękuję za poświęcony czas, drodzy panowie.
I oddalił się w stronę szynku, zostawiając was samych. Wszyscy unnar nawet nie zwrócił uwagi na mulistą ciecz w kubku przyniesionym przez Floriana, tylko wydudnił od razu całą zawartość. I tak, jak akolita mówił, musieli czekać kolejne dwa kwadranse, gdyż woźnica spędził je w wychodku a Lady Izolda widząc, co się dzieje, irytowała się jeszcze bardziej. - Do środka wejdzie siedem osób, to dwa miejsca będą wolne - odparł Hultz na słowa Dagmar. - Dogadajcie się, kto je zajmie, bo reszta będzie musiała jechać na dachu albo na kufrze z tyłu.
Podczas gdy Gunnar walczył z kacem, Bardin z Hultzem zaprzęgnęli konie do dyliżansu. Dopiero teraz krasnolud zauważył, że chociaż powóz pokryty był świeżą warstwą farby, to drewno w niektórych miejscach było nadpsute i toczone przez korniki. Konie wyglądały na zdecydowanie niedożywione i nie rokowało to dobrze na dalszą podróż.
Gdy wszyscy znaleźli się na zewnątrz, czekając, aż dyliżans będzie gotowy do jazdy, Lady Izolda i jej służka zajęły już miejsca w środku. Mocno zbudowana ochroniarka dwórki podeszła do was. - Moja pani nie życzy sobie, by ktokolwiek inny oprócz tej dobrze ubranej kobiety - wskazała na Dagmar. - i akolity - popatrzyła na Floriana - podróżował z nią w środku. Nie ma zamiaru dzielić miejsca z motłochem.
Oddaliła się do wnętrza wozu, a Hultz obwieścił w końcu, że można wsiadać. Gunnar, wciąż niewyraźny, ale chyba w lepszej formie po ziółkach Floriana wdrapał się na dach, gdzie uwalił się przy krawędzi z ogranicznikiem i chyba miał zamiar przekimać część podróży. Wrzuciliście swoje bagaże do kufra i na dach, zajmując miejsca. Dagmar i Florian zniknęli w środku powozu, gdzie oprócz nich siedziała Lady Izolda z obstawą, młodzian czytający książkę i Phillipe Descartes. Na dachu zasiedli Otto i Wolfgang, a Frederika zajęła całkiem nawet wygodne miejsce na kufrze z tyłu powozu. Siedzący na koźle z Hultzem Bardin cmoknął głośno na konie a te ruszyły z wolna za bramę, ciągnąc za sobą mocno obciążony dyliżans.
Już po pierwszych kilku kilometrach drogi Bardin musiał przyznać, że kierowanie mocno wysłużonym powozem, który trzeszczał i skrzypiał na każdym zakręcie było nie lada wyzwaniem. Do tego opłakany stan dróg nie pozwalał na szybszą jazdę a pracy nie ułatwiał fakt, że gdy mgła opadła, zaczęło padać. Deszcz jednak nie zdołał obudzić śpiącego smacznie w pozycji siedzącej Hultza, który pochrapywał głośno co jakiś czas. Bardin wiedział, że w takim tempie i okolicznościach nie dotrą do Altdorfu wcześniej, jak po zmroku. Chyba, że wydarzy się jakiś cud.
Lady Izolda nie była zachwycona tempem podróży i kilka razy nakazała swojej ochroniarce, by ta wyjrzała na zewnątrz i uprzedziła Bardina o “bardzo wpływowej rodzinie w Altdorfie” i że “ona tak tego nie zostawi”. Górnik robił co mógł, by przyspieszyć, jednak zdawał sobie sprawę ze stanu powozu i nie chciał nikogo pozabijać, tylko dlatego, że szlachciance się spieszyło. Na domiar złego, koło południa pogoda znacznie się pogorszyła i lekki deszczyk przeszedł w potężną ulewę, skutecznie ograniczając widoczność.
Po dwóch godzinach deszcz zelżał, akurat gdy dyliżans dotarł do skrzyżowania z główną drogą Middenheim-Altdorf. Na stojącym na poboczu kamieniu milowym widniał umieszczony czerwoną farbą napis, że do stolicy zostało jeszcze siedemdziesiąt kilometrów. Przy skrzyżowaniu zauważyliście zajazd należący do firmy przewozowej “Cztery Pory Roku”. - Nie zatrzymujemy się tutaj, nie będziemy napychać kiesy konkurencji - rzucił Hultz, który w końcu się obudził i przejął lejce od Bardina.
Podróż trwała w najlepsze. Koło trzeciego dzwonu powóz zostawił za sobą dość ostry zakręt i wyjeżdżając na główny trakt Bardin, Wolfgang, Otto i Hultz ujrzeli przerażający i makabryczny widok. Na środku drogi, pochylając się nad zakrwawionymi ludzkimi zwłokami ktoś klęczał. Hultz zaczął zwalniać w momencie, gdy postać podniosła się i odwróciła. Z jej ust - wykrzywionych, szerokich, pełnych ostrych i wąskich jak igły zębów zwisała odgryziona ludzka dłoń. Istota była niewątpliwie człowiekiem, lecz w tej chwili potwornie zniekształconym. Ciało zwisało płatami z jej twarzy i rąk, z oczu wypływał zielony śluz.
Stwór zawył zwierzęco i z zakrwawionym sztyletem w dłoni ruszył w stronę powozu długimi susami. Konie wpadły w panikę, tak samo jak Hultz, który nie był w stanie nad nimi zapanować. Bardin przytomnie zaciągnął hamulec, wozem szarpnęło, stawiając go w poprzek a ze środka dało się usłyszeć kobiece krzyki. Zwierząt nie dało się okiełznać - zerwały uprząż i ruszyły przez polanę w stronę lasu wraz z zaplątanym w lejce Hultzem, ciągnąc go po mokrej ziemi. W tym samym momencie na zewnątrz pojawili się Dagmar z Florianem, Otto został na dachu, mając stamtąd dogodną pozycję strzelecką a Wolfgang zeskoczył do kompanów. Frederika dołączyła sekundę później, a widok paskudnego mutanta wstrząsnął wszystkimi.
Mimo całego okropieństwa, Wolfgangowi postać wydała się dość znajoma. Nagle przypomniał sobie, że to musi być Rolf, jego stary kompan z Nuln, z którym wykonał kilka zleceń. Co prawda gdy się rozstawali, Wolf widział, że tamten złapał jakąś chorobę skóry, ale przecież widział go zaledwie kilka tygodni temu…
Ostatnio edytowane przez Quantum : 29-08-2022 o 11:26.
|