Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2022, 15:33   #21
Coolfon
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Droga pod meczet przebiegła w podejrzanie przyjaznej atmosferze i chociaż przez większość czasu druga wampirzyca wisiała na telefonie to Margaux nie narzekała. Sportowe auto cięło czarny asfalt sprawnie prowadzone ręką milczącego kierowcy przez co widoki za oknem rozmazywały się gubiąc za plecami detale zanim dało się im porządnie przyjrzeć. Nocny ruch sprzyjał prędkości, ulice może nie opustoszały, ale wiele im brakowało do arterii dla kolorowego tłumu. Istniała szansa, że jeśli uda im się namierzyć cel obejdzie się bez zbędnych świadków albo konieczności ich późniejszego usuwania. Cieszyło to byłą policjantkę która nie lubiła przyciągać zbędnej uwagi.

Niestety nie przyciąganie uwagi stawało się niemożliwe kiedy jechało się nową sportową audiolą i miało za towarzystwo kogoś, kto skupiał na sobie ową uwagę samym jedynie byciem. Dało się to odczuć ledwo wysiedli z auta.

Ledwo Alessandra postawiła na chodniku parę wysokich obcasów zaraz znalazło się wokół niej grono zafascynowanych widokiem ludzi zwabionych do niej jak ćmy podążające za blaskiem świecy. Alegoria rozbawiła Ryan, bo w tym wypadku grupka śmiertelników sama nie wiedziała jak blisko spalenia się znajduje. Było też coś przewrotnie fascynującego w obserwowaniu całej sceny, a także przydatnego. Dzięki temu, że uwaga okolicy skupiała się na czym innym, ona i Max bez większych problemów oddalili się niepostrzeżenie na bok.

- Dziękuję że przyjechałeś - powiedziała cicho w ramach przywitania.

- Miałem ci pozwolić samej pakować się w kłopoty? Stary obdarłby mnie żywcem ze skóry gdyby coś ci się stało i to nie jest metafora - prychnął chociaż nie wyglądał na złego. Bardziej zniecierpliwionego. - Powiesz wreszcie dlaczego tu jesteśmy i po nam te graty?

Opierając się pośladkami o maskę wozu partnera Tremere wyciągnęła zza pazuchy zdjęcia i podała mu, pokrótce streszczając o co chodzi. Pokazała podobiznę klienta, wyjaśniła że do rana najlepiej aby był martwy i dlaczego.

Max przyjął to w ciszy i ze zrozumieniem kiwnął krótko głową patrząc jak dwie kobiety zamykają się w czarnym suvie, ale nie skomentował. Potem zabrali swoje graty i zanim reszta postanowiła jednak rozejść się na ustalone pozycje zdążyli podrzucić Johnowi jedną ze szczekaczek.

- Słyszeliście w policji o technologiach wireless? - Skomentował wkładając słuchawkę do ucha i przypinając urządzenie do paska.

- Bierz co jest i nie marudź. Chyba że wolisz komunikować się gołębiami wtedy gadaj z Carlem. Ma ich całkiem sporo i nie wszystkie robią pod siebie co półtorej minuty jeśli tylko usiądą ci na ramieniu. - Margaux wzruszyła ramionami, a na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech.

Przy “paf, paf, paf” przewróciła oczami.

- Uważaj wesołku bo będę zmuszona użyć na tobie środków przymusu bezpośredniego - skomentowała po czym życzyła mu powodzenia i razem z Maxem zaczęli iść w dół uliczki, aby zniknąć po chwili za zakrętem.


***

Długie włóczenie się nocą po ulicach Paryża nie było dla Ryan żadną nowością. Patrolowała je nie raz, była przyzwyczajona do monotonii i rozglądania za potencjalnym niebezpieczeństwem mogącym czaić się w ciemnych zaułkach. Gdyby wciąż żyła cieszyłby ją ten przydział oznaczający spokojną, nudną służbę gdzie nie trzeba chodzić z duszą na ramieniu po podejrzanych, kryminogennych alejkach wyglądających tak obskurnie że i za dnia miało się ciarki, a krok sam przyspieszał.

Dzisiejszej nocy nie spieszyła się nigdzie, sprawiając wrażenie zagubionej spacerowiczki która być może nie może spać, albo chce rozchodząc dręczące duszę problemy. Pogoda po czasie się zepsuła, zaczęło mżyć, lecz detektyw to nie przeszkadzało. W końcu była martwa więc z trupim spokojem wystawiała się na mżawkę i pierwsze krople deszczu. Co innego idąca za nią w oddaleniu grupa mężczyzn. Dwóch z nich widziała pierwszy raz w życiu, trzeciego znała aż za dobrze. Słyszała ich mamrotanie co pewien czas i ciche przekleństwa, zwłaszcza Maxa.

- Margo, śledzą cię. Trzech brzydkich typów. Wyglądają na skrzyżowanie neandertali i korpoludków - usłyszała w słuchawce głos Johna.

Kąciki jej ust uniosły się lekko do góry.
- Cholera… dzwonię na policję. Jeszcze mi zrobią krzywdę - odpowiedziała udając zdenerwowanie. Strach miałby sens gdyby przechadzała się po Barbes.
I nie była potworem uzbrojonym w dwie spluwy.

Czas mijał, a klienta jak nie było tak nie pojawiał się nadal. Kobieta zaczynała się martwić. Powoli nadchodził świt, oni nie mieli żadnego świeżego tropu…

Rozmyślania przerwało jej zamieszanie gdzieś z boku, poszła w tamtym kierunku i wtedy ujrzała scenę domowego piekiełka. Grupa Arabów, z czego jeden trzymał młodego dzieciaka i ewidentnie używał go jako zakładnika. Pozostali aż emanowali mieszanką strachu i gniewu, sytuacja ich również mocno ruszała.

Margaux przeklęła w myślach. Z Arabami zawsze był problem, nie umieli się zasymilować, przenosili swoje dzikie zwyczaje na cywilizowany teren. Wystarczyło sobie przypomnieć nazwisko Shafia.

Ona też się napatrzyła podczas lat służby. A teraz widziała jak dorosły, rosły mężczyzna trzyma za gardło chłopca trochę młodszego niż jej syn…

… a przez słuchawkę doszedł ją równie przerażony głos Jewel.

Cholera, była za daleko!

Wiedziała że nie dobiegnie na czas, zostawało liczyć że Alessa i Bruno dadzą radę.

Widząc co się dzieje postanowiła działać od razu.
- Max do mnie. Servio, Vachel zasuwajcie do parku i pomóżcie reszcie. - powiedziała spokojnie. Nie było miejsca na wątpliwości.

Szybko sięgnęła do kabury po pistolet, wycelowała i przez moment widziała przez długość pistoletu i tłumika swój cel. Bark okryty ubraniem mężczyzny. Nacisnęła za cyngiel i poczuła ten kontrolowany odrzut broni. Ale zamiast charakterystycznego huku wystrzału rozległo się ciche puknięcie. Łatwo je było przegapić zwłaszcza przy takich krzykach jakie miały miejsce w ogrodzie. Mężczyzna trzymający małolata krzyknął z bólu i zaskoczenia. Wyrzucił ramiona do góry jakby chciał ni to objąć nocne, deszczowe niebo czy też wykręcić jakby chciał się podrapać po plecach. A potem upadł na mokry trawnik. Przez ułamek sekundy cała scena zamarła. Zrobiło się absolutnie cicho gdy ci w ogrodzie, nawet uwolniony dzieciak patrzyli zaskoczeni na leżącego mężczyznę. Dopiero w drugiej chwili dostrzegli kobietę w dżinsowej kurtce stojącą z wycelowanym pistoletem jaka stała w otwartej furtce do ogrodu.

Gardło piekło ją, słowa "policja, proszę zachować spokój, wszystko pod kontrolą" same cisnęły się na usta. Margaux nie była już policjantką, ale nawyki zostawały. Stłumiła je i schowała broń do kabury pod kurtką żeby nie straszyć cywili, zignorowała też głos w szczekaczce.

Złapała oddech na uspokojenie i dopiero wtedy ruszyła w ich stronę. A raczej w stronę leżącego mężczyzny z nożem który wypadł mu z ręki.
- Jesteście cali, są inni napastnicy? - spytała głośno.

Jej ruch i głos wyrwał domowników ze stuporu. Kobieta w średnim wieku wyrzuciła ręce do przodu i coś głośno mówiąc skierowała się do dzieciaka. Ten podbiegł do niej i dał się jej utulić. Mężczyzna w podobnym wieku, też ubrany na arabską modłę zrobił krok do przodu ale nie podchodził bliżej. Zaczął coś szybko i gwałtownie mówić po francusku. Że ten postrzelony to chciał porwać tego dzieciaka, że to ex ich córki czy coś w takiego i wynikało, że chyba mu się należało. Margaux zaś z bliska jak stanęła nad powalonym mężczyzną zorientowała się, że niechcący chyba coś chyba odstrzeliła za dużo niż miała zamiar. Bo na plecach w jasnym ubraniu pojawiła się i szybko rosła duża plama krwi. Rana musiała być bardzo poważna, może kula rozerwała tam w środku jakąś aortę przy sercu czy coś takiego. Mężczyzna konał i tylko natychmiastowa pomoc medyczna rokowała jeszcze nadzieję, że przeżyje ten postrzał.

- Merde! - Ryan zaklęła pod nosem czując złość. Nie tak miało być. Klęknęła przy rannym.
- Idźcie do domu, nie wychodźcie póki policja i pogotowie nie przyjadą. Ty - wskazała palcem jednego z dorosłych mężczyzn - Dzwoń po karetkę. Teraz!

Ze swojego telefonu nie mogła zadzwonić, zostałby niepotrzebny ślad. Popatrzyła na rannego i nie myśląc za dużo zdjęła swoją kurtkę żeby choć spróbować zahamować krwawienie. Metaliczny zapach kręcił w nosie i drażnił. Starała się oddychać przez usta.

- Max. Ranny cywili w ogrodzie. Teren zabezpieczony, możesz wejść. Potrzebuję twoich rąk. - wyszeptała przez szczekaczkę.

Zabierając się za próbę uratowania ofiary przypomniała sobie jeszcze o czymś istotnym.
-Hej spryciarzu wiem że mnie słyszysz. Usuń nas z oczu Wielkiego Brata, a potem zabieraj się stąd. Dzwoń na prywatny, łapiemy się po drodze - dokończyła równie cicho. Wybrali w końcu teren najbardziej obstawiony kamerami, co miało swoje plusy. Albo, jak w tej chwili, minusy.

---

Mecha T 03


Strzał do awanturnika (OPA + Strzelanie) PT 3

rzut: 6d10=6, 8, 8, 9, 9, 5 > 5 suk = trafienie (obrażenia 5+2=7)

 

Ostatnio edytowane przez Coolfon : 30-08-2022 o 15:51.
Coolfon jest offline