Szybko ruszyły do Garry’ego i wilkołaków. Ann była skołowana wydarzeniami w jakich brała udział i… wampirzą krwią, której posmakowała. Krwią Kainity innego niż Cyril, ale równie słodką i równie uwodzicielską. A gdy dotarły na miejsce spotkania, obie zauważyły iż wilkołaki nosiły na ubraniach ślady szorstkiego traktowania przez ochronę. Rany na ich ciałach już się zagoiły, co świadczyło o tym, że te istoty potrafią szybko wylizać się z obrażeń. Możliwe, że nawet dosłownie.
Zauważyły też, że wilkołaki były lekko nerwowe, co niestety stało się kłopotliwe chwilę później.
Nadia bowiem była kiepskim materiałem na dyplomatkę, a Ann była w dość kiepskim stanie emocjonalnym, więc wszystko spadało na biednego Garry’ego.
A pytania caitiffki o wilkołaka, którego obie Kainitki spotkały na miejscu tylko podgrzały atmosferę. Futrzaki uniosły się gniewem i dość opryskliwie “wyjaśniły”, że to nie był prawdziwy szlachetny garou. Że to była abominacja… wypaczona przez Żmija wersja wilkołaka i w ogóle jakiekolwiek sugestie pokrewieństwa między Garou a tą kreaturą są dla nich obraźliwe.
Nadia zaś choć wydawała się być bardziej opanowana niż Ann, szybko zaczęła narzekać na to ile musiały przejść i jakie to zagrożenia musiały pokonać. A wszystko to po, by na końcu ujawnić fakt, iż nie była pewna czy jej pokaz elektryczny podczas walki z tym żmijowym pseudo-wilkołakiem nie zaszkodził plikom, które ukradła. Co prawda była niemal pewna, że jej sprzęt przygotowany na taką możliwość nie ucierpiał za bardzo, ale… zawsze istniała możliwość. I Tremere domagała się zapłaty za wysiłek, nawet jeśli pliki uległy uszkodzeniu.
A wilkołaki, jakoś nie chciały płacić za zepsuty towar. Co oczywiście irytowało Nadię, która dawała upust swojemu gniewowi za pomocą sarkastycznych uwag i złośliwości. Garou zaś nie zważały na jej płeć i odpowiadały jej pięknym za nadobne. Póki co werbalnie, ale jeśli sytuacja miałaby się zaognić…
… Na szczęście Garry’emu udało się namówić wszystkich do kompromisu. Wilkołaki otrzymali dane i nawet jeśli nie nadają się do odczytania, zapłacą za sabotaż wrogiej placówki. Mniej niż za kradzież, ale zawsze to coś. Wypłata zaś miała się odbyć następnej nocy. Ufff… Gangrel z ulgą przyjął koniec negocjacji i obie grupy mogły się rozjechać do domów. W samą porę, bo noc już się powoli kończyła.
Ann trafiła do willi Blake’a. Toreador już tam na nią czekał z kieliszkiem krwi. I tu wreszcie Ann mogła zrzucić z siebie cały bagaż emocji i wyżalić się.
William zareagował zrozumieniem na jej zachowanie. Pozwolił się wypłakać wtulonej w ramię, wysłuchał jej pretensji do świata i Cyrila, jej tęsknot za starym Tremere… wszystkiego. Toreador był cierpliwy i spokojny i chyba miał dużo doświadczenia w tej roli. Niewiele się odzywał, a jeśli już to po to, by ją pocieszyć. Wszak jutro będzie kolejna noc, jutro wszystko może się odmienić, jutro…
… jutro nadeszło po ciężkim koszmarze. Labiryncie po którym błąkała się Ann uciekając przed Bestią. Włochatą, olbrzymią, ociekając krwią której krople spływały po pazurach i kłach. Trochę ludzką, bardzo zwierzęcą… zdecydowanie nieludzką. Ann kulała, jej ciało spływało krwią i było kłębkiem strachu i bólu. Tu w labiryncie koszmarów nie była niepokonanym drapieżnikiem nocy. Tu jej rany się nie goiły, tu cienie były kolejnym wrogiem, a nie sojusznikiem. Tu… była tą samą zastraszoną dziewczyną, którą Sabat zabił, by przemienić w wampira. Jaki był tego cel? Ann nigdy się nie dowiedziała, chyba nawet nie chciała wiedzieć. Cokolwiek Sabat planował względem Ann, nigdy się nie ziściło. Koteria wampirów wiernych Maskaradzie wtargnęła przypadkiem i zrobiła to co zwykło się czynić w takich sytuacjach. Wszczęła walkę zakłócając plany Sabatu i dając szansę ucieczki skołowanej Ann. Tu takiej szansy nie było, tu w labiryntach koszmaru dla niej było ucieczki. Bo kot nie ścigał, a bawił się z myszką. Śmierć, bolesna brutalna i krwawa, była tylko kwestią czasu.
… Jutro było ciężkim przebudzeniem. Ann nie miała dobrych przeczuć dotyczących tej nocy.
I była głodna. Bardzo głodna. Instynkt popchnął ją do lodówki, a głód zmusił do pochłania zawartości kolejnych woreczków z krwią. Raz po raz. Nic innego się nie liczyło. Nawet Cyril.
Tylko głód.
William przyjął to ze zrozumieniem, gdy przyłapał ją na pustoszeniu jego zapasów.
- Trzeba będzie zamówić u Clyde’a kilka woreczków.- skomentował ten widok. A potem telefon zadzwonił i Blake udał się by odebrać zostawiając Ann sam na sam z głodem i krwawą przekąską.
- Cyril dzwoni… i chce z tobą rozmawiać. - te słowa przerwały posilanie wampirzycy i wlały nieco nadziei w serce Ann. Może to będzie udana noc.