Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2022, 01:24   #22
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
& Coolfon & MG :>

Po załatwieniu wszelkich formalności, zabraniu sprzętu i dostaniu błogosławieństwa “wypierdalać” od Szeryf Aurory, koteria rozbiegła się po korytarzach zmierzających do wyjścia i dalej znikała w ciemnych zaułkach, wnętrzach samochodów lub innych ciasnych kątach. Przed Meduzą została blond lalka w srebrno-złotej sukni oraz detektyw wyglądająca przy niej jak uboga wersja ubogiej krewnej. Trzymała jednak fason który trochę stracił na świeżości kiedy na chodniku przed nimi zaparkowała czarna audiola.
- Niezła fura - musiała to przyznać gdy już gwizdnęła przez zęby.

Stojąca obok de Gast uśmiechnęła się z przyjemnością i poprawiając włosy zaprosiła ciemnowłosą gestem do środka. Uczynny kierowca wysiadł z samochodu i odsunął fotel aby dodatkowy pasażer mógł wejść do tyłu.
- Wzięłam coupe bo nie miałam w planach podrzucania kogokolwiek - wyjaśniła z rozbrajającą szczerością dając znak kto siada z przodu. - Przynajmniej będziemy szybko i nie musisz się chować żeby znajomi nie widzieli że wozisz się jakimś szrotem.

- Jakoś to przeżyję, najwyżej założę kaptur
- Ryan parsknęła sadowiąc się z tyłu i zaraz szofer zasunął fotel aby ona się tym nie kłopotała. Rozparła się wygodnie na skórzanej kanapie mając ją całą dla siebie.

- Zostaje jeszcze bagażnik jeśli chcesz. Ciasno, ciemno i przytulnie. Jakbyś znowu była w trumnie - blondynka również zajęła swoje miejsca i nie przestając się uśmiechać poczekała aż Dominik zamknie za nią drzwi, a następnie wróci na fotel kierowcy. Skorzystała z tego czasu aby ułożyć tren sukni bo szkoda aby się pogniótł bez sensu. Włączyła też odtwarzacz i z głośników zaczęła lecieć muzyka.
- Przyjechałaś sama kochanie?
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=n3sYYkZH4nE[/MEDIA]
Detektyw zamrugała, a potem odchrząknęła. Nie wiedziała co ją bardziej rozbawiło: wizja zamknięcia w pudle z tyłu fury czy słodki, prawie dziewczęcy głosik zapraszający do masakry z dużą ilością żyletek w tle tak na pierwsze takty.
- Dzięki… mam na dziś dość ciasnych pudeł, chcę trochę odetchnąć - odpowiedziała pomijając fakt gdzie i w jakich warunkach siedziała zamknięta. - Nie, kumpel mnie podrzucił.

- Kumpel powiadasz. A jakiś ciekawy? Opowiedz o nim -
jej rozmówczyni wydawała się nagle żywo zainteresowana akurat tym wątkiem.

- Czy to przesłuchanie? - Ryan skrzywiła się trochę kryjąc za tym zdziwienie.

- Skądże, po prostu jestem ciekawa. - Alessandra szybko machnęła ręką, śmiejąc się perliście.
- Taka moja natura, co poradzisz? Lubię poznawać znajomych moich znajomych, zawsze wychodzi z tego coś ekscytującego.

- Ciekawego pod jakim kątem?
- parsknęła.

Odpowiedzią był kolejny śmiech i kręcenie się jasnowłosej głowy na boki. De Gast wyciągnęła telefon i wybierała numer, ale zamiast zadzwonić odwróciła się do tyłu.
- Pod każdym możliwym kochanie. W każdej możliwej konstelacji i formacji. - wymruczała niskim głosem patrząc byłej policjantce głęboko w oczy, a ją przeszył dreszcz gdy smukłe palce Torreador pogłaskały jej kolano.
- Musisz mnie odwiedzić w moim klubie, zielonooka. To okropne zaniedbanie że jeszcze tam nie trafiłaś.

- Oh… hm… -
trzeba było Margaux solidnego oddechu aby wziąć się w garść. Potrząsnęła głową dla otrzeźwienia i dopiero wtedy odpowiedziała widząc coś więcej niż dwa hipnotyczne punkty przed sobą.
- Wpadnę, jasne. Ale najpierw załatwmy co mamy załatwić. Inaczej zrobią z nas pariasów którym jak dasz dwie metalowe kulki to jedną połamią, a drugą zgubią. - udawała że jej głos nie ochrypł nagle i bez powodu.

- Oczywiście że najpierw robota, kochanie. Najpierw robota, a potem przyjemności… chociaż najbardziej lubię gdy pierwsze łączy się z drugim - Alessa z niewinną miną wróciła frontem do kierunku jazdy.
- Zajmij się sobą skarbie. Muszę zadzwonić - dodała jeszcze, a potem przystawiła telefon do twarzy i zaraz się rozgadała, zaczynając od:
- Jewel, kochanie…


Droga przez miasto minęła bez żadnych komplikacji. W tak zwanym międzyczasie udało się Alessandrze zamówić potrzebne rzeczy i nim się z Margaux spostrzegły, dotarli na miejsce. Tam wytoczyły się z fury z uśmiechem witając Nosferatu będącego już na miejscu. Zanim miejscowy element zdążył zrobić coś oprócz słownego zaczepiania przejezdnych, na scenę wjechał trzeci wóz. Czarny Mercedes z przyciemnianymi szybami na moment oświetlił scenę mocnym światłem reflektorów odwracając uwagę. Szczególnie kiedy światła zgasły tak jak silnik, a ze środka od strony pasażera wyszedł najpierw wysoki, łysy osiłek z pociągłą twarzą i w skórzanej kurtce. Drugi trochę mniejszy i z krótkimi średniej długości jasnymi włosami wysiadł z tyłu od strony kierowcy. Trzeci, kierowca, wysiadł również - on akurat był niskim, przysadzistym Latynosem w średnim wieku, z wąsem i gangowymi tatuażami na twarzy. Pierwszy miał ponury wyraz twarzy, drugi bezczelnie szczerzył się do blondyny, a trzeci miał minę jakby był lekko zirytowany kiedy rozglądał się po okolicy. Alessandra za to łaskawie nagrodziła ich uśmiechem i ruszyła w ich stronę. Wtedy też pojawiła się ostatnia pasażerka suva. Jej widok najbardziej ucieszył de Gast.
- Idealne wyczucie czasu - pochwaliła przepływając z godnością bliżej fury.

- Dziękuję, jak szefowa zadzwoniła to zrobiliśmy co się dało aby być jak najszybciej. Wzięłam tą sukienkę co szefowa prosiła. I jeszcze jedną czy dwie tak na wszelki wypadek. Są w samochodzie. - Jewel obdarzyła nadchodzącą blondynkę ciepłym uśmiechem i spojrzeniem. I odezwała się w imieniu całego zespołu. Panowie zaś odwrócili się do nich plecami w promieniu kilku kroków przyjmując rolę naturalnego kordonu ochronnego. Rozglądali się po ulicy i domach ale na tych nudnych, miejskich peryferiach, nawet w środku sobotniej nocy, niezbyt na czym było zawiesić oko. Więc w naturalny sposób patrzyli albo na resztę nowych dla siebie samochodów i znajomych szefowej albo na tą grupkę młodzieży siedzących niedaleko na schodach i murkach jednego z domu.

Na wieść, że jej panna wykazała tyle przezorności aby wziąć z garderoby coś ekstra na wszelki wypadek gdyby jednak zmieniła zdanie, na twarzy de Gast pojawiła się mina bardzo zadowolonego z życia kota.
- Pomyślałaś o wszystkim… - westchnęła wdzięcznie, zmniejszając dystans między nimi do minimum. Wtedy też podniosła bladą dłoń i pogłaskała nią policzek dziewczyny czułym gestem który przeszedł niżej na czubek brody, a potem czubki palców zaczęły drażnić jej szyję od żuchwy do złączenia obojczyków.
- Grzeczna dziewczynka, taka rozsądna, taka zaradna i taka piękna - mruczała zbliżając twarz do twarzy celu aż ich usta znalazły się tuż obok siebie.

Przez chwilę z bliska wampirzyca widziała to co właściwie nie powinno być dla niej zaskoczeniem. Jak szczupła, atrakcyjna szatynka cicho sapnęła pod wpływem dotyku jej dłoni na swojej twarzy. I miała już pewność, że Jewel odczuwa tą mieszaninę niecierpliwości, oczekiwania i podniecenia zanim jeszcze ich usta się zetknęły. A gdy to się stało śmiertelniczka z tego natłoku emocji zdradzała swoją chciwą i nawet drapieżną naturę gdy kierowało nią pożądanie i uzależnienie od tego co poza szefową mało kto mógł jej dać w ich klubie. I była gotowa na to już tu i teraz. I pewnie to nakręcało ją do działania gdy tylko dostała od niej telefon. Gdzieś tam jakby zza kadru usłyszały gwizdnięcie z wrażenia, pewnie od tej grupki na schodach i okrzyki zachęty.

- To… Te sukienki są w samochodzie… Jakby szefowa miała ochotę… Się przebrać znaczy… - tancerka przełknęła ślinę i z zarumienionymi od ekscytacji policzkami, starając się jeszcze zachowywać w cywilizowany sposób wskazała na stojące, czarny Mercedes. Z bliska spokrewniona czuła prawe jak aorty śmiertelniczki kuszą ją i wzywają pulsując tuż pod skórą, że nawet palcami można było to wyczuć. A jej ekscytacja stanowiła dodatkową, pikantną przyprawę.

Zaangażowanie zasługiwało na nagrodę, Torreador nie była okrutna jeśli kogoś lubiła, a lubiła swoją małą zabaweczkę. Szczególnie gdy przez skórę parowało z niej podniecenie, rozszerzając jej źrenice do tego stopnia, że można się było w nich przejrzeć jak w lustrze.
- Będziesz musiała mnie zapiąć. Sama sobie z tym nie poradzę, a panowie zajmują za dużo miejsca aby było przy tym wygodnie… a tyle razy mówiłam Servio że powinien zmienić furę - powiedziała poważnie, pchając ją lekko w kierunku wejścia suva.

- No tak, kawał chłopa z niego i reszty… Może jakiś van? W tych turystycznych to nawet są łóżka, całkiem wygodne… Nawet ostatnio taki ciekawy filmik widziałam jak przerabiali zwykłego vana na kampera… No a zapiąć szefową, no pewnie, jasne, z przyjemnością, jakby tylko coś jeszcze było trzeba to ja bardzo chętnie… - Jewel nawijała idąc a potem wchodząc do czarnego suva po czym usiadła głębiej aby zrobić miejsce dla szefowej. Jak przyciemniane szyby odcięły ich od świata zewnętrznego to na Alyssę czekały płonące żądzą, wygłodniałe oczy. Brunetka miała ochotę dokładnie na to samo co ona i gdy zostały same wcale tego nie ukrywała.

- A tu są te sukienki… W torebkach… - powiedziała machinalnie wskazując na przywiezioną garderobę. Chociaż sama nawet nie posłała tam spojrzenia bo blondynka obok przykuwała je jak magnes. Przy takim stężeniu dobrej chęci, woli, zrozumienia, ekscytacji i podniecenia wystarczyła iskra aby dłonie, usta i oczy skrzyżowały się nawzajem. De Gast wiedziała, że na wyrafinowane zabawy nie mają za bardzo czasu i okazji. Wkrótce pewnie Black dojedzie na miejsce i trzeba będzie ruszać i zanurzyć się w ten lokalny folklor parków, placów zabaw i ulic. Ale na razie, na tą chwilę, jeszcze były we dwie odcięte od tego wszystkiego.

Szczytowym momentem tej krótkiej chwili namiętności i wyuzdania były kły wampirzycy wbijające się w szyję swojej chętnej i słodkiej ofiary. Podniecenie dało się spijać nie tylko z ust i skóry ale też krwistymi łykami spływającymi po języku i gardle. Mieszające się tam w środku z wampirzym vitae i rozbudzającym martwe ciało dawką nowej energii. W zamian Jewel dostała to niepowtarzalne doznanie za jakie tak ceniła szefową, że prawie jawnie za nią szalała. Co dało się poznać po stłumionych jękach przyjemności gdy blondynka wysysała krew z jej szyi. Kurczowo złapała ją i przycisnęła do siebie jak najdroższą kochankę. Aż szkoda było przerywać tą ucztę. Głód został zaspokojony. Zmalał do cichego drapania w głębi czaszki jakie już było łatwo zignorować i zająć się czymkolwiek innym niż jego zaspokajaniem. Wampirzyca czuła się spełniona i syta. Zaś jej przyjemnie opakowany i podany posiłek także.

- Oh, jak szefowa coś zrobi… - wymamrotała rozleniwionym tonem Jewel opierając się o kanapę i poddając się efektom gwałtownej przyjemności. Od niechcenia głaskała blondynkę chcąc się jeszcze nacieszyć tą słodką chwilą jak było “tuż po”.

De Gast pozwoliła jej na to, samej również korzystając z okazji aby jeszcze przez moment móc cieszyć dotyk i wzrok uradowaną kochanką której krew krążyła teraz w jej ciele rozgrzewając i dając energię do działania.
- To teraz mnie zapnij kochanie - wyszeptała śmiertelnej prosto do ucha, wskazując niedbałym ruchem dłoni na torbę z ubraniami.

Jewel równie chętnie, choć trochę mniej sprawnie, chwyciła wskazany pakunek i już parę minut później drzwi suva otworzyły się ponownie, wypuszczając Alessandrę w nowej, prostej i praktycznie przezroczystej kreacji z naszytymi gdzieniegdzie drobnymi kryształkami które niczego nie zakrywały. Wyglądała bardziej jak lśniąca warstwa skóry niż suknie, nie miała też trenu, więc łatwiej się chodziło.Co nie znaczy że można było w niej biegać, lecz nie od biegania Alessandra przecież była.


Słysząc że nagle ktoś coś do niej mówi, i nie jest to nikt z jej świty, Alessandra odwróciła głowę w stronę skąd dochodził głos. Podchodziła do nich dwójka z siedzących na schodach dzieciaków. Młodych ludzi nawet, dla blondynki wyglądali na grupkę studenciaków może w jej wieku przed przemianą, a może rok czy dwa starszymi. Wysłuchała co mają do powiedzenia i uraczyła ich rozbawionym uśmiechem, bez żadnego skrępowania oceniając spojrzeniem najpierw dziewczynę, potem chłopaka. Jewel w tym czasie uwiesiła się na jej ramieniu, opierając o nie policzek.
- Spójrz kochanie kto tu do nas zawitał - wampirzyca wymruczała niskim głosem niby do szatynki, chociaż wciąż obserwowała dwójkę obcych. Dała też znak dłonią aby ochrona pozwoliła im podejść jeszcze bliżej.
- Nie bywacie często w nocnych klubach Palais-Bourbon, co? - zapytała i za chwilę zaśmiała się perliście, mrużąc z uciechy błękitne oczy.

- Nie no… Bywamy… Masz nas za wieśniaków? No bywamy… Ostatnio tam kolega robił urodziny to balowaliśmy do białego rana. - młody mężczyzna odparł nieco zmieszanym tonem. Z jednej strony pewnie odebrał pytanie jako przytyk i chyba faktycznie nie bywał zbyt często na nocnych rozrywkach w centrum miasta. A z drugiej nie chciał właśnie wyjść na kogoś takiego.

- A ja nie bywam, no przynajmniej tak często jakbym chciała no a Anthona gdzieś wyciągnąć poza dzielnicę to ciężko a samej to tak głupio tak tam jechać. Bo ja to nie jestem stąd tylko akurat przyjechałam do rodziny. - Robi bez żenady była mniej powściągliwa i zdradzała ekscytację tym niespodziewanym, nocnym spotkaniem. Machnęła głową na sąsiada i kciukiem za siebie na resztę dotychczasowego towarzystwa z którego do tej pory niezbyt się wyróżniała. Oboje z trudem starali się zachować pozory, że ewidentnie nie patrzą na te wszystkie blond cuda skryte za prześwitującą sukienką de Gast jaką chyba brali za jakąś gwiazdę. I nawet Jewel chociaż stała tuż obok to zarabiała tylko ich przelotne spojrzenia ale chyba była do tego przyzwyczajona bo uśmiechała się i sprawiała sympatyczne wrażenie aktorki drugiego planu.

Jakże Alessa żałowała że jest tu w konkretnym niemającym z dobrą zabawą nic wspólnego co tym bardziej ją irytowało! Była sobotnia noc, idealny czas na otwarcie weekendu, czyli najlepszą imprezę w całym tygodniu, a ona co robiła? Stała na poprawnej, mdłej ulicy tak nijakiej że aż czuła dreszcze zażenowania samym faktem znajdowania się na niej. Do tego musiała właśnie spławić dwie małe myszki które same pchają się prosto w jej pazury bo miała robotę. Oczyma wyobraźni widziała już kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, zastosowań dla dwójki śmiertelników i nie musieliby jechać do niej. W klubie również dało się dobrze wybawić, a przecież ostatnia zabawka panny de Gast… zepsuła się zeszłej nocy.
- Mam was za dwie ptaszyny które wyglądają na znudzone, a które mogłyby korzystać z weekendowego czaru paryskiej nocy w pełni… zamiast wysiadywać schody jak ostatnia para przegrywów - blondynka zdawała się nie zwracać uwagi na ich spojrzenia czemu przeczył fakt, że zostawiła towarzyszkę i sama podeszła do obcych kołysząc biodrami i pozwalając aby drobne kryształki naszyte na materiał posyłały im wesołe błyski.
- Anthony i Robinette… jak uroczo. Podoba mi się - stanęła na tyle blisko żeby móc powoli przespacerować się palcami po ich piersiach, na przemian patrząc im śmiało prosto w oczy.

- A ty? Jak się nazywasz?
- Anthon musiał odchrząknąć aby przerwać urok kobiecych palców wędrujących po jego piersi. Pod tymi palcami de Gast czuła żywe, bijące serca i ożywcze, naturalne ciepło jakim zwykle emanowali śmiertelnicy. Coś co ona i większość jej rasy mogli tylko symulować dzięki rumieńcowi życia. Do tego on, pod koszulką miał całkiem przyjemną w dotyku, płaską klatę a ona nie mniej przyjemne krągłości. I coś żadne z nich nie sprawiało wrażenia, że ten dotyk nieznajomej jest dla nich nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie. Czuła, że trafiła na podatny grunt i oboje “są na tak” w razie gdyby dostali jakąś nieprzyzwoitą propozycję z jej strony.

- No właśnie, czar paryskiej nocy… Właśnie o to mi chodziło… - Robinette też chyba miała kłopoty z koncentracją ale pewnie chciała powiedzieć cokolwiek aby chociaż zachować pozory, że nie dała się zauroczyć olśniewającej blondynce. Sama na próbę dotknęła ją placami po ramieniu przesuwając się po nim.

Ruch nie spotkał się z negatywną reakcją, wręcz przeciwnie. De Gast bawiła się przednie, zapominając na chwilę po co tak właściwie tu przyjechała. Mruknęła nisko i przygryzła wargę, świdrując Robin spojrzeniem. Coraz mocniej żałowała, że tak bardzo nie ma czasu na zabawę tej nocy… jednak znalazła rozwiązanie zastępcze.
- Kochanie podaj mi torebkę - powiedziała do stojącej za jej plecami Jewel, a sama wróciła do czarującego uśmiechu i spoglądania na oboje śmiertelników z żywym zainteresowaniem.
- Ta noc niedługo się skończy, a mam jeszcze coś ważnego do załatwienia zanim nastanie ranek, ale nic straconego. Jutro też jest noc, czyż nie? - przyjęła niewielką kopertówkę i otworzyła ją. Ze środka wyjęła dwa czarno srebrne kartoniki z logo klubu przedstawiającym popękaną maskę arlekina oraz napisem “Miroir Noir”. Wyciągnęła je na otwartych dłoniach ku pozostałej dwójce.
- Pokażcie to na wejściu i powiedzcie że przysyła was Alessandra. Opiekuję się tym miejscem, a wy jesteście moimi specjalnymi gośćmi. Nie siedźcie dziś za długo, wypocznijcie, bo jutrzejszej nocy nie zapomnicie do końca życia.

- Oh! Anthon zobacz! -
znów koleżanka okazała się mniej wstrzemięźliwa od kolegi. I gdy Jewel podeszła z torebką a blondynka się przedstawiła o wyjęła firmowe wizytówki to aż krzyknęła z radosnej ekscytacji jakby dostali bilet do wielkiego świata i w ogóle księżniczka zapraszała ich do swojego zamku na bal.

- Noo… To jutro? No tak, to będziemy. Ale to nie jakieś nudziarstwo pod krawatem i z serwetkami? Bo to nie dla mnie. - młody mężczyzna chrząknął aby znów jakoś zachować pozory, że panuje nad sytuacją, głosem i w ogóle. Ale też oczka mu się śmiały na ten trzymany w dłoni kartonik. I z trudem powstrzymywał pełny uśmiech zwycięzcy jakby dostał kupon z pewnymi wygranymi numerami w totka.

- Nie to porządny klub. Muza, neony, dziewczynki. No i ja też tam pracuję. Tylko dzisiaj mam prywatne występy dla szefowej. - Jewel roześmiała się bo wyszło, że Anthon chyba nigdy nie był w środku ich klubu. I chciała rozwiać jego uwagę pewnie widząc, że szefowa ma na nich ochotę. Albo i na niej też zrobili dobre wrażenie.

- Brzmi super! No właśnie o to mi chodziło! Tylko samej to tak głupio w ciemno jechać! To Alessandra tak? Bardzo ładnie. A będziesz jutro? A ty jak się nazywasz? - Robinette miała minę i uśmiech jakby chciała od ręki przewinąć dobę do jutrzejszego wieczora. Ale skoro się nie dało to chociaż chciała się coś jeszcze od tych dwóch przybyszy z innego świata dowiedzieć.

- Jestem Jewel. - odparła krótko tancerka nie chcąc za bardzo włazić szefowej w paradę.

- Powinnam być od 23:00 jeśli nic mi nie wypadnie, a jeśli wypadnie dadzą mi znak, że jesteście i zajmą się wami odpowiednio do mojego przybycia. Ostatnio mam sporo na głowie i coraz mniej czasu na własne przyjemności - Alessa poskarżyła się trochę robiąc jeszcze krok w ich stronę przez co stanęła tak blisko że prawie stykali się torsami. Nagle jedna z jej dłoni podniosła się i bez ostrzeżenia płynnym ruchem rozpięła rozporek w spodniach chłopaka.
- Dla was jednak znajdę czas, o tak… na pewno znajdę - szepnęła gorąco, wpuszczając palce na krótkie rozpoznanie pod materiał bielizny. Z drugiej strony zajęła uwagę Robi, chwytając za brodę i przysuwając do swojej twarzy aby móc pocałować na próbę.

Gdzieś tam zza pleców blondynka usłyszała stłumione parsknięcie rozbawienia Jewel. Ona może nie byłaby aż tak zaskoczona manewrami szefowej jak oboje młodych tubylców. W końcu nie znała jej od wczorajszej nocy. Ale oni spotykali ją pierwszy raz. W pierwszej chwili oboje koncentrowali się na jej twarzy gdy podeszła bliżej. Potem prawie zgrali z różnego rodzaju “och!” w geście zaskoczenia gdy ta miła pani z klubu w centrum niespodziewanie zaczęła się dobierać do rozporka Anthona. Ten zamrugał oczami jakby nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.

- Ale jesteś gorąca! - jęknął wciąż mrugając tymi oczami. Trochę już nie bardzo wiadomo było do czego. Do tego, że czuł już palce obcej kobiety w tym swoim najwrażliwszym miejscu. Ta zaś czuła, że jest tak w połowie drogi. Pewnie mimo, że chciał uchodzić za poważnego i opanowanego to jednak ta cała erotyczna otoczka niezwykłej rozmowy podziałała na niego także jak najbardziej w fizycznie odczuwalny sposób. Czy dlatego, że tuż obok usta Alessy wpiły się w usta Robin. Ta znów okazała mniej skrępowania i pruderii i tylko w pierwszym momencie, gdy jeszcze wpatrywała się w rozporek kolegi była bierna. Ale zaraz oddała pocałunek tak chętnie jakby z taką nadzieją startowała ze swojego murka gdy podchodzili do tej dwójki odstawionych ślicznotek.

- Ohh… To jutro tak? To tak, przyjdę na pewno… - wysapała rozanielona dziewczyna patrząc z bliska rozpalonym spojrzeniem na blondynkę z jaką właśnie skończyła się całować.

- No tak, na pewno będziemy! - Anthon wreszcie przestał udawać chłodnego profesjonalistę i też okazał pełen entuzjazm związany z jutrzejszym spotkaniem.

Skoro wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, de Gast poczuła się usatysfakcjonowana i dała to odczuć ludzkiej parze jeszcze przez parę gorących chwil, nim wreszcie zrobiła krok w tył i ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami zaśmiała się figlarnie. Gdzieś z głębi ulicy dobiegł ich ryk silnika, pojawiło się też pojedyncze światło. Jak od motoru.
- Przygotujcie się odpowiednio i do zobaczenia jutro, moje ptaszyny - zakomunikowała odwracając się ale przez ramię dodała - Ah, i nie lubię włosów wchodzących między zęby. Wiecie więc co macie zrobić.


Spacer po parku przerwał błysk, de Gast skrzywiła się odruchowo patrząc w niebo lecz niebo mimo zachmurzenia nie wydawało się zanosić na burze. Brakowało charakterystycznego zapachu ozonu i wyczuwalnego napięcia spadającego na łeb na szyję ciśnienia. Wtedy też pojawił się drugi błysk, między drzewami. Zaraz też tajemnica się rozwiązała gdy na ich alejce pojawił się mężczyzna z aparatem. Przez radio przepłynął wesoły głos Jewel, spokrewniona omiotła obcego od stóp do głów, zastanawiając nad propozycją zrobienia zdjęcia. Co jej szkodziło?
Nie przeszli niestety do ustalania szczegółów bo w uchu zabrzmiał blondynce przerażony głos jej zabaweczki, a następnie już wszyscy usłyszeli krzyk strachu.
Wyglądało że zasadzka się udała, brudas chwycił przynętę. Alessandra rzuciła Jean Marcowi szybkie spojrzenie i kiwnięciem głowy nakazała biec.
Była zła, bardzo zła. Wściekła wręcz. Nie znosiła gdy obcy dotykali JEJ rzeczy.
Mieli też świadka, na dokładkę z aparatem uwieczniającym dowody.
Musiała wciągnąć z sykiem powietrze aby powstrzymać furię. Była ona i Bruno, z czego tylko jej czarnowłosy towarzysz nadawał się do bitki. Ona mogła połamać paznokcie, albo jeszcze przeszkodzić w bezpośrednim starciu. Ale od czego było otoczenie?
- Słyszałeś to? - zwróciła się przejęta do fotografa, łapiąc go za rękę.
Wszyscy słyszeli krzyk z alejki obok, nie trzeba było mieć zmysłów spokrewnionego.
- Tam jest moja przyjaciółka, coś się jej stało - przysunęła się bliżej napierając ciałem na ciało obcego śmiertelnika i owiewając jego twarz gorącym oddechem - Pomóż mi, nie poradzę sobie sama jeśli ją napadnięto.

Ochroniarz z “Noire Mirror” gdy tylko gwałtownie się odwrócił do szefowej, i złapał jej spojrzenie ruszył biegiem przed siebie na ratunek koleżance z pracy. Fotograf był pewnie bardziej zaskoczony tym wszystkim bo w końcu pewnie nie wiedział o grasującym w okolicy krwiożerczej bestii na dwóch nogach. A i Jewel jak spotkał niedawno to pewnie nie musiał ją powiązać z kimkolwiek innym skoro wyglądała na przypadkową, ładną nieznajomą jaką poprosił o uwiecznienie na paru okazyjnych fotkach. Widział jednak plecy odbiegającego ochroniarza a na sobie czuł piersi błagającej o pomoc ślicznotki. Wahał się tylko chwilę.

- Zobaczę co da się zrobić! Nie martw się! - krzyknął już odbiegając i ruszył w ślad za Jean Markiem. Ten zaś jak pruł przez alejkę widział już przed sobą jak ktoś skacze na plecy biegnącej koleżanki i powala ją na ziemię. Jewel musiała widocznie przez chwilę dać radę uciekać ale napastnik w końcu ją dopadł. Śmiertelniczka na wysokich obcasach niezbyt miała szanse w biegu z napędzaną Głodem nieśmiertelną bestią.
Za nimi, z aparatem w lewym ręku szybkim krokiem ruszyła też Alessandra. W prawym trzymała wyjęty z torebki paralizator i zgrzytała zębami na to, co przyszło jej w udziale.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 31-08-2022 o 01:27.
Sonichu jest offline