Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2022, 10:42   #7
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Każdy człowiek ma prawo do odpoczynku. Przynajmniej zdaniem Daniela, który uznał, że po czterech prawie miesiącach włóczenia się po bezdrożach Wenezueli (i użeraniu się ze stadkiem naukowców, którzy uważali, że zjedli wszystkie rozumy) należy mu się nieco wolnego. Szczególnie gdy ów człowiek ma już swoje lata, a na dodatek niedawno stał się posiadaczem przytulnej chatki na Tahiti.
Czekało morze, palmy, śliczne tubylki...

- Przeklęte wynalazki współczesnej cywilizacji....- Daniel ponurym spojrzeniem obrzucił telegram, który dopadł go w zdecydowanie nieodpowiedniej chwili. - Żegnajcie wakacje... - dodał z niewesołym westchnieniem.
Przepił żal solidnym łykiem brandy, chociaż ta na takie traktowanie nie zasługiwała, a potem chwycił za telefon. Nie mógł odmówić prośbie Blooma, szczególnie gdy chodziło o Evelyn, a do Londynu trzeba było jakoś się dostać.

* * *

„SS Dominica” był statkiem wysokiej klasy, przyjaznym dla pasażerów i oferował im wiele rozrywek różnej jakości. Daniel kilka razy korzystał i z tego środka transportu, i z oferowanych tu rozrywek. A w czasie tego rejsu doszła dodatkowa atrakcja - nawiedzony klecha, który w każdym zachowaniu widział zgorszenie, groził każdemu piekielnym ogniem, wyzywał od grzeszników i jawnogrzesznic... no i próbował wtykać swój nochal tam, gdzie nie powinien. Ale Daniel miał niejasne wrażenie, że na statku nie znalazł się nikt, kogo działalność kaznodziei naprowadziła na świetlaną drogę cnoty.
Daniel w oczy mu się nie pchał, a tym bardziej nie mówił, co myśli o tejże działalności. I korzystał z życia w sposób, który wspomniany przed chwilą klecha nazwałby grzesznym i niemoralnym.

* * *

- Dzień dobry, panie Danielu. - Pokojówka, która odebrała od Daniela kapelusz i płaszcz, powitała gościa bynajmniej nie służbowym uśmiechem.
- Dzień dobry, Kate - odparł, do słów dołączając uśmiech.
- Odświeży się pan po podróży? - spytała Kate. - Pokój już czeka. Jeszcze nie wszyscy przyjechali - dodała.
- I gdyby się znalazła jakaś przekąska...? - zasugerował.
- Oczywiście, panie Danielu...

* * *

Z paru znajdujących się już w salonie osób w oczy Daniela wpadła jedna, dawno nie widziana i niemal nie do rozpoznania.
- Sarah? - Z pewnym zaskoczeniem ale i uznaniem spojrzał na młodą kobietę. - Aleś ty wyrosła...
- Da... Daniel!? - Z zaskoczeniem, ale i radością w głosie odpowiedziała Sarah, po czym wyciągnęła ręce na boki i po przyjacielsku przytuliła się do mężczyzny, który odpowiedział na uścisk. - Jakoś tak się skupiłam na profesorze, że nie zauważyłam cię. Ale cieszę się, że ktoś znajomy też płynie! A... co do wyrośnięcia, no to trochę mi urosło, tu i tam. - Zachichotała, kończąc również uścisk.
Daniel odsunął się odrobinę.
- Ślicznie ci się urosło... - Pokiwał z uznaniem głową. - Moglibyśmy w wolnej chwili porozmawiać o tym, co się działo przez te parę lat.
Uśmiechnął się.
- Oj, to chyba zajęłoby cały wieczór i noc, żeby opowiedzieć twoje historie, a jeszcze ja też mam coś niecoś do powiedzenia, choć pewnie mniej ciekawszego... Ale... wiesz, w podróży będziemy mieć multum czasu, a z profesorem widzimy się tylko jeszcze dzisiaj, więc chciałam jeszcze z nim... zamienić parę słów... pewnie ty też... - Odpowiedziała Sarah z miną świadczącą, że jest jej trochę źle z tą odmową. - Ale na statku do tego możemy wrócić? - Spojrzała na Daniela z nadzieją.
- Oczywiście - odparł. - Znajdziemy jakieś zaciszne miejsce i przegadamy całą noc.

* * *

Pojawienie się nawiedzonego klechy stanowiło dla Daniela prawdziwe zaskoczenie. Wiedział, że profesor miewał różne dziwaczne znajomości, ale żeby aż takie...?
Gdy kaznodzieja się przedstawił, Daniel omal się nie udławił łykiem wspaniałej whisky. A potem szybko zrobił w myślach przegląd wszystkich swoich krewnych - bliższych i dalszych... Nie, z pewnością nie miał żadnych krewnych w Anglii, a taki akcent pobrzmiewał w niektórych słowach płynących z ust wielebnego Ebenezera.

Padało nazwisko za nazwiskiem a Daniel dochodził powoli do wniosku, że owszem - z większością da się dogadać, ale wymarzony skład na wyprawę do Amazonii to to nie jest.

- Daniel Thompson - przedstawił się jako ostatni. - Pastor i ja nie jesteśmy spokrewnieni - dodał, uprzedzając ewentualne pytania. - To przypadek sprawił, że nosimy to samo nazwisko.
Miał nadzieję, że wielebny nie potraktuje tego przypadku jako znaku od Opatrzności i nie skieruje swej działalności na "cudem odnalezionego kuzyna".
- Jeśli chodzi o doświadczenie, to trochę się kręciłem po tamtych okolicach - dodał.
 
Kerm jest offline