Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2022, 21:43   #25
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 04 - 2025.05.25; nd; noc, 04:00

Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon centralny
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:35; 95 min do świtu
Warunki: - na zewnątrz: noc, mżawka, powiew



Bruno i Allyssa



Z racji powody jaki ściągnął grupkę młodych stażem wampirów na te peryferyjne przedmieścia Paryża nie było łatwo się poczuć jak na wieczornym spacerze. Nawet jak kwadrans, za kwadransem nic specjalnego się nie działo. Kolejne dość podobne do siebie, monotonne i bezludne okolice. Parkowe alejki, plamy światła i ciemności między latarniami, drzewami, krzakami, ławki w parkach i placach zabaw cierpliwie moczone przez kropiącą mżawkę jaka zastąpiła pogodny środek majowej nocy. Nawet w kończącą się sobotnią noc niewiele się tu działo i niewiele było ludzkich sylwetek.

Jedna z nich, z aparatem zawieszonym na szyi właśnie podeszła do Bruna i Alyssy ale to blond kobieta wzbudziła zainteresowanie fotografa na tyle, że zapytał czy zechciałaby być jego nocną muzą i modelką. Jeszcze w słuchawce usłyszeli wesoły komentarz Jewel, blond manager z “Miroir Noir” właśnie miała mu rzucić swoją odpowiedź gdy znów usłyszeli Jewel.

- O matko biegnie na mnie! - krótki krzyk był pełen strachu i elektryzujący. Zresztą nawet na własne uszy słyszeli jej krzyk, nie tylko dzięki słuchawce. Nawet nieznajomy z aparatem spojrzał w tamtą stronę zaskoczoby tymi krzykami. On nie wiedział tego co oni.

Allyssa dała gestem znak Jean Markowi i ten ruszył w tamtą stronę. Bruno razem z nim. Blondynka zaś przylgnęła do fotografa wciąż skołowanego nagłą sytuacją. Ale dzięki swojemu urokowi osobistemu i wrażeniu jakie na nim wywarła poczuł się mężczyzną na tyle aby ruszyć na pomoc krzyczącej kobiecie w tarapatach. Zaś Torreador potruchtała za nimi wszystkimi z jego aparatem jaki zostawił w jej dłoniach.

Cała czwórka zbliżała się szybko do sceny rozgrywającej się ze dwie alejki dalej. Bruno i Jean Mark pędzili co sił w nogach i widzieli jak Jewel jeszcze biegnie. Pomimo szpilek i krótkiej kiecki biegła w ich kierunku całkiem szybko. Ale napastnik był jeszcze szybszy. Dopadł ją, skoczył i przewalił ją na brzuch. Tancerka krzyknęła w przerażeniu na cały park. On upadł na nią, na jej nogi ale zanim zdążył ją przyszpilić do mokrego asfaltu alejki jej przydało się trzymanie formy i sylwetki do występów na scenie. Napędzana strachem i walką o własne życie Jewel udało się trochę go skopać a trochę wyślizgać spod niego. Obróciła się na plecy i starała się go odepchnąć nogami. Zapewne gdyby byli sami to na wiele by to jej nie starczyło i znów by ją dopadł, pewnie tym razem na dobre. Ale okazało się, że nie jest tu sama.

Jean Mark zatrzymał się parę kroków od nich i uniósł wytłumiony pistolet. Skoro szefowa go o tym uprzedziła jeszcze zanim ruszyli z klubu to zabrał właśnie ten. Bo zwykle nosił zwykły pistolet. Broń z tłumikiem była o wiele bardziej nieporęczna, rzucała się w oczy i budziła trudne do prostego wyjaśnienia pytania więc noszenie jej było zbyt ryzykowne. Ale na taką nocną akcję można było spróbować. Dlatego gdy pociągał za spust, pistolet podskakiwał mu nieco w dłoniach ale zamiast huku strzelaniny słyszalnej w całej okolicy słychać było tylko ciche stukanie zamka i jakieś świsty co łatwo znikało w rumorze czynionym przez pozostałą trójkę.

Bruno nie zatrzymał się bo miał zamiar walczyć w bezpośrednim zwarciu. Z impetem jaki dawał mu rozbieg zaatakował zajętego Jewel napastnika. Trafił go w twarz i widział jak tamtemu odskakuje głowa. I tyle. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Za to przykuło uwagę. Zerwał się i zaatakował Gangrela w skórzanej kurtce.

- Tędy! Daj rękę! - fotograf zdążył dobiec zaraz po nim. Ale chyba nie czuł się wojownikiem na tyle aby stawać do walki między dwoma awanturnikami i jeszcze trzecim co strzelał z wyciszonego pistoletu. Zajął się więc Jewel. Złapał ją za rękę jaką mu chętnie podała i szarpnął. Oboje ruszyli aby dalej od ośrodka walki. Niejako przy okazji minęli nadbiegającą w szpilkach i półprzezroczystej sukni blondynce z jego aparatem w dłoniach. Miała jeszcze myśl aby dobyć paralizatora ale wszystko działo się tak szybko i chaotycznie, że nie było na to czasu.

Jak dobiegła stanęła na moment obok swojego ochroniarza. Ghul stał i uważnie celował. Dwaj skaczący, unikający i atakujący się nawzajem wojownicy byli trudnym celem nawet dla niego. Zwłaszcza jak nie chciał trafić swojego. Przeciwnik okazał się bardzo trudny do powalenia. Napędzania krwawą furią bestia atakowała bez wytchnienia i zdawała się nie zważać na własne rany. Najbardziej odczuł to Bruno. Nie mógł się przedrzeć przez intensywne ataki przeciwnika. Ten rozjuszony napierał go raz za razem, nie ustępując ani na chwilę. Co rusz spadały na niego kolejne ciosy. Czuł jak słabnie i siły go opuszczają, jak coraz głośniej łomocze mu w uszach i głowie. Coraz trudniej mu się reagowało na ciosy. Ale był jedyną zaporą dla bestii przeciwko zaatakowaniu kogokolwiek jeszcze. Dzięki temu co chwila słychać było świst powietrza pocisku starannie mierzonego przez Jean Marka. Który sporą część pocisków lokował w celu. Do tego jeszcze doszedł błysk flesza gdy Alyssa nie bardzo czując się wojownikiem na tyle aby bezpośrednio wziąć udział w starciu wycelowała aparat nocnego fotografa i trzaskała fleszem raz za razem licząc na to, że oślepi napastnika. Faktycznie jak Bruno się zorientował ten mrużył oczy i jakby go to nieco dezorientowało.

W końcu odskoczył, odwrócił się i pognał jak szalony w głąb parku. Czy oberwał z pistoletu na tyle, że miał dość, czy zorientował się, że Bruno to nie jest taka łatwa ofiara na jakie zwykle polował, czy też miał dość oślepiającego błysku po oczach albo też do otumanionej Głodem bestii dotarło, że nie ma już do czynienia z samotnym śmiertelnikiem nie szło zgadnąć. Odskoczył w tył przerywając pojedynek z Bruno, odwrócił się i niczym rączy zając pomknął przez nocny park zalewany szumem mżawki. Jean Mark zdążył jeszcze posłać mu w plecy pocisk i dwa i zamek trzasnął suchym, pustym trzaskiem. Zanim go wymienił tamtego nie było już widać. Zorientował się, że w wystrzelał właśnie drugi mag. Allyssa nie zdążyła sięgnąć po paralizator. W jednej chwili trzaskała fleszem w twarz bestii zza pleców Bruno w kolejnej tamten już był kilka kroków od niej a potem zwiewał na całego jeszcze bardziej zwiększając odległość. Nie miała czasu, jak chciała mieć szansę na utrzymanie kontaktu musiała biec od razu za nim.

Zsunęła tylko szpilki ze stóp i wykrzyczała krótkie polecenia dla swoich pracowników. A potem biegła za jeszcze majaczącą sylwetką gdzieś między drzewami i krzakami. Czuła jak jej stopy na przemian trzaskają o mokry asfalt parkowej alejki, mokry od mżawki trawnik, rozchlapując kałuże i starają się nie poślizgnąć na błocie. Biegła przez park za napastnikiem starając się w urwanych zdaniach powiedzieć przez słuchawkę co się stało. Za nią ruszył ciężko ranny Bruno. Chociaż oberwał na tyle mocno, że ciało miał zesztywniałe i jakby obce. Bieg raczej przypominał kaleki trucht i wkrótce stracił blondynkę z oczy. Odnalazł ją jeszcze na chwilę tylko dlatego, że jak wybiegł z parku ujrzał ją kilka domów dalej jak na biegła ulicą. Ale znów stracił ją z oczu gdy skręciła w ulicę pewnie biegnąc za napastnikiem. Za plecami, w środku parku zostawili oboje pracowników młodej Torreador i przygodnego fotografa już bez aparatu.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon centralny
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 04:00; 70 min do świtu
Warunki: - na zewnątrz: noc, mżawka, powiew



Wszyscy



Tak jak jakieś 2 godziny temu przyjechali w tą okolicę i się rozproszyli na mniejsze grupki tak teraz na raty zbiegali się w jedną grupę. Młoda Torreador i Gangrel, raz jedno, raz drugie wykrzyczeli im gdzie miał miejsce atak, który to park. Potem nawigowała ich głównie brunetka w szpilkach.

Najpierw do parku nadbiegli Carl z północy oraz Vachel i Serwio z południa. Obaj klubowi ochroniarze Allyssy nie zwklekali gdy Margaux kazała im biec ku centralnej grupie. A mieli podobną drogę jak przyjaciel ptaków więc dobiegli w podobnym czasie. Zastali tam Jewel jaka machała do nich i podskakiwała aby zwrócić na siebie ich uwagę jak najprędzej gdy tylko ich zobaczyła.

- Szefowa tam pobiegła! Za tym bydlakiem! A Bruno za nią! Źle, z nim, mocno oberwał. O matko, o mało mnie nie dorwał! Ale teraz trzeba pomóc szefowej! Ona tam pobiegła za nim sama a Bruno to wyglądał jakby ledwo stał na nogach! - z bliska okazało się, że szczupła brunetka nie jest już taka czysta i sucha jak ją widzieli ze dwie godziny temu gdy się rozstawali przy meczecie i samochodach albo przed wejściem do parku. Mokra sukienka, nogi, twarz, rozczochrane włosy i wszystko to w mokrej trawie i błocie wskazywały, że dziewczyna miała jakieś przygody od tego rozstania. Ale teraz ponagała ich aby jak najprędzej udali się we wskazanym kierunku tam gdzie miała pobiegła dwójka spokrewnionych jakich już nie było widać.

Później podobne spotkanie ze zdenerwowaną tancerką mieli Margaux, John i Max. Z racji tego, że zamieszanie w ogrodzie arabskiej rodziny zdarzyło się prawie dokładnie w momencie ataku na Jewel i krótkiej ale gwałtownej walki jaka potem wybuchła to przybiegli nieco później.

Ku pewnej uldze byłej policjantki z tym postrzelonym niedoszłym porywaczem nie było aż tak źle. Krwi było dużo, i rzęził pewnie przez uszkodzone płuco. Ale dychał. Zrobili z Maxem co mogli aby go chociaż prowizorycznie zalepić. I jednym uchem słyszeli jak któryś z mężczyzn dzwoni po ambulans. Pewnie policja też tu wkrótce przyjedzie. Jak sami domownicy ich nie zawiadomią to załoga karetki jak tylko zorientują się, że rana to postrzał. Mieli obowiązek zgłaszać policji takie rzeczy. Jak ich zostawiali z Maxem wybiegając na chodnik to mimo poważnej sytuacji ten niedoszły porywacz rokował, że dożyje do przyjazdu ambulansu. Prawie zderzyli się z Johnem i po szybkiej wymianie zdań we trójkę ruszyli biegiem w stronę parku o jakim wpierw słyszeli od Alyssy i Bruno. Jak tam dobiegli słyszeli sygnał chyba ambulansu gdzieś w okolicy. Możliwe, że do tej awantury w arabskim ogrodzie a może nie. Właśnie w tym parku zastali Jewel. Też musiała być przynajmniej zdenerwowana. I tak było gdy ją zastali stojącą jak na szpilkach. Brudną, mokrą i sponiewieraną. A i faktycznie była na szpilkach.

- Chodźcie tędy! Reszta już tam pobiegła! Trzeba ratować szefową! - ponagła ich tancerka nie ukrywając ulgi, że widzi ich odsiecz.


---



Sama Alyssa stała na bosaka na mokrym chodniku. Jak widziała samą siebie patrząc w dół to szkoda było jej długich nóg i tej wpadającej w oko półprześwitującej sukienki co na tutejszym folklorze wywarła takie wrażenie, że z dwójką z nich umówiła się na jutro. Na kolację. Wyglądała jakby ćwiczyła nocny jogging w biegach przełajowych. Bo niestety trawniki, alejki, kałuże podczas mżawki podczas biegu za tym napastnikiem to niezbyt sprzyjały zachowaniu czystości. Ale w końcu go zgubiła. Jak wybiegła za jakiś róg to już go nie widziała. Przebiegła za nim przez park, wybiegli z niego i jeszcze widziała go jedną czy dwie przecznicę. Ale w końcu straciła go z oczu. Szybki skubaniec był, nawet jak oberwał to jakoś chyba nie wpływało to za bardzo na to jak zasuwał. Spodziewała się tego więc zostało jej poczekać na resztę. I nie myśleć o tym co by było gdyby Brudas postanowił skorzystać z okazji i ją zaatakować póki byli sami. Widziała na tyle dużo podczas pojedynku z Brunem, że raczej nie zdzierżyłaby długo w takim starciu jak młody Gangrel. Słyszała jak gdzieś w okolicy wyje syrena. Chyba ambulans ale nie była pewna czy to coś ma wspólnego z ich akcją czy nie. Sam Bruno dotruchtał do niej zaraz po tym jak spotkała dwoje co pewnie wracali z sobotnich baletów do domu. Wysiedli z samochodu i jej widok był na tyle odmienny od standardu, że się zatrzymali.

- Wszystko w porządku? - zapytał mężczyzna zerkając z mieszaniną niepewności, troski i niezbyt jawnego zainteresowania. Gdzieś na tą chwilę dotruchtał Bruno który już w ogóle wyglądał w podartym i zakrwawionym ubraniu jak ofiara pobicia.

- Zadzwonić na policję? Albo karetkę? Albo taksówkę? - zagaił mężczyzna bo we dwoje to już w ogóle wyglądali jakby mieli jakąś mało kontrolowaną, sobotną przeszkodę. A sądząc po minie dziewczyny to chyba się zastanawiała czy przypadkiem facet w skórzanej kurtce nie goni bosej blondynki aby ją napaść czy też może raczej oboje mieli przygodę w tym stylu.

- Możecie wejdziecie do środka? Trochę pada. Ogrzejecie się. - zaproponowała dziewczyna wskazując na drzwi do domu w jakim pewnie mieszkali i właśnie wrócili. Więc chyba wyglądali niezbyt wystrzałowo. Raczej na takich co mieli jakieś tarapaty.


---



W końcu jednak się znaleźli i zaczęli schodzić. Dzięki słuchawkom mogli ich nawigować gdzie na nich czekają. I gdzieś w ciągu kwadransa się zebrali ponownie do kupy. Od tego miejsca gdzie się spotkali można było zacząć poszukiwania zbiega.

- O! Szefowa jest cała? Jak to dobrze, tak się martwiłam! - Jewel bezwstydnie i bez żenady okazała ulgę i radość, że blond manager nic się nie stało w wyniku tego pościgu.

- Wzięłam buty szefowej. A u Dominika są te zapasowe sukienki. I tu jest szefowej telefon. Zadzwoniłam o tutaj. Jakaś Musette. Dała mi adres. Powiedziała, że nas przyjmie. - mokra i brudna tancerka oddała szefowej jej telefon. Ta nie miała czasu dawać jej numerów więc musiała go jej rzucić zanim pobiegła za krwawym napastnikiem. Teraz odzyskała go z powrotem i widziała w połączeniach, że jej pracownica jak została w parku sama bo szefowa i motocyklista już pobiegli a reszta jeszcze nie przybiegła to zadzwoniła pod numery jakie podała im w “Meduse” Aurora. Odebrała i umówiła się z Musette Langelier. Coś się w grupie jednym obiło o uszy to imię brunetki, innym nie, nawet ktoś ją spotkał z tej czy innej okazji. Miała ze dwa krzyżyki nieumarłego stażu więcej od nich więc już liczono ją w koterii jako nowicjusza a nie jak ich jako świeżaków. No ale z perspektywy spokrewnionych to i tak była dość młodym wampirem. Miała w okolicy salon piękności, masażu czy coś w ten deseń. No i z tego co przekazała Jewel to “Babcia Balbina” uprzedziła ją o takiej możliwości więc była gotowa na ich przyjęcie. A “Babcia Balbina” to była ksywa Aurory jaką używała poza Maskaradą. Coś było od babci Balbiny czy babcia Balbina coś kazała czy wysłała to wiadomo było, że chodzi o szeryf paryskiej koterii. Widocznie i tego wieczora szeryf musiała podziałać na okoliczność tej akcji. I teraz po tej rozmowie z Jewel przynajmniej mieli zapewnioną metę w okolicy. Zawsze dużo bliżej niż tłuc się z powrotem do centrum.

Ale jednak nie udało się dotrzymać kroku napastnikowi. Z ulicy wiedzieli zapalone okna w domu tej dwójki jaka niedawno rozmawiała chwilę z Alyssą i Bruno. Raz nawet widzieli sylwetkę któregoś z nich w oknie. Pewnie nie co dzień pod oknami o 4 rano już bliżej niedzielnego poranka niż sobotniej północy zbierała im się tak różnorodna grupka. Świt był coraz bliżej ale jak mieli w pobliżu kryjówkę to nie musieli jeszcze wracać. Mżawka dalej padała. Ledwo kropiło ale już od godziny. Co rozmywało ślady krwi jakie mógł pozostawić zbieg.

Była policjantka miała od zewnątrz mokrą, dżinsową kurtkę od tego łażenia w tą mżawkę ale od wewnątrz była jeszcze sucha. Miała też okazję przyjrzeć się pobojowisku w parku jak Jewel jej pokazała gdzie się to toczyło. Dobrze, że było to w obrębie światła latarni to wśród mokrej trawy i asfaltu znalazła krople świeżej krwi. Poznała, że należała do dwóch wampirów. Obaj byli podobni do niej pokoleniem i mocą krwi. Ale nie znając wcześniej smaku żadnego z nich nie była w stanie stwierdzić która z nich należy do kogo. Z tą wiedzą mogła ruszyć ze swoimi towarzyszami i jeszcze z Jewel w stronę gdzie wcześniej pognała reszta.

Drugi przełom nastąpił gdy właśnie znów znaleźli się prawie wszyscy razem. Brakowało tylko Jean Marca. Ten zadzwonił właśnie do szefowej. Jak ta skończyła z nim rozmawiać Margaux usłyszała coś jeszcze. Krzyk, ludzki krzyk. Dość odległy, ale udało jej się zorientować, że to gdzieś tam dalej ulicą na jakiej stali. Gdzieś stamtąd. Reszta nic takiego nie usłyszała więc musieli zdać się na nią. Na końcu ulicy był zjazd na parking, tam na jasnym lakierze jednego z samochodów dało się dostrzec krwawą i świeżą smugę. Niezbyt dużą ale na żółtym, metaliku wpadała w policyjne oko. Jak spróbowała smak to rozpoznała, że to jedna z tych dwóch krwi co smakowała na pobojowisku w parku. No a tym razem Bruno był z nimi to nie mogła być jego krew. Potem był koniec parkingu i betonowy moloch Leclerca*. Dziurę w siatkowanym ogrodzeniu dostrzegli już wszyscy. Na krańcach rozerwanych drutów były kolejne ślady świeżej krwi. Wyglądało jakby ktoś z zewnątrz rozerwał siatkę i wbił się do środka. Wewnątrz widać było zjazd na podziemny parking. Od pleców akurar przyjechał czarny van i dwóch ghuli z "Miroir Noir". Zrobiła się już prawie równo 4 rano.






https://www.visit-amiens.com/sites/a...?itok=76159dQV



---



*Leclerc - sieć hipermarketów podobna jak Tesco, Aldi, Walmart itd.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline