W drodze
- To już niedaleko resztę przebiegnę na piechotę. Wy wracajcie do domu żadni z was wojownicy, a nie mogę was narażać przyjaciele - Zrozumiano Szefie- Kierowca nie zamierzał się sprzeczać. Obaj wiedzieli, że jest wypożyczonym pracownikiem, który nie może ryzykować swojego życia i to mu pasowało. Ochrona Primery Meksyku sprawiała, że nawet najbardziej bezwzględni Kainici musieli pilnować użyczonych przez nią "zasobów ludzkich" jak oczka w głowie, aby nie narazić się na niełaskę potężnej Venture. Roger lubił i szanował starszego Pana od gołębi, wiedział, że mógł trafić dużo gorzej, ale nie chciał i nie mógł ryzykować, nic ponadto, co znajdowało się w granicach pracy szofera.
Młody i zapalczywy arab był jednak w odmiennej sytuacji
- Dziadku nie mogę cię zostawić samego! Przecież ty nawet noża nie wziąłeś! Tyle razy mówiłem, że musisz zacząć dbać o siebie! Ja ci pomogę, osłonię cię! Jesteś za dobry, dla tego świata masz gołębie serce, a wokół są wilki - Perorował Jyhad uniesionym głosem. Carl podszedł do niego i uściskał chłopaka, płacząc krwawymi łzami.
- Jay mój chłopcze dość już straciłem pośród mojego istnienia, nie mogę stracić i ciebie- Otarł kąciki oczu i... Wepchnął palec w usta młodego araba
- Jestem w trakcie załatwiania dla ciebie papierów, nie będziemy żyć już w strachu! - Próbował podnieść swego przyjaciela na duchu, w takich chwilach przypominał mu syna i wnuka...
- Dziadku przecież niedługo będzie świtać! Nie możesz się tak narażać! Znajdziesz go jutro- W głosie Irańczyka zaczęły wdzierać się nuty paniki i błagania.
- Jyhadzie, Pani Szeryf zabezpieczyła nas, każda noc, w której ten zagubiony pomiot własnych grzechów i bestialstwa nie zostanie uratowany przed sobą samym, to kolejna ofiara z życia niewinnych owiec plamiąca ród Kaina, jakby tego było mało, każdy biedak wyrwany za wcześnie z tego świata jest ryzykiem dla płaszcza Maskarady. Pomogłeś mi dziś, tak jak pomagasz co noc, a teraz wracaj do domu! Rogerze dopilnuj, żeby nasz młodzian niczego nie kombinował- Poprosił grożąc Jyhadowi palcem.
- Zrozumiano Szefie- Odpowiedział Latynos do pleców Nosferatu wyskakującego w deszcz.
Rozmowy z gryzoniami i innymi bestyjkami
Carl uwielbiał nieżycie krótka przebieżka w deszczu, sprawiła, że poczuł się niczym dwudziestolatek. Żadnego bólu stawów! Nie musiał bać się przeziębienia ani zapalenia płuc.
Gdy ujrzał biedną służkę Alessy ucieszył się w duchu, że wysłał własnego podopiecznego pod ciepły dach
- Dobrze się spisałaś dziecko, napij się dobrej Whiskey albo naleweczki jak zejdziesz z tego ziąbu - Powiedział do sponiewieranej dziewczyny z iskierką sympatii w oczach. Nie, miał jednak czasu, aby się rozczulać, trzeba było biec! Obiecał sobie że jeżeli to przetrwa, będzie musiał poprosić swego Stwórcę, o naukę wzmacniania własnego ciała krwią.
Wiedział, że to dziecinne, ale nazwa sklepu Leclerc, zawsze kojarzyła mu się z
kiepskim przebierańcem z brytyjskiego serialu "Allo Allo" i wywoływała uśmiech.
Gdy trafili na parking, Miechowy padł na czworaka, rozsypał ziarna i zaczął piszczeć. Moc Kaina zmusiła dwa przerażone gryzonie, do wyjścia z kryjówki Nosferatu nie był pewien czy były to myszy, czy może szczury? Zresztą nie było to ważne! Potrzebował informacji:
- Szukam chodzącego trupa, takiego jak ja, powiedzcie czy widziałyście, gdzie się skrył? - Spytał za pomocą pisków.
- Jedzenie, Jedzenie, KREW! WALKA trzeba się kryć! Kryć, żeby przetrwać! Jedzenie, jedzenie taak dobre jedzenie... pachniesz wrogiem pazury, śmierć, krew chce się kryć, szybko, ale Jedzenie! - Pytanie najwyraźniej było zbyt skomplikowane dla prostego umysłu żarłocznego zwierzęcia, do tego Carl pachniał kotami.
Nosferatu poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość! Najpierw kruki go olały a teraz jakiś bezużyteczne szkodnik, odmawiały mu swych sekretów?! Kruki były pamiętliwe, ale te małe kępki zarazków ? Myszy nadawały się jedynie do eksperymentów laboratoryjnych i hodowania na nich ludzkich organów a szczurów i tak było za dużo, zresztą zawsze wysłały najsłabsze ze stada, aby sprawdzały pułapki.
Porwał obie kulki futra i rozerwał je zębami, wysysając z nich po kilka kropel krwi, choć wcale nie był głodny, następnie wrzucił strzępki mięsa wraz z resztkami ziarna do kieszeni płaszcza.
~Taaak, dobrze, ale to o wiele za małooo, chce więcej zjedz tego zbrodniarza! Wchłoń jego duszęęę... Takiemu jak on nie należy się życie po życiu zresztą to tylko zwierze tak jak lubisz!~- Zamruczała Bestia głosem Brata Nikodema.
~ Nie będę słuchał twoich podszeptów diable! Demiurgu! Nie wzmocnie cię pożerając inną Bestię! Jesteś potrzebnym napędem, zastępującym ludzki strach przed śmiercią spętam cię w klatce świętości i przewyższę ludzkość zyskując odkupienie w oczach Boga na ziemi~- Odparł w myślach.
Odpowiedziało mu jeno powarkiwanie.
Zaciął się na chwilę gubiąc się w wewnętrznym dialogu a w tym czasie Pani detektyw znalazła scenę masakry.
Gołębiarz zaczął płakać krwawymi łzami
- Biedni, biedni ludzie mieli bliskich, rodziny przyjaciół. A teraz przez tego potwora stracili życie a sprzątacze będą musieli ich zniknąć w imię Maskarady... Ich bliscy pewnie przez lata będą się zastanawiać co się z nimi stało ? - Wyciągnął chusteczki jednorazowe z kieszeni i zaczął suszyć twarz chowając je do kolejnej z kieszeni. Odda je Jyhadowi niech biedny chłopiec zaparzy sobie z nich herbatkę. Brat Nikodem ostrzegał, żeby uważać, na każdą kroplę vitae, która opuści jego ciało, bo może ona zostać wykorzystana przeciw niemu.
- Przysięgam, że nikt już nie zginie przez to monstrum, zabije go waszą bronią- Obiecał zmarłym, biorąc się w garść, zabrał pałkę oraz paralizator przypomniawszy sobie słowa Jaya o tym, że powinien się bardziej dozbroić.