Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2022, 15:37   #10
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Spójrzmy na herb. Niewątpliwie znak herbowy Brighton należał do tych ładniejszych. Igrające ponad falami delfiny oraz dużo błękitu przypominały, czym tak naprawdę było owo nadmorskie miasto oraz pokazywał jego prawdziwe oblicze. Oblicze skierowane do morza, które dla Brighton było skarbem, baaaaaa… kurą znoszącą złote jajka!


Oblicze, hm? Raczej należałoby powiedzieć oblicza, bowiem Brighton miało co najmniej parę kompletnie odmiennych stron. Oczywiście pierwszą był port, potężny, ruchliwy port skąd wychodziły wielkie okręty pasażerskie i transportowe. Ruchliwy, przemysłowy, pełen hałasu. Wiecznie śpieszący się, zawsze przepełniony, wypchany walizami pasażerów oraz górami przenoszonych przez portowe żurawie wyrobów angielskiego przemysłu. Drugą stanowił, rzecz jasna, ośrodek wypoczynkowy dla Londyńczyków oraz wielu zamożniejszych i mniej zamożnych mieszkańców południowej Anglii, odkąd król Jerzy IV postawił tutaj swój pałac. Pełen jasnopiaszczystych plaż oraz uśmiechniętych spacerowiczów.

Takie właśnie miasto gościło na swoich betonowych nabrzeżach wielki „Olympic”. Piękny na swój sposób. Ciemne burty kontrastowały wraz z jaśniejącą bielą nadbudówek. Poczwórna bateria kominów wbijała się w niebo. Ich niższa część była jasna, zaś końcówka zdecydowanie ciemniejsza. Twardy każdy, wyprostowany, jakby pragnący ruszyć sprężyście na spotkanie pływających obłoczków. Wręcz jak maczuga wyrzucająca ku górze swój owalny kształt, albo skała pełna mocy, wpijająca się w miękkość błękitu. Kominy wznosiły się tak wysoko, że przy niższym położeniu chmurek mogły wtargnąć ku ich parnym wnętrzom, później zaś wstrzelić tam dobyte ze swej gorącej kotłowni własne ciepło. Miękka wilgoć chmur oraz ogniste skry kominów łączyły się w środku, gdzie nie sięgało człowiecze oko, ażeby po chwili znów i znów i ciągle powtarzać ów wyjątkowy cykl.

Statek zwodowany kilkanaście lat temu gościł tych, których stać było na zafundowanie sobie rejsu ową oazą luksusu. Mathew wielokrotnie pływał statkami tej klasy, oczywiście nie za swoje pieniądze, ale jako wieloletni lokaj lorda Georga Meldruma. Pierwszy raz jednak miał płynąć sam, albo raczej z grupą ratunkową. Los zapisany kartami pokładowymi połączył go z Danielem Thompsonem, który, jak sam to na spotkaniu określi „kręcił się po tamtych okolicach”, gdzie zaginęła seksowna córka profesora. Cóż, współlokator jak współlokator. Ani ze sobą specjalnie rozmawiali, ani cokolwiek, ot jakieś tam przywitanie, czy coś tam. Oczywiście za 10000 znosiło się wiele więcej, niż stosunkowo niekłopotliwego Daniela, który zajmował się swoimi sprawami. Przynajmniej generalnie na to się zanosiło, wszak to był początek wyprawy. Zaś później… „Któż wie jeszcze, jakim zrządzeniem moją przyszłość ślepy los rozwiąże?” zastanawiał się schillerowski infant don Carlos. Właściwie to samo pytanie mogli sobie postawić wszyscy ruszający na wyprawę.

Cokolwiek rzec jednak, profesor postarał się. Luksusowe kabiny, kawiarnie, sauny i tym podobne miejsca wypoczynku i niekłamanej rozrywki. Wchodząc na statek Mathew miał luksusowe otoczenie wokoło, kapiące blichtrem, wysmakowanym lub nie. Osobiście to nie był jego styl. W Anglii podziwiał raczej wysmakowane wiejskie rezydencje, piękne swoimi proporcjami oraz wplecione w wir otaczającej roślinności. Niektóre stosunkowo niewielkie, inne prawdziwe pałace, wszystkie miały ów ulotny czar spokojnej harmonii, która smakowała mu najbardziej. Statek oczywiście mian inne cele: musiał być dostosowany do gustu większości pasażerów i taki właśnie był. Niewątpliwie ktoś musiał wywalić szaloną ilość funtów na wykończenia ręczne. Gigantyczna ilość dębowych boazerii, kryształy, lustra, zdobienia etc. mogły przytłaczać, chyba, że ktoś lubił taki styl. Jego wcześniejszy szef, czyli lord Georg Meldrum, uwielbiał go. Mathew nawet potrafił zachwycić się szczególikami, ale ich wielka ilość łącznie zacierała ów efekt elegancji. Przynajmniej Twinshape spostrzegał to na zasadzie: ile to kosztowało, a nie ile to przyniosło wyjątkowego piękna.

Przeto już po zaokrętowaniu oraz zaniesieniu rzeczy do swojej kajuty wybrał się na zwiedzanie statku. Oczywiście wyłącznie obszaru klasy 1, ponieważ obsługa pilnowała, żeby każdy pasażer trzymał się własnej kategorii. Segregacja najczystszej postaci. Klasa 1 ma się nie pospolitować z innymi, klasy niższe nie pakują zaś się na luksusowe przestrzenie. Cóż, tak bywa. Jego samego nie byłoby stać nawet na najniższą klasę, ewentualnie mógłby się tutaj zatrudnić jako kelner, albo coś na kształt.

Spacerując spotykał panie wręcz wyjęte modowo ze stron „Gazette du Bon Ton”, „Modes et Manieres d’Aujourd’hui”, „Les Journal des Dames et des Modes” czy „Vouge”. Chłopczyce z krótkimi włosami w spodniach, konserwatywne damy w długich sukniach i te zdecydowanie nowocześniejsze, pozwalające innym oglądać część swoich nóg, panowie byli generalnie mniej zróżnicowani, ale także widziało się pełne, ciemne garnitury z eleganckimi melonikami oraz nieco luźniejsze, jaśniejsze z kapeluszami borsalino, homburg lub fedora. Bogaci młodzikowie do spodni Oxford Bags nosili swetry lub kamizele oraz jeszcze kaszkiety. Przynajmniej ci, których spotykał spacerując Mathew, bogaci lub eleganccy, najczęściej zresztą zarazem bogaci, jak właśnie eleganccy. Akurat właśnie Mathew pod tym względem dorównywał im. Ubrania po lordzie Meldrum stanowiły wierzchołek londyńskie elegancji, zaś stolica Wielkiej Brytanii była najważniejszym na świecie modowym centrum. Coco Chanel czy Jeanne Paquin dopiero odbudowywały pozycję paryskich salonów. Zresztą Paryż miał opinię nowatorskiego, skandalizującego wręcz, niekiedy po prostu nieprzyzwoitego, zaś Londyn był królem klasyki.

Spacerując eleganckimi pokładami Mathew wreszcie wybrał miejsce, które oferowało spokój, oczywiście niepozbawiony luksusu. Gentleman mógł sobie tutaj spokojnie usiąść, wypić herbatę lub kawę, poczytać lekturę… Na pokładzie A od rufy mieściła się tzw. weranda, choć lepiej powiedzieć: osobne pomieszczenia werandowe dla palących po lewej i niepalących po prawej. Mathew wybrał to po prawej. Pomieszczenie było jasne, przestronne z wielkimi oknami. Siedząc przy wiklinowych meblach można było czytać, sączyć kawę oraz cieszyć się jednocześnie zaokiennymi przestrzeniami.


Miejsce owo przypadło mu do smaku oraz był pewny, że teraz, w czasie rejsu, zahaczy o nie niejeden raz.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 04-09-2022 o 15:42.
Kelly jest offline