Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2022, 17:45   #27
Coolfon
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Brujah i Tremere w jednym stali zaułku (dzięki Mi Raaz :) )

Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób - te parę słów nie mogło wyjść Tremere z głowy gdy patrzyła jak przy końcu ulicy zaczyna się migająca dyskoteka świateł nadjeżdżającej karetki. Za plecami jej w oknie za firanką stał chłopak z czerwoną kreską od noża na szyi. Syn kolesia którego właśnie próbowali z Maxem utrzymać przy życiu, a którego postrzeliła moment wcześniej.

Irracjonalna scena, irracjonalna sytuacja i ich dwójka zatopiona w tym szaleństwie aż po uszy. Tyle dobrego że ponury były glina nic nie mówił i tylko patrzył to na bladą brunetkę, to na prowizoryczne opatrunki którymi starali się zatamować krwawienie.

- Czym strzeliłaś? - w pewnej chwili Max zadał krótkie pytanie przerywając ciszę.

Oboje spojrzeli po sobie, detektyw zmrużyła oczy i sapnęła przez nos. W pierwszej chwili poczuła się urażona, w drugiej zrozumiała że kumpel się martwi… tylko zapach krwi świdrujący przez nos do mózgu bardzo utrudniał skupienie.

- Nie swoim - odpowiedziała krótko, starając się oddychać przez usta co niewiele dało. Krew wzywała, mamiła. Wydawała lśnić rubinową poświatą na jej bladych dłoniach i połowie okolicy.

- Mniej roboty. Zajebiście - westchnął dyskretnie i dodał już spokojnym głosem - Skoro nie trzeba mu wyciągać kuli to spadaj za róg.

- Nie mów…

- Idź stąd zanim zaczniesz tego chuja lizać po plecach
- Max mruknął wskazując głową na zaułek. Karetka prawie podjechała pod felerną furtkę ogrodu przed którą stanął jeden z domownik aby nawigować ratowników.

Posłuchała, odbiegając z kurtką w garści kilkanaście metrów. Tam złapała oddech i słuchała, bo w szczekaczce dużo się działo. Jeśli dobrze wyłapywała opowieści Bruna i Alessandry ruszyli tropem klienta, a dziewczynie Toreador nic strasznego się nie stało…

Johnny podbiegł do Margoux.
- Czy ty tam strzelałaś do człowieka? Czy mi się przewidziało?

- Rzucasz poważne oskarżenia. Mam nadzieję że masz dowody na ich poparcie -
Ryan odpowiedziała mu grobowym tonem. Tylko jej oczy lśniły ironią. Skończyła właśnie zakładać kurtkę, w głębi alejki migały na czerwono-niebiesko światła karetki.

- Nie no spoko. Też nie lubię kebabów. Nigdy żadnego nie zastrzeliłem, ale rozumiem. A nagrania z kamery pozostaną moją tajemnicą - Johny poklepał się po klatce piersiowej, jakby w wewnętrznej kieszeni marynarki miał co najmniej pendrive z nagraniem.
- Mam nadzieję, że dopadli Brudasa. Mniej roboty dla nas.

Tremere na chwilę obróciła głowę w stronę gdzie za winklem uwijali się ratownicy. Sytuacja wyglądała na opanowaną, mogli ruszać co też zrobili.
- Ma szczęście to przeżyje, nie ma to jednego brutala mniej. Już nie są naszym problemem, ani on, ani jego dzieciak - wzruszyła ramionami wracając spojrzeniem do Brujah i uśmiechnęła się krótko.
- Dzięki spryciarzu. Czy dopadli klienta… chyba sami musimy sprawdzić.

-Mhm
- John elokwentnie mruknął i przyspieszył kroku.

Kobieta nie zamierzała jednak zachować ciszy.
- Niedługo świta. Od biedy pogadamy z Carlem niech nam załatwi najmniej osrany kawałek kanału i kawałek kartonu. Albo skoro ma swoich małych przyjaciół zna tu wejścia do katakumb. Chyba że ty znasz - rzuciła mu szybkie spojrzenie nie zatrzymując się.

- Nie masz dużych wymagań co do spania. - Podsumował John.

- Ogólnie nie mam dużych wymagań - wzruszyła ramionami - Dlatego tak dobrze się dogadujemy.

Brujah tylko burknął pod nosem coś niezrozumiałego.
Zaraz dołączył do nich Max i we trójkę ruszyli biegiem w stronę parku.

***


Czas ich gonił i nie miał zamiaru zwalniać tempa. Minuta po minucie gubili potoki sekund w mokrym przedświcie szybko nadchodzącego dnia… ale byli coraz bliżej. Szalony pościg Gangrela i Torreadorki przyniósł efekty - mieli punkt zaczepienia i nie szukali na ślepo przez pół miasta. Ale nie było tragedii, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bruno co prawda mocno oberwał, robił jednak dobrą minę do złej gry i chciał działać mimo poważnego stanu… albo wolał iść gdziekolwiek poza otoczenie wściekłej jak martwa osa blondynki która pobrudziła podczas biegu dół sukni i swoje nogi. Carl za to wydawał się bardziej interesować braćmi mniejszymi niż resztą dwunogów, przynajmniej teoretycznie.

Tak trafili przez rozerwaną siatkę na podziemny parking, a to już wyraźnie zmieniło sytuację.
Pozostawili odkrytą ulice na rzecz podziemnych tuneli… niby zawsze plus.

Idąc po śladach butów i kropli krwi Margaux dość szybko humor kompletnie siadł. Może i klimat się zmienił na tyle, że w suchym wnętrzu lepiej się tropiło niż na mokrym betonie gdzie praktycznie każdy mógł zadeptać ślady zanim ona je zobaczy… ale choćby nieważne jak się nie starać śladów pozostawionych przez ich cel nie szło “zadeptać”.

Trupy łatwiej się zakopywało, albo pakowało do worków, a oni mieli dwa tuż przed sobą. Najwyraźniej klient po dostaniu się na zamknięty teren dopadł dwóch Bogu ducha winnych nocnych stróżów szlachtując ich jak zwierzęta.

- Merde! - Margaux zaklęła na głos i zaciskając pięści. Kolejne zbędne ofiary które trzeba będzie posprzątać szufelką i zmiotką bo rozerwane truchło o wiele wygodniej w tym stanie wlać do wiaderka niż bawić w przenoszenie do worka…

Krew była wszędzie: na podłodze, na ścianach i parę odprysków zahaczyło nawet wysoki sufit. Szpeciła ciemnymi kleksami kolumny, barierki a także stojące w okolicy auta.

- Spodziewali się go - mruknęła wskazując ruchem dłoni na wyciągniętą broń w okolicach dłoni stróżów. Najpewniej narobił hałasu gdy się przeciskał i mając w dupie konwenanse po prostu wziął ich szturmem byle się nażreć.

- Czyli mamy nażartego pod gwizdek klienta opanowanego przez Bestię i coś koło godziny aby go upolować… no świetnie - wyjęła z kabury pod kurtką broń, patrząc na dalszy krwawy trop prowadzący w głąb parkingu.

- O kurwa, ale sieczka
- John sięgnął do radia - wezwijcie czyścicieli. Mamy tu dwa trupy dziadków z ochrony. Nasz Brudas nachlał się jak komar na grillu. - Black schylił się po krótkofalówkę jednego z martwych ochroniarzy.

- Zbliża się świt. To nie jest jego normalna kryjówka, bo płot był rozjebany. Gdzieś się schował. Jakiś schowek na szczotki, szyb wentylacyjny? Bagażnik samochodowy? Raczej bym nie ryzykował bagażnika. Jakieś pomysły? Chcesz polizać? - Johny pokazał na plany krwi rozlane po asfalcie.

Detektyw bardzo powoli przekręciła kark i posłała mu ciężkie spojrzenie.
- Świetny pomysł, ale to zaraz. Niesmak zabiję kiedy już skończymy rozmowę - prychnęła krótko kucając przy śladach.
- Masz broń, albo umiesz strzelać? - spytała cicho.

Johny uśmiechnął się.
- Nie lubię gnatów. Hałasują. - Rozglądał się nerwowo. Szukał kamer.
- Musimy uważać. To nie jest park. Widać nas jak na dłoni. Jego też. Samego sprzątania po tej akcji będzie na dwa dni. Dobrze, że ten market nie jest całodobowy. Trzeba ogarnąć dyżurkę ochrony. Zaraz zaczną wywoływać kumpli. Umiesz im wyczyścić wspomnienia? - popatrzył z nadzieją na detektyw. - Znaczy nie tym dwóm. Oni już nic nie zeznają. Ale ktoś tam z nimi gadał od czasu do czasu. Mamy przestane. - skwitował w końcu.

- Przesrane - Ryan poprawiła go odruchowo, wstając z powrotem na nogi i pokręciła głową zaczynając dalszą wędrówkę po śladach rzezi. - Przesrane teoretycznie, nie praktycznie. Mogę wyczyścić im pamięć za pomocą ołowiu jeśli cię to podbuduje mentalnie, ale wolałabym nikogo nie zabijać. Nikogo więcej - poprawiła przechodząc nad drugimi zwłokami.
- Najpierw złapmy klienta, potem zaczniemy sprzątać. Na pewno nie chcesz spluwy? Ma tłumik.

- Jak mu wsadzę tłumik w dupę to go powstrzyma? Wątpię. To pijawa. Gówno mu zrobisz spluwą.
- powiedział John ściskając latarkę i świecąc po różnych zakamarkach.

- Czy powstrzyma nie wiem, jednak może mu się spodoba. W każdym razie spowolni go, a potem dobijemy na szybko i fajrant. Skoro jest martwy nie ma za wielu praw które mu trzeba wyrecytować - kobieta mamrotała idąc ostrożnie i powoli ze wzrokiem wbitym w podłogę oraz ślady.

- To pijawka. Nie spodoba mu się. - Stwierdził po namyśle Brytyjczyk.

-Mówisz z autopsji? - Margaux uśmiechnęła się pod nosem - Sprawdźmy to.

- Nie znasz wielu Brujah, co?

- Staram się nie ulegać magii stereotypów… chyba że to Arab grożący dziecku, wtedy rozumiesz. Strzał ostrzegawczy od razu idzie w bebechy
- westchnęła - Każdy jest na swój sposób wyjątkowy, John. Znam ciebie, pomagasz mi i reszcie. Jesteś Brujah na miarę naszych możliwości, odpowiadającym żywotnym potrzebom całej naszej koterii… pilnuj mi pleców, dobrze? - wskazała ruchem głowy na krwawe ślady na podłodze korytarza którym zmierzali.

Powiedzieć że nie wyglądało zachęcająco, to jak nie powiedzieć nic.
 

Ostatnio edytowane przez Coolfon : 04-09-2022 o 17:51. Powód: dodanie tytułu
Coolfon jest offline