Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2022, 23:50   #30
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Biegła.

Już samo to przyprawiało ją o wściekłość. Nie godziło się aby ktoś z jej pozycją ganiał po nocy za jakimś przeklętym idiotą, nieważne jak bardzo Aurora chciała otrzymać jego głowę na srebrnej tacy. Nie godziło się, de Gast wiedziała już, że przyjdzie jej następnej nocy spędzić sporo czasu na doprowadzenie się do porządku. Bycie martwym miało wiele plusów, niestety minusy również się zdarzały. Choćby większy problem w pielęgnacji skóry, a nie mogła mieć nóg jak pieprzona kura domowa albo kasjerka z osiedlowego sklepu.
Alessandrę się woziło odpowiednio reprezentatywną furą, otwierało przed nią drzwi i zamykało gdy już wsiadła do środka. Ona nie uganiała się po obrzydliwie nijakiej ulicy gdy kapuśniaczek siąpił z góry podkręcając irytację do poziomu który zwykle wolała omijać dla zdrowia i szczęśliwości swojej oraz najbliższej okolicy.
Niestety nie pozostawało robić nic innego tylko dobrą minę do złej gry. Choćby dlatego, że znowu trafili na zbędnych świadków i znów w liczbie dwóch. Jean Marc był daleko, Servio tak samo. Poza tym bagażnik ich samochodu miał określoną pojemność i liczbę zwłok jakie dał radę przewieźć z zamkniętą klapą.
Para śmiertelników pewnie nie na co dzień widywała obrazki z rodzaju dwójki obcych bananów popylających pieszo, a nawet na bosaka i z krwią na ciuchach, po ich zapyziałej uliczce.
- Spokojnie, on tylko wygląda na zboczeńca. - Torreador uśmiechnęła się czarująco, obejmując na moment ramię Gangrela aby pokazać że między nimi nie ma niczego co należałoby zgłaszać na policję, albo w ogóle się interesować.
- I nie jest z tobą tak źle, nie przesadzaj - popatrzyła na Bruno puszczając mu psotne oczko zanim ponownie spojrzała na parkę śmiertelników i westchnęła - Daliśmy się wciągnąć w kręcenie krótkometrażowego filmu, wiecie jak jest. Przegrasz zakład to musisz się trochę namęczyć aby nie wyjść na goło… słownego - zrobiła minimalną przerwę wzruszając ramionami, a mokra sukienka zamigotała setkami równie mokrych kryształków.

- Aa… Filmik tak? I zakład. No tak, tak… A o co poszło? - wyjaśnienia dwójki wampirów chyba nieco rozjaśniły sytuację dwójce lokalnych śmiertelników. Zwłaszcza uwaga o zboczeńcu im przypadła do gustu. Mężczyzna uśmiechnął się jakby go to rozbawiło a kobiecie chyba ulżyło, że to nie chodzi o żadne ekscesy i jakieś gonitwy z gwałtem, pobiciem i morderstwem w tle.

- No ale tak na wszelki wypadek jakbyście chcieli się odświeżyć to zapraszamy. Możecie poczekać na taksówkę czy co. - dziewczyna chociaż uspokoiło ją te wyjaśnienie blondynki to chyba nadal Bruno wydawał jej się bardziej podejrzany niż bosonoga, mokra blondynka. Wskazała kciukiem na drzwi do kamienicy przed jaką stali.

De Gast zrobiła smutną minę gdy tak spojrzała z wyraźną pretensją na towarzysza. Lepiej numer by wyglądał gdyby nadal miał na sobie garnitur od Armaniego w zestawieniu z jej suknią od Diora, ale i to dało się obejść albo przeskoczyć.
- Wszystko przez ostatnie Prix de Diane - zaczęła tonem skargi i pretensji żywszej z pewnością niż para chodzących trupów w przebraniu - Postawiliśmy na złego konia, bo KTOŚ miał dobre przeczucie - prychnęła Gangrelowi w ucho, a potem wróciła do dwójki miejscowych - Wyszło jak wyszło i tak oto znaleźliśmy się tutaj, w punkcie wyjścia. Dzięki za troskę, jesteście uroczy. Nic nam nie będzie, zaraz dołączy reszta i idziemy dalej. Niestety mamy wyglądać jak siedem nieszczęść żeby pasowało do tego co już nagrane - na końcu skrzywiła się wręcz artystycznie.

- Chodzicie na Prix de Diane? - gospodarz uniósł brwi ze zdziwienia. Jeszcze raz ich sobie dokładnie obejrzał z góry na dół jakby chciał sobie dopasować w głowie wygląd obojga do usłyszanej właśnie informacji.

- No bywa. Jak zakład to zakład. I jak wszystko w porządku no to nie będziemy wam zawracać głowy. Udanej zabawy. - dziewczyna trzepnęła partnera w ramię i dała mu tak znać, że czas zwijać żagle do rodzimej przystani.

- No pewnie. To jakby coś było potrzeba to wbijajcie. No i dobranoc. - mężczyzna wskazał na drzwi do jakich już oboje się zbierali. Po czym faktycznie tam ruszyli.

Na resztę koterii nie trzeba było długo czekać, choć dla Alessy i tak za długo już mokła.


Ta noc jednak nie była tak do końca skazana na całkowite skreślenie jako dopust boży i droga przez ciernie, czy co tam zwykle księża grzmieli z ambony. Wystarczyło że na horyzoncie Torreador pojawiła się ślicznotka o niebieskich oczach, trochę sponiewierana, ale cała i jeszcze z głową na karku. Widząc ją de Gast rozłożyła zapraszająco ramiona i posłała jej zadowolony uśmiech.
- Moja kochana… pamiętałaś o wszystkim - rozczulona spojrzała przelotnie na parę butów pozostawionych w parku, a trzymanych przez zabaweczkę.

- Oj, starałam się no i tak się bałam, że ten potwór coś szefowej zrobi! - brunetka wtuliła się w blondynkę jak siostra w dawno nie widzianą siostrę o jaką się bardzo martwiła. ~ I powiedziałam Jean Marcowi o tym fotografie. Powiedział, że się zajmie. Ale dlatego przyjedzie trochę później. ~ skorzystała z okazji i szepnęła jej do ucha co wyszło z tego ostatniego polecenia szefowej nim ta rzuciła się biegiem w pogoń za krwawym rzeźnikiem.

Blondynka skwitowała te wiadomości zadowolonym pomrukiem i krótkim pocałunkiem.
- Dobra dziewczynka… i jeszcze ugadałaś Musette, kochana dziewczynka - objęła ją mocniej, kładąc brodę na ramieniu i gładząc po plecach. - Dostaniesz nagrodę, zasłużyłaś na nią. Ale teraz kochanie trzymaj się z tyłu i jeśli będzie działo się cokolwiek niedobrego uciekaj i znajdź Jean Marca - wyprostowała się, chwytając ją za brodę - Rozumiesz?

- Dobrze. Tak zrobię. Ale szefowa to nie zamierza chyba więcej biegać za tym potworem sama? Bo teraz to są już inni i w ogóle. -
tancerka chętnie przyjęła te komplementy, pochwały i w słowie i uczynku. Dalej zdradzając, że bardzo lubi swoją szefową. Zwłaszcza w takich bliskich momentach. Jednak też i przemawiała przez nią obawa względem niej. Ten rzeźnik z parku przez chwilę o mało jej nie dorwał no a potem widziała co zrobił z Bruno. I to pomimo tego, że Jean Marc cały czas do niego strzelał. No ale wtedy byli tylko we trójkę a teraz już zdążyła się zebrać większość ich wcześniej rozproszonej na sektory grupy.

- I tu są te buty szefowej. - dodała jakby przypomniała sobie, że cały czas trzyma szpilki blondynki jakie zabrała z parku.

- Oczywiście że nie zamierzam - zgodziła się biorąc buty i z wyraźną ulgą założyła je na nogi. Wzięła brunetkę pod ramię, wskazując na resztę grupy z Margaux na czele, która niczym dobry pies gończy prawie z nosem przy ziemi podjęła trop.

Nie uszli daleko gdy przed nimi pojawił się płot hipermarketu. Niby nic niecodziennego, gdyby nie rozerwana siatka pod którą ledwo podeszli, a z mroku podziemnego parkingu trąciło juchą.
De Gast wydęła pełne usta pokazując irytację, sięgnęła też po telefon.
- Jewel kochanie - wcisnęła aparat służce - Bądź tak kochana i zamów nam ekipę sprzątającą i jakąś trumnę na kołach żebyśmy przejechali w spokoju do dziury Musette. Na wannę z hydromasażem pewnie nie ma tam co liczyć - westchnęła, pochylając głowę nad ich ciężkim losem.

- A może ma takie wanny skoro ma salon masażu? - rzuciła wesoło Jewel odbierając z powrotem telefon szefowej od szefowej. Po czym odeszła trochę na bok gdy wybierała numer a potem zaczęła rozmowę. Rozmowa nie trwała długo a pozostali zgromadzeni przed rozerwaną siatką bramy do podziemnego parkingu mieli chwilę aby się zastanowić co dalej. Wyglądało na to, że większość jest skłonna iść krwawym śladem przez tą dziurę w głąb parkingu.

- Pogadałam z nimi. Powiedziałam gdzie jesteśmy. Powiedzieli, że już tu jadą. Będą gdzieś za 10, 15 minut. - zameldowała szczupła brunetka reszcie a szefowej oddała jej telefon. Odwrócili głowy bo na naziemną część parkingu, zza rogu hipermarketu wyjechała niska mydelniczka a za nią większa, ciemna kanciasta bryła. Oba wozy ślepiły światłami ale panna de Gast rozpoznała znajome kształty swoich fur. Po chwili i od Audi, i od Mercedesa trzasnęły drzwi i wyszli jej klubowi ochroniarze.

Alessandra podeszła do tego najwyższego i łysego, szczerząc się do niego przez półmrok.
- Dziękuję Jean Marc - powiedziała kładąc mu dłoń na policzku. Za plecami pozostali ustalali coś między sobą i zbierali aby iść dalej lub gadali ze zwierzętami. Albo szczurami.
- Dobrze że jesteś cały. Niech chłopaki obstawią wyjścia, ale bez brawury. Mają nas informować jeśli zobaczą brudasa, a nie kłaść kark pod jego szpony. Ty idziesz ze mną za Margo, wyciągnij broń. Jewel zostanie w samochodzie i poczeka na sprzątaczki. Niech po wszystkich Servio zutylizuje fotografa tam gdzie moją wczorajszą zabawkę, albo gdzie tam chce. Ma zniknąć. A teraz chodź, im szybciej to załatwimy tym szybciej opuścimy ten prostacki rynsztok.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline