Snoty bardzo zgodnie pokiwały głowami, że na górę pierwej wleźć winien najgłupszy z nich (czyli ten, który się zgodzi) i zwycięzcą okazał się numer... numer... no,
Czmych. Tenże otrzymawszy dwa zwoje, wcale nie lekkiej liny, dosiadł Krostki, która aż przysiadła pod tym ciężarem i stęknęła. Co by tu wiela nie mówić,
Czmych był snotlingiem pancernym. Zostawił wszystko inne, ale broń i pancerz...
Poganiana mieczem żaba ruszyła po ścianie w górę.
Test ryzyka=47, udany
Czmych nieświadom, że boskim zrzę(ą)dzeniem losu nie wylądował na głowie swych pobratymców, dotarł do poziomego odcinka tunelu, który ciągnął się tylko w jedną stronę. Gdyby nie garnek, który przezornie założył na głowę, nabiłby sobie guza, gdy Krostka wcisnęła się w korytarz zdecydowanie zbyt niski, aby dalej na niej jechać. Spełzł czym prędzej z wierzchowca. Czy lepiej było pójść samemu w ciemny tunel sprawdzić czy jest bezpiecznie? Czy może zrzucić linę na dół do towarzyszy? - zastanawiał się.