Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2022, 16:05   #312
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



- Más rápido más rápido! - ten popędzający okrzyk gnał marynarzy najpierw przez nowo postawiony obóz a potem przez nieprzyjazną, gorącą dżunglę. Jak magnes przyciągały odgłosy z tej dżungli. Gdy wychodzili szybkim marszem z obozu słychać było tylko odległe gwizdki. Ale żołnierze jacy o nich zameldowali nie mylili się i było je słychać, nie przewidizało im się. Więc dwie załogi wilków morskich gnały co sił w nogach aby wspomóc kolegów toczących walkę w tej dżungli. Z jednej strony byli już całkiem blisko. W bezpośrednim sąsiedztwie obozu inaczej nie byłoby słychać tych gwizdków. Ale jak buty i stopy grzęzły w błocie, mchu, krzakach, lianach, potykały się o kamienie, leżące konary i gałęzie, ramiona zasłaniały twarze przed uderzeniami krzaków przez jakie się przedzierali to już nie było tak blisko. Niemniej nikt nie ustawał w wysiłkach i gnali co sił w nogach.

Porucznik Carsten został dowódcą tej odsieczy. Na szybko poznał się z porucznikami Maximo i Carą co dowodzili swoimi załogami. Maximo wydawał się nieco krnąbrny ale miał opinię niezawodnego. Cara zaś miała opinię tej ma i przynosi szczęście i tej dzielnej i walecznej. Oboje całkiem gładko przyjęli wiadomość od swojego kapitana, że zwierzchnikiem na tą akcję zostanie czarnowłosy Sylvańczyk w brygantynie. Esteban i Barbette uścisnęli mu dłoń i życzli szczęścia. Obiecali, że zajmą się workami tak cennymi dla szefa roślin. No a dwójka oficerów zaprowadziła go do zgrupowania swoich załóg. Obie liczyły po kilkanaście osób, prawie sami mężczyźni o wyglądzie zakapiorów i piratów. Duch jednak był w nich wielki. W końcu należeli do oryginalnej załogi de Rivery tak samo jak Zoja więc czuli się z nią zżyci i chcieli iść jej na pomoc. Szybko więc wyruszyli w stronę wabiących ucho gwizdków. Przedzierali się przez dżunglę z kordelasami i toporkami w dłoniach jakimi bezpardownowo torowali sobie drogę przez chaszcze.

- Más rápido más rápido! - ponaglali dowódcy i marynarze siebie nawzajem. Odgłosy gwizdków były coraz wyraźniejsze. Drogę torowało kilku marynarzy w roli zwiadowców. Ale bardziej liczył się czas niż ostrożność. Słychać było już odgłosy walki. Hałas czyniony przez broń i gardła walczących. Niespodziewanie od przodu rozległy się znacznie bliższe okrzyki zaskoczenia i bólu. Maximo i Cara zatrzymali swoje grupy zdając sobie sprawę, że to zwiadowcy na coś trafili. Albo coś trafiło w nich.

- Są! Są tutaj! Na drzewach! Strzelają tymi cholernymi strzałkami! - rozległo się z przodu od tych paru zwiadowców. Kryli się za pniami aby zminimalizować szansę zostania trafionym. Po czym wyhylili się i odpowiedzili ogniem. Huknął pierwszy pistolet, potem kolejne.

- Blokują drogę odsieczy! Nie chcą abyśmy się przebili do naszych! - krzyknął Maximo też dobywając swój pistolet.

- Co robimy Carsten? - Cara sięgnęła po swój pistolet a w drugiej dłoni jak chyba wszyscy miała szeroki, żeglarski tasak. Za plecami stało prawie dwa tuziny spoconych i ale i rozochoconych wilków morskich jacy rwali się do walki aby wesprzeć swoich zaatakowanych towarzyszy. Ale czekali na rozkazy.



Bertrand



Trudno było nadążyć piechurowi za kawalerzystą. A podobnie sprawa się miała z tymi culhanami jakich dosiadały niektóre Amazonki. A właśnie taka przyjechała z krytycznymi wieściami ze wschodniej flanki a obecnie była przewodniczką grupy Bertranda. Dzięki temu, że była w siodle wyższa od piechurów łatwiej było ją dostrzec. No i musiała sobie zdawać z tego sprawę bo nigdy nie znikała im z widoku całkowicie. Tylko co jakiś czas zatrzymywała się aby piesza grupa mogła za nią nadążyć.

Bretoński oficer zdołał się jeszcze pożegnać z siostrą. Właściwie to Izabela go odnalazła i uściskała mocno i serdecznie. - Uważaj na siebie braciszku! Nie rób ze mnie osamotnionej młódki na wydaniu bez rodziny w obcym kraju! - zaśmiała się nieco nerwowo chcąc chyba jakoś żartem rozładować to napięcie. Miała na sobie te obcięte do kolan lekkie, płócienne spodnie jakie coraz więcej kobiet nosiło w tej dżungli. Na plecach kołczan a w dłoni łuk. Pogoda na dnie dżungli była mimo wczesnej pory dnia gorąca tym duszącym, tropikalnym oparem jaki panował tu prawie zawsze i wszędzie. Izabela pomachała mu jeszcze na pożegnanie i została w obozie. Zaś jej brat i grupa marynarzy ruszyli w przeciwną stronę niż zachodnia grupa kierowana przez sylvańskiego oficera.

Obie grupy marynarzy wygladali na zatwardziałych zbirów i zabijaków. Na pewno daleko było im do wyglądu dumnych, bretońskich rycerzy. Za to byli wilkami morskimi co każdy mógł walczyć kordelasem czy szablą albo strzelać z pistoletu. Chusty na głowach albo szyi, kolczyki w uszach, szczerbate uśmiechy nadawały im dość złowróżbny wygląd. A o dziwo dowodziły nimi dwie kobiety. Casta dowodziła jedną z tych grup i miała opinię zawistnej jędzy chociaż jak na razie okazała się być osobą o pogodnym nastawieniu. Zaś Lana była szefową drugiej grupy, przejawiała specyficzną mieszankę marudy jakby spodziewała się najgorszego ale i beztroski jakby wierzyła, że i tak jakoś się wykaraskają.

No i był Togo. Kapitan przydzielił go Bertrandowi z pewnym oporem. Bo jak wczoraj wieczorem Majo poszła z grupą harcowników dowodzonych przez Zoję to w obozie już tylko Togo mógł się dogadać z Amazonkami. Ale widocznie w obecnej sytuacji kapitan uznał, że lepiej Pigmej się przyda marynarzom jacy mieli pójść w sukurs walczącym Amazonkom. W obozie chwilowo i tak nie było żadnej wojowniczki Aldery.

Pędzili przez tą dżunglę szybkim marszem. Na przekór błotu, kałużom, warstwie liści zalegających na ziemi, krzakom i wysokim korzeniom jakie przy pniach potrafiły być wyższe od dorosłego mężczyzny a dalej od niego stanowiły świetny potykacz i zawalidrogę. Pędzili tak do przodu maszerując raźno z widokiem prawie całkiem nagich ale wymalowanych pleców swojej przewodniczki. Widać było niecierpliwość na jej twarzy i ponaglające spojrzenie. Ale z każdym kawałkiem dżungli coraz wyraźniej było słychać odgłosy walki. Jakieś przeszywajace nerwy skrzeki dzikich, obcych ludziom zza oceanu bestii. A nawet ludzkie, bojowe okrzyki wojowniczek Aldery. W pewnym momencie przewodniczka zawróciła swojego culhana i podjechała szybko z powrotem do czołówki grupy jaką prowadziła. Dopiero co poleciało w jej stronę w jej stronę jakieś dzidy czy oszczepy.

Zatrzymała się i wskazała coś swoją włócznią na kierunek z jakiego właśnie przyjechała. Mówiła coś szybko, gwałtownie i ponaglająco. A może ostrzegawczo.

- Aha! Małe jaszczurki nie chcą puścić dalej! Dobrze! Będą walczyć a nie uciekać jak zawsze! Dobrze! Togo zdobędzie nowe głowy! Nowe trofea! - zaśmiał się opętańczo czarnoskóry niziołek potrząsając groźnie swoją włócznią.

- To jak za nimi są te koleżanki tej tutaj to musimy ich zaatakować. - powiedziała Casta trochę niepewna czy dobrze zrozumiała słowa Pigmeja. Bo rozmowę z Amazonką to można było wnioskować tylko po gestykulacji i mowie ciała. Ta na szczęście była zbliżona do innych znanych ludzkich ras i nacji. Ale chociaż pozwalała odczytać najwyraźniejsze emocje to już nie słowa.

- No są, przecież rzucali w nią oszczepami. I to już całkiem blisko. Tylko te cholerne drzewa wszystko zasłaniają. - Lana pokiwała głową i wskazała szablą na miejsce skąd dopiero co zawróciła Amazonka. Też widzieli te ciskane oszczepy to ktoś tam musiał w nią nimi ciskać a nie była to broń o jakimś porażąjącym zasięgu. Ale widać było tylko drzewa, krzaki, korzenie, błoto i liście na nim a nie tych co tam powinni być całkiem niedaleko. A nieco dalej musiała toczyć się walka grupy Amazonek na culhanach z tymi małymi ale zwinnymi jaszczurami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline