Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2022, 03:13   #44
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 20 - 1998.02.05 cz, popołudnie

Czas: 1998.02.05 cz, popołudnie; g 17:10
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; hotel “Dorado”
Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mżawka, powiew, gorąco (-1)



Grupa Barcelona







https://thumbs.dreamstime.com/b/sout...t-64337819.jpg



- Jak oni mogą tak biegać cały dzień. Skakać, bawić się, drzeć ryja. I to bez kropli alkoholu. - Paul z fascynacją spoglądał za okna na widok ulicy. Akurat załapał się na końcówkę rejsu i przejazd taksówką do “Dorato” jak zaczęła padać mżawka. To ulice nieco opustoszały. Za to dzieciakom tylko w to graj. Z byle czego zrobiły sobie bramki, któryś przyniósł piłkę i grali sobie w najlepsze na środku chwilowo pustej ulicy.




https://images.wsj.net/im-489568/SQUARE

- To się nie zdziw. Ale jeden z nich to może być nasz tajny agent. Oprowadza nas po swoim rejonie. - Oleg miał jak zwykle dość stonowane i fatalistyczne podejście do wszystkich i wszystkiego. Był Ukrańcem i mówił po angielsku całkiem zrozumiale chociaż z charakterystycznym, wschodnim akcentem przez co często go brano za Rosjanina. Po rosyjsku też całkiem nieźle mówił więc jak nie trafił na rodowitego Rosjanina to pewnie dla reszty świata mógłby za takiego uchodzić. A specjalizował się w obsłudze broni ciężkiej, na Margaritę zabrał ze sobą PK a dokładniej to załadowano ją na stary, śmierdzący rybami kuter o dumnej nazwie “Black Horse” jaki potem część najemników i tubylców przewiozła z Grenady na docelową wyspę. Słowa Ukrańca zdziwiły amerykańskiego SEAL-sa z polskimi korzeniami bo odwrócił się od okna i spojrzał na niego.

- No. Chyba nazywa się Franco. Ale chce aby go wołać Frank. Tak po amerykańsku. - Oleg skinął głową potwierdzając swoje wcześniejsze słowa. - Jeszcze ten mu nagadał o gliniarzach z Miami to już w ogóle. - machnął reką na Jumpera który dał się poznać jako fan właśnie tego serialu. Uwielbiał go odkąd go pierwszy raz zobaczył jako mały chłopak. I może miało to coś wspólnego z tym, że sam pochodził z Miami.

- Widzę, że stawiamy na profesjonalistów. - roześmiał się Newman rzucajac jeszcze ostatni raz okiem za okno. Ukrainiec miał chyba wątpliwości co do użycia małego przewodnika po Barcelonie. Ale Franco czy jak sam kazał się wołać “Frank” jak jego amerykański, komiksowy idol Punisher czyli Frank Castle. Mały brzdąc uwielbiał także komiksy, zwłaszcza te amerykańskie. I jak w poniedziałek najemnicy z pierwszej fali zapytali w recepcji o obrotnego przewodnika to ładna pani z recepcji też chyba była nie tylko uprzejma ale i obrotna. Obiecała coś podziałać i poprosiła o cierpliwość. A z godzinę później do drzwi pokoju hotelowego zapukał jakiś na oko 12-latek o latynoskim typie urody. Radośnie uśmiechnięty i słabo ukrywał to, że jest poważnym biznesmenem i nie pracuje za głodowe stawki. Z radosną miną obiecał, że nie zejdzie na mniej niż 10 zielonych dziennie. Ale chyba był wart tych pieniędzy może nawet większych. Młodziak znał Barcelonę na wylot i wiedział co w trawie piszczy. Plaże, nocne kluby, dziennie kluby, muzea, dziewczynki, albo chłopców jak zorientował się, że u turystów są też ładne “chica”. Gdzie można zagrać w karty, wypić alkohol, porobić zakłady na walkach psów albo nielegalnych ringach, dziabnąć kreskę to też mówił, że może zaprowadzić za odpowiednią kasę. Za tą dyszkę to brał za swoją dostępność i dyspozycyjność. Ale za każdy adres na jaki miał wskazać i tam robić za przewodnika i tłumacza jak trzeba to kasował osobną stawkę. Mówił dość koślawym i szkolnym angielskim, pewnie wyuczonym właśnie na takich rozmówkach. Więc czasem to było zabawne a czasem irytujące. Ale zwykle potrafił w paru zdaniach zorientować się czego oczekują od niego anglojęzyczni klienci. Wśród dorosłych jego chłopięca cwaniakowatość raczej bawiła niż irytowała.

- Gwardia Narodowa? Te psy? Ale senior, to nuda, ja pokażę ciekawe rzeczy! U nas można się zabawić senior! Tylko senior powie co trzeba! Co szuka to ja znajdę! - gdy pierwszy raz usłyszał czego od niego oczekują chyba sądził, że coś źle zrozumiał. Albo aż tak rzadko zdarzało się aby zachodni turyści interesowały się lokalną Gwardią Narodową. No ale jak się przekonał, że to nie pomyłka i oni właśnie interesują wielkiego, łysego Amerykanina i jego kolegów to przyjął i to zlecenie.

- Teraz dobry moment. Po wypłacie jest. Wszyscy są po wypłacie. Dużo pracy płaci na koniec miesiąca. Mają teraz pieniądze. Przed pierwszym gorzej. Mało ludzi ma dużo pieniędzy przed pierwszym. Ale teraz jest po to jeszcze można. Najwięcej w weekend. Wtedy się ludzie bawią. - tłumaczył Frank dlaczego przybyli w całkiem dobrym momencie. I jeszcze, że jest luty. Więc będą zimowe ferie. Nauczyciele i uczniowie mieli wolne. Cieszył się bo będzie miał więcej kolegów do zabawy. Będzie im mógł szpanować kupionymi rzeczami i stawiać colę i lody jak prawdziwy biznesmen. No a za tydzień i tak było święto. Dzień zwycięstwa, rocznica wielkiej bitwy. Będą parady wojskowe i tak dalej. Pewnie te psy z Gwardii pucują teraz wszystko jak i reszta wojska na tą paradę. Ale chociaż tak gadał w nieco radośnie dziecięcy sposób, chociaż strasznie starał się wydawać starszy a najlepiej dorosły co w jego wciaż dzieciecej buzi wyglądało dość komicznie to jednak każdego wieczoru zabierał ich do jakiegoś lokalu gdzie bezbłędnie wskazywał na mężczyzn w różnym wieku. Ale większości młodych. Nawet jak byli bez mundurów i świetnie wpasowywali się w pstrokaty tłum. Nie było ich wielu, ledwo po kilku bo był środek tygodnia. W weekend pewnie będzie ich więcej. Wiedział też o jednej szulerni gdzie stare ramole z armii, policji i inne wazniaki grały w pokera no ale oczywiście jakiegoś dzieciaka to by tam nie wpuścili to tylko znał to z opowiadań ale na zapleczu nigdy nie był. Teraz w pokoju hotelowym go nie było, rankami i do południa też go zwykle nie było gdy był w szkole. Ale popołudniami to się gdzieś tu kręcił w okolicach hotelu. Może nawet był wśród tych chłopaków kopiących piłkę na ulicę a nawet jak nie to pewnie gdzieś w okolicy. Recepcjonistka potrafiła go jakoś przywołać w ciągu kwadransa czy dwóch.

- No dobra. W każdym razie ja wróciłem wczoraj z Grenady. Lando tam jeszcze został. Ale, że wy jeszcze tutaj a to nie jest rozmowa na telefon no to rano kupiłem bilet na prom no i jestem. - Newman nie przypłynął z wyspy tylko dlatego, że się stęsknił. Wrócił bo dzięki temu krętaczowi z Amsterdamu udało się zdobyć zaufanie handlarzy bronią na tyle, że przystąpili do interesów. I wstępnie rozpoznali z Newmanem czym tamci dysponują.

- No nie powiem aby to były nówki z Wojny w Zatoce. Sprzęt raczej trąci myszką. Ale do strzelania się nadaje. Kałachy i FAL-e co pytałeś też mają. Problemem może być ilość. To hurtownicy ale raczej na loklane warunki, dla detalistów. Myślę, że pluton czy dwa mogliby wyposażyć z tego co tam nam pokazali. Ale kompanię czy dwa to wątpie. Chyba, żebyśmy brali dosłownie wszystko jak leci do ostatniej TT-tki. Ale mówili, że jakby co to mogą się rozejrzeć i coś skombinować. Po prostu nie spodziewali się takiej dużej skali zamówienia. Tylko to oczywiście potrwa. Tak z dnia na dzień to nie ma się co spodziewać konteneru z dostawą. No i właśnie dlatego Lando został. Może coś tam ugada jeszcze. A jak nie to pewnie będą rżnąć w karty przy tanim whisky i szlugach. - Paul streścił to co się z Holendrem dowiedzieli na Grenadzie. Na razie potraktowali sprawę jako rozpoznanie więc nic nie kupowali. Zresztą i tak było sporo ryzyko przewieźć to na Margaritę jak “Black Horse” był właśnie tam. Niemniej coś na początek było i droga do zakupów była otwarta.

- No i wczoraj gadałem u nas z Wujem Samem jak wróciłem z Grenady. Rozejrzał się po tym ratuszu tak turystycznie. No ale to już jak wrócicie to sam wam opowie. A dzisiaj rano Carla mnie złapała przed wyjazdem. Mówiła, że udało im się skompletować załogę do “Black Horse”. Więc teraz mogą nas zastąpić jakby gdzieś trzeba było płynąć. No i przywiozłem te noktowizory co zamówiłeś. Zostawiłem na rancho. Sara wczoraj wszystkim się chwaliła, że oficjalnie w Bośni przyjęto nową flagę narodową. Bo ona stamtąd właśnie. Aha. I Lavinia wczoraj wreszcie dotarła. Strasznie wkurzona była na… No większości to po latynosku z dużą ilością “polla” i “una puta” i paru innych takich to niewiele zrozumiałem ale brzmiało wystarczająco obraźliwie. I wkurzyła się, że nie ma tu strzelnicy. Carla ją w końcu gdzieś zabrała. Rano jak pytałem to mówiła, że Voo Doo jeszcze chyba śpi u siebie. - na koniec dorzucił jeszcze parę wieści i anegdotek z Margarity co tam się działo jak ich nie było. Jak brazylisjka komandos z BOPE dotarła na docelową wyspę to już tylko niemieckiej pacyfistki im brakowało do kompletu. Cantano wywiązał się z sobotniej obietnicy, że poszuka załogi dla rybackiego kutra którego kupili na Grenadzie na potrzeby tej operacji. A weteran See Bee uporał się z turystycznym łażeniem po głównym ośrodku władzy na Margericie.

- To co? Mam wracać do Lando? I co mu powiedzieć? No i jak wam schodzi ta wycieczka? - zagaił Amerykanin zerkając na kolegów i koleżanki w tym wynajmowanym hotelu. Pozornie brzmiało to jak turystycznie wakacje i clubbing. W końcu za przewodem Franka każdy wieczór spędzali gdzie indziej. Paul wykupił sobie od razu bilet powrotny na prom ale mógł wracać dziś wieczorem albo jutro bo bilet był ważny przez dobę.

A na miejscu jak byli na robocie to byli na robocie. Ale jak nie to Tercio chciał jeździć na plażę bo tutaj były niesamowite plaże gdzie prawie biały piasek kontrastował z błękitem oceanu. Tam zauważył, młodych żołnierzy, pewnie na przepustce bo tylko wychodzili albo przychodzili w mundurach, nawet pasów nie mieli. Ale czy to armia czy gwardia to nie był pewny bo obie formacje używały tych samych mundurów tylko kolory i oznaczenia sie trochę różniły.

Frog podobnie chociaż nie ukrywał, że jego celem raczej są kobiety. Zwłaszcza takie jakie byłyby chętne poznać się bliżej z muskularnym Brytyjczykiem. Poznał pewną ślicznotkę która mu się wydała córką jakiegoś ważniaka. A przynajmniej tak dawała do zrozumienia. Chyba mafioza takie odniósł wrażenie ale nie był pewien. Tak czy inaczej i tak uznał ją za “hot” i jakoś mu to nie przeszkadzało. Jej chyba też nie.

Carabinieri jak usłyszał o tej szulerni i licznych “jaskiniach hazardu” od Franka to korciło go aby spróbować tam swoich sił bo lubił grać w pokera i jak tak grali towarzysko na Grenadzie to faktycznie Włoch był dobry w tą grę. Póki co trenował na gościach hotelowych i jakoś znadywał kolegów do kart.

Jumper spędzał czas albo przed telewizorem, albo na siłowni, albo w basenie. Chyba najlepiej dogadywał się z Frankiem i ten traktował wyluzowanego Amerykanina jak wzór do naśladowania. Obaj przypadli sobie do gustu i traktowali się jak starszego i młodszego brata.

Tweety jako profesjonalna imprezowiczka potrafiła się wkręcić ze swoimi długimi nogami na każdą imprezę i to tak, że to ją tam zapraszano. Najczęściej wracała z nich nad ranem lub rano a potem oglądała swoje fanty w postaci kolczyków, bransoletek i pieniędzy. W jaki sposób je zdobywała to chyba było lepiej nie pytać. Ale dowiedziała się gdzie jest pewien sklep z różnościami gdzie można opylić różny towar bez zadawania zbędnych pytań o ile ma sie twardą walutę. Albo kupić.

Oleg wydawał się stronić od wszelkich rozrywek na zewnątrz hotelu. Nawet nie pił za dużo ale przyznawał, że gdyby zaczął to nie chciałby się hamować tylko bawić na słowiańską modłę no a mimo wszystko nie całkiem mieli wolne. Więc wolał nie zaczynać. Za to jego zaczepiali jacyś młodzi Rosjanie chyba biorąc go za jednego ze swoich. Nawet jak mówił, że jest Ukraińcem to im to jakoś nie przeszkadzało. Potem mówił, że sam już nie wie czy przyjechali tu na urlopy czy w interesach bo coś na biznesmenów mu nie wyglądali. Ale częstowali wódką musiał się jakoś z tego wybronić bo aż mu szkoda było odmawiać zaproszenia do Smirnoffa.

Storm też wolał zostawać na miejscu ale za to prawie codziennie wydzwaniał do rodziny. W Singapurze. A jak nie to robił fotki aby im pokazać po powrocie. I nawet koledzy i koleżanki załapali się pod obiektyw. Z racji azjatyckiej urody i tego aparatu to nieźle wpasowywał się w stereotyp japońskiego turysty z nieogłącznym aparatem. Bardzo się zdziwił jak odkrył, że jest tu restauracja prowadzona przez Tajską rodzinę jaka jednak pochodziła z Singapuru.

Blanco chociaż był Chilijczykiem to był wielkim fanem Niemiec a zwłaszcza Budesligi. I znalazł jakichś niemieckich turystów co razem z nimi jak nie oglądał meczy to o nich gadał, nawet trochę po niemiecku. Okazało się, że oni to przylecieli tu z Niemiec ale do wuja który był inżynierem morskim i pracował na tutejszych plafrormach wydobywczych. Teraz to tam w zatoce ale ponoć niedługo miał się przenieść do tej nowej co ja kończyli na Margaricie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline