Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2022, 08:44   #14
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Obiad dla pierwszej klasy serwowano między godziną 19 a 20:15, oczywiście w wielkiej, urządzonej z przepychem sali, w której mogły się pomieścić tuziny dam i dżentelmenów, przy wielu stolikach… i była dyskretna kontrola biletów przy wejściu.


Serwowano masę różnorodnego jadła i trunku, a'la carte, i każdy był w stanie znaleźć tu coś dla siebie… a często(jakżeby inaczej), jadło było bardzo wykwintne.

Ostrygi, zielony żółw(!), Homar, kurczaczek, owieczka, żeberka, kaczuszka, ziemniaczki, ryż, masa sosów, przystawek i deserów, wszystko wspaniale przyrządzone, wszystko na najwyższym poziomie luksusu i przepychu. Do tego szampan, wina, likiery, wódka, whisky, brandy, piwo… mogła rozboleć głowa, i w sumie, też żołądek, głównie z przejedzenia?

Sarah została wprowadzona na salę przez Iris, i to pod rękę. W pierwszym momencie, można było pomyśleć, iż lekarka znalazła sobie już jakiegoś towarzysza podróży… nie, to jednak była pani detektyw. W dobrze skrojonym, schludnym garniturze, i z kapeluszem na głowie, a pod nim spiętymi w kok włosami, wyglądała niemal jak mężczyzna. Sama Sarah z kolei, pojawiła się w jasnej, dość prostej sukience, z lekkim makijażem, oraz pachnąca delikatnie kwiatowymi perfumami.
Wpatrywało się w nie wiele oczu… a gdy Iris, niczym dżentelmen, odsunęła, i przysunęła Sarah krzesełko przy stole, to już w ogóle…

Mathew pojawił się moment wcześniej. Spokojnie kontemplował potrawy, kiedy pojawiły się obydwie panie. Coco Chanell wprowadziła model chłopczycy, ale nie wszyscy go akceptowali. Pasażerowie się gapili, zwłaszcza ci starsi, niechętnie, zaś większość młodszych pań, no cóż, kto wie, może same myślały o takim wdzianku. Mathew po prostu skinął na powitanie. Zaś kwestia krzesła, cóż… szczerze, cóż go to właściwie interesowało?
- Dobry wieczór paniom - rzekł oraz spokojnie zabrał się za jedzenie. Jako były lokaj przynajmniej podstawy etykiety przy stole miał opanowne
- Dobry wieczór - Iris przelotnie się uśmiechnęła, ściągając kapelusz, i zerknęła na talerz reportera - Co za smakołyki zajadasz?
- Homar w towarzystwie owoców morza oraz bukietu warzyw - odparł - polecam paniom, jeśli lubicie owoce morza. Wspaniale smakuje. Sauvignon Blanc - podał nazwę wina, rzecz oczywista białego - również świetnie pasuje.

W tym momencie do stołu dosiadł się Ebenezer.
- Pochwalony - rzucił od niechcenia i bezceremonialnie nałożył sobie cały talerz jedzenia. Dla poprawy apetytu wypił szklaneczkę whisky. Gdy wszyscy myśleli, że wielebny zacznie jeść, pastor wstał i wygłosił modlitwę przed posiłkiem, okraszoną krótkim kazaniem na temat moralności. Mówiąc, co i raz zerkał gniewnie w kierunku Sarah.

- Dobry wieczór... - Słowa Daniela, który pojawił się niemal równocześnie z Ebenezerem, ledwo się przebiły przez potok słów, płynących z ust pastora. - Piękny widok - dodał, gdy wielebny skończył swą mowę. Uśmiechnął się do Sarah. - Komu wina? - spytał.
- Ja dziękuję - odpowiedział Grant, odsuwając krzesło - Dobry wieczór wszystkim - usiadł i rozejrzał się po stole. Wyciągnął rękę po butelkę Taliskera’a: - Może ktoś reflektuje na szkocką? Zazdraszczam Brytyjczykom - dodał żartobliwie - tutaj nie macie prohibicji.
- Również dziękuję, wolę wino - wskazał na swoją lampkę Mathew, ale później całkiem interesującą postawę okazał pastor.
- Chętnie - powiedział wielebny, podstawiając opróżnioną przed momentem szklaneczkę.
Grant skrzywił usta, jakoś go nie zaskoczyło, że moralizujący wielebny pierwszy wyciągnie rękę po alkohol. Podszedłby do stolika wcześniej, ale wolał przeczekać chwilę przy barze, płomienna modlitwę pastora. - Może drogie Panie się skuszą? - uśmiechnął się do Sarah i Iris.
- Przepraszam… - Odezwała się po chwili namysłu Sarah, od początku czując się nieprzyjemnie w obecności Ebenezera. - Moja obecność ewidentnie komuś tu przeszkadza, więc by nie powodować takich reakcji wielebnego, lepiej zmienię stolik. - Po czym grzecznie się ukłoniła całości i powzięła kroki ku jakiemuś innemu wolnemu miejscu.
- Myli się panienka - rzucił za nią wielebny.
John wstał spokojnie od stołu, odłożył trzymana w powietrzu butelkę szkockiego trunku i ruszył za Sarah. - Czy mogę Pani dotrzymać towarzystwa? Religijne przemowy, kiepsko pasują do befsztyku - spróbował rozluźnić atmosferę. - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko - podał jej ramię.

- Boję się, że moje poglądy nie niektóre sprawy również mogą urazić tak wrażliwą osobę, jak wielebny. - Daniel również się podniósł. - I jestem pewien, że pastor znajdzie sobie gdzie indziej bardziej chętnych słuchaczy…
- Przenosiny? - Iris chwyciła w jedną dłoń swój kapelusz, a drugą za rękę Daniela. Szybko wzięła go pod rękę, po czym jeszcze uchyliła ronda wielebnemu - Miłego wieczorku! - Powiedziała, i pociągnęła za sobą mężczyznę, ku pozostałym, i innemu stolikowi…
Widząc ostracyzm wywołany powiedzeniem kilku słów prawdy, wielebny wzruszył tylko ramionami i przystąpił do konsumpcji. Już nie raz słowa Pana, które płynęły z jego ust wywoływały podobne reakcje. Właściwie stolik opustoszał, ale Mathew przyjmował to raczej obojętnie, albowiem niby co mógł uczynić? Towarzystwo chciało swoje kłótnie oraz wzajemne niechęci przenieść do innych stolików. Spokojnie więc. Były lokaj nie oceniał, po prostu wcinał kulturalnie oraz cieszył się luksusami “Olympica”. Skoro profesor opłaca. Osobiście Thomas pastor go nie ruszał. Znaczy chyba coś stało się pomiędzy paniami albo przynajmniej ową lekarką a amerykańskim, chyba, klerykiem. Klerykiem? Hm, nie znał protestanckich stopni. Zresztą nieważne. Sala wszak była do spożywania posiłków, nie zaś kłótni. Spokojnie więc jadł, wręcz delektując się wspaniałą kuchnią. Rozmów zaś nie podejmował, albowiem niby na jaki temat? Chciał cieszyć się kuchnią, zaś później pójść na werandę, jak poprzednio, spędzić miły wieczór przy herbacie oraz lekturze “Time”. Jeśli ktokolwiek miał inne plany, nic nikomu do tego.

Chwilę później stolik opustoszał niemal kompletnie, albowiem pastor raczył go również opuścić. Inna kwestia, że chyba on sam właśnie narobił bigosu? Chyba przynajmniej tak wynikało z zachowania pozostałych. Pewnie mieli wiedzę o czymś, o czym Mathew nie miał pojęcia. Skojarzenia, półsłówka, znaczące skierowanie oka, chrząknięcia znaczyły wiele , aczkolwiek tylko, jeżeli osoba była świadoma znaczenia sygnałów. Mathew nie. Tyle.

Potrawy iście fantastyczne wręcz rozpływały się swoimi smakami i wspaniałymi aromatami. Zachęcały wręcz nie tyle do objadania się, ale wytwornej degustacji wszelkich smakowitości. Samotny mężczyzna przy stoliku wyprobował jeszcze tego czy owego, później syty wstał kierując się ku planowanej wcześniej werandzie. Tam się nikt raczej nie kłócił, jak w klubie gentlemanów obowiązywała etykieta elegancji.
 
Kelly jest offline