Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2022, 20:50   #82
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Morris szedł za ciosem. Skinął Johnowi głową w formie podziękowania za wsparcie i skoczył do najwyższego Templariusza. Ciął dwa razy, ale tylko jednym z ciosów był w stanie niegroźnie przebić pancerz wroga.

September z uporem maniaka brała głowę szefa templeriuszy na cel. Jedno dobre trafienie…
I właśnie je dostała. Pocisk wszedł idealnie w hełm. Najwyższy Templariusz przestał stanowić zagrożenie.

- Mógłbyś w końcu zdechnąć? - John wysyczał przez zaciśnięte zęby, starając się zrobić z klaty dowódcy templariuszy tarczę strzelniczą.

Widząc, że Najwyższy Templariusz właśnie zginął z rąk Shani, John zmienił pozycję aby sierżant nie zasłaniał mu ostatniego przeciwnika. Nacisnął spust M606 i korygował ogień w trakcie jego prowadzenia.
Trafił w pierś przeciwnika i ciągnął serię w górę. Broń miała duży odrzut, ale on miał wystarczająco siły aby utrzymać ją w ryzach. Długa seria weszła jak w masło i wyrwała dziury w napierśniku i hełmie ostaniego wojoniwka Ilian. Wyglądało na to, że jest po wszystkim.

Ariel jak tylko skończyła opatrywać Rossa biegiem ruszyła w kierunku Anny przy której stał mistyk. Coś jej wstrzyknął nie bardzo wiedziała co, więc gdy tylko dobiegła w pobliże krzyknęła.

- CO DOSTAŁA!??

Ariel rzuciła się do analizy obrażeń i priorytetyzowania opatrywania obrażeń. Szybko też rzuciła wzrokiem dookoła w poszukiwaniu strzykawki odrzuconej przez mistyka…

- Dostałam postrzał, serią cholera - z trudem wydusiła z siebie Anna, średnio kontaktując z rzeczywistością i missinterpretując pytanie.

- To tylko Stim - odpowiedział Mistyk ruszając biegiem w kierunku leżącego Inkwizytora. Zdjął mu hełm, a potem zaczął odpinać napierśnik. Chciał jak najszybciej dostać się do rany, która była najpoważniejsza.

Ariel skinęła mu i zabrała się za opatrywanie Anny, później ruszyła w kierunku inkwizytora.

Koniec walki.
Gdy wszyscy byli zajęci opatrywaniem rannych lub trzymaniem warty, na środku kamiennego kręgu pojawił się biały obrys w kształcie prostokąta. Był widoczny tylko z pewnej perspektywy, bo była to płaska figura zawieszona w trójwymiarowym świecie. Po chwili obrys wypełnił się czernią. Nie była to ciemność. Wyglądało to jak czarne światło. Powierzchnia prostokąta jakby falowała i wyłoniła się z niej postać.


Towarzyszyło jej uczucie duszności. Jakby zaczęło brakować powietrza. Nikt jednak naprawdę się nie dusił, a wrażenie było tylko psychiczne. Każdy kto był świadom pojawienia się jej wymierzył w nią broń i nacisnął spust. Postać rozmyła się tak jak miraż na Marsie. Pociski uderzyły w portal i wniknęły w jego powierzchnię, a on zaczął zanikać w taki sam sposób w jaki się pojawił. Gdy zniknął okazało się, że nigdzie nie widać ciała Karaka.

September zakleła.
- Jednak z tym obcinaniem głów, to dobry pomysł. Teraz poskładają tego zasrańca do kupy. Dobra, sierżancie, rozumiem że zakładać ładunki?
- Wypierdolić w kosmos co tylko się da - odpowiedź Morrisa była jasna i konkretna.
September wzięła porzuconą skrzynię z materiałami wybuchowymi i zaczęła pracę. Trochę była zła na McBrida, po cichu liczyła na zdjęcie drugiego nefaryty i to w ciągu tygodnia. Ale zawsze była nadzieja że pojawi się trzeci…

Ariel zakładała opaskę uciskową na ramieniu Dekurion. Kobieta była blada, straciła sporo krwi… Ariel podeszła do odciętej dłoni i ją również opatrzyła. Cholerna dżungla jeśli mieliby lód możę by jeszcze.. Hmmm… Zastanowiła się chwile po czym wyciągnęła stazę. Delikatnie nastrzyknęła możliwie dokładnie całą kończynę, szczególnie okolice dłoni. Może da się ją jeszcze przyszyć… Dopiero wtedy ruszyła w kierunku lżej rannych. Ta dżungla nie należała do łagodnych miejsc, Ariel doskonale pamiętała trujące obszary. Nie brakowało tu zarodników, bakterii i wściekłych małp.

- Nie odpływać panowie i panie. Tu się trzeba posklejać i wyjebać to wszystko w kosmos. Bo z tego co słyszałem i widzę, to się w klub brydżowy zamienia. - Krzyknął John czyszcząc ręce ubabrane w dla odmiany nie swojej krwi. Jeszcze przed chwilą opatrywał poszatkowaną klatę, kładąc najpierw warstwę folii zanim założył zwykły opatrunek, żeby uszczelniła zapadnięte płuco. Krew z pęcherzykami wyglądała nieciekawie, ale przynajmniej udało się nieszczęśnika z bractwa nieco połatać. Miał szanse dotrzymać do czasu otrzymania pomocy na sali operacyjnej.

Po tej całej akcji z nagłym pojawieniem się lasencji na usługach Mrocznej Harmonii, Christopher zaniechał pomysłu schodzenia z drzewa.
- Pozostaję na pozycji - zgłosił McBride na radiu do Morrisa. Piekły go rany na klacie, ale nie było to coś czego się nie dało "rozchodzić". Usadowił się wygodniej na gałęzi i z bronią wycelowaną na środek ołtarza, czekał na kolejną niespodziankę ze strony Legionu.

Anna cierpiała. Był to nie tyle jej pierwszy postrzał, ale cała ciężka seria, która na dobrą sprawę mogła ją zabić. Uniki w ogóle się nie sprawdziły - powinna była rzucić się z punisherem na wielkoluda, wtedy by jej nie postrzelił.
Teraz powinna być ewakuowana. Każdy ciężko ranny jest ewakuowany w pierwszej kolejności. Niestety nie mogła, gdyż ich helikopter został zestrzelony.
- Guardian, nie wybuchł. Piloci pewnie żyją. Trzeba ich uratować. Weźcie Pinetree - nadal oszołomiona Anna mówiła z trudem, często zaciskając przy tym zęby.
- Co z ładunkami? Mogę pomóc - dodała od razu.
- Dobra, masz montuj zapalniki, ja to przenosze i zamontuje w punktach. - September położyła garść zapalników i ładunków koło Anny.
- Dziewczyny, nie strugajcie mi tu debilek, mnie nic nie drasnęło, poprzenoszę wszystko, wy posprawdzajcie połączenia po mnie. - John z jednej strony rozumiał chęć wykazania się, bohaterskość i heroiczną głupotę, z drugiej faktycznie najlepiej trzymał się na nogach.
- Mogę podłączać, dam radę - powiedziała Anna, przecierając łzy lewą ręką, aby odzyskać dobrą widoczność. Zaraz potem tą właśnie ręką zaczęła uzbrajać ładunki wybuchowe.
- Panie sierżancie. Nie chciałam tak nawalić - Purna starała się pozbierać, ale źle znosiła postrzały.
- Nawaliłabyś jakbyś trafiła do worka. Ktoś inny mógłby oberwać zamiast ciebie i nie mieć tyle szczęścia. Nie trzeba nam głupiego bohaterstwa, ale nie ma lepszego chrztu dla Marine jak oberwać i wyjść z tego cało. - Morris starał się ją pocieszyć w swój specyficzny oschły sposób.
- Tak panie sierżancie - kobieta w typowo wojskowy sposób zameldowała przyjęcie uzyskanej wypowiedzi do świadomości.

Ariel po skończeniu opatrywania rannych załadowała świeży magazynek i powiedziała.

- Trzeba mi jeszcze jednego ochotnika trzeba wywalić zwłoki poza ten przeklęty krąg i poodrąbywać im łby. - spojrzała przy tym niepewnie w stronę braci mistycznej.

Złożyła ciała wrogów na jeden stos. Poległych ze strony Capitolu na drugi możliwie odległy.
- Dobrze - Cortez pokiwał głową widząc inicjatywę medyczki. - Zabierzemy ich ze sobą. Zasłużyli na kremację i godny pochówek.

Z południowego wschodu dobiegł ich odgłos jakby coś przedzierało się przez gęstwinę. Po chwili wyłoniła się z niej para pilotów idąca chwiejnym krokiem.
- Wezwaliśmy wsparcie. Powinni być tutaj za piętnaście minut. Guardian zabierze rannych, a Condor spróbuje wydobyć wrak z drzew - zakomunikowali nie czekając na wyjaśnienia.
 
Mike jest offline