Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2022, 19:52   #315
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 71 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



- Dobra, to my ich tu zatrzymamy a wy ich obejdźcie! - Maximo i Cara popatrzyli chwilę na siebie gdy usłyszeli propozycję Carstena co dalej robić ale chyba wydała im się na tyle sensowna, że postanowili spróbować ją zrealizować. Maximo wziął swoich ludzi i chciał skupić na sobie uwagę jaszczurzych zwiadowców wdając się z nimi w walkę strzelecką. Walka była trudna dla obu stron bo obie korzystały z osłony prastarych drzew za jakimi mogła się schować nawet cała grupka ludzi czy jaszczurów. A były jeszcze krzaki, liany, porostym, mocno wystające z ziemi korzenie za jakimi można było szukać osłony. Obie strony przyjęły dość podobną taktykę, “wychyl się, strzel i schowaj”. Więc walka była dynamiczna ale trafień było niewiele. Z jednej strony huczały i dymiły pistolety i w górę drzew leciały ołowiane kule które w większości wypadków rozbijały kawałek kory czy wbijały się w gałąź lub pochłaniała je nieskończona dżungla. Jaszczury zaś uzywały oszczepów. Całkiem sprawnie ciskały z góry krótkie oszczepy o ostrzach z prawie czarnego kamienia. Te wbijały się w ziemię, korzenie i drzewa za jakimi kryli się marynarze Maximo.

Tutaj skinki wydawały się zwinniejsze od ludzi. Sprawnie niczym małpy skakały z gałęzi na gałąź próbując okrążyć naziemnych strzelców. Co zmuszało ich do ciągłego zmieniania kryjówki i celu do ostrzelania. Walki rozproszyły się na mniejsze grupki a oddział stracił swoją spoistość. Ale to samo dotyczyło jaszczurów z którymi się strzelali. Oczywiście zarówno jednym jak i drugim łatwiej by było trafiać gdyby zająć stabilną pozycję, wycelować i strzelić. Ale taka taktyka ściągała na siebie ogień nieprzyjaciela w tak ładnie nieruchomy i odkryty cel. Więc rzadko ktoś sie decydował na taki ruch. A więc i trafień było niiewiele. Któryś z marynarzy krzyknął gdy trafił go ciśnięty oszczep a jaszczur zaskrzeczał gdy oberwał bryłką ołowiu. Straty po obu stronach były dość symboliczne. Jednak grupie Maximo udało się skoncentrować na sobie ogień i uwagę jaszczurów pozwalając Carstenowi i Carze urwać się z miejsca potyczki i spróbować ją obejść. Mogli kierować się na słuch o drugie ognisko walk, pewnie to z Zoją, Rojo i Olmedo musiało być całkiem blisko.

- Tam są! - krzyknął któryś z marynarzy pokazując toporkiem przed siebie. Faktycznie przez te haszcze i błoto tej gorącej dżungli dostrzec się dało kotłowaninę. Wyszli tak, że mieli jakby obraz z flanki obu stron. W oczy wpadali pikinierzy ze swoimi długimi pikami. Z podobnych względów jak ludzie Maximo nie byli w stanie w tej piekielnej dżungli ustawić zwartej linii. Ta była więc dość koślawa i rozdzielona głazami, drzewami, korzeniami. Pikinierzy podzielili się na mniejsze grupki i stawiali odpór walczącym skinkom. Tym trudno było się przebić przez zasięg bardzo długiego drzewca piki. Jednak były zwinne i szybkie. Nie bały się atakować. No i było ich więcej. Może gdyby walka była na otwartej przestrzeni gdzie można by ustawić się w porządny szyk to by wyglądało to inaczej. Ale tutaj, w dżungli, przewaga liczebna działała na korzyść zimnokrwistych stworzeń. Jakkolwiek by ci pikinierzy nie ustawiali swojej broni zawsze znalazł się sposób aby skoczne jaszczurki czmychnęły jakoś bokiem, albo po gałęziach zeskakiwały za plecami walczących. Niektórzy pikinierzy już byli w takiej desperacji, że rzucili swoje piki i walczyli tasakami, maczetami i rapierami które były swobodniejszą bronią do bezpośredniego starcia.

- Dalej kamraci! Za nasze złoto! Przecież musimy je wydać na najlepsze wino i dziewczynki w mieście! Tylko trzeba najpierw zabić te małe szkdniki! - w samym środku jednej z grup walczył czarnobrody kapitan. W stalowym, zdobnym moironie i napierśniku rzucał się w oczy. Właśnie przeszył swoim rapierem głowę któregoś jaszczura jaki go atakował. Gad zadrgał, znieruchomiał a kapitan odepchnął go butem wyzwalajac swój rapier. Zaraz jednak zaatakował go następny napastnik. Nie wszystkich pikinietów było widać ale tak na oko to chyba nadal zachowali większość swoich sił.

Między plecami pikinierów a frontem górali uwijała się Zoja. Trudno powiedzieć czy walczyła tam od początku czy też widząc, że te małe skoczki potrafią wylądować za plecami głównego oddziału zaporowego rzuciła się do chronienia ich pleców. Walczyła swoją szablą zasłaniając się tarczą jaką zaczęła nosić po potyczce z dzikimi orkami jakie trafili w początkach tej ekspedycji. Musiała się uwijać bo coraz więcej jaszczurów obchodziło front pikinierów i zaczynało im grozić realne okrążenie. Któryś z jaszczurów dżgnął ją w udo swoją włócznią. Kislevitka krzyknęła krótko ale zaraz zrewanżowała się skinkowi ciosem z góry w jego drugie ramię. Impet uderzenia był tak duży albo ramię tak wątłe, że ostrze odcięło je jak suchą gałąź. Skin zaskrzeczał przeraźliwie patrząc na miejsce gdzie przed chwilą miał ramię. I zamilkł gdy po raz kolejny szabla go dosięgła. Tym razem rozpłatała mu łeb. Wokół pikinierów leżało już całkiem sporo nieruchomych i zakrwawionych ciał małych gadów. Co świadczyło, że walka musiała już trochę trwać ale jeszcze nie była przesądzona. Gdyby skinkom udało się domknąć okrążenie i wejść na plecy pikinierów mogłoby się zrobić groźnie.

Ale byli jeszcze górscy bandyci Omledo. Stali kawałek za plecami walczących kolegów z regularnych oddziałów. I korzystali z zasłon dżungli podobnie jak Maximo. Tyle, że strzelali się z jakimiś skinkami jakie z kolei ciskały w nich krótkimi oszczepami. Tutaj była walka łuków przeciwko oszczepom więc była cichsza niż z użyciem broni palnej. Oba oddziały strzelców i miotaczy wiązały się nawzajem walką. Ale było wiadomo, że ten który zyska przewagę lub zmusi ten drugi do ucieczki będzie mógł wesprzeć walczący oddział. Tylko ci musieliby wytrwać do tego momentu. Ale kto by wygrał którą walkę trudno było teraz oszacować. Któryś z nadrzewnych skinków skrzeknął i runął z gałęzi na dół. Całkiem długo spadał i tak skrzeczał. Aż ucichł gdy jego ciało przeszyte strzałą znikło gdzieś w krzakach gdzie pewnie gruchnął o błotnistą glebę. Za to i któryś z górali wrzasnął dziko i wyszarpał sobie z brzucha sterczący oścień ciśnięty przez któregoś z gadzich harcowników.



Bertrand



Ta zasadzka na jaką trafiła ich przewodniczka wywołała pewne zamieszanie w szeregach marynarzy. Ale krótkie. Wszyscy spodziewali się walki i wiedzieli, że gdzieś tutaj ją stoczą. Obie szefowe swoich oddziałów wydały polecenia a widmo ataku na te jaszczury przywitano gromkimi okrzykami. Widocznie marynarze byli pełni animuszu nawet jeśli przez moment ta zasadzka przed nimi ich nieco zaskoczyła. Casta ruszyła razem z Bertrandem a Lana kazała swoim naszykować pistolety aby dać im osłonę. Jednak szybko jaszczury wtrąciły się w te manewry wykonując własne. Skróciły dystans i obrały za cel grupę Casty. Obrzuciły ją oszczepami zmuszajac do szukania kryjówek za drzewami i korzeniami.

- Dobra my ich pojedziemy! A wy zasuwajcie do naszych! - porucznik Casta Abreu widząc, że w obecnej sytuacji trudno jej będzie ruszyć do natarcia dostosowała się do sytuacji a druga porucznik też płynnie przejęła tą zamianę ról.

- Dawać chłopcy! Casta sobie poradzi! Idziemy na pomoc naszym ślicznym sojuszniczkom! - krzyknęła do swoich Lana Solano i ruszyli naprzód starając się nie angażować w walkę strzelecką tylko dotrzeć do miejsca gdzie już toczyła się bezpośrednia walka.

Już widzieli wysokie sylwetki wojowniczek na swoich pierzastych rumakach. Atakowały kamiennymi toporkami i tymi dziwnymi brońmi z kawałkami czarnego szkliwa wbitymi w drewno jakie nie miały swojego odpowiednika w świecie za oceanem. Miały jeszcze łuki ale walka była zbyt bezpośrednia aby ich używać. Na oczach marynarzy jakiś jaszczur dźgnął w odkryty brzuch wojowniczki, ta krzyknęła boleśnie ale zaraz kolejny na nią doskoczył i zwalił z siodła. Co nie wróżyło jej szczęśliwego zakończenia tej walki. Kilka wojowniczek wlaczyło pieszo obok swoich zabitych culhanów. Jak każda kawaleria, największą siłę uderzenia miała przy szarży, ta jeśli była to wcześniej, teraz kawalerzystki były uwikłane w bezpośrednią walkę z drobniejszym ale znacznie liczniejszym wrogiem jakiemu przerwały zaatakowanie obozu przybyszy zza oceanu z flanki. Walka była brutalna i krwawa. Wokół leżało wiele gadzich ciał rozszarpanych straszliwymi dziobami culhanów, ich pazurami czy zmiażdżonych kamienną bronią Amazonek. Wydawało się, że wojowniczki królowej Aldery wypracowały już tu pewną przewagę choć za cenę sporych strat, zwłaszcza w swoich pierzastych wierzchowcach. Już chyba z połowa z nich walczyła pieszo gdy ubito pod nimi culhany.

Jednak to nie był koniec skinków. Drugi oddział albo był w rezerwie albo zdążył oderwać się od walki z Amazonkami, przeformować i zatarasować drogę nowym przybyszom. Zarówno skinki jak i marines natarli się na siebie wiedząc, że nie ma już czasu ani miejsca na podchody i manewry. Skinków było wyraźnie więcej od ludzi. Ale były niższe i wydawały się wątlejszej od nich budowy. Jedni najpierws w biegu dmuchneli w rurki z jakich poszybowały strzałki, drudzy huknęli z wyciągniętych pistoletów ale efekty wydawały się dość symboliczne. Ciężko było trafić w ruchomy cel jak samemu było się w biegu. Więc zaraz potem obie rozproszone grupki zwarły się ze sobą i zaczeła się bezpośrednia walka.

Bertrand trafił na jakiegoś skinka z włócznią i przepaską biodrową. I jakieś naszyjniki, całkiem egzotyczne ale kolorowe miał na gadziej szyi. Jaszczur był niższy od niego, ale po części dlatego, że miał gadzią postawę, niczym kura. Jego głowa była zwykle gdzieś na wysokości połowy sylwetki Bretończyka chociaż jakby go rozprostować od ogona do czubka głowy to może i by był podobnie jak dorosły mężczyzna wysoki. Na pewno był skoczny i zwinny. Zapewne gdyby na tym polegała walka to Bertrand miałby kiepskie rokowania. No ale jak jaszczur chciał go trafić swoją pałką z nabijanymi kawałkami czarnego szkliwa to musiał się do niego zbliżyć. Bretońskiemu oficerowi udało sie go trafić dość szybko. Rapier przeszył chyba obojczyk małego potworka co spowodwało, że ten stracił na swoich ruchach. Ale nie ustąpił i dalej go atakował. Ale trafił na tak sprawnego szermierza, że wynik mógł być tylko jeden. I wkrótce de Truville powalił swojego pierwszego gadziego przeciwnika. Zaraz jednak trafił na następnego. Te skinki nie były zbyt sprawnymi wojownikami ani zbyt wyrafinowane ani odporne. No ale w przewadze liczebnej mogły coś zdziałać. Bertrand prawie dobił tego drugiego skinka gdy w locie jakiś marynarz skorzystał z tego, że jaszczur jest zaangażowany w ten pojedynek i trzasnął go w swoją szablą powalajac na ziemę. Sam zaś zaraz znalazł się w walce z kolejnym.

Bertrand zaś zyskał okazję aby rzucić okiem jak idzie reszcie. Chyba nie tak źle. Wyżsi i wytrzymalsi ludzie zdawali się być rozproszeni w serii pojedynków z gadzią rasą. Ale nadal chyba mieli większość swojego składu. Kilku skinków za to padło pod ciosami przybyszy zza oceanu jednak nadal niezbyt to wpływało na stosunek sił. Może zrobił się bardziej wyrównany liczebnie. Jednak oba oddziały dalej toczyły ze sobą wyrównaną walkę. Chociaż pojedynczy skink wydawał się być niezbyt groźnym przeciwnikiem dla wilka morskiego to jednak nie ustępowały a liczebnie nadal nieco przeważały bo zdarzały się walki 2:1 na korzyść skinków. Chociaż nie aż tak bardzo jak na początku walki. Gdzieś za tym wszystkim Amazonki i ich culhany dalej toczyły swoją walkę a jak inne gadzie oddziały nie mogły tam uderzyć bo były zaangażowane w inne walki to nie wyglądało to źle dla egzotycznych wojowniczek. Ale stracił z oczu jak się odbywa pojedynek strzelecki między porucznik Castą a jej przeciwnikami. Zostali za plecami marines i Bertranda i nie było ich z tego miejsca widać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline