Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2022, 19:30   #33
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sen był... ciekawy. Nie śnił jej się dokładnie koszmar. Jej umysł stworzył mieszankę za pomocą krwi. Połączenie żalu z powodu Cyrila z ekscytacją, jaką rozpalała Nadia. Nie podniecała Ann cielesność, ale... siła krwi robiła cuda. Ciało mogło nie czuć, ale umysł projektował emocje.
Choć może nie powinna wspominać o tym Nadii... i opisywać, w jakim ubiorze ją w śnie widziała.
Prawdę mówiąc, co musiała przyznać przed sobą... ten sen... był dość przyjemny...?



Było to pewnym pocieszeniem po wczorajszej nocy. Ta nie zaczynała się ciekawie. Przynajmniej dla Ann, bo do Williama ktoś zadzwonił. Ktoś kogo się on nie spodziewał. Rozmowa była ważna i chyba prywatna, bo Blake wyprosił ją z pokoju na czas jej trwania. Nie była to długa pogawędka. Potem zaś oboje wyruszyli do siedziby Ventrue w Stillwater. Ponieważ czekało ich kolejne zebranie. Tym razem jednak Ann nie miała być w jego centrum zainteresowania, a przygarnięty przez miejscową “Camarillę” Sabatnik.

W samochodowym radiu leciał kawałek Depeche Mode.


- To dla wszystkich zagubionych dusz, od waszej wróżki. Nie bądźcie zamknięci na nowe doświadczenia. Karty zapowiadają wam zmiany w życiu…- mruczał zmysłowy kobiecy głos tuż po piosence.- … zarówno dobre jak i złe. Więc wasza Jaine Love mówi wam, bądźcie otwarci na zmiany i miejcie oczy szeroko otwartej nocy i kolejne. Świat nie stoi w miejscu. A teraz proszę kolejnego rozmówcę na linię.
- Tu Larry…- odezwał się znajomy głos.
- Ach Larry… co cię do mnie sprowadza. Jaki głosik kazał ci do mnie zadzwonić?- zapytała Jaine, a w tle słychać było głos tasowanych kart.
- Eech… trochę nuda…- przyznał Larry, co wywołało śmiech u Jaine.- Nuda mój drogi? A nie zawód miłosny, albo zauroczenie. Karty mówią mi o nowej pannie w twoim życiu.
- Nie…- zaśmiał się chrapliwie Larry i dodał.- Za młoda dla mnie. Bardziej mnie ciekawi, czy coś… się wydarzy. Wczoraj widziałem… eee… cóż… porąbane rzeczy.
- Tak to jest, gdy się pije bimber podejrzanego pochodzenia, prawda?- odparła żartobliwie Jaine przetasowując karty i dodając.- Widzę interesujący układ, będzie coś interesującego… mrocznego, ale nie tak szybko jak byś chciał. I Larry?
- Taaa… - zapytał mężczyzna w radiu.
- Uważaj na siebie.- dodała Jaine.
- Emm… ok. Wątpię bym musiał, ale ok.- odparł Larry.



Na zebranie Ann weszła sama. William musiał jeszcze coś załatwić i jedynie podwiózł ją. Powiedział że wkrótce się zjawi, tak jak reszta Kainitów. Bo jak się okazało po wejściu paru z nich brakowało. Na przykład samego księcia Stillwater. Oraz Clyde’a, oraz Garry’ego... oraz powodu tego zebrania. Charlie'go.

Była za to Lukrecja pogrążona w rozmowie z Larry’m, cichej acz intensywnej. Była Nadia siedząca przy stoliku z kwaśną miną, w ładnej bluzce i w krótkiej skórzanej mini i czarnych pończochach… i długich czarnych szpilkach. Ugh… po wczorajszej ich “rozmowie” Ann zaczęła zwracać uwagę na takie detale. Przynajmniej w przypadku tej Tremere.
Miracella alias Patty, też zwróciła uwagę Ann, choć nie dlatego że była urodziwa czy seksowna (choć zapewne była). Nie. Powodem był strój i fryzura młodej Ventrue. Ann miała wrażenie, że gustem upodabnia się do swojej Pani. Było to intrygujące i niepokojące. Czy gdyby znała swojego twórcę, to czy… byłaby taka jak on lub ona?
Patty mimo nowego statusu nadal zajmowała się tym, co robiła zawsze. Pilnowała by drinki były odpowiednio liczne i odpowiednio schłodzone. Na widok Ann uśmiechnęła się i podeszła.
- Jak na razie jest spokojnie, ale mistrzyni mówiła mi że zrobi się gorąco. Teraz ponoć oczy z Nowego Jorku spoglądają na nasze miasteczko z powodu tego zaginięcia.- zaczęła mówić przyglądając się caitifce, która zorientowała się że nie ma tu jeszcze jednej osoby. Wampira z klanu Giovanni. Czy jednak powinien tu być? Nie należał do miejscowej koterii. Może nie miał prawa?
- Ten… wampir z obcego klanu… ja tam niewiele wiem o Giovannich. A mistrzyni nie chce o nich mówić.Naprawdę są tacy straszni?- zapytała cicho, wyraźnie ciekawa tej kwestii. A że Ann pochodziła z Nowego Jorku, to zapewne uznała że caitifka będzie w tej kwestii dobrze poinformowana. No i zapach… Ann przez chwilę zastanawiała się, a potem z zaskoczeniem stwierdziła skąd go zna. Patty używała tych samych perfum co Lukrecja. I z podobną intensywnością.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline