Modne restauracje miały to do siebie, że przyciągały ludzi. Jeszcze jak na dodatek były położone w urokliwym miejscu, miały obsługę na poziomie i dobre żarcie, wtedy natłok ludzi nawet najróżniejszych był jak najbardziej zrozumiały. A jeśli do tego wszystkiego gdzieś za zamkniętymi drzwiami istniała strefa dla wybrańców, gdzie dało się zanurzyć w nie do końca legalnej i porządnej zabawie, wtedy tym bardziej ludzi ciągnęło do podobnych miejsc.
Tych poinformowanych ludzi.
- Wyglądamy jak zlot akwizytorów gdzieś na ziemi Jankesów. Zobaczysz zaraz ktoś podejdzie żeby się nas spytać o polisę, garnki albo odkurzacz - Euricio nachylił się do siedzącej po jego prawej stronie Kubanki i odezwał się cicho po hiszpańsku, maskując ruch ust przesuniętym do nich kuflem zimnego piwa.
Kobieta parsknęła i nie mogła się nie zgodzić. Różnili się od siebie, ale w miejscu nastawionym na turystów oraz integrację aż tak te różnice nie rzucały się w oczy.
- Słyszałeś młodego, jeśli chłopak przy kasie chce zabrać gdzieś panienkę żeby zrobić wrażenie to między innymi tu. Szkoda że nie jesteś bogaty. - nachyliła się do niego, opierając się o jego ramię policzkiem.
- Wolałbym już ten odkurzacz - odpowiedział z poważną miną gapiąc się na jej twarz.
- A nie patelnię? Od kiedy jarają cię długie rury? - odbiła rozbawiona.
- Odkąd spędzamy razem wiecej czasu niż to zdrowotnie wskazane. Szczególnie przy tym upale.
- Pamiętaj, pod ziemią zawsze chłodek - Carvalho zaśmiała się cicho, a Otero westchnął aż nazbyt teatralnie.
- Chyba bardzo chcesz się potknąć o minę przeciwpiechotną, co… “chica”? - wrócił do angielskiego z wyczuwalnym południowym akcentem, a ostatnie słowo przeciągnął ironicznie.
- Jeśli to jedyna rozrywka na ją mogę u ciebie liczyć to niech będzie - Lyra przewróciła oczami i na chwilę wróciła do powagi gdy patrzyła na resztę ekipy.
Euricio też na moment porzucił maskę wesołka.
- Idziemy po bilety na zaplecze - stwierdził, a kobieta przytaknęła i oboje się podnieśli.
- Miejcie oko na grubego z wąsem - dorzuciła gdy odchodzili i znów przekomarzali się po hiszpańsku.
Przeszli tak razem do baru, gdzie jeszcze przez moment wymieniali argumenty żywo przy tym gestykulując do momentu jak kobieta założyła ramiona na piersi z obrażoną miną, a mężczyzna jęknął, spoglądając na sufit a potem objął ją ramieniem mówiąc coś cicho aż się lekko uśmiechnęła.
- Cześć mała - zagadała do dziewczyny za barem - Machnij nam dwa razy rum z colą…
-... a dla tamtych naszych pedałów coś najbardziej bajeranckiego żeby im w te jankeskie sandały poszło - dokończył za nią Latynos.
- Cześć. - barmanka odparła i roześmiała się uprzejmie gdy usłyszała tą szybką wymianę zdań. Posłała spojrzenie na wskazany stolik i wciąż rozbawiona pokiwała głową, że to załatwi. Sama na razie zaczęła realizować zamówienie dla dwójki Latynosów.
- Dobrze, zaraz im coś podeślę. A na razie proszę. - powiedziała stawiając przed nimi dwie, smukłe szklanki z żądaną zawartością.
Para Kubańczyków chętnie sięgnęła po szkło od razu maczając usta w drinkach. Przepili, przełknęli, pomruczeli z aprobatą i synchronicznie się uśmiechnęli.
- Słyszeliśmy od kumpla że można u was zagrać - zaczął Latynos, ale tym razem Latynoska weszła mu w słowo.
- Ale nie na jakieś gówniane uliczne stawki tylko porządna gra. Polecał was, więc jesteśmy i chcemy zagrać…
-... bo jak jeszcze raz usłyszę że jedyny poker na jaki warto marnować czas jest w Vegas to nie zdzierżę - Otero pokręcił zrezygnowany głową.
Carvalho za to pokiwała swoją patrząc współczująco na towarzysza.
- No bebe jest nerwowy, ja mu się nie dziwię. Wiesz jak jest z Jankesami, nie? - zwróciła się do barmanki - Przyjadą na wakacje, udają panów pierwszego świata, bo u nich w Ameryce to wszystko większe, lepsze i za dolce i tak dalej.
- Jankeskie pedały…
- Bebe! - fuknęła na niego strofująco.
- O tak, to prawda. Trochę jak z Rosjanami. Ale tych to jest u nas mało. - barmanka pokiwała głową ze zrozumieniem i zaczęła szykować kolejne drinki. Pewnie dla Bucka, Mi i Carabinieri.
- A zagrać no tak, można. Ale nie tutaj. Tylko na zapleczu. No i musiałabym zapytać czy jest miejsce. - dziewczyna ogarnęła spojrzeniem główną salę na znak, że jak gra o jakiej mowa to nie tutaj przy stolikach na widoku. Jednak Frank widocznie całkiem dobrze określił adres tej szulerni, faktycznie gdzieś tu musiała być.
- I szklankę coli z lodem, bez alko. Albo jakiś inny kolorowy cudak dla siostrzeńca - Otero dorzucił do zamówienia jeszcze jeden punkt.
- Sprawdź dla nas czy się znajdzie miejsce, dobrze? - Lyra wyjęła z kieszeni parę papierowych banknotów za drinki dokładając pięć dych napiwku.
- Oczywiście. - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie do klientki i zrobiła jeszcze tą colę z lodem dla Franka. Sama zaś płynnie zwinęła banknoty z blatu które zniknęły gdzieś w jej kieszeni po czym obiecała, że zaraz wróci. I faktycznie ledwo Kubańczycy zdążyli umoczyć dzioba w swoich drinkach była z powrotem.
- Tak, jest miejsce. Panowie chętnie zagrają z kimś nowym. Zwłaszcza z młodą i piękną kobietą. - dodała wesoło ale przy ostatnim trochę z rezerwą spojrzała na partnera owej młodej i pięknej. Bo trochę zabrzmiało jakby głównie dzięki niej tamci zza ściany zgodzili się ich przyjąć do stołu.
- Nie chciało mi się golić nóg i wbijać dziś w kieckę - Otero rozłożył ramiona bezradnie.
- Dzięki mała, spijamy drinki i się zaraz stawimy - Lyra podziękowała skinieniem głowy i ciepłym uśmiechem, a potem z drugim Kubańczykiem pod ramię wrócili do swojego stolika.
- Bilety ogarnięte, pijemy i lecimy za kotarę - powiedziała stawiając szklanki na stół i szybko streściła co i jak, a Otero uśmiechał się krzywo, przez salę puszczając barmance oko i bezdźwięcznie powtarzając do niej "jankeskie pedały".