Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2022, 02:12   #49
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 22 - 1998.02.06 pt, noc

Czas: 1998.02.06 pt, noc; g 00:35
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; bar Mariachi
Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, pogodnie, umi.wiatr, nieprzyjemnie



Grupa Barcelona


- No i chyba zaczęło padać. Chociaż niezbyt mocno. - Francis odezwał się spoglądając w górę na lufcik w suficie przez jaki uchodził dym papierosowy a próbowało dostać się świeże powietrze. Pomagały w tym cicho szumiący pod sufitem wentylator. Mężczyzna był w okolicach 40-ki i okazał się być mocno porywczy. Kiepsko ukrywał emocje. Ale grał całkiem dobrze. Trafił się do pary Buckowi i Mi. Bo skoro tak liczna grupa gości niespodziewanie wbiła się na zamkniętą imprezę to zaskoczyło ich to kompletnie. Przez chwilę zrobiło się nerwowo i poleciały w stronę gości szybkie pytania. “Co tu robicie?”, “Kim jesteście?”, “Skąd znacie to miejsce?”, i tak dalej w ten deseń. Sprawę pomogła załagodzić ta kelnerka co na początku rozmawiała para Kubańczyków. Powiedziała, że to tylko turyści co chcieli spróbować gry z dreszczykiem emocji czyli za wysokie stawki. Jak na filmach.

- A pieniądze macie? Coś porządnego. Dolary, euro, funty. - skoro poszło o pieniądze to grupka hazardzistów się nieco uspokoiła. Wtedy Carabinieri wyjął portfel a z niego plik zielonych.

- Tyle może być? - zapytał i widocznie mogło. Tylko jeszcze piątka turystów musiała poczekać aż gracze skończą obecną partyjkę. Mieli okazję przyjrzeć się sobie nawzajem. Wszyscy byli w cywilu, żadnych mundurów ani oznaczeń co by można było zgadywać jakieś służby czy profesję. Tylko od Franka wiedzieli, że ten gruby z bródką to Cardenas, pułkownik lotnictwa. Pozostali przedstawili się tylko imionami. Te przybyszom zza granicy nic nie mówiły. Przez ten kwadrans czy trochę więcej jaki czekali przy stole z kawą, herbatą i whisky niewiele im powiedziało z kim tak naprawdę mają do czynienia. Była ich szóstka, piątka mężczyzn w raczej średnim wieku albo i przedemeretyralnym i zadbana kobieta w średnim wieku. Jak jeszcze doszła piątka graczy to postanowili podzielić się na dwa stoły. Francis, Bernabe i Ami przyjęli do siebie Bucka i Mi zaś Jimeno, Ananquel i Diomedes pozostałą trójkę. No i zaczęli grać.

Francis okazał się porywczym graczem chociaż ogólnie wydawał się mieć łagodny charakter, mocno łysiał od czoła i miał delikatne, zadbane dłonie. Bernabe za to był bardzo sumienny w przestrzeganiu zasad i chyba nie tylko przy stole. Momentami wydawał się być upierdliwy w czepianiu się o szczegóły ale był na tyle honorowy, że gdy ktoś mu zwrócił uwagę potrafił przyznać się do błędu jeśli go uznał. Też był gdzieś w połowie wieku między średnim a starszym a do tego miał spory babzun i wąsy godne Stalina. Ami zaś był w podobnym wieku i chyba był z jakiejś partii czy urzędu bo coś czasem padały wzmianki albo pytania o wybory, jak im idzie czy coś takiego. Okazał się bardzo wojowniczym graczem, skłonnym do podejmowania ryzyka.

Niestety dla amerykańsko - japońskiego duetu jaki z nimi grał okazali się zbyt trudnymi przeciwnikami. Buck zwykle kiepsko obstawiał i szacował więc trochę po północy był już ze 4 stówki w plecy. Mi szło trochę lepiej. Czasem nawet coś jej się udało wygrać ale zanim zdołała odrobić straty to już tej wygranej nie było. Też na stole już leżały ze 2 jej stówki.

Przy drugim stole grała pozostała szóstka. Trójka gospodarzy i trójka gości. Jimeno siedział cały czas w rozpiętej, ciemno niebieskiej marynarce. Chociaż bez krawata. Bardzo angażował się w grę i jak wygrywał to prawie nie mógł usiedzieć na miejscu ale jak mu karta nie szła wpadał w prawdziwe przygnębienie. Z wyglądu to już mu chyba niewiele brakowało do emerytury, siwe włosy miał obcięte na krótko i starannie. I rzedniały mu od czoła co zwiastowało postępującą łysinę. Diomedes bo tak przedstawił się gruby pułkownik lotnictwa okazał się być całkiem zabawnym towarzyszem rozmowy i gry. Potrafił zażartować czy wygrywał czy przegrywał. Ale gdyby nie Frank nie powiedział gościom wcześniej kim jest to chyba nikt by tego starszego grubego pana nie posądzał o jakieś związki z lotnictwem. Ostatnią z grających była kobieta w zadbanym, średnim wieku. Przedstawiła się jako Ananquel. Siedziała w samej koszuli ale za nią wisiała garsonka. Miała sporo bransoletek na jednym z nadgarstków które klekotały cicho o siebie przy każdym ruchu. Oraz kolczyki drobne ale złote i chyba z diamentami. Albo udane podróbki. Okazała się mieć sprośne poczucie humoru i skłonność do flirtowania.

Ale tutaj najemnikom AIM też karty nie szły zbyt dobrze. Lyra przekonała się, że poker to jednak nie jest jej najmocniejsza strona. Trochę po północy już łącznie ze 4 stówki zostawiła na tym stole. Ale w porównaniu do Eurico to i tak poszło jej nieźle. Saperowi w ogóle karta nie szła i prawie każde rozdanie przgrywał z kretesem. Był już w plecy 7 stów. Jedynie Carabinieri ratował honor gości przed całkowitą klęską. Widocznie nie żartował, że jest dobry w te klocki i miał nosa, że chciał spróbować swoich sił w tym starciu. Nie wszystkie rozdania wygrał ale jednak gdy było trochę po północy miał przed sobą kupkę banknotów na jakieś 2 stówki.

- No na mnie już czas. Miło się grało. - Francisowi poszło tak sobie. Ale przeciągnął się, wstał od stołu i zaczął się żegnać. Pozostali też właściwie skończyli swoje partie i widać było, że wkrótce będą się zbierać.

- To prawda, znów się zasiedziałem. - Bernabe odłożył swoje karty, zaczął porządkować swoje rzeczy na stole po czym też wstał. Rozmowy przy stole dotyczyły raczej gry. Lub niezobowiązujących, ogólnych pytań. Hazardziści z oczywistych względów niezbyt chętnie mówili coś o sobie z ludźmi których widzieli pierwszy raz na oczy. Pod tym względem panowała przy stołach uprzejma nieufność.

- Jak chcecie to możecie jeszcze zostać i pograć. Obsługa was nie wyrzuci przed 3 rano. - Diomedes zwrócił się do gości z rozbawionym uśmiechem. Też się zbierał do wyjścia.

- Jakbyście teraz wracali to mogę was podrzucić. Mam duży samochód. A największe są w nim tylne kanapy. Chociaż może się zmniejszyły? Dawno ich nie testowałam. - zaproponowała Ananquel rozbawionym, flirciarskim tonem gdy zakładała na siebie swoją garsonkę i sprawdzała torebkę.

- Oj przestań kusicielko jedna, co nasi goście sobie o nas pomyślą? Że tu jakieś orgie czy co? - Jimeno miał nieco markotny nastrój bo przegrał ostatnie dwie partię więc wynik nie był dla niego zbyt dobry.

- Oj z czegoś przecież musimy się spowiadać nie? - roześmiał się Francis dorzucając swoją kontrę do słów kolegi. Wszyscy bowiem pewnie się znali i spotykali na te partyjki od dłuższego czasu. To się dało zauważyć prawie od początku przybycia gości na zaplecze.

~ To co robimy? ~ Carabinieri podszedł do wieszaka po swoją marynarkę ale cicho zapytał pozostałych co teraz. Lada chwila całe towarzystwo wysypie się z tego zaplecza. A zaraz potem rozproszy po nocnym mieście.


---



Mecha 22


Gra w pokera (Pamięć + Dedukcja)


Buck 4+4=8 vs 12 > traci 400 $

Mi 5+5=10 vs 12 > traci 200 $

Lyra 4+4=8 vs 12 > traci 400 $

Eurico 2+3=5 vs 12 > traci 700 $

Carabinieri 8+6=14 vs 12 > wygrywa 200 $


razem: -400-200-400-700+200=-1500 $
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline