Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2022, 21:33   #36
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kilkuosobowa grupa ratownicza była kompletnie niezgrana, choć sympatyczna owszem. Spotykali się niekiedy podczas obiadów, czy lunchów. Przy śniadaniach raczej nie, albowiem reporter jadał wcześnie i wcześnie udawał się do Sali herbacianej studiując raczej, niźli czytając książkę. Zakładał, że może wieści stąd jakoś wszystkim przyniosą korzyść. Kto wie?

Czytał książkę, natomiast reszta grupy pewnie robiła to na co miała ochotę. Pewnie oglądanie zachodów słońca, może pokerek, może inny hazard, oczywiście jeszcze tańce. Przynajmniej tak sobie wyobrażał. Ponieważ on miał inny charakter i był raczej osobą praktyczną, niespecjalnie garnął się do takich atrakcji. Tyle, że właśnie się książka skończyła, zaś miał zacząć lunch. Jeść, nie jeść? Niespecjalnie mu się chciało, aczkolwiek z innej trony wkurzało go kolesi paru, którzy wybrali sobie zaciszną zazwyczaj werandę na miejsce rozmowy, czy raczej kłótni elegancko ubranych biznesmanów. Omawiali głośno jakiś szalony interes.


Leciały mocne słowa.
- Idiota, ten interes to czysty szajs! Po co ja się tobie dałem namówić… - mówił lewy biznesman.
- Bo sam widziałeś w tym niezły zarobek, ot co, teraz zaś narzekasz nie otrzymując tyle forsy, ile się spodziewałeś. Ale teraz mam znacznie lepszy – odpowiadał prawy.
- Taaa, pewnie znowu jak ostatnio, idź, mam to… wiesz, mam to w tej części ciała, co wiesz, i vice versa – wzmocnił swoje słowa prawy. – Jeśli poznasz kwotę… - skierował się ku wyjściu.
- Poczekaj, to napraw… - coś tam zamamrotał ruszając za swoim kompanem. – Omówimy przy lunchu…

Wielokrotnie świat przemierzał statkiem, jako sługa oraz ochroniarz swojego szefa. Widział przeto, że niedziela, a właśnie była niedziela, jest na statkach zazwyczaj okazją do czegoś szczególnego na statku. Czasami podają wyjątkowo uroczysty obiad, lub prezentują jakieś rozrywki dla swoich gości. Szczerze więc przypuszczał, ze załoga „Olympica” ma jakieś idee uświetnienia niedzieli, ale niby co można wymyślić na statku, który opływa luksusami zawsze? Kto wie? Ruszył więc ku restauracji lunchowej, gdzie zazwyczaj jadał. Oczywiście jak zwykle, poza obiadami wieczór, wszyscy niemal z grupy ratunkowej trzymali się osobno. Właściwie to się nawet nie dziwił, wszak byli dla siebie obcymi, przypadkowo połączeni jakąś misją. Niektóre osoby lubią wtedy się poznawać, sprowadzać kim są, co potrafią etc., inni zaś nie i niespecjalnie ich to interesuje z kim ruszą na wspólne safari. Oczywiście jeszcze była możliwość, szansa jakakolwiek, że powoli stworzą zespół, kto wie…

Powoli poruszając się pomiędzy stolikami skłaniał się znajomym goodafternoonując, howdoyoudodując, czy howareyoujując grzecznie, ale nie pytając, czy może wspólnie spożyć posiłek. Istotna była bowiem dla niego zasada: nie ładować się, gdzie nie proszą. Skoro ktoś chciał osobnego towarzystwa należało uszanować owe chęci. Wolny stolik znalazł gdzieś pod ścianą. Przynajmniej na chwilę, bowiem zaraz znaleźli się przy nim owi biznesmeni, nawet niespecjalnie pytając, czy mogą. Ktoś coś zagaił, spytał mikrosłóweczkiem, później klapnęli przy stoliku omawiając interesy. Mathew ścisnął usta, postanowił wciąć lunch oraz wybyć… Zamówił więc jakąś przekąskę oraz barszczyk, mimowolnie słuchając rozmowy wzmocnionej gestykulacją.
- Nie, no słuchaj… Generalnie Mueller ma weksel na magazyn Smitha, który wcześniej podżyrował Johnson oraz który jest oprotestowany przez Kastopukosa. W magazynie Smitha jest towar, na który ma oko Kastopukos – mówił wcześniejszy lewy.
- Grek? – spytał prawy.
- Po matce. Kastopukos może zgarnąć ten towar, bo Smith jest mu coś winien, więc towar zastawił. Tyle, że towar jest u Brumera w magazynie, bo Smith wywiózł go wcześniej.
- No to co? Trzeba zgarnąć od Brumera.
- No właśnie zgarnąć się chwilowo nie da, bo Brumer zastawił go i teraz ten towar jest zajęty przez Holsteina, a to z powodu jego wcześniejszego zastawu na inny towar, na który weksel ma Shlang. Za ten weksel Shlanga można dostać rabat od jego szwagra, który ma sklep. Icka Hauptzweiga spod Berlina.
- Jaki sklep?
- Jaki by nie był, tyle, że ów Hauptzweig przepisał go na syna, a ten zwiał.
- No to Heuptzweig się chyba wkurzył.

Szczęknięcie zamków oraz terkot jazgoczących karabinków maszynowych przerwał rozmowę biznesmenów. HUK! Łomot odrywanych drzazg boazerii bukowej, jak uderzyły pociski. Chyba nikt nie przypuszczał. Huk! Niczym na ulicach Chicago. Mathew wspaniale rozpoznawał ów paskudne brzmienie. Thomson pewnie, albo… tfuuuu mało istotne. Nie mając kogo ochraniać, rzucił się na parkiet. Spróbował się rozejrzeć, co się stało. Broni nie miał, nie łaził ze swoim gnatem przy sobie po świetnym „Olympicu”. Niby po co? Właśnie się okazało po co.
- Chyba ktoś strzela – zauważył prawy, chyba bystrzejszy.
- Owszem, może pójdźmy za przykładem innych – zaproponował lewy schylając się za krzesłem.
- Owszem – prawy również pochylił się schowawszy za krzesłem. – Kontynuuj – wznowili rozmowę, kiedy wokoło siostrzyczki siały kulami, pasażerowie krzyczeli, ranieni jęczeli, Mathew zaś leżał plackiem przykrywając sobie głowę metalową salaterką, która wcześniej służyła jako miseczka na krokiety. Obecnie stanowiła zaś typ kapelusza po wywaleniu zawartości.


Biznesmeni nie przerywali rozmowy.
- Jeszcze jak, ale jeśli znajdziemy Haupzweiga juniora to otrzymamy piętnaście procent od Hauptzweiga oraz jeszcze piętnaście ma przekazać Brumer, jeśli Holstein wypuści mu jego towar, który przy okazji, żyrował mu Hauptzweig.
- No i?
- No i mam oko na juniora. Przekaże weksel za 500 funtów.
- A na ile weksel?
- Nie wiem, ale…
- Szlag by, ani mowy – zerwał się prawy. – Jak poznasz sumę to się zgłoś.
- Właśnie junior nie chce, ale Haupzweig robi spore interesy – wyskoczył lewy.
- Mówiłem ci, jesteś głupi i vice versa… - rzekł prawy, ale lewy mu przerwał.
- Chyba przestali strzelać – wyprostował się. Zresztą tak jak wielu pasażerów oraz reporter, który położył miskę oraz zaczął szukać swoich. Współlokator był. Właśnie wychodził towarzysząc jakimś paniom, niewątpliwie uspokajał ich skołatane nerwy. Klasa facet! Ale Sarah oraz Iris? Panna Joyce była cała, ale detektyw? Chyba nie! Spojrzał zza swojego stolika. Kobieta była solidnie pokiereszowana, ale znajdowała się w dobrych rękach.
- Proszę opuścić salę, proszę opuścić…
oraz jeszcze coś na temat ładunków wybuchowych na rewolucjonistkach.
- Niech pan wstanie i rusza! – szybko wrzucił mu któryś z przybyłych marynarzy.
Obawiając się możliwości wybuchu oraz nie mogąc nic pomóc po prostu wykonał polecenia marynarzy. Ruszył ku swojej kajucie planując zacząć czytać książkę kolejny raz opanowując nerwy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 26-09-2022 o 10:45. Powód: wskazania GM
Kelly jest offline