Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2022, 19:33   #76
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Hej! Gołąbki - zawołała do nas niewyraźnie Vorda. Mówiła tak bo połowa jej twarzy wisiała w krwawym strzępie, a Kopaczka przyciskała płat skory i mięcha do okaleczonej, zalanej krwią buzi. - Spójrzcie tam - wykonała gwałtowny ruch głową i jednocześnie opuściła stopę na kark odpełzającej w bok, ostatniej z Wdów łamiąc jej kark z paskudnym, obrzydliwym trzaskiem.

Spojrzałam tam, gdzie wskazywała Kopaczka i oczy rozszerzyły mi się z zaskoczenia. To był widok, którego się nie spodziewałam.

- A ta tutaj skąd. Z nieba spadła? - jęknął O'Hara - Kurde… nie zrasta się cholera …. Weź tego typa ogarnij, bo ja mu mogę zrobić coś bardzo, bardzo niedobrego, dobrze skarbie?

- Co niby mam z nim zrobić? - Postanowiłam zignorować tego “skarba”, chociaż to O’Hara nie tak dawno sam nalegał żebyśmy się z tym za bardzo nie obnosili - Wyciągnąć faceta za nogę do tego tam fruwającego Skrzydlatka, który pali się do tego żeby kogoś osądzić i dać mu to zrobić? - Zapytałam z przekąsem - W sumie nie taki zły pomysł. - Dodałam po namyśle.

- Ale tak serio, co mam z nim zrobić? - Zapytałam po chwili, bo bardzo zaczęło mnie kusić oddanie Szeptacza Skrzydlatym.

- Zwiąż i zaknebluj, póki jest nieprzytomny - jęknął O'Hara. - Ja mam złamaną łapę a Kopaczka musi trzymać twarz.

- Muszę coś zorganizować do związania go, nie spodziewałam się, że będę musiała kogoś aresztować. - Rozejrzałam się po okolicy. - Powinieneś Finch poszukać kogoś kto się zna na medycynie, bo jeśli masz złamanie z przemieszczeniem i nie nastawisz kości to ci się krzywo zrośnie. Ala, jak tam u ciebie? Bo wygląda to niezbyt dobrze. Aniołek zabrał ludzi z piwnicy i powinni być gdzieś w budynku na dole. Znajdź go, może tobie też pomoże. Najpierw jednak poczekajcie wezmę coś, żeby unieruchomić Szeptacza.

- Weź mój pasek od spodni - zaproponował O'Hara.

- Dobrze. - Delikatnie wyjęłam pasek z jego spodni, żeby nie dotknąć jego obolałej ręki, czym przyciągnęłam rozbawione spojrzenie zdrowego oka Kopaczki.

Związałam ręce za plecami Szeptacza. Potem oddarłam kawałek koszulki jakiegoś leżącego biedaka i powstałą w ten sposób szmatką zakneblowałam czarownika.

- Dobra. Zaczyna być lepiej - Finch przestał wymachiwać ręką jak szalony. - Jak ten nasz skurczysyn? - Drugą ręką przytrzymywał spodnie, aby mu nie spadły z kościstych bioder.

Kiedy skończyłam wiązać i kneblować Szeptacza podeszłam do Fincha.

- Na pewno? Zrosło się prosto? Nie masz pokrzywionej ręki?

- Mam pokrzywioną głowę, pokrzywione poczucie humoru, pokrzywione nogi to może i ręka będzie do kolekcji - mrugnął i twarz wykrzywił w czymś, co chyba miało być zawadiackim grymasem a wyglądało komicznie i trochę żałośnie, ze względu na wyraźne zmęczenie, jakie wtedy wyszło na jego oblicze. - Ale nie martw się - spoważniał - Jest już w porządku.

Związany i zakneblowany Szeptacz ruszył się na ziemi odzyskując świadomość po potężnym ciosie Fincha wzmocnionego mocą Kopaczki.

- A ty? Jak się trzymasz? - Zapytał patrząc na mnie intensywnie.

Podążyłam za wzrokiem Fincha i spostrzegłam, że przyglądał się śladom na moim ciele jakby dopiero teraz się zorientował, że byłam cała we krwi.

- To nie moja krew. - Odpowiedziałam szybko.

- Dobra. Trzeba skurczykota zabrać gdzieś, gdzie będzie z nim można spokojnie pogadać, bez ryzyka, że kogoś przejmie. On dla kogoś pracował. Tak sądzę. To, dlatego od początku sabotuje tę naszą małą społeczność ocaleńców. Musimy jak najszybciej ogarnąć ten bałagan tutaj i ruszyć … wiesz, gdzie.

Spojrzał na odzyskującego świadomość Szeptacza nie chcąc zapewne mówić zbyt wiele przy czarowniku.

- A czego się od niego do tej pory dowiedziałeś? Bo ja nadal nie wiem, czy potwierdziło się, że to on stał za tymi atakami czy to nadal są tylko domysły?

Byłam sceptycznie nastawiona do tych podejrzeń odnośnie Szeptacza. Niby wszystko do niego pasowało, ale co jak to było błędne myślenie.

- Podszedłem do niego grzecznie, jak prosiłaś - Finch przysiadł na ziemi. - Zaczynam zadawać pytania, i żeby nie było, kulturalnie, a on wydaje rozkaz i rzucają się na mnie te jędze w czerni. Szpony, dziwna magia. Na szczęście Alicja była tuż obok. Wiesz, że jedna z nich złapała mnie za cyca i chyba chciała wyrwać serce! Tak przecież nie wypada, prawda. Zresztą, moje serce nie należy do jakiejś suchej jędzy - mrugnął do mnie. - Ale do rzeczy. Zaczęła się zadymka, na której koniec trafiłaś. Jeśli, kurde Szeptacz nie jest winny, to ja jestem … kurde… kim mogę wtedy być, co?

- Zafiksowanym na jego punkcie. - Podpowiedziałam mu nie zastanawiając się nawet dłużej. - Przyznam, że nie potrafię połączyć tego w całość, bo nie rozumiem kilku rzeczy. Na przykład ten ostatni atak, nasłanie impów. One wydostały się przez przejścia w ciałach ludzi, ale dotknęło to tylko tych, którzy byli w piwnicy i na zewnątrz. Oszczędziło resztę. Dlaczego? I po co Szeptacz miałby tutaj ściągnąć Skrzydlatych? Nie obawiał się, że jemu też dobiorą się do dupy? Nie klei mi się to. Czego w tym wszystkim brakuje?

- Kogoś jeszcze? Trzeciej strony? Czy też raczej kolejnej strony? Kurde, Emm, mi też się to nie klei. Ale jak to rozsądnie wyjaśnić. Facet chciał mnie zaciukać. Co do tego nie mam wątpliwości. A jak ktoś chce mnie zaciukać, to zazwyczaj go nie lubię. Zazwyczaj. Bo bywają wyjątki.

- Naprawdę? - Zdziwiłam się - Ktoś chciał cię kiedyś zabić a ty go i tak lubiłeś? A Szeptacz ewidentnie chciał cię rozerwać na kawałki, ale po co w takim razie ta cała szopka na początku i jakim cudem wszyscy daliśmy się na nią nabrać?

- Dowiemy się tego. Nie odpuszczę. Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? Czy ty chciałaś zasłonić mnie swoim ciałem? Taktyka wyuczona od mistrzunia O'Hary, jak sądzę. To było … coś…, ale nie ryzykuj tak, dobrze. Jakby ci się coś stało… oszalałbym do końca.

- Ja się dałam nabrać, bo uwierzyłam Fury’emu - Powiedziałam ostro - i tak chciałam cię zasłonić - Dodałam już łagodniej - żeby potraktować go - tutaj spojrzałam wymownie na Szeptacza - jego własnym zaklęciem.

- Fury może wiedzieć coś, czego powiedzieć nie może. Na przykład twoja czy moja śmierć muszą stać się częścią linii czasu, aby coś innego się wydarzyło. Dlatego ja nie bardzo kieruję się jego kaprysami. Uwielbiam go jako człowieka. Ale nie słucham jego rad, a on nauczył się ich nie dawać. Nauczysz się. Mamy mnóstwo czasu - to był ten jego cyniczny, "finchowski" humor.

- Mam na sobie resztki czyjejś głowy - Przyznałam, mówiąc to co cały czas miałam gdzieś na końcu języka i spojrzałam na Fincha lekko nieobecnym wzrokiem. - Jeżeli Fury wiedział, że to się wydarzy i uznał, że to powinno się wydarzyć to kompletnie go nie rozumiem jako człowieka.

- Ja też - przyznał. - Ale może krzywdzimy go naszymi osądami, Emm. Myślę, że jest mu ciężko dźwigać brzemię jego ciężaru. I wiesz co. Teraz mnie olśniło. Ja nigdy nie absorbuję jego mocy. Nie mam przebłysków czy czegoś. A potrafię nawet przejąć na chwilę moce Skrzydlatych czy demonów.

Zmrużył dziwnie oczy przyglądając się mi dokładnie.

- Może idź opłucz się w jeziorze. Resztki czyjejś głowy - wzdrygnął się i wcale nie teatralnie, ale z troską spojrzał na mnie. - Trzymasz się jakoś?

- Och, jestem pewna, że ludzie, którym rozsadziło czaszki i klatki piersiowe od środka, żeby przez międzywymiarowe przejścia mogły się przedostać tutaj pomioty też bardzo ubolewają nad ciężkim brzemieniem, które musi dźwigać Fury! - Odpowiedziałam gwałtownie podnosząc się do góry po tym jak przysiadłam się na chwilę do Fincha, żeby z nim porozmawiać. - Tak, pójdę do jeziora opłukać z siebie resztki Mandy.

Wstał również i zatrzymał mnie delikatnie kładąc sprawną rękę na moim ramieniu.

- Chodź tutaj, Emm - powiedział, starając się przytulić mnie mocno, chociaż druga ręka zwisała mu nadal bezwładnie.

Widać było, że chciał mi dać namiastkę pocieszenia, chociaż sam był zagubiony i przytłoczony.

Podniosłam delikatnie jego zranioną rękę.

- Mówiłeś, że się zrosła. I to nie ja tutaj jestem najbardziej pokrzywdzona. - Powiedziałam, ale dałam się lekko przytulić puszczając jego rękę.

- Zrasta, nie zrosła - westchnął cicho. - Ale to nieważne. Biedna Manda. Muszę powtarzać sobie coraz częściej… zmienimy to wszystko. Bo zmienimy, prawda?

- Tak, ale dowiedz się od Szeptacza jaka jest jego rola w tym wszystkim. I powiedz mi co z nią - Zrobiłam podbródkiem ruch w stronę, w którą wcześniej wskazywała Kopaczka pokazując nam Vannessę - Jestem prawie pewna, że nie było jej tutaj wcześniej. To co przedostała się tu przejściem międzywymiarowym razem z impami?

- Możliwe. Pamiętaj, że ona jest Kluczem. Co prawda mam wrażenie, że Jehudiel zabrał jej pamięć, ale nie mogę mieć pewności jak to wpływa na moc, którą zyskała. Mieliśmy jej szukać. Więc może czyjaś intencja ją przyciągnęła. Nie moja, żeby nie było. Nie przepadam za nią. Uważam, że jest problematyczna i krótkowzroczna. Coś, niby ja, ale w mocniejszym wydaniu.

- No nie mów mi, że to jest właśnie to co Szeptacz miał zrobić. Co do niej to tak czy siak trzeba jej pomóc, zająć się nią, tym bardziej, że potraktowaliśmy ją bardzo instrumentalnie, niezbyt fair, że tak oględnie powiem.

- To fakt. Ale ja chyba wtedy nie byłem do końca dysponowany. Co mnie nijak nie usprawiedliwia. Myślę, że zmieniliśmy jej życie w coś, czego nikomu nie życzę. Może mamy okazję zrobić kolejny dobry uczynek, bo w gruncie rzeczy jesteśmy dobrymi ludźmi.

Nadal trzymał mnie objętą jedną ręką.

- Ty nie byłeś niedysponowany - Sprostowałam - byłeś odcięty w Egnehenots, a ja i Jehudiel zmusiliśmy ją, żeby zrobiła to co chcieliśmy, żeby zrobiła, a później jeszcze on wymazał jej jak twierdzisz pamięć, ot co się wydarzyło.

- Paskudna sprawa. - Przyznał.

- Ej, aniołki - To była Kopaczka, która jeszcze nie odeszła, lecz usiadła na trawie kawałek dalej od trupów ubranych na czarno kobiet. - Ten chujek wam się prostuje.

Spojrzałam wymownie na rękę Fincha, którą mnie ciągle obejmował.

O'Hara chrząknął zabawnie i niechętnie opuścił ramię w dół. Potem spojrzał na Kopaczkę.

- Jaki chujek, Alicja?

- Szeptacz - odpowiedziała przytrzymując połowę twarzy. - Zerknie ktoś na mnie czy równo trzymam. Bo zaczyna się zrastać.

Podeszłam do Alicji i przysiadłam przy niej.

- Pokaż - Zakomenderowałam - chociaż może lepiej, żeby Aniołek na ciebie zerknął.

Skóra zaczynała zrastać się z czerwoną maską mięcha, przez którą prześwitywały zęby i żyły. Wyglądało to niesamowicie i strasznie zarazem. Tkanka miękka Alicji wypuszczała żywe wypustki, niczym wijące się robaki w kolorze krwi i skóry i te właśnie "robaki" łączyły się z płatem mięsa i skóry. Alicja trzymała wyszarpnięte mięcho w miarę równo. Skinęła mi wyraźnie dziękując za troskę.

Pomogłam jej dociągnąć skórę starając się wygładzić wszelkie zmarszczki. Nie był to przyjemny widok, ale przed chwilą widziałam jak Mandzie eksplodowała głowa, więc zrastająca się twarz Kopaczki nie wydawała się przy tym aż tak przerażająca. W tym przypadku można było przynajmniej liczyć na happy ending.

- A tak w ogóle to z Harrym wszystko w porządku. Trochę się wystraszył, ale nic mu nie jest. - Powiedziałam, gdyż uznałam, że chciałaby to wiedzieć.

- Kurwa! Straszna ze mnie matka. Nie radzę sobie z tym. Dzięki, że do niego zajrzałaś. Ja zapomniałam zajęta zabijaniem tych suk.

- Bałam się o nich to zajrzałam. - Przyznałam.

- Ja bałam się, że te czarne ździry nas pozabijają. Były strasznie szybkie. I silne. I ogólnie ostre. Nienawidzę pierdolonych sabatów czarnoksiężników i tych, co eksperymentują z siłami z Piekła, by się wzmacniać. I że też te Skrzydlate matoły ich nie wyczuły tylko się czepiały nas i naszych Pieczęci. Popierdolone to wszystko i jakieś takie posrane, jakby nielogiczne.

Westchnęła.

- To pomiędzy wami, to na poważnie, co.

- Przeszkadza ci to? - Odpowiedziałam jej pytaniem - Bo już chyba drugi raz o to pytasz.

- Nie. Wręcz przeciwnie. Wiesz. Trochę mi się Finch podobał kiedyś. I generalnie jego lubię. Ciebie bardzo lubię. Więc życzę wam szczęścia.

Jej wyznanie jak dla mnie całkowicie zaprzeczało jej słowom, a także fakt, iż tyle razy pytała o to samo. Zmartwiło mnie to.

- Eeee. Tak więc Carr to czarnoksiężnik z jakimś paktem, a te kobiety to ten sam przypadek co on czy jakieś inne istoty, bo w tym całym rozgardiaszu nie zdążyłam im się lepiej przyjrzeć? - Zapytałam szybko nie bardzo wiedząc jak odnieść się do wcześniejszej wypowiedzi Alicji.

- Babsztyle ze szponami to harem i sabat jebanego Szeptacza - Kopaczka łatwo dawała się wciągnąć w nowe tematy, albo też uznała, że nie było sensu po raz kolejny drążyć tematu związku mojego i Fincha. - Dobra, Już mi lepiej. Idę poszukać Aniołka. Po drodze zgarnę naszą teleportującą się królewnę. Wygląda pod tą ścianą jakby zamarła w czasie i przestrzeni. Kiedyś mówiło się chyba na to lag, w czasach, gdy działały komputery i globalna sieć. Idę zabrać naszą lagę z oczu Szeptacza. A ty z O'Harą weźcie wyrzućcie tego śmiecia lub utopcie.

- Chyba czytasz mi w myślach, bo właśnie chciałam to zaproponować. Poza tym Aniołek ma tylko do obrony Gładzika, a on jest w nienajlepszym stanie i gdyby znowu coś się działo…No wiesz lepiej ich przypilnować.

Wstałam i ruszyłam w stronę Fincha oraz leżącego Szeptacza kompletnie zapominając o tym, że miałam się opłukać z ludzkich resztek.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline