Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2022, 20:08   #56
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Ayo podskoczyła, gdy drzwi zostały wyrwane z framugi przez wpadającego za bar olbrzyma, szarpnęła głową w jego stronę, zastygła w miejscu zawieszona pomiędzy chęcią walki i ucieczki. Ciemność za jej plecami zafalowała, zaszeleściły pióra wielkich skrzydeł, gdy mrok scalił się, na moment przemienił w ciało ze snów i koszmarów. Na moment, dopóki nie buchnęły basy, nie błysnęły oślepiające reflektory, a Zuri nie zawirowała w tańcu ze swoim płomieniem. Dopóki Camille nie odezwała się z uśmiechem. Jack. To był Jack. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Olbrzym miał imię. Zwykłe ludzkie imię.

Waruj psie” wycedzone z zimną nienawiścią.
Błysk zębów pomiędzy szkarłatnymi jak krew ustami - kolejna sugestia bólu i krwi. Ostrzeżenie i przestroga ukryte w nieznacznym, ledwie dostrzegalnym grymasie.

Ale Camille nie traktowała go jak człowieka, tylko niewolne zwierzę, kundla, którego zazwyczaj trzyma się w kojcu i na łańcuchu. Ayo zmarszczyła brwi, popatrzyła na kobietę ze smutkiem i rozczarowaniem, ale nie powiedziała nic. Co mogła powiedzieć? Miała zganić? Pouczyć? Nie chciała, nie mogła, bo może Jack był jak dzikie zwierzę, może ten nieludzko wielki mężczyzna potrzebował smyczy i kagańca. Nawet jeśli wydawało się to złe. Nawet jeśli było to złe. Dlatego Ayo nie powiedziała nic, ale w jej serce jak cierń wbiły się te dwa słowa. I widziała, że ani ich nie zapomni, ani ich nie odpuści.

Zamiast tego ponownie poprowadziła Camille w kierunku loży.

- Poznajcie się - powiedziała cicho. - Camille, to Aksel - przedstawiła antykwariusza. Imiona były ważne. W imionach była zaklęta magia. - Henry’ego znasz. Tam jest Zuri. - Rozejrzała się za Rączką, który jeszcze nie wrócił do sali i przemilczała jego imię. Nie chciała wystawiać jego nieobecności pod uwagę i spojrzenia innych. Skoro go nie było, to miał powód. I Ayo postanowiła ufać, że wszystko jest z nim w porządku, że nie musi się jeszcze martwić, że jej przyjaciel nie zostanie kolejną kartą przetargową.

Usiadła, ponownie zapadając się w miękkie objęcia skórzanej sofy. Słuchała uważnie tego, co mówiła Camille. Tej istnej przemowy, płynnego monologu, w którym każde słowo było na swoim miejscu. Słuchała, bo tak wiele zależało od tej propozycji, od tego mariażu pragnień i celów.

„Waruj psie”


Ramiona Ayo pokryły się gęsią skórką. Słyszała protekcjonalne, pełne wyższości nuty w słowach kobiety. Słyszała jej pewny siebie głos - jak granit owinięty chłodnym jedwabiem. Wciąż mistrzyni granic, wciąż królowa sceny, wciąż władczyni spoglądająca na nich z wywyższonego tronu. A jednak… A jednak Ayo nie chciała zostawiać jej samej. A jednak Ayo nieodmiennie wierzyła, że lód da się stopić, ciernie nienawiści wyrwać, uzdrowić, co skrzywione i chore.

A jednak cieszyła się, że przy stoliku byli z nią Aksel i Henry, którzy mogli zbalansować tą wiarę i nadzieję. Tak wiele zależało od tej rozmowy, tak bardzo nie mogli popełnić błędu i wybrać źle.

- Nie martw się o nasz sen. - Uśmiechnęła się kącikiem ust znowu balansując na cienkiej granicy przekornej familiarności. - Zadbam, żeby był spokojny. Ale to co mówisz... - spoważniała, oparła przedramiona na stole, splotła razem palce. - Kto ci grozi? Kto cię krzywdzi? Jak? Musimy to wiedzieć, jeśli mamy pomóc. - Wbiła w kobietę łagodne, nieustępliwe spojrzenie. - Camille, powiedz, czy to oni mają Molly? Czy ty? - Zadała ostatnie pytanie bez śladu oskarżenia w głosie. To po prostu było ważne: czy kobieta mogła powiedzieć im jedynie gdzie znajduje się dziewczynka, czy sama oddać ją w ich ręce.

- Nie martw się o nasze sny… to piękne. Jednak sny, to nie tylko słodkie marzenia. One potrafią też ranić i niszczyć. - rzekła z pseudofilozoficzną emfazą Camille. Jej słowa jednak nie były skierowane do Lśniących. Zostały wypowiedziane tak, jak aktor wygłasza monolog. Rzucone w mroczną pustkę w której skrywa się publiczność. - Wiem, gdzie jest Molly - dodała po chwili spoglądając najpierw na Aksla, a później Henry’ego - Nie ma jednak już wiele czasu. O świcie pewnie będzie za późno. Uwolnienie dziecka wiązać się będzie z wielkim ryzykiem. Jesteście gotowi je podjąć? Pewnie nie obędzie się bez walki, a wy mimo całej waszej odwagi i determinacji, nie wyglądacie na kogoś kto będzie potrafił sprzeciwić się zawodowym szumowinom.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline