Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2022, 23:19   #59
Coolfon
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Ciężko było być pariasem wśród swoich i udawać, że ma się nad wszystkim kontrolę. Mimo tego primogen Tremere nie kryła się po kątach, ale dumnie wychodziła naprzeciw nieprzychylnym spojrzeniom osób nie dość że z innych, to jeszcze z własnego klanu. Różnie na mieście gadali o rudej wiedźmie stojącej na górze hierarchii klanu Diabła, ale ludzie lubili gadać, nieważne czy byli martwi czy żywi.

Ryan przyjęła kieliszek i umoczyła w nim usta słuchając Josette, a to co mówiła miało dużo sensu. Hugo choćby akurat miał taki kaprys wpierw musiał zasięgnąć rady wyżej, gdy Szeryf Aurora zlecała zadanie.
- Troszkę w takim razie jestem zaintrygowana - powiedziała chowając wizytówkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. - Wiele krwawych bitew przetoczyło się przez Europę w przeciągu ostatniego wieku. Choćby tutaj. Beaumont-en-Verdunois, Bezonvaux, Cumières-le-Mort-Homme, Douaumont, Fleury-devant-Douaumont, Haumont-près-Samogneux, Louvemont-Côte-du-Poivre, Ornes, Vaux-devant-Damloup… Czerwona Strefa na północny wschód, gdzie do tej pory ziemia jest równie martwa co my za dnia, a jej objęcia skrywają miliony niewybuchów i miliardy kości przy których nasze katakumby wydają się zaledwie dziecięcym pokoikiem na poddaszu zaopatrzonym w parę zabawek na krzyż.

- Oh kochaniutka, ja też bym chciała Sabine potrafiła wszystko przewidzieć co do minuty i metra. No ale niestety też dziewczyna ma swoje ograniczenia.
- rudzielec roześmiała się krótko i pokiwała głową, że też miałaby ochotę na coś więcej z tymi talentami swojej wieszczki. No ale musiała działać na tym co było. W kieliszku zaś było wino, z krwawą domieszką dodającą smaku. Mogło zaspokoić Głód a dało się pić jak śmiertelnicy pijali swoje standardowe alkohole.

- I widzę, że interesujesz się historią. To dobrze. No przynajmniej w moim zawodzie. Często buszuję po jakichś starych pamiętnikach, mapach, zapiskach, ta całkiem stare albo kościelne to są po łacinie, jeszcze starsze w grece już nie mówiąc o całkiem wymarłych i starożytnych językach. U nas w biurze to prawie co druga z dziewczyn jest ekspertem od jakiegoś mało typowego języka. - rudzielec podzieliła się swoją opinią na ten temat. Mówiła lekko i wesoło więc pewnie była w dobrym humorze.

- A właściwie to nie ma co za bardzo robić tajemnicy jak i tak rozmawiamy. Pewnie znasz nazwisko Davout? - zagaiła po chwili zastanowienia. No pewnie, że detektyw je znała w końcu tak się nazywał nowy książe ich koterii.

- No właśnie. Nie sądzę aby to było prawdziwe nazwisko naszego księcia chociaż zdaje się je lubić. W końcu nawet śmiertelnicy by się połapali jakby ktoś z nas przez dekady i wieki używał tej samej maski. Ale nic to. Zgaduję, że to nazwisko od marszałka Davouta. Jednego z najlepszych generałów Napoleona. Dobre nazwisko i wzór do naśladowania moim skromnym zdaniem. No i słuchaj tego. - Josette zaczęła ten historyczny wstęp jakby nie mogła się powstrzymać aby nie dać swoim słowom odpowiedniego kontekstu.

- Marszałek podczas kampanii rosyjskiej, gdzieś w bitwie o przeprawę przez Berezynę, w listopadzie 1812-go, podczas odwrotu, stracił swoją marszałkowską buławę. Nigdy jej nie odnaleziono. Ale mam swoje źrodła i metody które mówią mi, że jest ona zbieżna z miejscem gdzie się udajesz. Nie mam pojęcia co to za miejsce. I nie podam ci żadnej lokalizacji ani adresu czy osoby. Po prostu będziesz musiała mieć oczy i umysł otwarty. I może wpadniesz na jakiś trop. Gdybyś potrzebowała wtedy pomocy to zadzwoń. Pomyśl jaki byłby czad jakbyśmy ofiarował taką buławę naszemu księciu. Sama wiesz jak on uwielbia tą epokę i jaki ma do niej sentyment. A przyda nam się. Czasem myślę, że to nasz jedyny sojusznik w tym mieście. Dobrze by go było mieć po swojej stronie. - primogern Tremere w tym mieście co ledwo była tolerowana przez większość z nich zdawała się być podekscytowana tą perspektywą odnalezienia buławy dawnego marszałka. I to takiego od jakiego obecny książe koterii wziął swoje nazwisko niejako biorąc go na swojego patrona.

Ryan popatrzyła na starszą Spokrewnioną poważnie. Może chodziło o solidarność zawodową, a może kompletnie co innego, ale w niej priomogen nie wzbudzała niechęci.
- Aurora też jest rozsądna i nie działa pod wpływem pustych kaprysów albo starych uprzedzeń. Tradycje są ważne, ale ślepe podążanie za nimi jest jak fanatyzm religijny, a każdy fanatyk to skończony idiota - powiedziała cicho i uśmiechnęła się sympatycznie - Jasne że się rozejrzę, a jeśli twoje dziewczyny wywieszczą więcej detali dajcie mi znać. Dzięki za uprzedzenie wcześniej, że czeka mnie wyjazd - przeniosła wzrok na stojącą dalej w głębi pomieszczenia Szeryf i skrzywiła się - Mam tylko nadzieję, że nie wywali mnie na pustynię, nieważne. Nazwisko Żelaznego Marszałka zawsze kojarzyło mi się z angielskim słowem pobożny. Pobożny to nie fanatyk, jeśli istnieje jakaś siła wyższa nad nami wszystkimi, jest ona jednak litościwa.

- Ah, rzeczywiście… Jakoś wcześniej tego nie skojarzyłam.
- przyznała ruda detektyw i brwi nieco uniosły jej się do góry z lekkiego zdziwienia na tą zbieżność słów.

- Dostrzegasz szczegóły i korelacje. To dobrze, do dobrze, to przydatne w naszej pracy. Bo ty byłaś policjantką wcześniej? No od razu widać. Swoją drogą Aurora też to dostrzegła. Rozmawiałam z nią ostatnio po tej akcji w Orly. Zwróciłaś jej uwagę na ten śledczy umysł. Ona też myślę, że jest nam podobna. W końcu robi podobną robotę. Tylko na większa skalę w końcu musi pilnować całej domeny. - pochwaliła swoją młodszą stażem koleżankę. Bo wiekowo to zewnętrznie wyglądały mniej więcej na rówieśniczki. I nie omieszkała przekazać jej pozytywnej opinii od co by nie było jej nowej szefowej. W końcu teraz podlegali jako nowy zespół właśnie bezpośrednio pod szeryf.

- No i tak, Aurora też jest w porządku. Często z nią współpracujemy. Bardzo profesjonalna, czuję jak z nią rozmawiam, że nadajemy na tych samych falach. A często musimy współpracować jak czegoś szukamy, potrzebny jest dostęp do jakiegoś archiwum, gdzieś potrzebne jest zezwolenie albo jakieś negocjacje czy nawet eskorta. No to samej trudniej i dłużej by to zajęło no a jak ona wyda ten swój prikaz to znacznie to wszystko upraszcza. Dlatego zgodziłam się aby ktoś od nas dołączył do tego jej nowego zespołu. Mam do niej zaufanie, że nie wyśle was na jakąś samobójczą misję czy inne takie durnoty. No ale gdzie to nie wiem jeszcze. Pewnie sama wam niedługo powie. Oczywiście jak Sabine coś mi podpowie albo dowiem się w inny sposób to dam ci znać. - primogen też spojrzała przez salę na czarnowłosą, bladolicą szeryf okrytą w elegancką, kruczoczarną czerń. Rozmawiała gdzieś z jakimś mężczyzną i kobietą.

- Ma o mnie dobre zdanie? - Margaux stwierdziła na głos i skrzyżowała ramiona na piersi, wracając uwagą do drugiej Tremere - W takim razie trzeba ten stan rzeczy utrzymać, jej przychylność się przyda. Poza tym mamy okazję pokazać, że klan Diabła to nie tylko stare dewoty zamknięte w przykurzone ciała i mamroczące krwawe zaklęcia nad wybebeszonymi trupami. Inni w końcu też będą musieli to zaakceptować i wreszcie przestać jęczeć za starymi, dobrymi czasami które sprowadziły na nas Inkwizycję przez co skończyliśmy tak jak skończyliśmy. Teraz trzeba kogoś z analitycznym umysłem aby ten burdel ogarnąć i na nowo rozkręcić. Nie zazdroszczę, naprawdę ci nie zazdroszczę. Ale w razie czego jestem tu. - wzruszyła barkami - Niewielka to pociecha, równie niewielkie możliwości, jednak zawsze to dodatkowa kropla do tej samej czary. Goryczy czy zwycięstwa czas pokaże. Albo wizje twojej Sabine. Chcesz nadal abym jutro do was wpadła, czy to jedyna sprawa którą do mnie na ten moment masz?

- Właściwie to właśnie to chciałam ci powiedzieć, o tej marszałkowskiej buławie. Więc chyba to mamy załatwione. A i dziękuję, że jesteś i to taka skora do współpracy. Potrzebujemy takich ludzi. -
detektyw na chwilę zamyśliła się jak przeszukiwała swoją pamięć ale widocznie nic tam nie znalazła innego co do jutrzejszego spotkania. Zaś wdzięczność wyraziła poklepując Margaux po ramieniu. Chyba ulżyło jej i ucieszyła, że młodsza Tremere okazała się tak skora do współpracy.

- A te stare czasy, tak, weź mi nic nie mów. Nasłuchałam się tego jak jeszcze byłam w Marsylii i w ogóle tam na południu. Dopiero jak się usamodzielniłyśmy i mogłyśmy się rządzić po swojemu to było z tym spokój. - machnęła ręką na to marudzenie i kwękanie jakie wedle jej słów spotykała się z tym całkiem często. Ale zbyła to tym gestem zgadzając się z opinią rozmówczyni.

- Powiedziałabym, że starcze pierdolenie skończy się gdy najstarsi wyciągną kopyta, ale w naszej sytuacji jest to trochę bardziej skomplikowane - Ryan parsknęła i pokręciła głową - Znudzi im się gdy zobaczą że zamiast wieszczonej zagłady idziesz do góry, a klan razem z tobą. Muszą się przekonać, kiedyś. A skoro rozmawiamy mam do ciebie sprawę, pytanie raczej. Wiesz coś o moim stwórcy? - zrobiła minimalną przerwę zanim dokończyła - Próbowałam go wytropić, ale nic z tego. Hugo pieprzony Piłat umywa ręce, a sama niewiele zdziałam. Wiem że to było dawno, zanim tu przybyłaś, jednak może twoja Sabine mogłaby wiedzieć więcej. Albo ktoś inny. Nie lubię niedokończonych spraw, a ta ciągle mi stoi skrzepem w gardle. I wkurwia, co tu będę ukrywać.

- Hugo umywa ręcę?
- Tremere z Carny trochę się zdziwiła tą informacją. Ale uśmiechnęła się i opiekuńczo położyła dłoń na barku Margaux. - Oczywiście, że ci pomogę, my dziewczyny musimy trzymać się razem. Zwłaszcza jak jesteśmy tu nowe i bez prastarych pleców. Chociaż ty dobrze trafiłaś, myślę, że Aurora nie da wam zrobić krzywdy póki będziecie jej zespołem. Więc tam miej na uwadze jakby ktoś tam z pozostałych coś próbował spaprać. Szkoda by było tracić taką protektorkę. - dodała szybko jakby jedna myśl goniła drugą. Po czym sięgnęła do wewnętrznej kieszeni, brązowej, skórzanej kurtki i wyjęła z niej notes i ołówek.

- A kto to był ten twój stwórca? Imię, nazwisko, data urodzenia, adres zamieszkania. A Sabine bardzo pomaga jak ma jakiś przedmiot zaginionej osoby. Jak masz coś po nim to postaraj się przynieść. No i niczego nie obiecuję, wątpię aby to coś co się da w dzień czy dwa załatwić no ale zrobimy co się da. - powiedziała gotowa zapisać te podstawowe dane jednak ogólnie obiecała ciemnowłosej pomóc w tej sprawie.

- Przyciśnij Hugo, on położył łapy na wszystkim co wtedy zostało, a mnie było blisko do klienta którego się pozbyliśmy w zeszły weekend więc nie myślałam do końca trzeźwo. Mój stwórca nie poświęcił mi wiele uwagi, po prostu zniknął i więcej się nie pojawił. Być może dopadła go Inkwizycja, ktoś z inny, albo po prostu przeniósł się gdzieś indziej. Między 2013 a 2015 mieliśmy tu w okolicy seryjnego mordercę. Dostał miano Rzeźnika z Boulogne-Billancourt, sam na siebie mówił Jules Russo. Pracowałam wtedy w policji, szłam jego tropem aż go znalazłam w Le Pecq w suchym doku łodzi na wyspie Corbière. Zabił mnie za to. - spochmurniała, lecz była na widoku więc popadanie w melancholię nie było wskazane.
- Chcę mu podziękować - Zamiast tego uśmiechnęła się krzywo, trzymając fason.

- Ah, to ten… - ołówek śmigający do tej pory po notesie oderwał się od kartki gdy właścicielka chyba coś skojarzyła o kogo może chodzić. - Nie zajmowałam się tą sprawą. Ale parę razy natknęłam się na wzmianki o tych morderstwach. - wyjaśniła, że chyba chociaż po ogólnikach coś kojarzy na ten temat.

- Przykro mi, że twoje spokrewnienie było takie traumatyczne i dramatyczne. Dobrze, że dałaś radę z tego wyjść i przezwyciężyć własne demony. Stracilibyśmy świetną policjantkę i detektywa. - rudowłosa primogen znów położyła dłoń na ramieniu młodszej koleżanki. Tym razem we współczującym i pocieszającym geście. Uśmiechnęła się także pokrzepiająco.

- No nie zwracałam do tej pory na tą sprawę uwagi i nawet nie wiedziałam, że dotyczy którejś z nas. Ale poszperam i popytam, pogadam z dziewczynami, nic nie obiecuję, może nie dowiemy się niczego co już wiadomo. Ale poszukam. - obiecała zamykając notes i chowając go znów wraz z ołówkiem do wewnętrznej kieszeni brązowej kurtki.

- Dzięki, wystarczy że spojrzysz z dziewczynami. To i tak więcej niż miałam przez ostatnie dziesięć lat - podała jej rękę, a potem skłoniła kark żegnając się jak nakazywała tradycja. Albo dobre wychowanie, czy jakoś tak.


***


Tłum gęstniał, muzyka, przemówienia i reszta popłynęły gdzieś w bok, a w kieszeni szarego garnituru detektyw zabrzęczał i zawibrował telefon. Wyjęła go sprawdzając kto napisał i wtedy to się stało.
- Z kim mnie zdradzasz, powinnam być zazdrosna? - usłyszała niespodziewanie za plecami rozbawiony, znajomy głos.

Ryan drgnęła i odwróciła się stając twarzą w twarz z trójgłowym grzesznym cerberem. Wszystkie trzy pary oczu wpatrywały się w detektyw z żywym zainteresowaniem, ale to ten środkowy uśmiechał się szeroko. Znowu powróciło wrażenie bycia ubogą wersją ubogiej krewnej.
- Pięknie wyglądasz Alesso, jeśli chciałaś wpędzić pozostałe kobiety tu dziś zebrane w kompleksy to ci się udało. Nie wiem skąd bierzesz te suknie, ale nie zmieniaj dostawcy - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, chowając telefon do kieszeni spodni.

Torreador za to przyłożyła rękę do piersi i zamruczała zadowolona, przyjmując z gracją komplement.
- Oh… jakaś ty dziś słodka. Nawet najlepsza kuchnia z czasem się nudzi i potrzeba odmiany, więc i czasem trzeba zamienić Diora na chociażby Givenchy. Szczególnie gdy za inspirację do stworzenia tej kreacji posłużyła rola Audrey Hepburn w musicalu “My fair lady” - zaśmiała się pochylając do przodu i przechodząc na konfidencjonalny szept - Dziękuję za dobre słowo, skarbie, ale nie mów dziś tego głośno, moja primogen nie lubi konkurencji - puściła jej oczko i wróciła do poprzedniej pozycji.
- Jak się bawisz kochanie? Jewel już znasz, a jeśli wolisz Fifine mogę ci ją pożyczyć na chwilę lub dwie.

Tremere uniosła brwi, a następnie parsknęła krótko. Swoje ciuchy zamówiła z jakiegoś outletu po promocji i po dwóch dniach przyszły w paczce wręczonej jej przez zmęczonego życiem i lekko zakatarzonego kuriera hinduskiej urody.
- Dzięki, tobie lepiej pasują obie i pojedynczo. A bal… przypomina mi się bal z okazji zakończenia Akademii. Tylko tym razem nie mogę urwać się z kumplami do baru dwie przecznice dalej… ale nie narzekam, po prostu bycie na świeczniku to nie jest coś codziennego i mi nieswojo. Jakby tobie kazali włożyć uniform z sieciówki i stać jako hostessa w supermarkecie.

De Gast skrzywiła się malowniczo, wzdychając z czystego przerażenia samym pomysłem. Szybko jednak wróciła do uroczego uśmiechu.
- Zasłużyłaś, więc z tego korzystaj. Dziś jest nasza noc, rozejrzyj się. Każdy z tu obecnych chętnie dziś zamieni z tobą słowo, uśmiech albo i dotyk. Jesteś mądrą dziewczynką, detektywem. Masz swoją siatkę informatorów, więc rozumiesz na czym to polega - zmrużyła jedno oko, a dwie krwawe lalki po jej bokach ułożyły skronie na jej ramionach.
- Jesteśmy na imprezie na którą zaproszono nas za karę, więc cierpieć musimy katusze uwagi, gratulacji, splendoru i chwilowej chwały…

- Gdyby tak było trafilibyśmy do lochu, a nie na salę balową. Ale wiem o co ci chodzi. -
detektyw westchnęła i też rozejrzała się po sali - Widziałam po Josette, mojej primogen. Od ręki zgodziła mi się pomóc z czymś, z czym bujam się od dziesięciu lat bez widocznego skutku.

- Widzisz? -
Torreador ucieszyła się wyraźnie - Uśmiech nie boli, dobre słowo tak samo. Nieważne jakie są twoje prawdziwe myśli, dziś czas na pochlebstwa. Loszek też jest, jeśli masz dość korowodu uśmiechów i chcesz przejść do czegoś bardziej namacalnego, pełnego pasji i ognia spalającego od środka - podniosła rękę, poprawiając czarny lok Tremere obok jej ust.
- Odłóż miecz i tarczę Margaux, zabaw się. To twoja noc.

- To nie takie proste -
brunetka zamarła gapiąc się spięta na jasnowłosą i jej mały orszak.
Bardzo powoli pokręciła głową.
- Dzięki za zaproszenie i dobre słowo Al, ale nie mogę.

- Daj spokój kochana, możesz
. - Torreador weszła jej w słowo, machając zbywająco drugą dłonią. Wciąż bawiła się prawie czarnymi włosami.
- Możesz robić co chcesz, kto ci zabroni?

- Nie rozumiesz -
burknęła łapiąc ją za nadgarstek i opuściła je w dół.

- To mi wytłumacz i nie zgrywaj sztywnego posągu o marsowej minie, od tego już mamy wystarczająco wielu speców - prychnęła unosząc jedna brew i wciąż się uśmiechała - Chodzenie, smędzenie oraz udawanie niezadowolonego pariasa to potwarz dla Aurory oraz książęcej faworyty która była na tyle zaangażowana, aby nam ten cudowny wieczór zorganizować. Oczywiście nie zrobiła tego dla mnie, czy dla ciebie albo reszty, tylko dlatego, że Aurora chciała. Jednak my musimy grać swoje. Nie jesteśmy zobligowani do wzięcia udziału w hedonistycznych zabawach Piekła, jednak nie mamy na tyle silnej pozycji aby kazać spierdalać każdemu kto nam to zaproponuje, jeśli nie w smak nam podobne zabawy. Uprzedzę, że litania wielkich zasłużonych swojego klanu w tym wypadku wzbudzi jedynie politowanie, bo to porównanie siebie do grubej ryby, gdy wszyscy dookoła doskonale widzą że jesteś tylko płotką - zaśmiała się wesoło i dodała ciszej - Mów że wolisz zabawy w pojedynkę, bez tłumów. Masz swoje zasady, już jesteś z kimś związana, obracaj w żart. Albo znajdź kogoś komu ufasz i spędź z nim czas póki większość z góry nie zejdzie na dół, lub nie wyjdzie poza lokal.

W pierwszej chwili Margaux nabrała powietrza i skrzywiła się otwierając usta aby odpowiedzieć krótko i dosadnie… ale dość szybko zamknęła je z powrotem i słuchała frywolnej blondynki sprawiającej wrażenie pięknej i głupiutkiej laleczki, ale było to tylko wrażenie.
- Dokładamy ci roboty, co? - spytała po prostu czując się głupio.

- Odrobinę - padła rozbawiona odpowiedź.

Z kieszeni detektyw rozległ się krótki świegot wiadomości i odgłos wibracji, które ona poczuła a pozostałe trzy kobiety usłyszały.

- Znów twój luby? - Alessandra zmieniła temat na lżejszy, wracając do zabawy ciemnym kosmykiem włosów Tremere.

Ryan popatrzyła na nią poważnie, zaciskając szczęki.
- Nie… tak - zaczęła i wypuściła z sykiem nagromadzone w płucach powietrze - Ktoś równie ważny. Najważniejszy - drgnęła i pod wpływem impulsu sięgnęła po telefon aby go odblokować i po chwili pokazać drugiej spokrewnionej zdjęcie na oko szesnastoletniego, wysokiego chłopaka o równie ciemnych co jej włosach i zielonych oczach, na co de Gast przyłożyła dłoń do piersi robiąc zachwycone “ohhh!”.

- Jaki przystojniak! Niech będzie, jestem zazdrosna, ale widzę że w tym zestawie nie mam najmniejszych szans. znaleźć jakąś pierś do wypłakania złamanego serca, ale to za zaraz - zażartowała. - Jak ma na imię?

- Malcolm, w poniedziałek kończy 16 lat. Dziś razem z drużyną zajęli drugie miejsce w pucharze FFSA juniorów
- Tremere uśmiechnęła się nieobecnie do zdjęcia, po czym nagle wzdrygnęła się, chowając telefon do kieszeni i wzruszyła ramionami.
- Wystarczy że jego matka jest pierdolonym chodzącym trupem który żeruje na żywych i nie może iść na zawody bo zabija go słońce. Nie musi być dodatkowo sypiać z kim popadnie i robić tego, czego nie chcę aby on robił.

Zapanowała chwila ciszy którą przerwała de Gast.
- FFSA… czyli?

- Wioślarstwo… przepraszam
- ścisnęła palcami nasadę nosa - To było zbędne. Zaraz ogarnę dupę, pójdę się pouśmiechać i robić wrażenie. Udajmy że ten zbędny wybuch nostalgii nie miał miejsca, dobrze?

Przez moment ponownie zapadła cisza, gdy Torreador dała detektyw złapać oddech.
- Drugie miejsce to całkiem wysoki wynik, już wiem dlaczego taką klatę ma szeroką. Niezły przystojniak, pewnie nie może się odgonić od dziewczyn - skończyła zabawę włosami Tremere zakładając niesforny lok za jej ucho - Całkiem dobry powód do świętowania, do tego szesnaste urodziny też wypada uczcić. Masz już ogarniętą imprezę urodzinową dla niego?

Margaux jęknęła, a ramiona jej opadły.
- Nie. Nie pomyślałam o tym - przyznała - Zwykle wpadam do niego i daję prezent zanim pójdzie spać.

- W takim razie zróbmy to od razu
- blondynka zatarła ręce widząc że rozmówczyni złapała haczyk - Skoro to taki zdolny i przystojny młodzieniec na pewno ma masę kumpli i znajomych, nie tylko wśród dziewczyn. Pewnie jak już to myśli o wypadzie do baru bo przecież ma już prawie 18 lat, albo o domówce aby móc legalnie napić się piwa albo wina i nie wpaść na bagiety - parsknęła.

- Alesso… obawiam się, że bawimy się trochę inaczej - Margaux uśmiechnęła się kwaśno - Inne doświadczenia, możliwości i cenniki…

- A daj spokój kochana
- przerwała jej, machając zbywająco ręką - Lubimy się, pracujemy razem. Czuję się ciocią, to zawsze lepsze niż babcia - wzdrygnęła się, jednak zaraz jej przeszło i nadawała dalej wesoło - Chyba mogę w takim razie zrobić siostrzeńcowi prezent na urodziny. Bez obaw, pamiętam że ile mają lat. Będzie bez dziewczynek, narkotyków… ale z jakąś rozsądną ilością alkoholu bo są w końcu prawie dorośli. Jeśli alkohol to i podkładka przed piciem żeby nie popadali za szybko. - zamyśliła się krótko, po czym pstryknęła palcami.
- Le Jules Verne jest cudowne, do tego widok z Wieży Eiffla dorównuje jedynie zdolnościom szefa kuchni. Powiedz młodemu żeby brał paru kolegów, tak do dwudziestu ośmiu, i był tam w poniedziałek na 22:30. Będziesz miała szansę złapać go i dać mu prezent przy kolacji. Później się ich upchnie w limuzynę na honorową rundkę po mieście i dla fotek na Insta. To ciągle modne wśród dzieciaków. Na koniec zawiozą ich do mojego klubu, dostaną swoją salę z barmanem, kelnerkami i towarzystwem, ale bez niczego nieprzyzwoitego. Będą chcieli potańczyć pójdą na górę, będą chcieli posiedzieć i pogadać przy szampanie to to zrobią. Dam im moją ochronę aby nikt ich nie zaczepiał, a rano rozwiozą ich po domach i dopilnują aby weszli bezpiecznie do swoich mieszkań. Chyba że ktoś woli sam wrócić po południu to dostanie pokój w hotelu, a potem taksówkę. Ritz jest bardzo dyskretny… i naprawdę nie martw się. Nic im się tam nie stanie, ręczę za to głową.

Detektyw słuchała robiąc wielkie oczy i milczała, a blondynka nawijała wesoło i lekko, sypiąc nazwami niedostępnymi dla przeciętnego krawężnika. Wreszcie zorientowała się że tamta skończyła i razem z przybocznymi czekają na jej reakcję. Odchrząknęła.
- Brzmi zajebiście, ale nie chcę ci zawracać głowy - zaczęła powoli, aby spojrzeć w błękitne ślepia Torreador - Ani mieć długów.

- Pierdoły. To nie dług, a prezent. Nietaktem jest nie przyjąć prezentu, ani się o niego upominać później. Obie jesteśmy damami na poziomie, nie musimy rozmawiać o oczywistościach
- ta pokręciła głową, a od jej boku odkleiła się jedna z lalek i odeszła na bok, wyciągając telefon. To samo zrobiła druga, idąc w przeciwną stronę z komórką przy uchu.

Akcja działa się szybko, Tremere nie do końca wierzyła że to na serio póki Jewel nie wróciła i nie zakomunikowała że restauracja jest zarezerwowana na odpowiednią godzinę, a Fifine nie podała wizytówki kogoś, kto miał dopilnować aby zarówno w klubie jak i w drodze do niego wszystko poszło zgodnie z planem.

Patrząc za odchodzącą blondynką Ryan odczuwała zmieszanie. Ściskała kartonik w dłoni, aby po paru chwilach nie sięgnąć po własny telefon. Po skończonej rozmowie wzięła sobie do serca dobrą radę Toreador spędzając resztę wieczora nie samotnie, a w towarzystwie któremu ufała na tyle aby nie patrzeć nań wilkiem i… całkiem dobrze się bawić, zapominając że jako trup jej emocje są równie sztuczne co podtrzymywane życie.

Do Hell jednak nie zeszła, zostając w niebiańskiej części imprezy. Panowanie tam zostawiła tym, którzy chcieli poczuć bardziej dosadne emocje i bliskość. Jej wystarczyły drinki i przekomarzania z Brujah na miarę jej możliwości, a także taniec… dziwne.
Zapomniała już jak kiedyś uwielbiała to robić.
 
Coolfon jest offline