Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2022, 17:41   #37
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Wkrótce Sarah znalazła się w dobrze urządzonym gabinecie lekarskim, gdzie przyniesiono na noszach Iris… którą stary doktorek natychmiast kazał przenieść do salki zabiegowej. I jak powiedział, tak marynarze zrobili, po czym wyszli.

W tym czasie, owe miejsce opuszczało i kilku asystentów, którzy już pędzili z torbami medycznymi do restauracji…

- A panienka kto? - Spytał doktor, krzywo patrząc na Sarah.
- Sarah Joyce, absolwentka London School of Medicine for Women. Obecnie pasażerka tego statku, a to… moja towarzyszka, która własnym ciałem ochroniła mnie podczas tego cholernego ataku. - Dość spokojnie mówiła Sarah, spodziewając się i tego, że stary doktor może zanegować jej umiejętności lekarskie, choćby i z tego powodu, że jest kobietą.
- Kobieta, doktor… ehhh… - Westchnął starszy typek - Dobrze, niech będzie… to co jej jest? Jaki rodzaj ran, PANI DOKTOR? - Dodał ostatnie słowa dziwnym tonem.
- Vulnus sclopetarium, rany postrzałowe, dwie ślepe, na ręce i na udzie, na plecach jedna styczna. - Wypowiedziała szybko, patrząc lekko zrezygnowanym wzrokiem na doktora, ze względu na to, jakim był stereotypowym, starym lekarzem…
- Czym się zajmujemy jako pierwszym? - Zaczął wyciągać opatrunki i narzędzia, przygotowując je do zabiegu - A tak w ogóle, to jestem doktor Elliott Rhys, chirurg…

Sarah skinęła mu głową i lekko się uśmiechnęła, ale zaraz przyjęła mocno skupiony wyraz twarzy.
- Moglibyśmy zacząć od tej na plecach, bo nie powinna zająć dużo czasu i po opatrzeniu myślę, że mogłaby już spokojnie leżeć do końca operacji na plecach… ale z drugiej strony, te udo dość mocno krwawi i stanowi większe zagrożenie… zdałabym się na doświadczenie pana doktora. - Odpowiedziała, licząc, że zarówno uznanie jego lat praktyki sprawi, że będzie nieco łatwiejszym do współpracy, jak i na to, że rzeczywiście będzie wiedział, od czego w takim specyficznym przypadku lepiej zacząć.
- Najpierw udo, potem ręka, plecy nie wyglądają tragicznie. I niech leży na brzuchu, nie zaszkodzi jej to… - Powiedział, i wpakował jakąś igłę w tyłek Iris, dając zastrzyk - To przeciw zakażeniom…

- Ej, marynarze! - Zawołał, i przyszli po chwili obydwaj - Zadzwońcie do kapitana, będziemy operować. Statek bardzo powoli do przodu, i bez żadnych zmian kursu!
- Tak jest panie doktorze! - Powiedzieli marynarze, po czym udali się do gabinetu obok, by owy telefon wykonać.

Tymczasem Sarah wyszukała w salce zabiegowej jakiś fartuch medyczny, po czym bez wstydu, w pośpiechu zdjęła swoją brudną, od krwi i nie tylko, sukienkę, przemyła ręce w umywalce, by następnie założyć nieco za duże, ale sterylne, medyczne ubranie. Po tym zerknęła na doktora Elliotta, by zaobserwować jego postępy w przygotowywaniu operacji.
- Ja, czy pani? - Wyciągnął w stronę Sarah skalpel, by zająć się udem Iris, po wcześniejszym obmyciu go środkiem dezynfekującym. Joyce się zawahała. Z jednej strony czuła związek emocjonalny z pacjentką, co mogło być pewnym problemem w zachowaniu spokoju podczas operacji, a na dodatek Rhys miał z samej racji wieku większe doświadczenie. Z drugiej jednak, za żadne skarby nie chciała, by popełniony został jakikolwiek błąd, a nie miała pojęcia, jakim chirurgiem w rzeczywistości jest mężczyzna naprzeciwko niej… Postanowiła wziąć skalpel do swojej ręki, nie bez obaw i skinęła doktorowi. Przystąpiła szybko do pracy… i było jej ciężko. Bardzo ciężko, i o małego słonia, nie skończyło się źle, jednak sobie poradziła. Pierwsza kula została wyciągnięta z ciała detektyw, a rana zaszyta, i zabandażowana… Poczuła dużą ulgę, że nie skończyło się to tragicznie. Nie wiedziała, czy ręka jej tak drżała przez to, że czuła zbyt wielkie emocje przy operowaniu… kogoś nawet więcej, niż przyjaciółki, czy może nawet…
- Doktorze Rhys… chyba jestem zbyt roztrzęsiona tą strzelaniną… głupio byłoby się nie przyznać, że nie widzę, że prawie… mi się nie udało. Proszę przejąć skalpel. - Podała narzędzie w stronę mężczyzny, ze smutną miną, że nie da rady dokończyć operacji i musi go oddać… w nieznane jej ręce chirurga.

Ten z kolei… poradził sobie praktycznie tak samo, jak Sarah. No ale najważniejsze, że kolejna kula została wyciągnięta. Zostały więc jeszcze plecy, w których w sumie nie trzeba było grzebać, zagłębiając się w ciele detektyw.
- Proszę odpocząć, ja zajmę się plecami. - Sarah grzecznie zwróciła się do lekarza, choć krew się w niej gotowała. Ona sama… naprawdę postąpiła głupio, że wzięła się za operowanie w takim stanie… ale to, że ten stary chirurg nie poradził sobie lepiej. Wzięła jednak kilka głębokich oddechów, by się uspokoić i wzięła się za dezynfekcję oraz szycie pleców. I po kilku minutach było po wszystkim… Iris opatrzona, a jej stan był w sumie dobry.

W międzyczasie zaś, przyniesiono kolejnego, jedynego już rannego. Starsza od Sarah kobieta, płacząca z bólu, zraniona jakimś odłamkiem w biodro…
- Pomożemy jej razem? - Spytał stary doktor. Sarah spojrzała na Iris i widząc, że w tej chwili… potrzebuje ona czasu i spokoju, uznała, że jako lekarce, wypada też jej pomóc innym potrzebującym.
- Oczywiście. - Odpowiedziała bez entuzjazmu, choć głównie dlatego, że… kiepsko im to szło i jej wiara w umiejętności swoje, ale i doktora Rhysa, była zachwiana. Przystąpiła do dezynfekcji przyrządów i stołu po dość krwawej operacji na Iris, która w międzyczasie przeniesiono do salki po drugiej stronie korytarza, gdzie ostrożnie położono ją w łóżku.

Rozcięcie sukienki, rozcięcie majtek. "Proszę się nie wstydzić, jesteśmy lekarzami". Obmycie rany, jej dezynfekcja. Podanie środków znieczulających, znalezienie w ranie ciała obcego… długa, gruba drzazga, około 5 centymetrów. Weszła trochę głęboko… kobieta przy jej wyciąganiu zemdlała. A z rany trysnął strumień krwi. Nie umieli zatrzymać krwawienia! W końcu się udało… blada pacjentka, również przeżyje, choć nieprędko zatańczy.

- Dziękuję za pomoc - Doktor Rhys, nalał nieco drżącą dłonią whisky do dwóch szklanek, po czym podał jedną Sarah - Cholerne życie… - Powiedział, i wypił wszystko jednym haustem.
- Również dziękuję za współpracę… - Odpowiedziała Sarah i z lekkim zawahaniem, co by się stało, gdyby znowu pojawiła się jakaś konieczność interwencji medycznej, ale też nie chciała wyjść na zbyt nieuprzejmą, więc upiła drobny łyk. Skrzywiła się, po czym spojrzała na chirurga. - Mówi pan… o swoim życiu? - Zapytała z troską w głosie, na dość niepokojące słowa lekarza. Ten spojrzał na nią krzywo… ale po chwili się lekko uśmiechnął.
- A gdzie tam, ja tak ogólnie… kto by to widział, by takie rzeczy na statku wyprawiać. Nie tylko to skandal, ale i… no… nieludzkie. Ale co tam będę, stary piernik, tu pani mówił… niech pani idzie do kajuty, odpocznie. Tak chyba będzie najlepiej? - Popatrzył na Joyce z pocieszającą miną.
- Ja… już chyba wolę być tutaj, niedaleko mojej… przyjaciółki. - Sarah spojrzała w stronę drugiej sali, gdzie obecnie leżała Iris. - Będąc w swojej kajucie i tak bym tylko nerwowo chodziła po pokoju i myślała o niej. No chyba, że moja obecność przeszkadza doktorowi… - Spojrzała na niego z lekko zmartwioną miną.
- A gdzie tam… - Machnął niedbale dłonią - Jak tam pani chce… ja posprzątam po zabiegach. Chociaż nie musi pani tu siedzieć, a może i przy niej… jak to jakoś pomoże? Wolna wola… - Lekko się uśmiechnął, po czym ruszył do salki zabiegowej, by faktycznie tam posprzątać.
- Dziękuję. - Odpowiedziała również z lekkim uśmiechem Sarah, po czym poszła do salki, w której leżała Iris, by sprawdzić jej stan.

Nieprzytomna detektyw, leżącą na brzuchu, miarowo oddychała, nadal będąc poza stanem świadomości… nie pozostało więc nic innego, jak tylko czekać, aż w końcu się obudzi, a to mogło potrwać… cholibka wie, jak długo. A wzrok Sarah, jakoś tak spoczął na butkach Iris, które ta wciąż na sobie miała.

Na innym łóżku, druga pacjentka, leżącą na plecach, również spokojnie oddychała, także będąc w pierwszych krokach do rekonwalescencji.

Sarah podeszła do końca łóżka Iris i postanowiła zdjąć jej buty, bo nie wypadało, by w nich leżała. Spojrzała także, czy nie ma jeszcze jakichś innych elementów, o których przez pośpiech operacji zapomniała, a właściwie… którymi zazwyczaj zajmowały się pielęgniarki, których tutaj brakowało. Dokładniej okryła ją nakryciem, pilnując, by jej ciało miało wszędzie wystarczająco ciepła. Po zajęciu się Iris, to samo uczyniła z drugą pacjentką.

Następnie spojrzała po sobie i… chyba nie chciała, by ewentualnie wybudzona Iris widziała ją w zakrwawionym kitlu lekarskim. Będąc spokojniejsza co do jej stanu, uznała, że może wrócić do swojej kajuty, by się przebrać, o czym dała znać doktorowi Rhysowi. U siebie wzięła prysznic, a następnie przebrała się w zwykłe, świeże ciuchy. Lekką trudność sprawiało jej patrzenie na rzeczy Iris w pokoju… Zwłaszcza ta świadomość, że niewiele brakowało, by już nigdy detektyw nie miała okazji ich użyć, gdyby najpierw kule trafiły ją nieco inaczej, a później operacja poszła jeszcze gorzej… Po chwili rozmyślań, postanowiła przegrzebać rzeczy Iris, by znaleźć w nich jakiś świeży i dobry strój, w który mogłaby się ona przebrać po nabraniu sił po przebudzeniu. Po tym postanowiła powrócić do salek medycznych na statku, by posiedzieć przy Iris… i tak nie miała do niczego innego głowy w tym momencie.

***

Po dwóch godzinach zjawiło się w końcu dwóch pokładowych oficerów, grzecznie proszących o złożenie zeznań, dotyczących całego zajścia, wszystko skrupulatnie notując… a Sarah się w końcu dowiedziała, kto był właściwą ofiarą owego zamachu. Nie znała go, nawet nie bardzo miała pojęcia o Księciu Wilhelmie, jego śmierć w jej oczach znaczyła właściwie tyle samo, co tych innych, niewinnych osób… ale przez niego towarzyszyło jej poczucie sporego niepokoju. Wszystko to brzmiało na bardzo duża sprawę i już pomijając fakt, że… zginął Tavion, jeden z członków ich drużyny poszukiwawczej, a Iris nie była w najlepszym stanie… to jeszcze wszystko na starcie nabierało wielkiego rozmachu, skoro w sprawę ich podróży wplątana była tak wielka, tragiczna intryga, która zapewne mocno wstrząśnie całą Europą.

Książę zabity, jego bodygard, dwie panienki. Tavion, jakiś gentleman, steward po ciosie nożem, małżeństwo i ich 16-letnia córka. Do tego ranna Iris, i jakaś dama… no i ponoć zaginął ksiądz. Lista "strat" była długa. Dotychczas dość przyjemnie przebiegający rejs zmienił się w straszne wydarzenie. Nawet dla lekarki, obytej nieco ze śmiercią w szpitalu, w którym pracowała, tak nagłe, niepokojące wydarzenie, powodujące dla kilku osób zakończenie życia w tak brutalny sposób… Gdzieś w głowie kołatała myśl, co wywołał inny zamach sprzed kilkunastu lat na także następcę tronu rodziny królewskiej… A na dodatek dochodził kolejny niepokój, gdy dowiedziała się, że wciąż nieodnaleziony był Pastor. A to przecież on miał pomagać w szukaniu Evelyn, a nie być dodatkowym celem do znalezienia. Sarah czuła się tym wszystkim mocno przytłoczona. Poczuła, że chciałaby teraz, już, porozmawiać z Iris, która dzięki swojemu… luźniejszemu podejściu do życia, mogłaby ją nieco uspokoić, a tymczasem stanowiła wciąż kolejny powód do zmartwień, o stan jej zdrowia… panowie się wkrótce pożegnali, i wynieśli, a Sarah została znowu sama, z własnymi myślami, no i nieprzytomnymi pacjentkami.

~

Po kolejnych dwóch godzinach, nagle Iris zajęczała, a Sarah się momentalnie ocknęła z drzemki.
- Iris? - Sarah dość cicho zwróciła się do detektyw, by w przypadku, jeśli to było jęknięcie przez sen, by jej nie wybudzać.
- Co… jest…? - Wychrypiała detektyw, otwierając jedno oczko.
- Iris! - Lekarka powiedziała głośno i uśmiechnęła się. - Jesteś… po operacji. Miałaś w sobie dwie kule i jedną dodatkową ranę. Ale już wszystko dobrze... - Wyjaśniła jej od razu Joyce, bowiem znając charakter detektyw, nie chciała ona, by owijać w bawełnę.
- A ty… cała? - Powiedziała cicho detektyw.
- Tak, dzięki tobie cała… - Sarah skierowała swoją dłoń na dłoń detektyw i lekko ją ścisnęła.
- Ja… ja wszystko… mam? Czy… - Wychrypiała Iris, a z jej oczka popłynęła łza. Chyba była przerażona, wizjami ewentualnych amputacji??
- Wszystko masz… - Sarah pogłaskała ją po policzku, ścierając i łezkę. - Zostaną ci tylko trzy blizny… na rączce, udku i pleckach…
- Aha… - Iris się minimalnie uśmiechnęła, i chyba gdzieś czymś poruszyła, bo zaraz zrobiła ciche "ał" - Leżę na cyckach, i se je gniotę… - Dodała, i cichutko parsknęła.
- Przynajmniej masz mięciutko… - Zachichotała Sarah, po czym zbliżyła się do jej uszka. - A jak już wstaniesz, to porządnie ci je wymasuję. - Wyszeptała jej do uszka, a ta cicho zachichotała.
- Dasz mi coś przeciwbólowego? - Spytała Iris - Czuję się kiepsko… może być i zastrzyk w tyłek, hehe…
- Och, skoro nalegasz… za chwilkę wracam. - Sarah wstała i poszła do salki zabiegowej, by zabrać stamtąd strzykawkę, prosząc o nią doktora Rhysa, który był w pomieszczeniu.

Gdy wróciła do salki, w której leżała Iris, podeszła do jej łóżeczka, zasunęła parawan wokół łóżka, delikatnie podwinęła jej narzutę, po czym podwinęła sukienkę i ściągnęła nieco majteczki.
- Rozluźnij nieco pupcię… - Powiedziała, przecierając tyłeczek Iris płynem odkażającym na sterylnej gazie.
- Mhm - Mruknęła detektyw. Sarah macnęła pośladek, sprawdzając, czy rzeczywiście jest dość rozluźniony i będąc(?) zadowoloną z efektu, wbiła igiełkę głęboko w tyłeczek i podała dawkę morfiny.
- Ałć… - Powiedziała Iris, gdy została ukuta, a po kilku chwilach, gdy było już po wszystkim, i morfina chyba zaczęła działać, jakby westchnęła z zadowolenia - To… ja sobie.. jeszcze poleżę… - Wyszeptała, i zasnęła.

Sarah poprawiła przykrycie Iris i odsunęła parawan, by po wybudzeniu detektyw nie odczuła tych klaustrofobicznych warunków. Zerknęła jeszcze na drugą pacjentkę, by ocenić jej stan. Kobieta również spała, miarowo oddychając, a jej opatrunek nie był zakrwawiony, więc chyba było wszystko w porządku. Joyce, nie mając póki co ochoty robić czegokolwiek, pozostała jeszcze przy łóżku Iris na jakiś czas, gdyby ta miała się znów wybudzić….

***

Znaleziono "zaginionego" Kleryka. Był uwięziony w kajucie trzech zakonnic, i wyglądał na dosyć poważnie zmaltretowanego. Duży guz na głowie, a właściwie nawet dwa, oba nadgarstki i kostki u nóg nieco pocięte, zapewne od jakiś więzów, które porozcinały skórę. No i największa, choć płytka rana na torsie… wycięty tam czymś pentagram! Ebenezer był nieprzytomny, i nagi.
- My się już nim zajmiemy, a pani niech odpoczywa dalej - Powiedział doktor Rhys, w towarzystwie asystentów.
- Na pewno pan doktor nie potrzebuje pomocy? - Sarah spojrzała jeszcze na stan Ebenezera, który nie zwiastował potrzeby jakichś szybkich operacji, ale pamiętała, że chirurg dość mocno sobie golnął i nie była do końca przekonana do jego dobrego stanu.
- Nie ma zagrożenia dla jego życia, sama pani widzi… ot rutynowe czynności… - Powiedział doktor.
- No… dobrze. Powodzenia. I proszę dawać znać, gdybym jednak była potrzebna… albo gdyby pani Iris się wybudziła. - Uśmiechnęła się do lekarza.
- Oczywiście… - Odparł Rhys. Sarah skinęła głową i wyszła ze skrzydła szpitalnego, w stronę holu pierwszej klasy, by tam znaleźć sobie jakieś miejsce do siedzenia na uboczu, ale jednak widząc innych ludzi… jakoś obawiając się na razie pozostać gdzieś sama.
- Witam. Coś dla pani? - Zjawił się po chwili przy niej kelner.
- Dzień dobry… poproszę gin z toniciem, na lodzie… - Odpowiedziała uprzejmie Sarah, wychodząc ze skrzydła szpitalnego, mając ochotę się jednak nieco rozluźnić.
- Już podaję, madame… - Kelner poszedł wykonać zamówienie. A ona patrzyła się na wielu ludzi, którzy równie co ona, nadal byli po wszystkim nieco nerwowi.

Restauracja zamknięta, przed nią dwóch marynarzy z karabinami, tu i tam kręcili się kolejni… na statku nastały dziwne chwile.

A pijąc już drinka, jakoś tak zrobiło się jej trochę zimno. Wypatrywała więc kogoś z obsługi, a gdy natrafiła niedaleko swojego miejsca siedzenia, zwróciła się do niego.
- Przepraszam, macie tu może jakiś… kocyk do okrycia się? - Znów grzecznie zapytała.
- Naturalnie madame, zaraz przyniosę…

Drink, przez który najpierw jej było zimno, ale potem rozgrzał jej ciało, ciepły kocyk, wydarzenia ostatnich godzin… Sarah zasnęła na fotelu.



Obudziło ją lekkie, ale uporczywe stukanie paluszkiem w ramię.
- …pani doktor Joyce? Proszę się obudzić, pani doktor Joyce? - Steward ciągle powtarzał jedno i to samo, a gdy Sarah w końcu zamrugała oczkami, kontynuował - Przepraszam, że panią budzę… pani Iris, pani przyjaciółka… ona robi straszny raban w skrzydle medycznym…

Była już godzina 18. A wybudzona Sarah, skulona bokiem na fotelu, poczuła, że pod kocykiem ma bose stopy… chyba sama ściągnęła półbutki, nawet nie wiedząc kiedy, by było jej wygodniej?
- Emm… już, tylko założę buty… - Odparła stewardowi i zerknęła pod fotel, by odszukać swoje półbutki. Steward zerknął na sekundkę na jej bose stópki, a potem kulturalnie odwrócił głowę w inną stronę… Sarah, pozostając jeszcze przez chwilę okryta kocykiem, by za szybko się nie wychodzić, pochyliła się i założyła buty na stópki.
- Gotowe. - Wstała, narzucając sobie kocyk na ramiona. - Idziemy?
- Ummm… jak madame nie zna drogi, to poprowadzę, ale na tym pokładzie jest moje miejsce pracy… - Odparł steward, lekko się uśmiechając.
- Aha, myślałam, że Pan tu przyszedł ze skrzydła medycznego… w takim razie pójdę… sama. - Skinęła głową, po czym ruszyła zajrzeć, co tam wyczynia Iris.

~

- …chcę do mojej kajuty!! Nie jestem umierająca!! Mam do tego prawo, sama decydować!! - Podchodząca do salki Sarah słyszała już wrzaski Iris, i… brzdęki jakiegoś rzucanego metalu? A z salki wypadł blady, i cichutko klący pod nosem asystent.
- A ten termometr, to ja ci w dupę wsadzę!! I to bez wazeliny!!

Sarah uśmiechnęła się szeroko, bo być może sama nie przepadała za tak kłopotliwymi pacjentami, to taka reakcja świadczyła, że Iris nabrała już sporo sił po operacji. Gdy zaś lekarka weszła do środka, ranna kobieta na innym łóżku, przytomna już, cicho chichrała, przytykając nakrycie do twarzy, by tego nie było widać, a Iris, półleżąc na boku, kurwiła na całego w swoim łóżku. Na podłodze leżała zaś… "basenik"(do siku), którą najwyraźniej detektyw cisnęła.
- Witam panie… - Sarah skinęła najpierw tej leżącej na łóżku obok, po czym podeszła do łóżka Iris. - Coś ty taka grzeczna, Iris? - Zapytała z drobnym uśmieszkiem.
- Termometr mi w tyłek wsadził, jak spałam! - Fuknęła detektyw.
- Jesteś po operacji jednak… muszą mierzyć twoje parametry… - Spokojnie odpowiedziała Sarah, delikatnie gładząc ją po ramionku. - No i nie możesz się tak gwałtownie ruszać… masz świeżo zszyte rany…
- Grrr - Zawarczała Iris, ale i po chwili lekko się uśmiechnęła - Zabierzesz mnie stąd? W końcu też jesteś lekarką… możesz mnie mieć na oku w kajucie?
- Iris… jesteś jednak po dość ciężkiej operacji… Lepiej, na wszelki wypadek, mieć pod ręką salę zabiegową… - Lekko się skrzywiła Sarah, przede wszystkim na myśl na to, że detektyw w swojej kajucie może nie zachowywać się zgodnie ze wskazaniami. - Ja tu mogę z tobą zostać, przez cały ten czas… - Ścisnęła jej dłoń.
- Phi… - Powiedziała Iris, i położyła się znowu na brzuchu, z markotną miną - A ciekawe, jak ja się mam teraz wysikać…
- No tak, głupi asystent ci “zabrał” basenik… - Pokręciła głową Sarah, po czym odszukała wzrokiem leżące na podłodze naczynie, po czym poszła je podnieść i wróciła do Iris, by wytrzeć je gazą. - I tak nie powinnaś jeszcze chodzić… pomogę ci… - Dodała, zasuwając parawan i wsuwając delikatnie między nóżki detektyw naczynie.
- Ehhh… ale to wszystko głupie… - Mruknęła Iris. No i po kilku minutach było po wszystkim…

- No ale mają tu jakieś nosze, albo te… wózki?? No i Sarah, moja droga… kulka w nodze albo ręce, to nie tak strasznie, jak gdzie indziej? No weź, ja tu nie chcę spać… - Marudziła dalej detektyw.
- No dobra, porozmawiam z lekarzem pokładowym. - Wzdychnęła Sarah, pogodzona z tym, że Iris nie da jej z tym spokoju. - Od razu mam iść, czy jeszcze coś potrzebujesz?
- Idź, idź! - Iris wyszczerzyła ząbki.

Sarah ruszyła do gabinetu, gdzie liczyła zastać doktora Rhysa. Siedziało tam jednak dwóch innych facetów, wiekiem o wiele młodszych od samego chirurga. Na widok Joyce obaj wstali po genlemańsku.
- Dzień dobry pani, w czym możemy pomóc? - Spytał jeden z nich.
- Czy panowie mają teraz dyżur? - Zapytała ich, sądząc, że starszy chirurg mógł skończyć swoją zmianę.
- Doktor Oscar Kelly…
- Doktor Charles Saunders, w czym możemy pomóc? - Przedstawili się, i ponowili pytanie.
- Jestem doktor Sarah Joyce, razem z doktorem Elliottem Rhysem zajmowałam się dwoma pacjentkami z ranami po postrzale… i właściwie teraz jestem tu w sprawie jednej z nich. Tej głośniejszej. - Z lekkim uśmiechem spojrzała czujnie po mężczyznach. - Jej stan po operacji jest bardzo dobry, a sprawia wam tu pewne problemy… tak się składa, że to moja towarzyszka w kajucie, więc mogłabym ją wziąć do siebie i mieć na nią tam oko.
- Ummm… - Zapowietrzył się Kelly.
- Tak! Znaczy się… tak, to chyba nie będzie problem, jeśli pozostanie ona pod pani okiem. No i oczywiście, na waszą odpowiedzialność… obu dam…
- Oczywiście. - Pewnie wypowiedziała te słowo Sarah, choć w głowie szalały jej wątpliwości pod kątem zachowania Iris. - Musi ona coś podpisać?

Obaj doktorzy spojrzeli po sobie zdziwieni, na ostatnie słowa Sarah.
- To… dobry pomysł! Tak, zaraz coś napiszemy.
- I przygotujemy kilka drobiazgów, które panie wezmą ze sobą do kajuty?
- Jasne. Jacyś asystenci pomogą przenieść ją na wózku lub noszach? - Zapytała lekarka.
- Wózki chyba tu mamy… a panie z pierwszej klasy? (Sarah potwierdziła kiwnięciem głowy) Są windy, wózeczek się zmieści… przy układaniu do łóżka, może być pomoc asystentów, albo nawet stewardów, jak sobie panie życzą…
- Dobrze, to ja pójdę przekazać wieści i przygotuję ją do przenosin. Widzimy się za moment?
- Tak, oczywiście…

Joyce wróciła do Iris, z kamienną twarzą, siadając na zydelku koło niej. Przez moment trzymała ją w niepewności, po czym się uśmiechnęła.
- Udało się, jedziemy do kajuty.
- Jesteś kochana! - Iris się szeroko uśmiechnęła, po czym… ucałowała dłoń Sarah.
- No weź, weź… - Zachichotała, po czym nachyliła się jej do uszka i szepnęła. - Nawet nie musiałam im obciągać, żeby się zgodzili. - Zaczęła się chichrać, wspominając sytuację z przejściem pomiędzy drugą, a pierwszą klasą.
- Oj weź, bo cię trzepnę… - Powiedziała cichutko Iris, ale i ona Zachichotała.

Wkrótce zjawili się dwaj doktorzy z wózkiem, małym pakunkiem dla Sarah, i odręcznie wypisanym papierem, które miały podpisać obie. "Pacjentka Iris Rogers, opuszcza na własne życzenie hospicium okrętowe RMS OLYMPIC, udając się do swojej kajuty, pod opiekę doktor Sarah Joyce", no i data, podpisy obu lekarzy… detektyw łypnęła złowrogo na Kelliego, ale podpisała… Sarah… od razu podpisała dokument.


Przyszła więc kolej, by Iris przenieść ostrożnie z łóżka na wózeczek, w czym pomagała cała trójka, i w końcu można było wracać do kajuty. Sarah pojechała z Iris do wind, następnie zjechały na swój poziom. Tam zapytała jednego ze stewardów, jak dotrzeć do kajut od wind i pojechała na miejsce, aż w końcu zawiozła ją do samej sypialni.
- No, jesteśmy… myślisz, że damy radę cię przenieść na łóżeczko, czy zawołać kogoś? - Choć Sarah wolałaby, aby ktoś zabezpieczał wstawanie, tak spodziewała się, że Iris nie będzie chciała czyjejkolwiek pomocy przy tym.
- A dasz radę z moim wielkim tyłkiem? A nie… moment, to twój… - Palnęła nagle detektyw, której zdecydowanie wrócił humorek, i roześmiała się głośno.
- Ha, ha, ha. - Ironicznie wypowiedziała Sarah, ale z lekkim uśmiechem na ustach. - Za to ja się boję, że twoje wielkie cycuszki mnie przeważą. - Odpowiedziała, pokazując język Iris… która zaczęła już wstawać, z kropelkami potu na czole.
- Uhhh… nie… lepiej niech ktoś przyjdzie - Powiedziała po chwili detektyw, odpuszczając z markotną miną. Lekarka łagodnie się do niej uśmiechnęła, jeszcze upewniając się, czy siedzi w wygodny póki co sposób.

Sarah zadzwoniła więc po obsługę, i poprosiła o dwóch silnych stewardów… zjawili się w kilka minut. I znowu, wspólnymi siłami, przeniesiono Iris z wózka na łóżko, choć chciała do pozycji siedzącej.
- Dzięki panowie… - Mruknęła.
- Bardzo nam pomogliście, dziękujemy. - Bardziej oficjalnie, z uśmiechem dodała Sarah do stewardów.
- No a skoro już tu jesteście, czy możemy zamówić kolację do kajuty? - Spytała Iris.
- Tak proszę pani, oczywiście. Wielu gości na obecną chwilę tak robi…
- Sarah, moja droga, co jemy? Zerkniesz w kartę? (są w kajutach) Ja bym miała ochotę na kurczaczka… i czerwone winko? - Spojrzała szczerząc ząbki do lekarki - No co? To na utratę krwi, tak słyszałam??
- Powiedzmy… - Odpowiedziała Sarah. - W małej ilości… choć niekoniecznie na samą utratę krwi, ale niech ci będzie. Poprosimy dwa razy kurczaka z ryżem i warzywami, oraz jedno czerwone wino.

Jeden ze stewardów zanotował w notesiku, po czym obaj opuścili kajutę…

- Jest czas, to może, ja bym się jakoś przebrała, co? - Zamrugała ślipkami Iris - No… tylko musisz mi we WSZYSTKIM pomóc?
- No jasne, kochana. Pomogę ci z czym tylko chcesz. - Uśmiechnęła się Sarah, podchodząc do łóżka Iris, by zająć się rozbieraniem detektyw. Po kilku więc naprawdę długich chwilach, i w iście ślamazarnym tempie, Iris została rozebrana do golasa, a potem ubrana w koszulę nocną… i na życzenie chichrającej detektyw, bez majteczek. W końcu i jako tako wgramoliła się do łóżka (ał, ał, ał), została przykryta kołderką, no i gotowe. A Sarah aż się trochę spociła.
- Dzisiaj sobie jakiekolwiek mycie daruję… - Parsknęła Iris.
- Okej… może nawet lepiej, żeby nie naruszać opatrunków. - Odpowiedziała Sarah, siadając na swoim łóżku i wycierając sobie spocone czółko chusteczką. - Ale… jeszcze raz chciałam ci podziękować. Jakby nie ty… pewnie skończyłabym martwa… - Smutno dodała lekarka.
- Kochana… - Iris wyciągnęła do niej dłoń, a gdy Sarah położyła swoją, w jej, detektyw znowu ją ucałowała z wierzchu - Ja również dziękuję, zajęłaś się mną…
- Dla mnie to moja praca, tą leżącą obok ciebie też się zajmowałam… a ty… cała się poświęciłaś… - Sarah nachyliła się, by pocałować Iris w policzek. A Iris w ostatnim momencie obróciła buźkę, efektem czego, Sarah cmoknęła ją w usta! Detektyw zachichrała, po "skradzionym" pocałunku… a Sarah z początku wyglądała na nieco zaskoczoną, ale po chwili parsknęła i zachichotała.
- Zawsze i wszędzie, moja droga, zawsze i wszędzie… - Iris pogładziła policzek Sarah.
- Ale nieco zmieniając temat… nie wiem, czy już wiesz, ale… Tavion nie żyje. A Pastor też jest ranny, bo te “siostry” go złapały i więziły. I ty jesteś ranna… A na dodatek, zamach był na księcia Prusji… więc też gruba sprawa. - Przekazała wszystko Iris, by ta nie była później zła, że nie przekazywała jej ważnych faktów dla ich dalszej wyprawy.
- Opowiedz mi wszystko, ze szczegółami, co zaszło w restauracji, proszę… - Iris spojrzała jej w twarz, czule się uśmiechając.

Sarah opowiedziała wszystko, od momentu samego ataku, ratowania Iris, a także wszystkiego tego, co działo się po ataku, a także czego dowiedziała się od przesłuchujących ją oficerów.
- Chciałabym odzyskać mój pistolet - Powiedziała stanowczym tonem Iris - I porozmawiać z kapitanem statku. Przeszukać kajutę tych zakonnic, obejrzeć ich ciała, wypytać świadków, Ebenezera… coś mi tu nie pasuje, w całym tym zamachu… przeprowadzimy śledztwo! Wątpię, by załoga statku sobie sama poradziła. Zostaniesz… moją asystentką? - Spytała Sarah już bardziej wesołym tonem - Detektyw Sarah Joyce! - Mrugnęła do niej.
- Emm… pistolet na pewno spróbuję odzyskać, ale… czy reszta, to nasza sprawa? Zamach był na tego Księcia, a my płyniemy odzyskać Evelyn. - Zafrasowała się Sarah. - No i najważniejsze, że ty jesteś… przez kilka dni nie w pełni sprawna. Czy… angażowanie się w to w tym momencie jest nam potrzebne?
- Hmh - Mruknęła Iris, i przywołała bliżej do siebie Sarah kiwaniem paluszka… a gdy ta się zbliżyła, detektyw objęła ją ręką za kark, i przyciągnęła mocno do swojego cycuszka, przytulając tam lekarkę policzkiem - A masz lepsze zajęcia na resztę podróży… poza podcieraniem mi tyłka? Hahaha!
- No… podcierałabym go bardzo dokładniutko i starannie… - Chwilkę Sarah miała poważną minkę, ale za moment parsknęła. - No niby nie ma nic do roboty… ale jak niby chcesz przejrzeć te wszystkie miejsca, ciała, porozmawiać z kapitanem statku, sama będąc słabo mobilna?
- Będziesz mnie woziła, będą mnie nosili, kapitan raczy ruszyć tyłek z mostku, wszystko jedno! To gruba sprawa, owszem, i powinniśmy w nią i zaangażować resztę naszych towarzyszy, każdy się na czymś zna, i każdy będzie umiał w czymś pomóc. Lepiej chyba tak, niż dopłynąć do portu, i nadal nic nie wiedzieć, jak te osły? - Ucałowała ją w czółko, nadal przytuloną do jej piersi.
- Hmm… no jeśli inni będą mogli też się tym zająć… to nie jest to zły pomysł. - Uśmiechnęła się lekko Sarah. - Czyli nasza kajuta zmieni się w biuro detektywistyczne?
- No ba… ale i nie… - Parsknęła Iris - Ja ich tu wszystkich nie chcę gościć, żeby mi tu się gapili na moje rajstopy wiszące na krześle… pomyślimy co i jak, gdzie jakieś spotkania i narady urządzać… zaczynamy od jutra rano. Zgoda?
- Zgoda… i tak mam szczęście, że mnie jeszcze teraz po nocy nie będziesz gonić. - Zachichotała Sarah.
- Hmmmm… - Zamyśliła się wielce Iris, patrząc Sarah w twarz, z powstrzymywanym uśmieszkiem.
- Ani o tym nie myśl! Ja też mam termometr! - Zaśmiała się lekarka. A detektyw pokazała jej jęzorek, i po chwili też się zaśmiała.
- No już dobrze, dobrze…
- Eh, i gdzie ten obiad? - Sarah spojrzała na zegarek. Była 19:07 - Ja tu mam agresywne pacjentki do nakarmienia… - Zaśmiała się.
- "Pacjentki"? - Iris uniosła brewkę.
- Tak tylko powiedziałam. - Zachichotała Sarah. - A co, byłabyś zazdrosna, gdybym nie tylko tobą się zajmowała?
- Oj i to jaaak… - Detektyw znowu pocałowała czółko lekarki.
- Ale że powiedziałam “agresywna”, to nie masz problemu? - Z lisim uśmieszkiem zapytała Joyce.
- Udaję, że tego nie słyszałam, franco! - Zaśmiała się Iris, i ścisnęła trochę mocniej ręką objęty karczek Sarah, która znów zachichotała.

Po kilku minutach steward przyniósł posiłki oraz wino. Na początku Sarah chciała karmić Iris, ale ta dość szybko okazała niezadowolenie tym faktem i próbowała możliwie sama zjeść posiłek, sporadycznie tylko korzystając z pomocy lekarki. Sarah także wydzielała jej małe porcje wina, aby detektyw nie przesadzała teraz z upojeniem alkoholowym, zwłaszcza w kontekście zażytej wcześniej morfiny.


Gdy już zaś pojadły, a Iris sobie zapaliła papierosa, Sarah zaś drewnianą fajkę, detektyw wyraźnie nad czymś myślała, patrząc od czasu, do czasu, na zegar na ścianie…
- Trochę się tego boję, ale co tam tak myślisz? - Zapytała w końcu lekarka, nie wytrzymując dłużej tego oczekiwania na wynik rozmyślania detektyw.
- Po zamachu już zostało "zmarnowane" wiele godzin… nie mówię, że chcę już działać, ale wypadałoby jeszcze dzisiaj poinformować kapitana, spytać o jego zgodę, dać mu się z tym przespać, i takie tam? - Detektyw spojrzała z poważną minką na lekarkę.
- No i tyle z mojego spokojnego wieczoru… - Rzuciła w powietrze Sarah kręcąc głową, ale po chwili prychnęła i nieco się uśmiechnęła. - A powiedz mi, chcemy, żeby ten kapitan tak wprost korzystał z naszej pomocy, wręcz mu ją proponujemy i o większości rzeczy mu mówimy, czy działamy niezależnie?
- Proponujemy pomoc, i o wszystkim informujemy… tu nie ma miejsca na prywatne gierki? - Iris się do niej uśmiechnęła.
- Okej, to skoro i tak nie mam wyjścia… coś już się wcześniej może orientowałaś, jak można dostać się do tego kapitana? - Zapytała lekarka.
- Nie mam najmniejszego pojęcia… - Powiedziała Iris i się roześmiała.
- To może chociaż jakieś rady, od doświadczonej pani detektyw do świeżynki, co ma zrobić, żeby kapitan ją dopuścił do rozmowy i wysłuchał? W tej chwili raczej nie będzie chciał rozmawiać z każdą osoba, która od tak sobie tego zażyczy… - Sarah wygladala na lekko zmartwioną swoim zadaniem.
- Powiesz, że jest na pokładzie detektyw, ze swoimi… pomocnikami - Iris krzywo, choć wesoło się uśmiechnęła - I mogą pomóc wyjaśniać, co tu zaszło. A lepiej mieć już jakiś wgląd w sytuację przed dopłynięciem do portu, niż tam dotrzeć w niewiedzy… i jak kapitan chce, może tu na chwilę wpaść na rozmowę… może być taka gadka?
- No tyle, to bym wymyśliła… - Lekko skrzywiła się Sarah. - Bardziej mi chodzi, co mam mu powiedzieć, jak zacznie mi odmawiać, zbywać, czy coś? Czemu akurat największym ratunkiem dla niego w obecnej chwili jest unieruchomiona detektyw? No i… co odpowiedzieć, jak zapyta, czemu chcemy mu pomóc i co my będziemy z tego mieć?
- Co z tego będzie miał? Wiedzę… no i błyśnie przed admiralizacją "Białej Gwiazdy", że wziął sprawy we własne ręce, i już rozpoczął wyjaśnianie tej tragedii, a nie "bezczynnie" płynął do celu przez kolejne dwa dni? A my? No… może się nasze nazwiska znajdą w jakiś gazetach, i usłyszy o nas pół świata? A o związanych z tym korzyściach, chyba nie muszę mówić? - Iris wyszczerzyła ząbki.
- No… dobra. - Lekarka nie wyglądała najpewniej. - Myślisz, że powinnam się jakoś szczególniej ubrać, by być bardziej… przekonująca?
- Wszyscy uwielbiamy wgląd w twoje cycuszki, moja droga, tym razem jednak chyba byłby wskazany profesjonalny strój? - Detektyw zachichotała.
- Ha, ha, ha. - Pokręciła głową Joyce. - Wyobraź sobie, że w kitlu lekarskim prawie w ogóle nie pokazuję cycuszków. I jakoś mi to NIE przeszkadza. Miałam na myśli, czy ubrać się zwyczajnie, jakąś suknię, nie odsłaniającą cycków, czy w ogóle… mam pożyczyć garnitur?
- W czymkolwiek nie pójdziesz, poza jedynie sukniami balowymi, chyba będzie dobrze? - Mrugnęła do niej Iris, a potem udała zdziwienie - W moim garniturze?
- Nie wiem, czym dla ciebie jest profesjonalny strój, dlatego powiedziałam, że garnitur… ale mogę iść tak, jak jestem. - Odpowiedziała Sarah, cały czas ubrana w sweterek oraz spódniczkę za kolana, a Iris skinęła potakująco głową.
- No to… idę… - Uśmiechnęła się lekko lekarka i ruszyła w stronę drzwi, ale nagle stanęła. - Tylko nic tu nie brój i staraj się za wiele nie ruszać. Musisz się szybko wyleczyć. - Uśmiechnęła się mocniej i wyszła z kajuty, kierując się na mostek statku.
 
Jenny jest offline