Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2022, 00:48   #50
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Sprawdzało się powiedzenie, że kto nie ma szczęścia w kartach ma je w czym innym. Co prawda Lyra jeszcze do końca nie odkryła w czym konkretnie miałoby się ono objawiać w jej przypadku, lecz ciągle w nie wierzyła. Szło jej źle, reszta robiła ją jak chciała i tylko wyciągała kolejne banknoty z nie tak przepastnych kieszeni, ale jej rolą nie było trzymanie pokerowej miny, liczenie kart czy inne sztuczki. Ona uśmiechała się, trzepotała rzęsami na siedzących obok miejscowych i kokietowała ich bawiąc się włosami, słuchając z zafascynowaniem opowieści, śmiejąc z dowcipów i trącając nogą w bucie na szpilce to jednego, to drugiego albo trzeciego przeciwnika. Najważniejszą jej rolą było jednak delikatne wyciąganie informacji. Od słowa do słowa wyszło, że siedzący po lewo mężczyzna po czterdziestce ma na imię Francis i jest ordynatorem miejskiego szpitala, a obrączka na palcu jakoś mu nie przeszkadzała rzucać mniej lub bardziej zawoalowanych aluzji. Z jego opowieści i tego co Kubanka widziała wychodził obraz trochę nadopiekuńczego, a z pewnością porywczego człowieka z sektora cywilnego. Za nim siedział o parę lat starszy Bernabe któremu zarówno karty paliły się w zaobrączkowanych rękach, jak i cała jego gestykulacja sprawiała wrażenie nadgorliwca co trochę raziło jeśli pamiętało się powiedzenie od czego nawet gorsza jest ta nadgorliwość. On, niestety, bardzo się pilnował, więc nie dało się zbytnio drążyć tematu aby nie zwracać niepotrzebnej uwagi. Drugim sfinksem był Jimeno, mężczyzna po pięćdziesiątce który już na pierwszy rzut oka miał humory jak nie przebierając baba w ciąży. Następny był Ami, też w podobnym wieku co jego sąsiad, za to o wiele bardziej otwarty. Był jakimś ważniakiem w miejscowej partii czy tam ratuszu, a z charakteru przypominał Lyrze wojownika bez zbędnego balastu w postaci masy dziwnych lęków. Na tle całej grupki najstarszy były pułkownik wyróżniał się nie tylko solidnym brzuszkiem, lecz też naprawdę porządnym poczuciem humoru. Diomedes, bo tak miał na imię, sypał żartami z rękawa, zabawiał towarzystwo opowiastkami i gdyby nie fakt że grali trochę do przeciwnych bramek, Kubanka chętnie postawiłaby flaszkę i się z nim napiła. Niestety nie była tu dla przyjemności.
Ostatnią z grupy graczy stanowiła kobieta, Ananquel - zadbana korpodama przed czterdziestką będąca szefową firmy księgowej dla grubych ryb. Ona na całego flirtowała z otoczeniem, rzucając lubieżne spojrzenia każdemu po kolei i w ogóle się z tym nie kryjąc.

Gra jednak się skończyła, towarzystwo zaczęło się powoli zbierać, a grupa trepów w trybie incognito zebrała się niby przypadkiem przy wieszakach na ubrania. Pierwszy odezwał się Carabinieri, a Carvalho uśmiechnęła się pod nosem i trąciła go barkiem.
- Jak to co robimy? Widziałeś jak się chica grzeje, pewnie jak zrobiłbyś jej “sprawdzam” pod tą kiecką wciągnęłaby ci łapę miedzy uda aż po łokieć - wyszeptała rozbawiona, zdejmując pareo z kołka - Uśmiechnij się, pocałuj w łapkę w ramach podziękowań za świetną grę i zgódź się na podwózkę.

- Mówisz? - Włoch spojrzał na szykującą się do wyjścia grupkę tubylców. Przyjrzał się sylwetce jedynej kobiety w ich gronie. Dopiero jak wszyscy wstali od stołu można było w całości ocenić jak kto wygląda w całości. I Ananquel wydawała się najbardziej dbać o wygląd z nich wszystkich i chyba mogła być najmłodsza choć już nie pierwszej młodości. W takim wieku to kobiety zwykle miały już młodsze pokolenie w wieku szkolnym albo i młodzieńczym.

- A ten Bernabe to na mojego nosa albo gliniarz, albo mafioz, albo szpieg. Ktoś w ten deseń. Za bardzo się pilnuje. - Carabinieri cicho podzielił się swoimi podejrzeniami z kolegami i koleżankami wskazując na jednego z tubylców który był bardzo oszczędny w słowach na temat samego siebie.

- Właściwie to masz rację Lyra. Całkiem gorący z niej towar. Dobra, to idę. Jak pojedziemy to nie czekajcie ze śniadaniem. - Marco zgodził się z kubańską koleżanką w ocenie atrakcyjności księgowej. I nawet chętnie przystał na pomysł aby spróbować się z nią zaprzyjaźnić. Spojrzał jeszcze czy czegoś nie mają do powiedzenia nim ruszy spróbować szczęścia w miłosnych podbojach.

- Zuch chłopak, bierz ją tygrysie - Kubanka pochwaliła go, po części życząc powodzenia. Nie powiedziała nic więcej, bo wtedy zza jej ramienia wychyliła się gęba Euricio ozdobiona taką minę, że nie musiał otwierać gęby, aby wiedziała że zaraz będzie miała ochotę go zamordować długo i boleśnie. Otworzył ją jednak.
- To co, masz ochotę na flashback z rodzinnego zlotu, gdzie ten jeden podstarzały, brzuchaty wujek Juan bierze cię na kolanka, łapie za udo i poruszając wąsem pyta się czemu taka śliczna panienka nie ma jeszcze swojego kawalera?
- Vete a la mierda, cabrón
- kobieta zmrużyła oczy patrząc na niego niechętnie - To twój wujek Juan zabierał cię wieczorami do ciemnego warsztatu i pokazywał jak łapać za drążek zmiany biegów i dobrze smarować tłok aby nie było tarcia - prychnęła mu w twarz - Ale ten Bernabe wygląda ciekawie. On albo pan polityk - wymieniła z Kubańczykiem parę spojrzeń, oboje zmrużyli oczy, trochę się skrzywili, a potem jedno pokiwało głową, a drugie przewróciło oczami.
- Na nas też nie czekajcie z kolacją - Otero objął kobietę ramieniem i razem zaczęli też ewakuować się z sali, lecz zanim z niej wyszli, zatrzymali się przy mężczyźnie który wedle słów drużynowego kanciarza mógł mieć parę ciekawych historii do opowiedzenia.
- Czy w ramach podziękowania za tak pasjonującą rozgrywkę dasz się zaprosić na drinka? - Lyra zagaiła, patrząc się na cel z figlarnym uśmieszkiem i bawiąc kosmykiem włosów który wydostał się z upiętego na czubku głowy koka - Jakoś musimy zadośćuczynić za ten cudownie spędzony czas, a wieczór jeszcze młody. Nie daj się prosić, nie wypada tego robić kiedy dama prosi.

- Wybacz piękna damo ale nie chciałbym się tłumaczyć mojej żonie z takich kłopotliwych, nocnych drinków. I tak już zabawiłem tu dłużej niż planowałem. Dziękuję za grę i miło było was poznać. Polecam się na przyszłość. -
mężczyzna w wieku średnim uśmiechnął się grzecznie ale wydawał się być stanowczy w swojej uprzejmej odmowie. Wskazał dłonią na swoją obrączkę. Skłonił się im obojgu jeszcze raz na pożegnanie i wyszedł. Gdzieś tam z przodu dobiegły ich rozbawione damsko - męskie śmiechy więc chyba ich włoskiemu koledze nie szło tak najgorzej z tutejszą księgową.

- A nie tylko Ananquel jest tu samochodem. Gdzie mieszkacie? Mogę was podrzucić. - swoje usługi podwózkowe zaproponował Ami pewnie słysząc rozmowę ze swoim kolegą jaki już wracał do głównej części restauracji.

Pojawienie się nowego celu sprawiło, że Carvalho zamiast rzucić nieśmiertelnym “w tym cała zabawa aby żona nie wiedziała”, przeniosła uwagę na rybkę która sama się pchała do sieci. Poczuła też jak kompan daje jej dyskretnie znać że zmieniają plan, a w głowie prawie dała radę usłyszeć kolejny tekst o wujku Juanie. Z wąsem.
- Prawdziwy z ciebie rycerz, pojawiasz się nagle i wybawiasz damę z okrutnej opresji - obdarzyła białego kołnierzyka wdzięcznym uśmiechem, skupiając na nim uwagę - Prowadzisz pewnie, więc drink odpada, ale czy zamiast tego poświęciłbyś nam chwilę swojego cennego czasu i na zakończenie tak udanego wieczoru przewiózł po mieście i pokazał parę urokliwych zakątków? Przewodniki turystyczne to jedno, nie umywają się one jednak do wiedzy i doświadczenia miejscowych. Zwłaszcza tak szarmanckich dżentelmenów.

- No myślę, że tak, myślę, że znam pewne bardzo urocze miejsce. I piękny hotel jest niedaleko. Z wyższych pięter widać całą okolicę, zwłaszcza na morze.
- już nie najmłodszy ale całkiem energiczny pan zawahał się na moment gdy trawił słowa młodej Latynoski ale odparł jej z chęcią i uśmiechem. Brzmiało jakby znał miejsce na taką okazję.

- A o drinki się nie obawiam. Policja zna mój wóz i mnie nie odważą się zatrzymać. - zaśmiał się pogardliwie na myśl, że takie przyziemne sprawy to nie dotyczą.

- W takim razie chyba damy się porwać - odpowiedziała biorąc go pod ramię. Pod drugie złapał ją Otero który tylko uśmiechał się pod nosem gdy wychodzili we trójkę z lokalu kierując do zaparkowanej na ulicy fury.


Pogadanki, flirty, wyciąganie info itd Lyra: Gadka vs BN: Determinacja


Francis > du.suk = ok 40 - 45 l; porywczy, nadopiekuńczy; jest ordynatorem miejskiego szpitala, ma obrączkę

Bernabe > remis = ok 45 - 50 l; nadgorliwy; trudno powiedzieć, ma obrączkę

Ami > śr.suk = ok 50 - 55 l; wojowniczy, nieustraszony; jest jakimś ważniakiem w lokalnej partii/ratuszu

Jimeno > remis = ok 50 - 55 l; zmienny; trudno powiedzieć

Ananquel > du.suk = ok 35 - 40 l; lubieżna, snob; jest szefową dużej firmy księgowej dla grubych ryb

Diomedes > remis = ok 55 - 60 l; zabawny; trudno powiedzieć (wd Franka, płk. lotnictwa)

 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline