Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2022, 15:24   #86
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
***

Goście z Bractwa udali się do namiotu Bella. Chwilę potem O’Reilly pobiegł w tamtym kierunku. Nie minął kwadrans gdy przez megafon sierżant Morris również został wezwany do dowódcy. Nie wychodzili przez dłuższy czas. Ze środka słychać było podniesione głosy dyskusji.

Pół godziny później Morris energicznym krokiem wparował do namiotu Marines i ciężko usiadł na swoim łóżku.
- Bractwo leci na Eisilę samo. Dostali koordynaty. Niech sobie radzą. Stanowisko Bella jest takie, że nas tam nie było i nie będziemy robić za przewodników. Do tego wyszło, że Otto Werner, którego załatwił McBride był Aide-de-kamp samego Marszałka Stahlera Bauhausu. To nie nasz poziom żeby dawać się wciągać w takie gierki.

- Czyli co? Siedzimy na dupach w obozie? - doprecyzowała Shania.

- Ha ha - zaśmiał się triumfalnie Chris, gdy dowiedział się kogo ubił w lesie przy obozie Bauhausu i spojrzał na Shanię. - Taki to się liczy więcej niż za Nekromaga - mrugnął do niej, nawiązując do klasyfikacji jaką sobie prywatnie we dwójkę prowadzili.

- To tylko człowiek, nie liczy się - oświadczyła kategorycznie Shania.

- Nie sądzę abyśmy siedzieli na dupach. Jak znam Bella i tak płyniemy na Eisile tylko po swojemu, ale tym razem bardziej po cichu - Morris popatrzył wymownie na Shanię.

- Ja tam mogę wysadzać i po cichu, tylko trzeba będzie plastik kocem owinąć przed wybuchem… - stwierdziła September.

Anna uśmiechnęła się w myślach. Kiedyś, jeszcze wczoraj, po takim tekście parsknęła by śmiechem, ale obecnie cierpiała na utratę dobrego humoru.
Odnośnie wycieczki na Eisile, Purna miała świadomość że jako ranna nigdzie nie popłynie, zwłaszcza że drużyna miała już sapera.

Ariel nie rozumiała tej polityki. Zapytała więc zapewne o oczywistość.
- Skoro bractwo leci samo to po co my mamy tam płynąć. Na pewno inkwizycja ściągnie sobie posiłki. To pchanie palców do kontaktu…

- Jak to się nie liczy!? - oburzył się Chris na słowa Shani. - Heretyk i ważniak Bauhausu, nadal liczy się bardziej - skrzyżował ręce przed sobą po czym spojrzał na sierżanta. - Czyżby chcieli nasz udział podciągnąć pod misję ratunkową po przechwyceniu wezwania o pomoc od Braciszków, którzy jak już wiemy nie poradzą sobie bez nas jak znów się temat im spierdoli? - uśmiechnął się ucieszony, że będą mieli robotę do zrobienia.

- Taaa, coś mi się zdaje, że żebyśmy byli w stanie cokolwiek sensownego zrobić, to byśmy musieli być aż za blisko. - Rzucił skwaszony John, zapowiadało się na kolejny bajzel.

- Dowództwo nie chce aby Capitol był w jakikolwiek oficjalny sposób zamieszany, ale chce wiedzieć co się dzieje. Zapowiada się dłuższa przebieżka - Morris zignorował sprzeczkę i odniósł się do wątpliwości Ariel i Johna.

- I jeszcze mamy się w nic politycznego nie władować? No dobraaa, jakie zapasy mamy do dyspozycji i czemu tak mało? - Sarknął Sliver.

Ariel nie poruszała tematu rozkazy to nie gazeta nie ma co nad nimi się rozwodzić… Wolała by się w paszcze legionu nie pchać, bo to nie dość że bolesna śmierć, to jeszcze z szansami na jeszcze boleśniejszy powrót jako chodzący truposz.

- Bractwo wraca do siebie i mają się przegrupować. Na Eisilę przylecą z terenu Bauhausu i w ich transporcie. My dostaniemy się tam drogą wodną. Łączność na poziomie oddziału. Wyposażenie takie jakie jesteście w stanie unieść bez narzekania. Czas trwania zwiadu około 30 godzin. Wyruszamy za 10 godzin. Pytania? - Morris zerknął po obecnych. - Ross i Harrison zostajecie na Fulcrum.
- A ja? - Spytała od razu Anna, w ramach kwestii osób poszkodowanych, które nie udających się na misję.
- Ty księżniczko płyniesz z nami - odparł Morris, poważnym tonem i bez najmniejszego śladu kpiny w głosie.

- Będziemy coś wysadzać? - zapytała September - Czy raczej brać amunicję i granaty na zapas?

- Na pewno nie tyle co do ruin, ale kilka ładunków może się przydać - stwierdził sierżant po chwili zastanowienia.
- To jak każdy poza Ariel weźmie po ładunku wybuchowym powinno nam wystarczyć. - powedziała Satember.

Ariel ruszyła do namiotu by zebrać swój ekwipunek. Tym razem plecak z wszystkimi potrzebnymi zapasami. Nie kombinowała, doświadczenie nauczyło jej jednego - zawsze akcja zaskakuje i nie ma możliwości się na nią przygotować. Plecak był standardowy, lekkie zapasy, manierka, śpiwór, trochę sprzętu survivalowego. Amunicja i broń. Uzupełniła też zapasy apteczki polowej i fajek. Plecak leżał na jej pryczy a ona stała przed namiotem wypuszczając powoli dym nosem. Papierosy były paskudne ale palenie ją uspokajało….Zapalniczka ponownie zatańczyła jej w rękach rozpalając się i gasnąc w rytm powtarzających się myśli… Wytyczając ostatnie minuty do wymarszu.

- Ja się dopakuje dodatkowymi magazynkami - odezwał się McBride. - Ale musimy pamiętać, że musimy być mobilni. Ty razem skrzynkami granatów nie weźmiemy.

- Smuteczek, skrzynia granatów zawsze się przydaje. Ale masz rację, zobaczę, czy mają jakąś amunicje przeciwpancerną. Może się przydać jako dodatek do standardowych pestek. - Rzucił John.

- Muszę pójść do punktu medycznego - powiedziała Anna zabierając swoje kule i zaraz potem wykuśtykała z namiotu...
Wróciła po siedmiu godzinach, wyglądając na wypoczętą i idąc już normalnie - bez kul.

***

Czas odpoczynku dla jednych był zbyt krótki, a innym dłużył się niemiłosiernie. Wszyscy o wyznaczonym czasie znaleźli się na kei gdzie zacumowana była ich motorówka.
- Silver siadasz za sterem - zakomunikował Morris. - W razie czego możesz zmienić się z Purną.

Gdy marines zajęli miejsca, łódź okrążyła Fulcrum od zachodniej strony i ruszyła na północ. Była niespełna pięciokrotnie wolniejsza niż śmigłowiec, ale znacznie trudniej było ją wykryć. Po godzinie wyspa docelowa była wyraźnie widoczna, a po dwóch można było dostrzec szczegóły linii brzegowej. Wtedy też zobaczyli punkt nadlatujący z północnego wschodu. Zbliżał się do tej samej wyspy co oni. Gdzieś z gęstwiny od północnej strony, w kierunku śmigłowca wystrzeliło kilka smug dymu. Po paru sekundach można było zaobserwować kilka następujących jeden po po drugim wybuchów. Trafiony pojazd zaczął gwałtownie zniżać lot, by po chwili zniknąć za czubkami drzew. Eksplozji nie było słychać. Albo awaryjnie lądował, albo wpadł do wody.

Anna skrzywiła się z mieszaniną niezadowolenia i żalu.

- Znajome widoki - sarknął Chris, komentując upadek śmigłowca. - Ale przynajmniej wiemy, że piloci Capitolu lepsi, bo nasi wrócili do bazy po zrzuceniu nas do wody - wspomniał nie tak dawne wydarzenia w jakich uczestniczył z sierżantem, Doe, September i własnym bratem.

Ariel tylko poprawiła broń… Wolała by nie pływać z plecakiem.
- Damy radę przyspieszyć i podpłynąć bliżej miejsca katastrofy? - spojrzała pytająco na Morisa on był sierżantem, a jej wrodzona skłonność do pomagania towarzyszą czasem przeważała nad zdrowym rozsądkiem.

- W miejscu katastrofy mogą być siły zła. Możemy im dokopać, nie spodziewają się nas - rzekła September.

- Co najwyżej kohorty - Morris się zasępił. - Wyglądało to na konwencjonalną wyrzutnię rakiet.

- Jak będzie trzeba, to może. Ale wtedy w eter pójdzie od razu, że tu jestesmy i będą szukać łodzi. - Rzucił przez ramię Sliver, wypatrując w międzyczasie wirów i mielizn.

McBride oparł się wygodnie o bok motorówki i wyciągnął snajperkę. Przez jej lunetę zaczął obserwować brzeg wyspy.
- Sierżancie. Idziemy najpierw do wysadzonej bazy, ołtarzyka czy w kierunku gdzie wywaliło ten śmigłowiec? - zapytał Chris.

- Zaczniemy od bazy, potem ołtarz. Bardziej nas interesuje kto zestrzelił śmigłowiec niż to czy ktoś przeżył kraksę. Potem kierujemy się na zachód - Morris popatrzył w tamtą część wyspy, ale odwrócił głowę bardziej w lewo bo coś przykuło jego uwagę. Na horyzoncie zamajaczyło kilka dużych okrętów płynących w kierunku zachodniego wybrzeża Eisili.

- Chyba nie jesteśmy tu sami - mruknęła September, starając się zorientować czyje to statki. I czy ich zobaczyli, bo że to nikt z naszych był pewne.

Shania przytknęła lornetkę do oczu. Okręty należały do floty Mishimy i płynęły w formacji bojowej. Jeden pancernik, dwa krążowniki i trzy niszczyciele. Nie była pewna czy ich łódź została dostrzeżona, ale liczyła, że wielkość oraz maskowanie stanowiło wystarczającą ochronę. NIkt na pokładzie nie wzniósł alarmu ani żadna z jednostek nie zmieniła kursu.

- Coś tam macie? poza spadającymi transportami się znaczy. Gdzie zaparkować? Trzeba to maleństwo dobrze ukryć jeśli mamy mieć do czego wracać - powiedział Silver.

Ariel liczyła tutaj na doświadczenie Morrisa. On najlepiej zna te wyspy i te okolice. Wśród nowych członków ich oddziału były też lwy morskie. W sprawach desantu wolała oddać się pod komendę specjalistów. Sama dla pewności sięgnęła do jednej z kieszeni swojej kamizelki i wyciągnęła stamtąd prezerwatywę, rozerwała opakowanie zębami i zabrała się za zabezpieczenie swojego sprzętu na wypadek ponownej konieczności zamoczenia się. Uśmiechnęła się przy tym do September. Dopięłą również swoją torbę medyczną upewniła się co do reszty sprzętu.

- Wybrzeże czyste - zameldował McBride, a sierżant skinął mu głową na znak że przyjął do wiadomości.
 
Mike jest offline