Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2022, 12:17   #39
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Po kilkunastu minutach dotarła w końcu, mniej więcej gdzie chciała, tam jednak, na jej drodze stało dwóch uzbrojonych marynarzy. No i oczywiście…
- Dalej wstęp wzbroniony proszę pani!
- Zakaz wejścia! - Powiedział drugi, a obaj uważnie Sarah obserwowali.
- Chciałabym porozmawiać z kapitanem, mam propozycję wsparcia w rozwikłanie sprawy tego zamachu przez osobę profesjonalnie zajmującą się takimi rzeczami. - Powiedziała Sarah, starając się brzmieć pewnie, choć obecność broni, zwłaszcza w kontekście tego, co kilka godzin temu się wydarzyło, nieco ją peszyło.
- Eeee…? - Zdziwili się obaj.
- Nie? - Dodał w końcu jeden z nich.
- A może spytacie najpierw kapitana, czy odrzuci bezpłatną ofertę pomocy profesjonalnej detektyw? - Westchnęła Sarah. - Słuchajcie, jeden z moich kompanów zginął, druga kompanka została ranna. Więc nie myślcie, że przychodzę tu marnować czyjkolwiek czas, bo naprawdę nie miałabym na to w tej chwili ochoty. - Starała się ich przekonać do współpracy lekarka.
- A… skąd my mamy wiedzieć, czy pani nie jest kolejną… szurniętą babą, i znowu będzie jakaś bomba, albo coś? - Powiedział jeden z marynarzy.
- No… właśnie! I po co zaraz do kapitana? Może pani porozmawiać z kimś innym!
- Może spytacie doktora Rhysa, kto mu pomagał operować rannych po tym zamachu? I możecie mnie przeszukać, od stóp do głów? - Powiedziała Sarah do tego, co zarzucał jej bycie szurniętą babą, na co ten się świńsko uśmiechnął, po czym zwróciła się do drugiego. - Może dlatego chcę porozmawiać z kapitanem, bo to i tak on będzie decydował, czy zdecyduje się na naszą pomoc? Chyba każdy ma tu sporo do roboty, to po co marnować wszystkim tym osobom czas, żeby i tak trafić do kapitana?
- No nie wiem… - Padła wkurzająca odpowiedź. I Sarah już miała coś odpowiedzieć, gdy pilnowane przez nich drzwi zostały otwarte, a pojawił się w nich jakiś oficer.
- Co tu się dzieje? - Powiedział, wpatrując się w lekarkę. Ta więc wyjaśniła wszystko jeszcze raz, mając już spore nerwy.

- Hmmm… - Zamyślił się oficer, a Sarah zaczęła pulsować żyłka na czole.
- Nie… - Zaczął, gdy z wnętrza odezwał się jeszcze ktoś.
- Ja tą panią znam, i rozmawiałem z Rhysem - Drzwi zostały bardziej uchylone, i pojawił się drugi oficer - Niech wejdzie. Pani Sarah… Juice?
- Joyce… - Powiedziała Sarah, w końcu odczuwając pewną ulgę, spoglądając po strażnikach nieco władczym wzrokiem, by się rozstąpili i zrobili jej przejście. A przy wchodzeniu, zauważyła, iż ten pierwszy oficer, miał rewolwer w dłoni, schowany za plecami!
- Z tego co słyszałem, ma pani sprawę do kapitana - Powiedział ten drugi, sympatyczniejszy, lekko się uśmiechając, i zapraszając gestem dłoni, by lekarka weszła głębiej na mostek, gdzie przebywało kilka innych osób, znajdujących się na swoich stanowiskach, i zajmujących chyba… no… prowadzeniem statku? Na jakimś fotelu, w centralnej części, siedział zaś starszy jegomość z licznymi naszywkami na rękawach munduru, chyyyba sam kapitan "Olympica"? Spoglądał na nią z zainteresowaniem…
- Panie… kapitanie? - Niepewnie zapytała Joyce, czując się nieco przytłoczona obecnością także innych oficerów w pomieszczeniu, ale czuła, że skoro już tu dotarła i mężczyzna spoglądał na nią z zainteresowaniem, to spora trudność już za nią. - Chciałam zaoferować bezpłatną pomoc profesjonalnej detektyw wraz z jej pomocnikami, w celu zbadania sprawy zamachu. - Konkretnie wypaliła, z czym do niego przyszła.
- Kapitan George Ernest Warner, mający pecha, po dwóch tygodniach od objęcia dowództwa, mieć taką tragedię na głowie… tak… a pani to… owy detektyw?
- Nie, jej pomocnica. Sarah Joyce, lekarka, jak już tu jeden z panów oficerów mówił, pomagałam doktorowi Rhysowi operować rannych po wypadku. - Westchnęła nieco Sarah. - Ta detektyw, właśnie została ranna w tym zamachu. Dlatego szczególnie jej zależy, aby rozwikłać tę sprawę. Natomiast płyniemy razem do Ameryki Południowej z jeszcze pię… teraz już czterema dodatkowymi osobami, również o przydatnych umiejętnościach do przeprowadzenia śledztwa. Podejrzewam, że macie sporo pracy z zabezpieczeniem statku, poza tym… przydałby się wam ktoś bez munduru oficerskiego, kto jest w stanie trochę więcej powęszyć, no i przede wszystkim, ma w tym większe doświadczenie?
- Czy fakt, że jest ranna, nie będzie utrudniał jej zadania? - Powiedział kapitan Warner, po czym odpalił sobie drewnianą fajkę - Pani wybaczy, zaproponowałbym gdzieś usiąść, ale nie ma gdzie… chwilowo powiem więc tak, jednak chciałbym się poradzić moich oficerów. Odpowiedź ostateczna zaś najdalej do jutrzejszego poranka, jeszcze przed śniadaniem?
- Chciałam tylko dodać, że bycie ranną… z jednej strony trochę utrudni bezpośrednie działanie Iris Rogers, naszej detektyw, ale z drugiej, będzie mogła skupić się na planowaniu i zbieraniu informacji od większej ilości osób. - Chciała jeszcze możliwie przeciągnąć kapitana na ich stronę Sarah. - A tak w ogóle, to myślę, że w zupełnie innej sytuacji będzie Pan Kapitan, jeśli uda mu się wyjaśnić, co naprawdę tu się stało, niż gdy skupi się jedynie na dopłynięciu do celu. Pani detektyw została postrzelona, pan Tavion z naszej drużyny zginął, sama pomagałam leczyć rannych. Proszę nie mieć wątpliwości co do naszych intencji, jesteśmy po Waszej stronie. - Zerknęła po wszystkich oficerach w zasięgu wzroku. - A jeśli Pan Kapitan by się zdecydował na naszą pomoc, najlepiej będzie porozmawiać bezpośrednio z detektyw Rogers o dalszych krokach. - Ukłoniła się lekko na koniec swojej wypowiedzi, ale czekała, czy jeszcze dostanie jakąś odpowiedź, czy będzie miała już wyjść.
- Weźmiemy to wszystko pod uwagę, tak… - Kapitan pyknął fajkę, po czym wstał ze swojego fotela, i zrobił dwa kroki w kierunku drzwi wyjściowych mostka - Dziękujemy za ofertę, pani Joyce, i mimo panującej sytuacji, życzę miłej nocy?
- Wzajemnie, Panie Kapitanie i tego samego życzę Panom Oficerom. - Dygnęła i pokłoniła się lekko wszystkim, po czym skierowała się do wyjścia… a kapitan razem z nią.
- Kapitan opuszcza mostek! - Padła komenda.

Na zewnątrz zaś, po minięciu marynarzy stojących na warcie, i zrobieniu jeszcze kilku kroków, kapitan Warner zerknał na Sarah, i pyknął fajkę. Zatrzymał się, wpatrując na chwilę w morze.



- Panienka przyjdzie do mojej kajuty o 23? - Powiedział cichym tonem, spoglądając już na Sarah.
- Umm… - Zdziwiła się nieco Sarah, skąd taka prośba, ale… niezależnie od tego, co miał w zamiarze Kapitan, raczej nie pomogłoby sprawie, gdyby odmówiła. - Dobrze. Będę. - Skinęła głową i mimo niepewności, zmusiła się do uprzejmego uśmiechu.
- Do zobaczenia więc wkrótce… - Warner skinął jej głową, po czym wrócił na mostek.
- Kapitan na mostku! - Padła znowu kolejna komenda, gdy zniknął po chwili za drzwiami. Sarah westchnęła i ruszyła w stronę swojej kajuty.

~

Gdy wróciła do ich kajuty, zrelacjonowała przebieg swoich pierwszych godzin jako asystentki detektyw, czyli tego, jak dostała się na mostek i co powiedział jej kapitan, a nawet to, że zaprosił ją do siebie o 23, choć nie znała do końca celu tego zaproszenia, ale źle byłoby odmówić, zważywszy na dopiero co przekazaną propozycję współpracy. Powiedziała, że wtedy dopyta o rewolwer detektyw, bo podczas propozycji współpracy wolała na razie o tym nie wspominać, by chętniej oficerowie przystali na współpracę.
- Mhm - Mruknęła Iris, słuchając relacji Sarah, od czasu do czasu kiwając głową - Mam tylko nadzieję, że… nie po to cię wzywa do swojej kajuty, by zbałamucić?
- Nie wiem po co… - Zastanowiła się lekarka. - Powiedział to dopiero, gdy wyszedł ze mną na zewnątrz… Myślisz, że on… wzywa mnie tylko… po to?
- A choliba wie… a co, boisz się? - Detektyw spojrzała uważnie w twarz Sarah.
- Chyba nie… - Zastanowiła się Joyce. - Jakoś sobie poradzę. Czego by tam nie chciał…
- Wiesz… może to zabrzmi… dziwnie… ale uważaj na siebie, dobrze? - Iris się miło uśmiechnęła do Sarah.
- No tak, najłatwiej tak powiedzieć, jak najpierw sama jeszcze teraz szybciutko mnie wysłałaś do kapitana… a teraz, to uważaj na siebie. - Lekko naburmuszona odezwała się lekarka, po czym lekko się uśmiechnęła. - Dam sobie radę.

~

Sarah pomogła jeszcze w kilku czynnościach Iris, z którymi ta miała trudności, po czym uznała, że jednak musiałaby zmienić swój lekko zapocony, sfatygowany dniem strój. Zdecydowała się ponownie na swój najczęstszy strój, w którym pojawiła się u profesora Blooma. Był elegancki, ale znów nie był wprost sukienką, przez którą czułaby się, jakby przyszła na randkę z kapitanem. Lekko się wyperfumowała, nałożyła makijaż, by pokazać się z dobrej strony przed Kapitanem, po czym zerknęła na Iris.
- Myślisz, że jestem gotowa? - Zapytała lekarka, z lekką obawą w głosie.
- Normalnie, to bym powiedziała, żebyś wzięła ze sobą chociaż nożyk… no ale w końcu to nie byle kto, tylko kapitan tej wielkiej wanny….więc, baw się dobrze? - Powiedziała Iris, i uśmiechnęła się, ale jakoś tak minimalnie… "krzywo"? Sarah mocno zmrużyła oczy.
- Chcesz, to zaraz cię wezmę na wózek i zawiozę do niego, to może ty się dobrze pobawisz? - Odparła lekko naburmuszona.
- Ojej… mraaauuu, kocik pokazuje pazurki! - Parsknęła Iris - To co, buziaczek i lecisz? - Uśmiechnęła się. Sarah westchnęła, lekko się uśmiechnęła, podeszła do Iris, po czym dała jej buziaczka prosto w usteczka, dość mocno przeciągniętego. Spojrzała jeszcze na detektyw z uśmiechem, zachichotała i wyszła, na spotkanie z kapitanem.



Kilka minut później, znalazła się przed odpowiednimi drzwiami, które pilnował uzbrojony marynarz.
- Dobry wieczór - Spojrzał na nią lekko zdziwiony - W czym mogę pomóc?
- Dobry wieczór, Pan Kapitan mnie zapraszał. - Odpowiedziała pewnie Sarah, choć również nieco zdziwiona, że pilnujący drzwi nie został uprzedzony o jej przyjściu.

Marynarz zastukał w drzwi…
- Tak? - Po chwili pojawił się w nich kapitan.
- Ma pan gościa?
- Tak… a teraz popilnuj drugich drzwi - Powiedział Warner, na co marynarz z "tak jest" udał się pięć metrów dalej.
- Zapraszam… - Kapitan zaś, gestem dłoni wskazał, by Sarah weszła.

Pomieszczenie było biurem, dosyć przytulnie urządzonym, a w jego rogu grał cicho gramofon…



- Dobry wieczór, miło, że pani przyszła - Warner, już bez munduru, uśmiechnął się do lekarki, po czym ucałował jej dłoń, zamykając za dziewczyną drzwi - Ślicznie pani wygląda…
- Dobry wieczór, dziękuję za komplement. - Lekko ukłoniła się Sarah, po czym rozglądnęła się po kajucie. - Ładnie tutaj. Odziedziczył Pan Kapitan te wnętrza w całości po poprzedniku, czy kajuta już została urządzona zgodnie z Pana Kapitana upodobaniami? - Zapytała z ciekawości.
- Zarówno jedno, jak i drugie - Mężczyzna lekko się uśmiechając, wskazał na miejsce przy biurku. A gdy Sarah się tam udała, on poszedł za nie - Proszę usiąść - Dodał, i czekał, aż lekarka usiądzie, zanim i on usiadł.
Sarah usiadła na wskazanym miejscu, starając się to zrobić delikatnie i z gracja, po czym założyła nóżkę na nóżkę, a jej dłonie spoczęły na własnych kolankach, jakby w lekko wstydliwej pozie.

Na samym biurku znajdowało się kilka przyborów do pisania, dwie książki, nieco papierów… choć wszystko starannie ułożone. Spojrzał na Joyce z pogodną miną.
- Winka? Szampana? Papieroska? Jakąś przekąskę? - Powiedział.
- Może… szampana? - Nieco niepewnie odpowiedziała Sarah, licząc, że w końcu dowie się o celu, w jakim zaprosił ją do siebie kapitan.
- Pani wybaczy na moment - Kapitan wstał, po czym udał się do gabloty. Stamtąd wyciągnął dwie lampki, i flaszkę szampana, postawił na biurku… i wrócił do gabloty. I po chwili znowu do biurka z jakąś srebrną tacką, przykrytą srebrną pokrywą. A pod ową pokrywą… miseczka z czarnym kawiorem. I trochę chlebka, i masełka.
- Ponoć owe jadło pasuje do trunku… spróbuje pani? Ja szczerze powiedziawszy, sam nigdy jeszcze kawioru nie jadłem - Uśmiechnął się, i otworzył butelkę z nieco głośnym "pop!", po czym nalał do lampek.
- Zdrowie ślicznej damy - Powiedział, i upił nieco szampana.
- I zdrowie Kapitana tak imponującego statku. - Odpowiedziała, również upijając dwa drobne łyki trunku.
- Pewnie pani się zastanawia, po co to wszystko… otóż decyzja już podjęta, ja od pierwszych minut, byłem za pomysłem, jaki został przedstawiony, potrzebowałem czasu do narady z oficerami… i większość się zgodziła.
- To… dobrze. - Odpowiedziała i lekko uśmiechnęła się Sarah. Nie była to sytuacja, po której miałaby okazywać wybuch radości, bo dotyczyła trudnej, sporej pracy, jakiej mieli się teraz podjąć. - Czy… ustalono także jakieś zasady, co do naszej współpracy?
- Każdy z was otrzyma coś w rodzaju… przepustki, która was upoważni do działania na całym statku, załoga zostanie poinstruowana. Wszelkie przesłuchiwania gości pierwszej klasy jedynie dopiero po uzgodnieniu ze mną… Macie dwa dni na przeprowadzenie śledztwa, tyle bowiem nam zostało czasu na zawinięcie do portu - Powiedział Warner - Codziennie o 18 chcę być informowany o waszych postępach, a drugiego dnia nocą, będziemy już na miejscu… zwiększyliśmy prędkość. W Caracas wszystkim się zajmą już miejscowe organy prawne.
- Co do szczegółów, to wolałabym, aby Pan Kapitan spotkał się też z detektyw Rogers… - Upiła kolejny łyczek szampana. - Ona z naszego grona, naturalnie, jest najbardziej kompetentna w tym, czego będziemy potrzebować. Ale oczywiście, jeśli w momencie przekazywania raportów, jeśli Pan Kapitan nie będzie miał możliwości do niej podejść, może je przekazywać ktoś inny z naszej… drużyny.
- Chętnie porozmawiam z panią… - Spojrzał w papiery - …z panią Iris Rogers. Co zaś do jej zastępstwa, jeśli zajdzie taka potrzeba… - Spojrzał Sarah w oczy, i się uśmiechnął. Następnie zaś jego wzrok spoczął na kawiorze - To jak, próbujemy?
- Hmm… - Lekarka również skierowała swój wzrok na tackę. - Ja też nie próbowałam wcześniej… Ale podejrzewam, że nie przypadkiem ktoś dołożył do niego ten chlebek i masełko? - Zapytała, z uśmiechem sięgając najpierw po pieczywo i zaczynając je lekko smarować masłem. Lekko uśmiechnięty Kapitan, napił się zaś szampana, wpatrując w rączki Sarah…
- Rozumiem, że mam posmarować od razu kawałeczek dla Kapitana? - Zapytała, widząc, jak ten ją obserwuje, więc odłożyła posmarowany już kawałeczek bliżej mężczyzny i zaczęła smarować też drugi.
- Czyta pani w moich myślach… dziękuję - Warner spojrzał jej w twarz - Słyszałem jednak, że i kawiorem się po prostu również smaruje? - Dodał z sympatyczną miną.
- Jeśli Pan Kapitan życzy sobie od razu kanapeczki… - Odpowiedziała Sarah leciutko speszona, ale pewnie zaczęła nakładać kawioru na obie posmarowane kromki i go równomiernie rozsmarowywać.
- Z pani to prawdziwy skarb… - Powiedział Warner, uśmiechając się - Dziękuję… - Wziął pieczywko - To smacznego? - Dodał, i spróbował. Przez chwilę przeżuwał… pokiwał w końcu głową z uznaniem, po czym napił się szampana. Sarah również spróbowała jeden kęs… smakowało dziwnie. Trochę jak ryba, trochę słone. Smakowało jak… woda morska. Cokolwiek to miało oznaczać. Ale… smakowało dobrze. Nie było tłuste, było mięciutkie, a pojedyncze jajeczka tańcowały na języku. Gdy zaś się je rozgryzło…. gama smaku. Bardzo, bardzo różnorodna, ale i bardzo smaczna. Gdy zaś do tego doszedł smak szampana, było jeszcze ciekawiej.
- Całkiem przyjemne połączenie. - Uśmiechnęła się lekko, po czym ugryzła kolejny, ciut większy kawałek.
- Smakuje, smakuje. Nic dziwnego, że bogacze się tym objadają! - Zażartował kapitan, i również jadł dalej…
- Czyli Pan Kapitan nie wywodzi się z tej najbogatszej warstwy? - Z zaciekawieniem spytała Sarah, w przerwie na kolejne kęsy kanapki z kawiorem, popijanej szampanem. - To całkiem dobrze, że przy doborze stanowiska Kapitana takiego statku nie kierowano się pochodzeniem, a rzeczywistymi kwalifikacjami i umiejętnościami.
- Kompletnym snobem nie jestem, jeśli to pani… panienka ma na myśli - Zaśmiał się kapitan - Dolewkę? - Spytał, gdy oboje mieli w sumie puste lampki.
- Poproszę. - Grzecznie odpowiedziała Sarah, choć miała zamiar lekko zwolnić tempo spożywania alkoholu, zgodnie z sugestią Iris, uważając na siebie. - Wyczuwam, że Pan Kapitan nie jest największym wielbicielem części swoich najznamienitszych pasażerów. - Zachichotała lekko lekarka, podczas gdy Warner rozlał do lampek szampana.
- Panienko Sarah! Cóż to za insynuacje? - Powiedział poważnym tonem kapitan.
- Prze… przepraszam, nie chciałam urazić… - Niepewnie odparła Joyce, a on się roześmiał.
- Żartowałem! To ja przepraszam… wielu z nich ma za wysoko zadarte nosy, i myślą, że są pępkiem świata, ponieważ mają wypchane portfele… ale proszę nie rozpowiadać - Wesoły Warner uniósł swoją lampkę, i czekał na Sarah…
- Och… - Odetchnęła z ulgą lekarka, po czym i ona uniosła szampana. - To za to, by zadzierające nosa snoby sprawiały jak najmniej problemów. - Uśmiechnęła się i upiła łyk z kieliszka.
- Tak jest - Powiedział kapitan i również upił trunku, choć więcej niż ona. Wrócił również do jedzenia pieczywka z kawiorem, ale po owej jednej kanapce, pokręcił już przecząco głową - Dla mnie starczy…
- Dla mnie chyba też… - Odparła Sarah, również kończąc jeść swoją kanapeczkę. Kapitan znowu upił większy łyk szampana, po czym przesunął jadło na bok biurka, a za to na jego środek, mały plik, małych karteczek.
- Tutaj są wasze przepustki… proszę ich pilnować - Wyjaśnił, po czym przesunął je bardziej w stronę Sarah po blacie.
- Dziękuję. - Kiwnęła głową Sarah i przysunęła je bliżej do siebie. - Miałabym jeszcze prośbę o przekazanie jeszcze jednej rzeczy… a właściwie jej oddanie. Detektyw Iris, podczas tej tragicznej sytuacji w restauracji, użyła pistoletu do zastrzelenia jednej z terrorystek. Natomiast podczas akcji, gdy była ranna, jeden z oficerów, zabrał tą broń. Gdzie byłaby możliwość ją odzyskać? - Spytała lekarka, przypominając sobie o prośbie swojej przyjaciółki.

Kapitan się zamyślił…
- Pod warunkiem, iż nie będzie z nim paradowała. Pasażerowie już są na skraju paniki, jeszcze tylko tego nam brakowało. Mam w szufladzie biurka - Warner wyjaśnił, ale jakoś nie kwapił się, by po owy pistolet sięgnąć. Wypił za to do końca szampana, i wpatrywał się w Sarah z lekkim, jakby… tajemniczym uśmieszkiem.
- Poinformuję ją o tym, ale obecnie i tak jest unieruchomiona w naszej kajucie, więc wątpię, aby szczególnie się z nim pokazywała… - Joyce ciągnęła temat oddania pistoletu Iris. - A mimo wszystko, i tym, co zrobiła wcześniej, i tym, co zamierzamy zrobić… mimo wszystko jest trochę narażona, więc rozumiem, że poczuje się pewniej ze swoim… towarzyszem. A że pistolet jest przydatny nie tylko dla niej, pokazała już w sali restauracyjnej. - Dodała, upijając po tym łyk szampana.
- Rozumiem, rozumiem… - Mruknął kapitan, wpatrując się w Sarah, i nadal nie sięgał po broń. Nosz kurde.
- Czy jest panienka… mnie w stanie przekupić? - Powiedział nagle, z szerokim uśmiechem.
- N… nie rozumiem? - Odparła zaskoczona Joyce. - Ja… też nie jestem z tych snobów… nawet nie bogaczy, nie mam wiele pienię… Poza tym Pan Kapitan chyba jest nieprzekupny? - Miotała się z odpowiedzią lekarka. A Warner, wciąż uśmiechnięty, wstał, po czym zaczął obchodzić biurko… Sarah wodziła za nim lekko zdziwionym wzrokiem, ale nie reagowała. Ten po chwili był już o krok od niej… i ją wyminął. Podszedł do gramofonu, i minimalnie zrobił go głośniej. Leciała tam akurat jakąś dosyć wolna muzyczka.
- Czy to będzie aż tak szalone, jeśli poproszę do tańca? - Powiedział, podchodząc do lekarki, odrobinkę się ukłonił z uśmiechem, i wyciągnął do niej dłoń.
- Myślę, że nie… - Sarah podała mu dłoń i podniosła się z krzesła, a w myślach zaśmiała się, bo jakoś przypomniały jej się dzikie tańce w trzeciej klasie, które znów na pewno byłyby szalone. Ale czegoś aż takiego po kapitanie się nie spodziewała.

Kapitan ujął jedną jej dłoń w swoją, a drugą ostrożnie położył na boku dziewczyny, po czym ruszyli w lekki tan. Warner umiał tańczyć, zdecydowanie… prowadził lekko, i przyjemnie, naprawdę po gentlemańsku.



- Potrafi pani uradować me stare serce… - Powiedział w pewnym momencie, uśmiechając się.
- Och, dziękuję. - Uśmiechnęła się Sarah. - Ale naprawdę rewelacyjnie Pan Kapitan tańczy. Czyżby za młodu pan zajmował się tańcem? - Zapytała zupełnie szczerze.
- A czy to nie ja powinienem prawić komplementy? - Warner parsknął, po czym lekko okręcił Sarah wokół własnej osi - Co zaś do pytania, nie tak do końca… po prostu pochodzę z rodziny, która uważała to, za jedną z rzeczy, jakie powinien umieć każdy szanujący się gentleman…
- Nie miałabym nic przeciwko, aby każda rodzina miała takie podejście. - Szerzej uśmiechnęła się lekarka. - Nawet z czysto medycznego punktu widzenia, to zdecydowanie korzystne dla zdrowia. A Pan Kapitan pewnie nie narzeka, gdy jest okazja zaprezentować swoje umiejętności? - Powiedziała, przysuwając się nieco bliżej kapitana, gdy rozpoczął się kolejny, nieco wolniejszy utwór. Gdy zaś tak postąpiła, Warner wyraźnie wyprostował się jak struna, choć poza tym, nic się nie zmieniło. Nadal tańczyli.
- Pan kapitan, to by ponarzekał, iż nie mieliśmy okazji zatańczyć przedwczoraj na balu… - Zażartował początkowo mężczyzna - Prowadzi się panienkę tak lekko i przyjemnie…
- Pan kapitan by narzekał, a mimo to, tutaj, tylko we dwójkę, przy nieco wolniejszym tańcu, nieco się usztywnił, to co by dopiero było tam, przy wszystkich… - Zachichotała Sarah.
- Tak bliski taniec, z taką… piękną panienką… zostałem zaskoczony… - Powiedział patrząc jej w oczy - ...oraz od 35 lat żonaty…
- Ale to pan kapitan wybrał płytę gramofonową i chyba spodziewał się takiej piosenki? - Z lekko krzywym uśmieszkiem spojrzała na niego Joyce. - A poza tym to przyjemny, odprężający taniec. Chyba żona nie miałaby nic przeciwko, żeby po tak stresującym dniu pan kapitan miał lekką chwilę zapomnienia? A także zapewnił go swojej pasażerce, której również jest przyjemniej dzięki tańcu?
- A więc wpadłem we własne sidła? - Warner się uśmiechnął, a jego dłoń minimalnie, ledwie centymetr, przesunęła się po boku Sarah, w kierunku jej biodra - Czy… czy pani… panienka, ma narzeczonego? Lub męża? Przepraszam, jeśli to nietaktowne pytanie…
- Nie, nie mam. - Lekko uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy Sarah, by dać znać, że nie przeszkadza jej to pytanie. - Jestem na początku swojej medycznej kariery po studiach… raczej trudno znaleźć póki co czas na budowanie z kimś stałej, zażyłej relacji.
- Ufff… więc nie zostanę wyzwany na pojedynek… - Zażartował kapitan - Niemniej… jednak… prosiłbym… o dyskrecję? - Powiedział, i tą uniesioną w górę dłoń Sarah, którą cały czas w tańcu Warner trzymał w swojej… lekko obrócił, i ucałował jej wierzch, a potem niby nic, tańczył z Joyce dalej, lekko się uśmiechając, i patrząc jej w twarz.
- Och, niestety jak wrócę do swojej kajuty, to pewnie czeka mnie przesłuchanie pewnej pani detektyw, co robiłam u pana kapitana. - Zachichotała Sarah, również z przyjemnością oddając się dalszemu tańcu i płynącej z gramofonu muzyce.
- Czy… mam przez to rozumieć, iż nie powinniśmy pozwolić tyle czekać tej biedaczce? I… czy ja tu… wyczuwam mały szantażyk? - Kapitan na moment zmrużył oczy.
- Oj, ta biedaczka równie dobrze może już spać, więc że minęło jeszcze kilka utworów, może nie zauważy. - Odpowiedziała Sarah, wymownie zerkając w stronę gramofonu. - A szantażyk? Ja? Podejrzewa mnie Pan Kapitan o takie niecne czyny? - Spojrzała na niego z niewinną minką, ale długo nie wytrzymała i się roześmiała.
- Kto tam wie, co panience po tej ładnej główce chodzi… - Powiedział Warner, ale i on się roześmiał, akurat gdy kończył się jeden utwór - Czy może zrobimy małą przerwę na chwilkę?
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się Joyce. - Nie chciałabym zanadto wymęczyć pana kapitana, ktoś musi w pełni sprawny pilnować tego statku. A i samej przyda mi się nieco oddechu. - Przyznała, dopiero teraz zauważając, że i u niej pojawiały się pierwsze kropelki potu po dłuższym tańcu, a i oddech był już nieco przyspieszony.

Zasiedli więc ponownie przy biurku… kapitan nieco poluzował swój krawat, po czym polał obojgu znowu szampana, mimo iż Sarah miała jeszcze jego ćwiartkę w lampce. Zerknął na zegar na ścianie. Był kwadrans przed północą. Nie o wykonał do niej gest toastu, po czym się napił.
- Może to nietypowa propozycja… - Zaczął, a Sarah zadudniło serduszko. - Chciałaby panienka… nieco się odświeżyć? Łazienka jest tam… - Wskazał dłonią kierunek.
- Och… - Lekko wzdychnęła Sarah, ale uznała, że rzeczywiście to dobra pora, by skorzystać z łazienki, również z powodu wypitego wcześniej szampana. - Chętnie skorzystam. - Odpowiedziała z uśmiechem, po czym upiła mały łyczek szampana do nieco wyschniętych ust i wstała, by pójść we wskazane miejsce.

W łazience Sarah rozpoczęła od umycia dłoni, po czym załatwiła swoją potrzebę, od razu rozglądając się za jakimś ręcznikiem. Następnie nieco nawilżyła go w wodzie i poczęła się nim lekko obmywać po twarzy, dekolcie i wszelkich miejscach, gdzie miała w miarę swobodny dostęp, a mogły się tam pojawić kropelki potu. Po zakończeniu, poprawiła nieco fryzurę w lustrze oraz na ile się dało makijaż i wróciła do biura, gdzie siedziała z kapitanem… który tam spokojnie na nią czekał, nabijając drewnianą fajkę. A na jej widok, Sarah zachciało się zapalić. Gramofon był nieco przyciszony…
- Wszystko w porządku? - Spytał Warner, gdy siadała na swoim miejscu. Zauważając, iż kapitan ściągnął buty, i siedział w skarpetkach.
- Też lubię zapalić sobie fajkę, ale nie wzięłam ze sobą swojej. - Wzruszyła ramionkami Sarah, licząc jednak, że kapitan może znajdzie jakieś rozwiązanie na to.
- Ależ proszę - Warner podał jej nabitą fajkę. Joyce wyciągnęła po nią rękę, ale tuż przed się zatrzymała.
- A pan kapitan? - Zapytała niepewnie.
- Mam drugą… - Zaśmiał się, i wyciągnął z szuflady kolejną.
- Och, podejrzewam, że to dobra cecha kapitana, że jest tak przewidujący. - Szeroko uśmiechnęła się Sarah do Warnera i sięgnęła po fajkę, ale grzecznie jeszcze czekała na ogień do odpalenia jej, który szybko dostała. Zaczęła więc opalać fajkę, a gdy w końcu poczuła, że jest gotowa do palenia, pociągnęła kilka razy dymka.
- Przyjemny tytoń. - Uśmiechnęła się. - Ale cóż się dziwić, jeśli Pan Kapitan ma takie możliwości podróżowania po świecie.
- Wszystko ma swoje dobre, i złe strony… - Warner wypuścił kłębek dymu - Ale nie będę panienki zanudzał paplaniną starego marynarza… - Uśmiechnął się.
- Och, proszę tak nawet nie mówić, naprawdę Pan Kapitan jest interesującą osobą. - Uśmiechnęła się przyjaźnie Sarah. - Jedynie ze względu na to, że akurat tego wieczoru, po tym, co już się dzisiaj wydarzyło, bym się nie skupiała na negatywnych myślach. Lepiej nie mówić o złych stronach. Ale jestem tego ciekawa i kiedyś bym do tego wróciła. - Dalej z uśmiechem pociągnęła z fajki i teraz ona wypuściła nieco dymku z ust.
- To… może osłodzimy sobie ten wieczór? - Powiedział kapitan, i z szuflady wyciągnął… batonik.



- Mleczna czekolada i toffi… proszę się poczęstować - Położył go na biurku, i zaśmiał się.
- Ooo… - Odpowiedziała zaskoczona Sarah, przez moment czując się niczym dziecko. - Ale za dużo słodyczy, to niezdrowo, zwłaszcza o tej godzinie. - Powiedziała, sięgając po batonika i starając się go przełamać na pół. - Może po połowie? - Uśmiechnęła się, delikatnie rozrywając papierek.
- Raz się żyje? Chętnie - Kapitan odebrał połówkę. Zjedli więc, popili resztką szampana, wrócili do palenia fajek… była już 24:30, a Warnerowi powoli jakby zamykały się oczy? Był w końcu już coś około 60-tki?
- Trochę się wydłużyła ta nasza przerwa… - Uśmiechnęłą się znów lekarka. - Chyba już zbyt późno, by wracać do tańca? Trzeba wypocząć przed kolejnymi, pracowitymi dniami. - Zwróciła się kapitana, widząc jego zmęczenie.
- Ummm… tak łatwo się panienka wykręca? - Zamrugał oczami, i uśmiechnął się - Ostatni taniec! - Powiedział, wstając od biurka, i trochę go zarzuciło.
- Oj… - Zachichotała Joyce na ten widok. - Skoro Pan Kapitan nalega, to jako dobrze wychowana pasażerka, nie mogę odmówić. - Tym razem ona podała mu dłoń, by poprowadzić go na środek biura, gdzie było więcej miejsca do tańca.
- Proszę wybaczyć… brak obuwia - Parsknął kapitan, po czym… nieźle się do Sarah przytulił, kładąc dłonie na jej lędźwiach(!). Początkowo zaskoczona, po chwili Joyce zachichotała.
- Rozumiem, Pan Kapitan musi dotrzymać swego danego słowa o tańcu, jak na dżentelmena przystało. - Objęła go dłońmi i zaczęła lekko sama kierować tańcem, spodziewając się, że teraz już jej partner może mieć drobne problemy.
- Oczywiście… - Mruknął Warner, prowadzony w tanie przez Sarah. Ta zaś, po raz kolejny blisko niego, wyczuła lekki zapach jakiejś wody kolońskiej… od której jej się aż zakręciło w nosie.
- Już minęło trochę utworu… nie zamierza Pan Kapitan jeszcze troszkę… opuścić dłoni? - Zachichotała, choć po chwili zdała sobie sprawę, że wygaduje głupotki przez te nagłe uderzenie zapachu…
- Gdybym miał dw… trzydzieści lat mniej, i nie był żonaty… - Szepnął Warner, po czym jego jedna dłoń, zamiast w dół, przesunęła się po pleckach Sarah w górę, aż w końcu na kark, a stamtąd na jej włosy, które pogłaskał - Panienka mogłaby być niemal moją wnuczką… - Uśmiechnął się sympatycznie.
- Ale ze swoją wnuczką w ten sposób Pan Kapitan by nie tańczył… - Odpowiedziała, leciutko otwierając ustka, gdy skończyła mówić.
- Ledwo… co stoję… - Parsknął kapitan, długo wpatrując się w jej ponętne usteczka. Muzyka się skończyła…
- Pora spać - Widać było, iż niechętnie, ale odstąpił od lekarki.
- No tak. - Uśmiechnęła się Joyce, z pewnym zadowoleniem odczuwając lekką ulgę, gdy w jej nos tak bardzo nie uderzał przyjemny zapach wody kolońskiej. - Bardzo dziękuję za ten wieczór. Było bardzo miło. - Lekko się ukłoniła. - Wracając jeszcze do niestety bardziej przyziemnych spraw… Będzie Pan Kapitan mógł jutro porozmawiać z detektyw Rogers? I… jednak wolałabym dzisiaj jej zwrócić jej pistolet. - Lekko zawadiacko się uśmiechnęła Sarah.
- Tak, tak, natularnie… - Kapitan chwiejnym krokiem podszedł do biurka, i wyciągnął w końcu owy pistolet, z osobnym, wyciągniętym z niego magazynkiem - Ahaa, no i te wasze przepustki… - Chwycił je dosyć niezgrabnie, nieco gniotąc, i wrócił ze wszystkim do Sarah.
- Proszę… i ja również dziękuję za miły wieczór, i dobrej nocy… - Odprowadził ją do drzwi, i elegancko ucałował dłoń.
- To do zobaczenia. - Schowała podany jej pistolet i magazynek gdzieś w zakamarki spódniczki, by marynarz za drzwiami nie denerwował się na widok niesionego pistoletu, po czym z przepustkami w dłoniach, ostatni raz uśmiechnęła się serdecznie do kapitana i wyszła z jego kajuty…
- Marynarzu! Proszę panią odprowadzić do kajuty, już późno…
- Tak jest!
- Dobranoc… - Kapitan zamknął drzwi, i rozległ się zgrzyt, zamykania ich na klucz. Sarah spojrzała na marynarza, lekko się uśmiechnęła i podała numer swojej kajuty, by mężczyzna wiedział, gdzie mają iść.

***

Gdy Sarah w końcu dotarła do swojej kajuty… Iris już spała. Nadal jednak było zapalone światło, a detektyw usnęła z książką w dłoni.
Korzystając jeszcze ze światła, Sarah zostawiła na stoliku Iris jej pistolet z magazynkiem, na swoim zaś przepustki. Następnie znalazła sobie jakąś koszulę nocną z walizki, po czym zgasiła światło i udała się do łazienki, by tam się rozebrać, obmyć, przebrać. Po tym położyła się spać, podobnie jak detektyw, po kilku chwilkach cichutko, po kobiecemu, pochrapując.
 
Jenny jest offline