Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2022, 18:05   #60
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 08 - 2025.06.01; nd; noc, 01:15 (1/2)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 10 Dzielnica, klub “Anarchie”
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: wnętrze klubu; hałas, głosna muzyka, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



John i Margaux



Gdy John wstał rano, w wampirze rano czyli z godzinę przed północą to nie było tak źle. Ciało po walce z Brudasem właściwie już mu się zagoiło. Szczęka wróciła na swoje miejsce i mógł jej używać jak dawniej. Nawet Głód mu niezbyt dokuczał. Więc właściwie nie było tak źle. Jutro mieli umówione spotkanie z ich nową szefową - Aurorą. Ale dzisiejsza, sobotnia noc była wolna i mógł ją zagospodarować wedle uznania. Czyli z Margaux z jaką umówili się na wizytę w “Anarchie” co wczoraj tak zachwalał Hetman.

Czekała na niego mała niespodzianka. Ktoś w skrzynkę mu wcisnął małą paczkę. Jak ją rozpakował okazało się, że to paszport i papiery Algierczyka, Mubina 'Afif Sarkisa jaki dał się pochłonąć Bestii i którego żywot zakończył się w zeszły weekend. Aurora zgodziła się wczoraj na to aby zadysponował te papiery skoro miał pomysł na zrobienie z nich użytku. Od ręki mógł je przejrzeć ale jak miał się spotkać z byłą policjantką na wypad do 10-tej Dzielnicy to za bardzo nie mógł zwłóczyć.

---


Ona też wróciła wczoraj przed świtem do siebie. Jakoś przetrwała tą imprezę wydaną i przez nową szefową i przez Monique co była tam gospodynią na ich cześć. Czyli między innymi dla niej. Raczej nie spotkała się tam z jakimiś nieprzychylnymi spojrzeniami czy opiniami pod swoim adresem. Nawet jakiś wampir ją potem poprosił do tańca, inny zagadał i porozmawiali chwilę, jakaś wampirzyca też była jej ciekawa to zagaiła ją przy jednym ze stołów. Ale w końcu noc miała się ku końcowi i wróciła do siebie.

Dzisiaj wstała u siebie. W łóżku. A nie w jakimś kontenerze na śmieci. Miała prawie dwie godziny do północy aby się naszykować i wybrać do tego punkowego klubu jaki tak wczoraj reklamował primogen Brujah. Czuła się całkiem dobrze, bestia Głodu nasycona na wczorajszej imprezie siedziała cicho i musiała się skoncentrować aby ją wyczuć. Ale w gwałtownej sytuacji to się mogło zmienić bardzo szybko. Na razie jednak miała z nią spokój. Była w trakcie szykowania się do wyjścia gdy zadzwonił Hugo.

- Cześć. Gratulacje. Wczoraj z tego co słyszałem świetnie wypadłaś. Rozmawiałem z babcią Balbiną. Wyglądała na zadowoloną. Aha. No i dostałem wiadomość od naszej szefowej. Tej rudej. Pytała mnie o pamiątki po twoim byłym. Mówiła, że rozmawiała z tobą o tym wczoraj. Ale pomyślałem, że ciebie zapytam. - Hugo był zbyt wytrawnym graczem aby złamać Maskaradę w takiej publicznej rozmowie gdzie byle gliniarz czy nawet haker mógł ją podsłuchać. Ale widocznie nie tylko chciał ją pochwalić za wczorajszy występ. Ale też Josette coś zaczęła działać w sprawie Russo. Chociaż żadne z tych nazwisk nie padło i jak się nie znało kontekstu trudno byłoby się pewnie połapać czego dotyczy rozmowa.

---


W końcu oboje stanęli przed klubem z wielkim, napisem “ANARCHIE”. Wciąż było to w centrum, na północ od Sekwany i na pograniczu z 3-cią Dzielnicą. To, że jest tu dzisiaj koncert jakiejś ciężkiej muzyki nie szło przegapić. Dominował gatunek ludzki w skórach, ćwiekach, z irokezami, z długimi włosami i łysymi glacami. No i nawet kawałek od wejścia było słychać przytłumiony przez ściany łomot tej ciężkiej muzy. Na chodniku zwolennicy takiej muzycy siedzieli, palili, rozmawiali, śmiali się, pili i rzygali. Wszystko to wymieszane w różnym stopniu i stadium.

Po wejściu do środka trzeba było kupić bilety. Za dwie dyszki można było wejść dalej. Było już niedaleko północy więc kolejki już właściwie nie było. Dostali opaski świadczące, że kupili bilety i mogli przejść dalej. Im dalej tym goręcej i głośniej. Mieszanina hałasu, krzyków, potu. Ruch i muzyka. Chaos i hałas. Esencja gorączkowego, młodego życia, krwi, adrenaliny i seksu płynącego w żyłach. Na głównej sali był już cały ten skaczący, skandujący szlagiery swoich idoli tłum. Zaś na scenie kapela grała ostre nuty serwując klasyczne darcie mordy na trzy akordy. Pod sceną był jeden wielki młyn. Błyskały łańcuchy na szyjach, pieszczochy na nadgarstkach, kolczyki w uszach i nozdrzach.




http://www.punksnotdead.fr/wp-conten...rnaud-7674.jpg


Weszli do środka chcąc się rozejrzeć i zorientować w sytuacji. W tym nadmiarze ruchu i punkowego łomotu musiało to zająć trochę czasu. Zwłaszcza jak z perspektywy podłogi trudno było się wybić ponad skaczący i tańczący tłum.

- Dobra! To teraz ludziska! Na specjalne życzenie od naszych najlepszych na świecie dziewczyn na widowni! Piosenka o miłości! O miłości naszych i dla naszych kobiet! Dawać kapela, jedziemy z koksem! - jeden kawałek się skończyła a zdyszany i radośnie wyszczerzony wokalista zapowiedział następny kawałek. Punki, metale, goci i inne mniejszości zafalowały zaciekawione jego słowami. I przywitały je z aplauzem. Chaotycznym wulgarnym, szybkim i szczerym. Ale szybko uciszyli się bo zaczęły się pierwsze dźwięki melodii. A część publiczności zapewne rozpoznała co to będzie teraz lecieć bo rozległy się okrzyki zachęty i brawa szybko urwane gdy frontman zaczął ją śpiewać.

https://www.youtube.com/watch?v=OxF0pS9WwIA


Spakowałaś swoje grzechy, powiedziałaś, że chcesz iść
Patrzyłem jak dłonią wycierałaś swoje łzy
A może tylko zasłonić chciałaś twarz
W strzępach swego mózgu składałaś złe myśli
Patrzyłem jak walczysz, ból Ci twarz wykrzywił
A może tylko... próbowałaś się uśmiechnąć…

(The Bill - “Ty i ja”)


---


Kręcili się już trochę po tym klubie chłonąc ten tutejszy folklor. Mimo dość późnej jak na koncert pory to ten nadal trwał w najlepsze. Chociaż pewnie dlatego, że to były jakieś młode kapele bez światowego czy choćby krajowego rozgłosu. Z miasta albo na gościnnych koncertach. W pewnym momencie Margaux poczuła jak ktoś sprzedał jej siarczystego klapsa. Aż jej się cieplej zrobiło. No i nie spodziewała się bo w tym tłumie to co chwila się przechodziło obok kogoś, tańczyło, skakało, krzyczało i tak dalej. Nawet teraz jak szli korytarzem to do tej pory nikt jej tak nie zaczepił.

- Masz śliczną dupeczkę w tych opinodupkach dziewczyno! Sam diabeł by się skusił! - wyszczerzył się radośnie jakiś chuligańsko wyglądający punk który ją trzepnął i gdy odwróciła się do niego cieszył ryja razem z kolegami.

- No! Towar pierwsza klasa! Nowa jesteś? Może ci trzeba coś pokazać i oprowadzić? - zaproponował kolega nie mniej rozbawionym tonem. Wszyscy trzej byli w skórach i trzymali w dłoniach już niezbyt pełne plastikowe kubki z piwem jakie się tu walały wszędzie. Na razie nikt ich nie sprzątał, pewnie rano po koncercie się tym ktoś zajmie.


---



- Cześć. To jednak przyszliście? No Hetman mówił, że dał ci wizytówkę. A ty John? Ty lubisz takie koncerty? Bo coś za często u nas nie gościsz. - w pewnym momencie spotkali jakąś znajomą twarz. To był Filozof. Prawa ręka Hetmana.




https://menshaircuts.com/wp-content/...t-683x1024.jpg


Filozof też był Brujah. I nawet wczoraj był razem ze swoim primogenem w tej hałaśliwej paczce jaka nawiedziła “Meduse”. Jak na Brujah i punka był nietypowo spokojny, i wyciszony. Zdawał się reprezentować tych Brujah którzy byli bardziej filozofami niż wojownikami. I stanowił świetne uzupełnienie dla porywczego i chaotycznego Ukraińca. We dwóch stanowili całkiem zgrany duet. Gdy chodziło o łomot, i prowadzenie bandy do walki, na jakąś akcję, o lidera Hetman sprawdzał się i pasował jak ulał. Miał w sobie ikrę i charyzmę. Filozof niezbyt. Za to miał chłodną głowę, nieco flegmatyczny charakter no i cieszył się zaufaniem swojego szefa i kumpla. Był chyba jedną z nielicznych osób które w gorączce potrafiły mu o czymś przypomnieć, przekierować jakoś jego gniew czy nawet spróbować powiedzieć “nie”. A to już trzeba było mieć jaja aby rozjuszonemu liderowi Brujah powiedzieć “nie” gdy ten był na fali swojej niszczycielskiej furii.

- Chodźcie do nory. Hetmana nie ma. Nie wrócił z nami z “Meduse”. Dzwonił, że baluje dalej. - Filozof wskazał w stronę korytarza. I przejął rolę przewodnika. Przeszli dalej, potem jakieś schody, gdzieś chyba znaleźli się na zapleczu bo wyglądało na jakiś magazyn. Na moment spłoszyli jakąś parkę ale jak im okularnik pokazał kciuk do góry to wznowili proces gwałtownej fraternizacji. Jeszcze jakieś drzwi i znów schody. I w końcu znaleźli się w jakiejś piwnicy, byłej kotłowni czy pralni. Ale teraz wyglądało trochę jak własnoręcznie i po amatorsku robiony klub osiedlowy. Liczne plakaty na ścianach, ozdoby, cała kolekcja emblematów samochodowych marek, kołpaki samochodowe, kierownica jakiegoś motocykla i tak dalej. Jakby ktoś nie mógł zdecydować się na jednolity wystrój. Tutaj muzyka zelżała jako tępe dudnienie przenoszone przez sufit i ściany. No i była też pstrokata mieszanka Brujah. Margaux część z nich rozpoznawała z wczorajszej nocy w “The Haven” ale John to znał prawie wszystkich. Nieco ponad pół tuzina mężczyzn i ze dwie dziewczyny. Siedzieli, stali, gadali, jarali szlugi ale spojrzeli ciekawie kogo przyprowadził Filozof. John był tu wcześniej raz czy dwa ale zwykle nie musiał się tu fatygować. Nawet jak coś miał z nimi do załatwienia to spotykali się gdzie indziej.

- Siadajcie. Chcecie szluga? Albo coś? - zastępca Hetmana dał gestem znać aby się rozgościli. Wskazał na paczki fajek i szklanki oraz butelki z krwawym bimbrem.

- Hej, John! Poznajesz? - któryś z ludzi Hetmana zagaił wesoło do Anglika wskazując szlugiem na motocykowy kask zawieszony na ścianie wśród innych ozdób i trofeów. Więc łatwo go było przegapić. Nie był to jedyny kask jaki tam wisiał. Chociaż ten był nosił ślady otarcia na jednym boku. Jakby ostro poszorował po asfalcie czy czymś takim. Do tego miał zbitą szybkę. A od środka było coś rozchlapane. No i barwy i reszta. Kira miała taki kask. To znaczy jak jeszcze była w mieście. Ale ze dwa lata temu zorganizowała rajd na swoją dawną domenę. Ponoć Hetman ze swoimi ludźmi ich ściągnęli. I ją załatwili. Wtedy z tą walizką.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 11 Dzielnica, okolice klubu “L'important Club Paris”
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



Bruno



Efekt leczenia w wampirzej klinice czy gdzie go tam leczyli widocznie nie był tylko krótkotrwały. Bo jak wstał na początku niedzielnego wieczoru to nadal czuł się dobrze. Rany zaczęły się zabliźniać i już ich nie odczuwał a widać było jako blade ślady na skórze. Jeszcza parę takich dziennych letargów i powinny w ogóle zniknąć. Głód też odczuwał w normie.

I wczoraj wreszcie miał okazję zobaczyć jak to wygląda za zamkniętymi drzwiami “The Haven” a nawet “The Hell”. Co prawda nie szło być dłużej w koterii tego miasta i nie słyszeć jakichś plotek na ten temat. Zazwyczaj dość zbieżne były, że tam się dzieją dzikie orgie. Nawet na wstępie gdy Monique ich wprowadzała w te reguły rządzące na przyjęciu to też coś takiego mówiła. A w końcu była tam gospodynią i managerem całej “Meduse”. Chociaż jak wczoraj się przekonał osobiściw w błękitno - białych salach było całkiem przyzwoicie. Gdyby ktoś tam jakimś cudem znalazł się przypadkiem mógłby pewnie uznać, że to jakieś przyjęcie w ambasadzie, dla businessclass wysokiego szczebla czy coś w ten deseń. Plotki więc pewnie dotyczyły niższego, czarno - czerwonego poziomu. Tam rzeczywiście działy się te dzikie orgie. Najpierw recepcja, krótka instrukcja i ostrzeżenie, że tam dzieją się mocno wyuzdane rzeczy i wreszcie trochę schodów i korytarz no i wszedł do “The Hell”. Faktycznie działy się tam same bezeceństwa. Koteria i zaprzyjaźnieni w Maskaradę śmiertelnicy bawili się ze sobą i sobą. Wyglądało to trochę jak z filmów obarczonych marką XXX. Nawet rozpoznawał kilka osób. Najbardziej Aishę Czarną Wilczycę. Wcześniej rzuciła mu się w oczy piętro wyżej pośród gości. Siedziała przy barze otoczona mieszaną grupką mężczyzn i kobiet, śmiertelników i spokrewnionych i wszyscy wydawali się być nią zachwyceni. A ona spijała ten zachwyt z ich ust i spojrzeń bawiąc się przy tym świetnie. Czy coś z tego potem wyszło to nie był pewny bo jak chciał tam tylko rzucić okiem i wyjść no to rzucił okiem i wyszedł. Przynajmniej nie zdarzyło się tam nic co by sprawiło, że potrzebował kąpieli a i ubranie ocalało od pobrudzenia.

Dzisiejszego wieczora to już było za nim. Wstał cały i zdrowy. Noc okazała się całkiem pogodna. Widać było świetlne punkciki na niebie i te na ziemi jakie dawał miejski moloch. Głód mu nie dokuczał, był ledwo lekkim drapaniem w gardle. Musiał o nim pomyśleć aby sobie o przypomnieć. Ale zamierzał ruszyć na przejażdżkę po mieście. Dzisiaj miał wolną, sobotnią noc. Bo jutro to Aurora zapowiedziała zebranie służbowe dla całego jej nowego zespołu. Ale dziś jeszcze było spokojnie i swobodnie.

Tak pogodna noc w sam raz nadawała się na przejażdżkę motocyklem. I wkrótce mknął przez zatłoczone ulice miasta. Była sobotnia noc, sam jej środek więc miasto tętniło życiem. Koncerty, imprezy, premiery filmowe, pokazy ulicznych występów, pojedynki raperów sporo tego było. Jak przy każdym weekendzie. Wśród tego pulsującego rytmu sobotniej nocy udało mu się wypatrzyć obiecującą ofiarę jaka chyba przysnęła na chodniku nieco na uboczu głównego wejścia do jednego z klubów. Niby na widoku ale chyba nikt nie zwracał na nią uwagi. Wystarczyło podejść i szybko załatwić sprawę.

Jednak nie tak daleko usłyszał jakąś wrzawę. Przez drzwi jednego z klubów w sąsiednim budynku wyszło parę osób z kamerami, mikrofonami i aparatami. Wyglądało jakby ktoś tam miał podjechać sławny albo wysiąść ze środka. Więc czekali na cyknięcie paru fotek, nagrania jakiegoś materiału, nawet już któraś z prezenterek zaczęła przygotowywać grunt mówiąc coś do mikrofony gdy jej kamerzysta ją nagrywał. Pozostali czynili podobnie nagrywając przy okazji ulicę, wejście do klubu i okolicę. Samym Bruno i jego wypatrzoną ofiarą nikt się jakoś specjalnie nie interesował. No ale byli prawie po sąsiedzku i mogli nawet przypadkowo załapać się w oko kamer.




https://i.pinimg.com/564x/3a/df/d2/3...0eeab3ba19.jpg


- Ciekawe kto to jest. - jedna motocyklistka rzuciła zaciekawione spojrzenie do drugiej obserwując to zbiegowisko. Chyba dopiero co skądeś wyszły i dosiadały swoich kolowych rumaków ale zbiegowisko obok sprawiło, że jeszcze im się nie spieszyło z odjazdem.



---


Bruno - żerowanie (ZRĘ + Krycie się +2; ST 2)

rzut: https://orokos.com/roll/956258 6d10=7, 10, 2, 3, 4, 4 > 3 suk; ST 2 = 2+1 suk


---




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; Dzielnica Łacińska, Bibliothèque de la Sorbonne
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



Carl




Carl obudził się wieczorem jak na zewnątrz jeszcze panowała końcówka dnia. Było jeszcze zbyt niebezpiecznie aby pokazywać się w słabnącym ale jednak świetle dziennym. Jednak w swoim zacienionym schronieniu mógł już się poruszać swobodnie. Głód mu niezbyt dokuczał. Wczorajsze przekąski na imprezie w “Meduse” widocznie jeszcze go trzymały i krwawa bestia ograniczyła się do delikatnego podrażniania gardła. Było to subtelne uczucie zwiastujące wzmagające sie pragnienie świeżej krwi ale póki co było ledwo wyczuwalne.

Co do wczorajszej imprezy to miał co wspominać. W końcu pierwszy raz był w “The Haven” a do grzesznego “The Hell” które zapowiadano wszem i wobec jako jaskinię rozpusty się nie pofatygował. Jednak mógł wspomnień słowa swojej nowej szefowej gdy wygłosił swoją natchnioną mowę o naturalnej sile sprawczej na jaką trafili nocni dozorcy z Leclerca.

- To nie było tsunami Carl. To była krwawy rzeźnik który stracił panowanie nad sobą i dał się pochłonąć bestii. Chory, kanibal jakiego trzeba odstrzelić dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Ale to on sam uległ swojej bestii. To my mamy nad nią panować a nie ona nad nami. Nie chcę słyszeć takich wymówek, że ktoś coś zrobił bo mu bóg kazał, słyszał natchnione głosy abo jest dobry tylko bestia mu każe robić straszne rzeczy. Nie będę tolerowała takiego zachowania. Zwłaszcza w moim zespole. Każdy z nas sam pisze swoje cv. - bladolica szeryf wyraźnie dała do zrozumienia, że zmagania z własną bestia uważa za krzyż pański jaki każdy wampir zmaga się sam. I sam odpowiada za ich wynik. A nie siły natury, boskie, jakiegos demiurga czy coś takiego. Dlatego kazała odstrzelić tego Brudasa z Algierii. Bo przekroczył granicę za jaką nie było już odwrotu i stał się zagrożeniem dla wszystkich z którymi się zetknął. I te same zasady szeryf Demers miała zamiar stosować we wszystkich innych takich przypadkach. I zapewne nie chodziło tu o samego Carla ale chciała to zaznaczyć dla całego nowego zespołu jaki zebrała i objęła patronat.


Miał też do przemyślenia słowa Cecilii. Może nie była jego maula ani primogenem no ale jako przedstawicielka Sewersa była traktowana właśnie w ten sposób. Poza tym była obrotną i elastyczną kobieta interesu o bezczelnej i wyzywającej nutce w zwracaniu się do wszystkich dookoła.

- Kościół Kaina jest zakazany Carl. Każdy kto o nim słyszy od razu kojarzy go jako przyczółek Sabatu i jego propagandy. I jest zwalczany z całą mocą. Lepiej zmień śpiewkę i tapetę. Nazwij to jakoś inaczej aby odciąć się od tych popaprańców. Bo w najlepszym razie możesz dostać łomot a w najgorszym zostaniesz zliwkidowany jako heretyk. Heretycy wielbią dobrego Kaina i jego władztwo nad plugawą ludzkością którą trzeba trzymać w ryzach dzięki krwawym aniołom. I tak dalej w ten sabacki deseń. Miej to na uwadze. Przykro by mi było podpisać zgode na twoja liwkidację albo dowiedzieć sie, że ktoś cię skrócił o głowe jako sabackiego dysydenta. - Cecilia mówiła szybko i była pewna siebie. Mówiła jakby nie uznawała stojącego przed nią starszego mężczyznę za zwolennika Sabatu ale jednak chciała go ostrzec jaki może być w koterii odbiór jego słów. Nawet jeśli by działał w dobrej wierze i nie miał nic wspólnego z Sabatem i jego ideologią to właśnie tak wielbienie Kaina i jego krwawy kościół się kojarzył.

- A biblioteka Nielson? Może i jest. Ale to trochę nie moja jurysdykcja. Pogadaj z Gillesem. On się spejcalizuje w takich zamierzchłych sprawach. Masz tu do niego numer. - powiedziała Twarz Nosferatu gdy znów wyjęła swój telefon i zaczęła w nim czegoś szukać. - A do ancilae to mi jeszcze trochę brakuje. - zaśmiała się pod nosem gdy rozbawiła ją uwaga starego górnika. W końcu została spokrewniona pod koniec ubiegłego wieku więc była w wieku Musette jaka gościła ich w swoim salonie w poprzednim wieku. Obie były już pełnoprawnymi wampirzycami działającymi na własną rękę jakie przeszły ten pierwszy okres bycia świeżakiem w koterii. Ale na tle całej wampirzej populacji nadal obie zaliczano do nowicjuszy. I to tych młodszych. Od ze względu na specyfikę klanu Nosferatu, ich mało przyjemny wygląd nawet dla innych spokrewnionych, Cecilia jako osoba o całkiem znośnym wyglądzie pełniła rolę ich wysłanniczki, koordynatora, negocjatora i ambasadora co dodawało jej powagi i splendoru oraz realnej władzy mimo dość młodego wieku.

- I mam nadzieję, że wiesz, że jak tak się babrasz z tą swoja Nokią to właściwie tak jakbyś nie miał telefonu? Stałoby się coś pilnego to nie dałoby się z tobą skontaktować. Kup sobie pager. One nie emitują sygnału, tylko je odbierają. Będzie ci pikał jak ktoś będzie do ciebie dzwonił. Albo pogadaj z tym Brujah co masz go teraz w zespole. Może on ci coś doradzi. Bo to wkurwiajace jak chcesz się do kogoś dodzwonić a ten ktoś jest na stałe wyłączony. Mówiłam ci, musimy być użyteczni. Jak jest użyteczny ktoś do kogo nie można się dodzwonić? Świat się zmienia Carl. Musimy się umieć do niego dostosować jeśli chcemy coś znaczyć i jeszcze coś zdziałać. A jak ktoś chce sobie być oryginałem i zachwycać się samym sobą w swoim kąciku to nie jest to zbyt użyteczne dla reszty. Pomyśl o tym Carl. - poradziła mu widząc co znów robi ze swoim telefonem. Widocznie zaczęła go na poważnie uważać za przedstawiciela ich klanu, za ambasadora co będzie tak jak i ona reprezentował ich klan na tle przedstawicieli innych. I to pod okiem samej szeryf która przecież była zaufaną samego księcia. I zależało jej aby zminimalizować ryzyko skarg czy złego wrażenia jakie mógłby wywołać przez te kłopoty ze skontaktowaniem się z nim. W końcu jak wyłączał i owijał sreberkiem swoją komórkę to póki jej nie odwinął i nie załadował to nie miał pojęcia czy ktoś do niego dzwonił czy nie, przysłał jakąś wiadomość czy nie. A większość koterii raczej nie używała gołębi czy innych żywych posłańców w nagłych sytuacjach tylko telefonów i maili. Żywi posłańcy przydawali się gdy presja czasu nie była taka duża a odległości względnie niewielkie. Sama Cecilia jako spokrewniona względnie niedawno nie miała kłopotów i oporów przed używaniem nowoczesnych technologii a nawet chyba lubiła to robić.

W każdym razie zainicjowała jego kontakt z Gillesem. Zgodził się go przyjąć i wskazał adres pod jaki Nosferatu powinien się zjawić. Okazało się to być biblioteką, jedną z filii uniwersytetu Sorbony. Carl znał tego spokrewnionego z widzenia, z jakichś uroczystości w głównym elysium w “Olimpie”. Ale raczej nie spotkali się osobiście. Gilles nie na darmo był nazywany “Professeur”. Był uznawany za jednego z najstarszych, aktywnych wampirów w mieście. Na pewno był starszy od obecnego księcia, może był rówieśnikiem poprzedniego. Chodziły plotki, że pływał razem z Kolumbem i Pizarro do Nowego Świata. A przynajmniej już wtedy chodził po tym świecie. Razem z Wieczną Królową Torreadorów i Władcą Podziemi Nosferatu uchodzili za jednych z najbardziej wiekowych krwiopijców. Niewielu było którzy mogliby się pochwalić podobnym stażem. Zaś klan z jakiego pochodził Gilles nie był wiadomy. On sam chyba nie chwalił się swoim pochodzeniem. Miał opinię uczonego, archiwisty, strażnika pamięci i tradycji. I powiadano, że jak miasto odwiedza Camerlita Niellson to właśnie oprócz wizyty na książęcym dworze co było niejako okazaniem szacunku i poszanowania tradycji lokalnemu władcy i domenie zahaczała też właśnie do Professeura.



https://media.istockphoto.com/photos...aJmmGC94Qqj5Y=


- A witaj przyjacielu. Wejdź proszę. Cecilia uprzedziła mnie, że interesujesz się naszą historią na tyle, że być może odwiedzisz moje skromne progi. Wejdź i rozgość się. - po tym jak jakiś młody mężczyzna przywitał się z gościem na dole i zaprowadził gdzieś na górne piętra biblioteki tam przejął go główny gospodarz. O wyglądzie szacownego, uniwersyteckiego profesora. Zaprosił do biblioteki z klasycznymi, brązowymi wygodnymi fotelami i wskazał aby usiąść.

- Cóż cię dokładnie do mnie sprowadza? Czego właściwie szukasz? Bo ta wasza urocza dama była dość oględna w szczegóły. - zapytał gospodarz biorąc w dłoń grubą szklankę z grubo rżniętego szkła. Z czerwoną zawartością. Podobna stała razem z karafką na stoliku obok swojego gościa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline