Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2022, 16:28   #318
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 72 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



Carsten ruszył z czarnymi, rozwianymi włosami na czele oddziału marines. Razem z nim z krzykiem rzucili się oni i ich porucznik Cara. W połączeniu z twardym oporem jaki stawili skinkom pikinierzy kapitana Rojo, on sam i Zoja to dla małych, skocznych gadów było zbyt wiele. Bo zwyczajnie pisnęły i zaskrzeczały ze strachu widząc te nowe oddziały ciepłokrwistych i zrejterowały. Niewielu ich dało radę uciec, została ich może z jedna trzecia sił jakie zaatakowały pikinierów. Z estalijskich gardeł rozległy się okrzyki radości ale trwały dość krótko. Bowiem pozostałe na miejscu skinki dalej ciskały w nich swoimi krótkimi oszczepami. Teraz zaczęła się walka strzelecka.

Walka na dystans była zdecydowanie mniej krwawa niż ta bezpośrednia. Ale nie było to dziwne. Obie strony rozproszyły się chowając się za pniami prastarych, porośniętych mchem, grzybami i pnączami drzew, za ich wysokimi i rozłozystymi korzeniami jakie przy samym pniu były wyższe od stojącego wojownika a i parę kroków dalej wciąż sięgały mu do pasa albo piersi. Stanowiły więc dobrą osłonę przed nadlatującymi pociskami. Zaś przy samej końcówce gdy wchodziły już w ziemię to stanowiły niezłą zawalidroge i potykacz nad jakim podczas marszu trzeba było dawać wysokiego kroka lub przeskakiwać a w biegu czy walce łatwo było się o nie potknąć czy nawet przewrócić.

W takich warunkach obu stronom było się trudno nawzajem trawić. Odziały przestały przypominać zwarte jednostki za to rozproszyły się za drzewami. Skinki też grupowały się pojedynczo lub po kilka na różnych wysokościach drzew do tego bez problemu kicały po nich z iście małpią zwinnością. Więc trafień było dużo mniej. Chociaż cały czas z góry leciał ku ludziom kryjących się za tarczami, korzeniami, pniami i kamieniami jakiś oszczep. A ci odpowiadali ogniem. Marines co chwila ładowali broń lub strzelali ze swoich pistoletów ale te kilka tuzinów kroków to był już spory zasięg jak na tą broń. Do tego rzadko udawało się dostrzec któregoś skinka jak był bez osłony i wtedy zwykle też przemykał szybko po gałęziach więc był w ruchu. Skuteczniejsze wydawały się łuki jakie mieli górscy rozbójnicy Omledo. Dla nich to nie były duże odległości ale też mieli wyraźnie trudności trafić w tak znakomicie maskujący się i ruchliwy cel. Do tego zdawało się, że skinki są wszędzie i nie da się ustawić do nich frontem i tarczą tak aby być za zasłoną bo zawsze gdzieś z boku czy z tyłu nadlatywał jakiś oszczep z kamiennym ostrzem.

- Zoja! Leć do kapitana! Powiedz mu co widzieliśmy! Musi o tym wiedzieć zanim zacznie się bitwa! - przez zamęt bitwy rozległ się gromki krzyk czarnobrodego kapitana. Złapał moment gdy Kisleitka była tuż przy nim aby wydać jej polecenie. Akurat zatrzymała się przy nim aby naładować pistolet do kolejnego strzały. Ta zawhała się chwilę i spojrzała bystro jak wygląda na sytuacja. Rozbili i przegonili te gady które stawały im na tej podmokłej ziemi. Ale pozostałe wdały się w walkę strzelecką jaka z powodu warunków w jakich się toczyła nie zapowiadała się na szybkie rozstrzygnięcie.

- Carsten! Witaj przyjacielu! W samą porę! To kapitan nie zapomniał o starym druhu co? Miło z jego strony. No ale widzisz przyjacielu troszkę nam się tu sprawy skomplikowały. I nam tu co nieco zejdzie. Cóż doradzisz robić? - Rojo dostrzegł też Carstena i odsiecz jaką przyprowadził. Cara bowiem zarządzała swoimi marines też dołączając do walki strzeleckiej. Strzelali z pistoletów gdy była jakaś szansa na trafienie któregoś z zauważonych skinków. Podczas walki padł jeden z jej ludzi bo widać było jego zakrwawione, nieruchome ciało z dwoma włóczniami jakie wciąż były w nie wbite. Niedaleko leżał też jeden z górali w podobnym stanie. Pozostali kryli się gdzie mogli i co chwilę wyhylali się aby posłać strzałę gdzieś w górę ku gadzim oszczepnikom. Z tych też jak widział ze swojego miejsca spadło na ziemię już dwóch czy trzech. Ale w skali całych oddziałów były to dość marginalne straty a na szybki przełom się nie zanosiło. Może i Rojo razem z Zoją zdawali sobie z tego sprawę więc dlatego estalijski kapitan przybrał całkiem karczemny i rubaszny ton. Chociaż spojrzenie miał skupione i nawigował swoimi pikinierami aby się ustawili tarczami do przeciwnika. Nie mieli broni zasięgowej więc nie mogli odpowiedzieć ogniem.

- Carsten, widzieliśmy jak te jaszczury coś robią! One chyba z kimś walczą w tych piramidach! Musmiy to zameldować naszemu kapitanowi! - Zoja dołączyła do Rojo i widząc, że Carsten podszedł bliżej też krzyknęła mu swoje. Wydawała się raczej cała nie licząc tej dość drobnej krwawej krechy od kamiennej włóczni jaką miała na udzie.



Bertrand; wschodnia grupa



Bertrand poprowadził odsiecz marynarzy na skinki walczące z Amazonkami. I dla małych, zwinnych gadów to chyba było zbyt wiele. Bo rzuciły się do ucieczki jeszcze zanim ktokolwiek z zamorskich zdążył dopaść ich szablą czy rapierem. Wojowniczki królowej Aldery potrafiły to wykorzystać. I te kilka z nich które wciąż było w siodłach spięły swoje pierzaste wierzchowce i ruszyły w pogoń za uciekajacymi gadami. Z tego co widział bretoński kawaler to niewiele tych skinków przetrwało starcie z Amazonkami i ich culhanami. A ta resztka jaka ocalała została szybko dogoniona przez pierzaste wojowniczki i bezlitośnie dorżnięta. Wydawało sie, że człowiek nie ma szans ścigać się z tak szybkimi i zwinnymi istotami. Ale nawet one nie mogły ujść kawalerysjkiej szarży. A i tak już spanikowane skinki zostały szybko wysiekane gdy dziwna, obsynitowa broń siekła ich przez plecy, miażdżyła głowy a dzioby i szpony culhanów rozszaprywały ich wątłe ciałka na strzępy. Pogoń sprawiła, że pierzaste Amazonki pod wodzą blondwłosej wojowniczki szybko znikły odsieczy z pola widzenia co w tej dżungli nie było takie trudne. Ale gdzieś z tej strony doszło ich zwycięskie orzkyki i wycia w wykoniu dzikich wojowniczek. Dołączyły do nich kilka z tych pod jakimi skinkom udało się ubić culhany i teraz musiały poruszać i walczyć pieszo.

Podobnie na rejteradę zdecydowały się te skinki jakie starały się zablokować odsiecz i nie dopuścić do wsparcia Amazonek. Nacierający ludzie byli wyżsi i chyba masywniejsi od małych gadów. Impet uderzenia zrobił swoje. Marines porucznik Lany wbili się w małe gady i walka trwała dość krótko. Okazało się, że może skinki nie mogą się równać w bezpośredniej walce z wilkami morskimi czy bretońskimi weteranami pogranicznych wojen z Estalią. Szybko przetrzepano im ich gadzie skóry a te tracąc chyba połowę swoich gadzich towarzyszy rzuciły się do ucieczki. Były jednak tak szybkie i zwinne, że człowiek nie mógł się z nimi równać podczas pogoni. Jednak droga do walczących Amazonek stanęła otworem.

Walka jednak nie była zakończona. Bowiem wciąż na drzewach chowały się skinki które z góry co rusz wypuszczały małe, zdradliwe strzałki. Te nie wydawłąy sie groźne w porównaniu go strzały z łuku, bełtu kuszy czy nawet kuli broni palnej ale były dyskretne. Zwykle jak się akurat jakiś skin z dmuchawką nie pojawił w zasięgu wzroku to strzałkę dało się odkryć dopiero gdy trafiała w tarczę, pancerz, pień tuż obok czy w samo ciało. Marines odpowiadali ogniem ze swoich pistoletów. Togo krzyczał coś w swoim języku, chyba pogróżki.

- Tchórzliwe gady! Nie dały Togo szansy na nowe głowy! A Togo chce usypać kopiec głów zabitych wrogów! Na górze postawi totem! I wtedy wszycy będą wiedzieć, że jest wielki wojownik! Wodzowie będą wysyłać swoje córki aby wziął je za żony! - darł się co jakiś czas radośnie ale i nieco z żalem przechodząc na estalijski jakiego nauczył się chociaż z grubsza podczas przygód z załogą kapitana de Rivery.

Sytuacja wydawała się opanowana. Bertrandowi udało się przebić do wojowniczek na culhanach a te rozbiły atakujących ich skinków. Ale zaczęła się walka strzelecka. Warunki sprzyjały raczej szukaniu osłony niż trafieniu kogoś za taką osłoną. Była to dość manewrowa walka. Skinki non stop przemieszczały się na wysokościach próbując trafić kogoś z flanki czy od tyłu. Za to ludzie nie zawsze mogli to zagrożenie wypatrzyć na czas więc czasem im się to udawało. Wtedy zaatakowani z góry zmieniali pozycję. Wystarczyło przeskoczyć na drugą stronę pnia czy korzenia aby ten osłonił przed nowym zagrożeniem. Ale wtedy i gady hycały na nowe stanowiska. Poza tym było ich więcej więc zaczynało to przypominać parasol z jakiego co chwila spadają na dół małe strzałki. Kogoś nawet trafiały. Podobie dawały o sobie znać pistolety marines i te parę łuków spieszonych Amazonek. Co jakiś czas jakiś skrzek i spadające ciało oznajmiał, że któryś z gadów został trafiony i nawet jak nie śmiertelnie to upadek z wysokości musiał załatwić sprawę ostatecznie.
Ta zasadzka na jaką trafiła ich przewodniczka wywołała pewne zamieszanie w szeregach marynarzy. Ale krótkie. Wszyscy spodziewali się walki i wiedzieli, że gdzieś tutaj ją stoczą. Obie szefowe swoich oddziałów wydały polecenia a widmo ataku na te jaszczury przywitano gromkimi okrzykami. Widocznie marynarze byli pełni animuszu nawet jeśli przez moment ta zasadzka przed nimi ich nieco zaskoczyła. Casta ruszyła razem z Bertrandem a Lana kazała swoim naszykować pistolety aby dać im osłonę. Jednak szybko jaszczury wtrąciły się w te manewry wykonując własne. Skróciły dystans i obrały za cel grupę Casty. Obrzuciły ją oszczepami zmuszając do szukania kryjówek za drzewami i korzeniami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline