Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2022, 04:08   #170
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Huk wystrzału przed domem Bianco był charakterystyczny, ale jakby obcy. Wszyscy mieszkańcy miasteczka doskonale rozróżniali takie dźwięki. Pobliskie lasy w sezonie łowieckim rozbrzmiewały od wschodu do zachodu słońca niesioną przez górskie grzbiety i przełęcze przebrzmiewającą echem symfonią okazjonalnych luf sztucerów i dużego kalibru pistoletów na dużego zwierza lub śrutu na kojoty i ptaki. Teraz jednak, w miejskim gąszczu ulic i domów, strzał z bliska brzmiał jak wybuch armaty.

Markowi dzwoniło w uszach, ale nie na tyle, by nie mógł usłyszeć głosu Powella. I nie na tyle oszołomiony, by nie móc poinformować nowo przybyłych o tym, co się stało.

- Matka Any zamieniła się w Wilka - powiedział, po czym ruszył do telefonu. Skoro pani Bianco jeszcze żyła, to potrzebny był lekarz. I policja.

- Ło kurwa, co się tu dzieje… - wtrącił Bryan.

Więc tak mogła zginąć Allison. Pomyślał Bart. Ona lub ojciec Any zmienił się… stał oszołomiony.

W tym samym momencie Powell próbował powstrzymać krwawienie pani Bianco, korzystając ze swoich dłoni.

- Jak wezwiesz pomoc zobacz, czy w łazience nie ma apteczki i bandaży lub szybko znajdź jakieś szmaty. Muszę powstrzymać upływ krwi.

Mówił spokojnie, ale widać było, że jest spanikowany. Rozglądał się za nożem, którego nigdzie nie było. W oczach ochroniarza narastała panika - w końcu, jak się okazało, strzelił do nieuzbrojonej kobiety.

- Ani słowa nikomu o masce... - Mark powiedział cicho do Powella. - Zobaczę, czy coś znajdę... Ana! Gdzie jesteś?

Odpowiedziała mu cisza. Z korytarza widział też powoli podchodzących sąsiadów. Byli zaniepokojeni i wyraźnie podekscytowani.

Krzyk Marka pobudził Spineliego do działania. Wbiegł do domu Any zobaczyć czy dziewczyna przeżyła spotkanie z Bestią, lub czy są inne ofiary. Po drodze rozglądał się w poszukiwaniu maski lub noża.

Ani jednego, ani drugiego nie widział. Zajrzał na piętro znajdując bez trudu rozwalone w drzazgi drzwi. To był pokój Anastasi. Niby Bart nie był przekonany, jak sobie wyobrazić pokój dziewczyny, ale w końcu mógł go zobaczyć na własne oczy i chyba nawet do niej pasował. Kolor ścian był szaro-niebieski, stonowany i zdawał się być smutny. Po lewej stronie od wejścia umiejscowione było łóżko, które po swojej lewej jak i prawej stronie miało nocną szafkę koloru białego. Łóżko było nawet spore, jak na nastolatkę, ładnie pościelone i zakryte narzutą, która jednak w okolicach, gdzie zwykle trzyma się nogi, była pognieciona. Na podłogę zrzucona była torba Any, która raczej rzadko się z nią rozstawała, podobnie jak z aparatem fotograficznym, ale tego na pierwszy rzut oka Bart nie widział. Za drzwiami wejściowymi znajdowała się duża, biała szafa z lustrem. Po prawej stronie były uchylone drzwi do małej łazienki, po lewej i na wprost było okno.

To jedno okno przed jego oczami było uchylone, dojrzał również krew na jego białym parapecie. Rozbryzg, zaciek, spływający niczym świeżo wylany sok z malin. Ale sokiem z malin to, co spływało nie było. Bart bez trudu, doświadczony pracą w zakładzie pogrzebowym, potrafił rozpoznać krew. Wyjrzał przez okno i zobaczył leżącą na dole Ann.

Wtedy schodami na złamanie karku, a później na na zewnątrz wybiegł z domu dziennikarza zobaczyć czy dziewczyna żyje.

Mark skończył rozmowę, odłożył słuchawkę i spojrzał na agenta.
- Niedługo tu będą - powiedział. - Pogotowie - dodał.
Rzucił te słowa w przelocie, bo sprawa znalezienia apteczki zdała mu się ważniejsza, niż rozmówki z Powellem.

Bart podbiegł do leżącej dziewczyny, zobaczyć czy oddycha. Przyłożył rękę do pulsu, jak to widział niejednokrotnie wcześniej. Przyglądał się w poszukiwaniu źródła krwawienia. Nie starał się podnosić Any, bo mogła mieć uszkodzony kręgosłup i bez noszy, jeśli żyła, mógłby jeszcze pogorszyć jej stan.

- Ana! - krzyknął klęcząc obok. - Ana!

Nie odpowiadała. Leżała bezwładnie, z zakrwawioną nogą i głową.
Bart widząc, że żyje i oddycha, zaczął cucić lekko klepiąc w policzek i krzycząc przy uchu, aby się wybudziła i wróciła do żywych. Po jego nosie zaczęła płynąc łza.

Dały się słyszeć ciężkie, zwaliste kroki i niebawem pojawił się również Bryan. Osiłek przez chwilę stał jak wryty, biegając wzrokiem od nieprzytomnej dziewczyny do Spineliego.

- Osz kurw… Co tu się… Żyje?! E?! Żyje?! - Chase przyklęknął obok. - Ziomek, potrząchaj nią porządnie, to się wybudzi!

- Mogła uszkodzić kręgosłup. - Bart popatrzył na okno na piętrze, z którego wyskoczyła lub wypadła.

- No to nie wiem, może trzeba wylać jej wodę na japę - Bryan nie przestawał rzucać pomysłami. - Albo nie wiem no… E! WSTAWAJ! WSTAWAAAAAAJ! Te, ja pójdę znaleźć chyba jakiś telefon i zadzwonić, nie?

- Mark zadzwonił. - rzucił nie odrywając wzroku od twarzy Ann. - Wszystko będzie dobrze. Będzie dobrze. - powtarzał.

Jedno było pewne jak niepewność jutra. Bart wiedział, że czeka ich walka z demonem. Zamkną bramę między światami lub zginą próbując. Spineli nie odpuści póki bestia nie zostanie zniszczona lub wygnana do piekieł, czy jakiej innej ciemności, z której przylazła. Miał nadzieje, że Squaw z bratem spalili szopę Macrumów, skąd wszystko mogło się zacząć.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline