Hjalmar, choć sytuacja z Apollyonem była diablo poważna, nie mógł powstrzymać się od śmiechu na historię biednego Yanna, który zdawał się być straumatyzowany niedawnymi przejściami z oszustkami-naciągaczkami. Trik stary jak świat, grany jak Avistan długi i szeroki w każdym większym skupisku populacji. Ulfenowi coś świtało, że w Korvosie zwali to "dzbankiem miodu". A przynajmniej zwrot miał coś wspólnego z miodem. Mniejsza.
- Zabierzemy cię kiedyś do świątyni Calistrii - zaoferował, łupnąwszy Yanna po plecach. - To będzie dla ciebie dopiero niezapomniane przeżycie. Dobra, już, nie krzyw się. Jak wypatrzysz jutro tych zbójów, to nam powiedz. Nauczymy ich kultury.
Gdy już ulokowali się u Gertrudy, Hjalmar z ciężkim sercem powstrzymał cisnący się na usta komentarz ociekający sarkazmem, który u południowców pewnie wywołałby palpitacje serca i usadowił się kulturalnie na zydlu, który oprotestował ulfeński ciężar przeciągłym skrzypnięciem. Monosylabizm, najnowszy nawyk Apollyona, wzbudzał u skalda niepokój, a gdy mężczyzna zasnął w końcu, odchrząknął.
- Myślicie, że się obudzi? - Zapytał kompanów.
Odpowiedziała mu cisza. Nikt nie był pewien odpowiedzi.
- Jak Darvan rzecze - Hjalmar wskazał zaklinacza w odpowiedzi na słowa Thirleasa. - Mamy zapobiegać chelianizacji młodzieży. To chwilowo nasz jedyny trop.