05-10-2022, 13:29
|
#499 |
| Sri Sansa wyjął telefon. Zadzwonił do swojego ghul, który czekał na parterze restauracji. Tremere poinstruował go szybko na temat drogi powrotnej.
Po trzydziestu minutach byli już wewnątrz białej willi czarnoksiężnika. W całym domu panował chaos związany z wyprowadzką. Gdy z podjazdu odjeżdżały kolejne auta, to natychmiast na ich miejscu pojawiały się inne białe taksówki z tej samej korporacji. W sumie Heroldzi naliczyli już dziewięć takich aut.
Heroldzi siedzieli i czekali.
Sri Sansa pojawił się po godzinie. Wręczył Navaho kopertę.
Spoon dojrzał, że emanowała od niej jakaś delikatna poświata sugerująca, że jeden czarnoksiężnik pisząc do drugiego używa magicznych sztuczek.
- Brainbridge był w naszej Fundacji, w Hotelu Andaz. Jednak po tym co tam się zadziało najpewniej ukrywa się w bezpośrednim towarzystwie dworu - mówił powoli.
- Wierzę, wam, bo przysięgacie na krew. A wszyscy pochodzimy z czasów, gdy to coś znaczyło. List jest obłożony magiczną pieczęcią. Jeśli otworzy go ktoś inny niż Edward, to spłonie.
Sri Sansa nie doprecyzował czy spłonie list, czy ten, kto zerwie pieczęć.
- Piszę tam o pewnych kwestiach polityki klanowej. Nic, co was dotyczy. Wybieram się do Edynburga i tam osiądę. Z rodziną. I nie zrozumcie mnie źle, mam nadzieję, że nie zobaczymy się nigdy więcej.
Po chwili pojawił się ghul Sansy i podał zdobioną szkatułkę. Sansa sięgnął po klucz, który miał zawieszony na szyi i otworzył szkatułkę. Tony zaśmiał się w myślach, bo od razu widział, że zamek nie był zbyt skomplikowany i on sam bez klucza poradziłby sobie dość szybko.
Szkatułka ukazała kilka różnych bransoletek i pierścieni. Cath od razu oceniła ich wartość. Praktycznie wszystkie pochodziły z innej epoki i były ręcznie robione. To były prawdziwe skarby. Jednak nigdzie nie było tego pierścienia, który widzieli w swoich wizjach.
- Gdzie on jest? - powiedział zdenerwowanym tonem Sri.
- Panie, nie wiem… być może ktoś z twych kewnych… - Amrish był najwyraźniej przerażony gniewem swego pana.
- Natychmiast ich tu zbierz!
- Część śpi. Jest już po pierwszej w nocy…
- To ich obudź! - Sri Sansa wrzasnął prosto w twarz swego sługi.
Po chwili chaos się jeszcze zwiększył. Ludzie dosłownie wpadali na siebie. Sansa powstrzymał Heroldów, gdy ci próbowali go zagadywać. Po chwili w ogromnym korytarzu cała rodzina Sri Sansy stała ustawiona w szeregu. Dwadzieścia dwie osoby w różnym wieku i różnej płci. Wszystkie z wyraźnie hinduskim typem urody. Zebranie ich trwało pół godziny. Amrish budził część ludzi. W pomieszczeniu były zaspane dzieci obok swych rodziców.
Wszyscy zastanawiali się o co chodzi. Sri trzymał w ręce szkatułkę. I wtedy nastąpiło coś, co zszokowało wszystkich.
W sytuacji pierwszy zorientował się Spoon. Jedna z dziewczyn, na oko trzynasto, może czternastoletnia uśmiechała się do Tremere. Była w długiej białej piżamie. W ogóle wszyscy wokół zdawali się wręcz uwielbiać biały kolor, jakby byli członkami jakiejś sekty. Ta dziewczynai zaczesywała włosy lewą dłonią. Na jej serdecznym palcu połyskiwał pierścień z rubinem.
Twarz Sri Sansy zmieniła się nie do poznania. Wystawił ogromne nieludzkie kły i rzucił się wprost na dziewczynę.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
| |